Tuesday 31 December 2013

Adwenczer

 O rety, bawią się razem. Na moje kolejne, dziecko za chwilę wychodzimy, tylko jeszcze zrobię to i siamto, moje dziecko odpowiada, że oto oni mają adwenczer i oni nigdzie jeszcze nie mogą iść, dopóki im się ta adwenczer nie skończy.
Dla mnie lepiej, bo wcale mi się nie chce wychodzić. Angielska zgnilizna na dworze i jeszcze zimno. A tu prezent trzeba kupić, bo za dwa dni idziemy na urodziny, a za kolejne dwa na kolejne urodziny. A tu pewnie ludzie na mieście będą kole południa, a tu głowa ciężka od niewyspania, bo się Lelon rozbudzł, nie mógł zasnąć i mi spać nie dał.
A tu się narzeka i narzeka.
Ale jak światło zauważyła teściowa, już po świętach, zaraz się zima skończy i będzie wiosna, potem lato i od razu wszyscy będą szczęśliwi.
Na Nowy Rok przydałoby się zweryfikować złośliwości, komentarze i niezadowolenia.
Np, że ONI są jacyś dziwni, jak można galaretkę ze śmietaną, i że to najsmaczniejsze. A tu mnie Agata-od-Maćka uświadamia, że my też mamy dziwne upodobania wg ONIch standardów.
Będę lepszym człowiekiem
Hehe hehe hehe. Tom się uśmiała.

A propos ONIch.
Przychodzi do mnie Hania, sąsiadka i w progu się zachwyca zapachami. To, Haniu droga, boczek, polski, mamusia przysłała. Ach, to dlatego tak pachnie, bo ten ich to śmierdzi szczynami!!! Bo oni tych knurów nie kastrują, a masze polskie są kastrowane.
A to ci lekcja garmażerki.

Poświąteczna gorączka, urodziny luncze, spotkania.
W drodze na imprezkę autobusem. Dziecko mi się poperfumowało i mieszanka jej (?) perfum, obcych perfum i jedynego w swoim rodzaju zapachu autobusów i Iss niedobrze. Wysiadamy, żeby już dojść na nogach. Córciu, sprawdzę tylko, gdzie mam iść. Córcia patrzy z politowaniem. Mamo, idziemy tam gdzie pojechał autobus.
Świeżości umysłu mi dajcie, choć odrobinę.

Na urodziny Iss wystrojona w płaszczyk. Mamo, wyglądam jak dama. Leon, przestań, to nie jest płaszczyk do wygłupiania się, to jest płaszczyk damy.

Po urodzinach czas na odwiedziny u Nanny. Iss grzebie w czekoladkach, same czerwona papierki. Mamo, gdzie są białe papierki.
Nie ma białych.
Ale ty pachniesz jak one!!!
I mnie oświeciło! To, dziecko, to jest zapach mydła kokosowego na moich dłoniach, a cukierków raffaello to tutaj nie ma!

 Mamy taki adwenczer, że śpimy w namiocie  i jest dziura i musimy mieć parasolkę.

Ps Kiedy pojedziemy do babci i dziadka, bo ja za nimi tęsknię i ich bardzo kocham.

Friday 27 December 2013

Kto przy stole mlaszcze, ten dostanie w paszczę

Mam, mam. Mikołaj mnie kocha i na pewno byłam dobra i grzeczna w tym roku, bo mi jeszcze przyniósł perfumy, czekoladę i koniczynowy łańcuszek na szczęście, który wsadziłam gdzieś, żeby mi szczęście nie uciekło i nie wiem gdzie.
Widziałam, że Mikołaj polubił sklep z tymi cudownościami, co dostałam, bo i u Gatti prezenty z tego samego rzutu. Nostalgia, sentyment i motyle w brzuchu.
Cały dzień  go nosiłam, ten fartuszek, choć w kuchni odgrzałam tylko zupkę pomidorkową na przystawkę do świątecznego obiadu. Bo u nas po angielsku. Oczywiście plama jest!
Choć! Nie dałam się zastraszyć! I polskie tradycję w podwójnej dawce dzieciom zapodałam, dwie wigilie, jedna u mnie, bo po pierwsze nie mogłam nie jeść tego, co zawsze na Wigilię, a po drugie, przecież tego nie wyrzucę. Druga Wigilia u znajomych. Brzuch jak balon, grochy, grzyby i kapusty się rozpanoszyły, pobiły o miejsce w żołądku i pozostawiały siniaki i stłuczenia. Nie pamiętam kiedy czułam obolałość wszystkiego, co odpowiada za trawienie.
I nie dziwię się, że mnie tak bolało, bo jak można tak siebie nie lubić i wpychać jak leci, co popadnie, przez, kontynuować przez cały następny dzień i skończyć trzeciego dnia na obiedzie u znajomych.

Prezenty od Polski przyleciały pod choinkę akurat jak byliśmy na drugiej Wigilii. Mikołaj sprytny, a dziecka nawet się nie rozebrały, w kurtkach dalejże otwierać.

