Iss znów miała imprezę.Miało być duże spotkanie rodzinne, ale nam się rodzina wypięła, bo wujek Paweł musiał zawieźć zonę swą, Jolantę na lotnisko 14 kwietnia, a potem odebrać z lotniska 21 kwietnia. Nasza sąsiadka miała niezapowiedzianych gości, też nie przyszła. Była za to Marynia, cioć Nadzi i Alinki mama i Nadzia we własnej osobie, a także Iza z naprzeciwka ze swoim bratankiem Dorianem. Był tort zrobiony częściowo przez Kasię i częściowo przez babcię Ulę a zdobiony przez Kasię. Były prezenty i pucle z Hello Kitty, co to je goście rozwiązywali i było wesoło i śmiesznie.
O, chyba żem nie wspominała, że wujek Paweł to nas odwiedził od razu na początku naszego przyjazdu. Babcia zrobiła obiad, upiekła szarlotke, jak to dla gości, a Iss bawiła się z Madzią, młodsza córką wujka. Anegdotka:
Po obiedzie w sobotę podano szarlotkę, ciepła była prosto z piekarnika, to poleciałam migiem do sklepu dokupić lodów, żeby było smacznie. Podano więc tę szarlotkę z lodami i opowiadam, że ja tak lubię, i że się tam nauczyłam tak jeść. Na co Paweł walnął swoją żonę porządnie w plecy i zakrzyczał swoim grubym śląskim głosem " Wyprostuj się. Po angielsku jesz a siedzisz jak jakiś Polok!!!"
Do niedzielnego obiadu i zdjeć tyż się prostowoł.
Koniec dygresji.
Po naszej imprezie należało Lelona wykąpać. Nadzia z nami poszła, bo on lubi swojego nowego kolegę, a Urszula lubi ten fakt i go (czyt Nadzię) wykorzystuje. Nadzia rozbisurmaniła Lelona, poszalała z nim w wandzie (Isunia, a gdzie ty się kąpiesz? W wandzie), popływał se chłopak. I nie chciał potem siedzieć, prostował nogi i kazał (rzecz jasna nie wierbalnie) się po wandzie, w wodzie ciągać.
Iss zrobiła się wysypka. Myślałam, że to może ospa. Niestety nie, a chciałam zostać dłużej w Polsce i miałam nadzieję, że będę miała pretekst. Alergia na truskawki. Ciocia Iza przyjechała z Warszawy ( tak, tak, nasza ciocia teraz warszawianka jt, przeniosła się, żeby troszkę zmian w życie wprowadzić) i przywiozła te truskawki. Smaczne były, szkoda tylko, że takie kropki pozostawiały.