 
I tylko się zastanawiam, czy mam rację, że co za dużo to nie zdrowo. Czy góra kolejnych prezentów, które sprytny Mikołaj z trudnością poupychał pod choinką, żeby, jak tradycja angielska nakazuje mogli je Isa z Leonem otworzyć z rana następnego dnia,  jest potrzebna. I czy może ma rację babcia kolegi z przedszkola, która uważa, że czasy były inne, że jedna lalka i może, ale jak teraz babcie i ciocie chcą i mają środki, to jak najbardziej powinny ten stos prezentów.
A Leoni tak bawi się tylko Gordonem, a Isa tylko rysuje.
Ale mają, no tak, mają. A ja nie muszę wydawać pieniędzy. Na sukienki, piżamki i gry. Choć nie, gry to akurat dobry prezent, bo Iss zabrała się do grania w Jake i piratów z Nibylandii o 10, zaraz po rozpakowaniu...

Mamo, ja jestem grzeczna, prawda, bo robie to i to (tu lista tego co robi), to na pewno na next Christmas dostanę też prezenty.






Monday 23 December 2013

Świąteczny wysyp cd

Tak mi się chciało sałatki jarzynowej. Na święta se zrobię, obiecałam sobie.
A tu nasza amerykańska lodówka dla krasnoludków przepełniona, bo nam babcia z amerykańskiej polski (nonono) paczkę z dobrociami przysłała, a za oknem ciepło i lisy latajo, więc i tam mi nic nie postoi.
Sałatka będzie na Nowy Rok. Isabela lubi, jadła u cioci-Kasi-co -ma-Emilkę.


Muszę, bo inaczej na zawsze pozostanę wstretną wiedźmą.

Jak na załączonym obrazku. Wiedźmowata matka i jej biedne płaczące dzieciątką. Żebym jeszcze zrobiła zajęcia plastyczne-namaluj dziecko jak się mamusia z tobą bawi. A tu tak ni stąd ni zowąd.

Także byłyśmy na balu świątecznym, gdzie przez półtorej godziny dzieci wykonywały polecenia pani i chyba wolę bale w polskim klubie, gdzie niby organizacji brak, ale przynajmniej muzyka jest i potańczyć dzieci mogą TAK JAK CHCĄ.

 Ps To nie ja tym razem w roli malarza.


Dzieci w drodze do Dziadków. Nie wspomniałam, że tatuś zapakował w pudełko od Babci i wysłał w prezencie?




-Isunia, ja nie rozumiem co twoja spódnica robi na podłodze!
-Bo jest mokra?????....?????

Tuesday 17 December 2013

Grzane wino

Będąc w świątecznym amoku wybrałam z dziury w ścianie kwotę w wysokości funtów 20 i wraz z dzieciątkami podążyłam do swiątecznego sklepu po zakup nowych ozdób na naszą domową choinkę, mając jednakoż nadzieję, iż spora część pobranych funduszy światecznych w portfelu zostanie.
Jakież było moje zdziwienie gdy po podliczeniu gwiazdki, ptaszka, serduszka, kuli, różowego motocyklu i żółtej pomadki okazało się, że nawet na kawę mi nie zostanie.

Wcale się nie zdziwiłam. Tak tylko ładnie brzmi, że jakież... itd itp
Zresztą dawno to było i tylko mi się przypomniało z okazji nastroju świątecznego, który to mi się mianowicie już z rana udzielił na świątecznej grupie leonkowej.
Proszę bardzo:


Grzane wino i mince pies. Z rana.

Leon nam w niedzielę zachorzał. Isa się z tej okazji wybrała na zakupy z ciocia Birną i zakupiła sukienkę. Leon ozdrowiał po podaniu ibuprofenu. Pomocna służba zdrowia brytyjskiego poleciła naprzemiennie paracetamol i ibuprofen, bo zapalenie ucha w 95% jest wirusowe. Podziałało. To może nie będę komentować, że po co setki lat rozwoju medycyny, skoro i tak kończy się na paracetamolu w kraju paracetamolu.
Ps rodzisz, ach, no to weź paracetamol jak bedzie bolało. Z autopsji. Lat temu 4 i pół.

Monday 16 December 2013

Aniołki, choinki i autorytet

W zeszłą środę wielkie wydarzenie, bo szkolne przedstawienie.
Iss była aniołkiem.

I choć obawa była, że nie zechce wyjść, to jednak wyszła, razem z całym rzędem innych aniołków.
Musi moje metody nie są takie złe. Nie zmuszaj, będzie chciała to wyjdzie. Po co dziecko stresować, żeby pani nauczycielka i mamusia miała satysfakcję, że zmusiła dziecko do występów publicznych (bo ja mamo nie lubię jak oni wszyscy na mnie patrzą) które nawet dorosłych czasem obciążają?
Chyba, że okazało się, że nie mam autorytetu nic a nic.
Hehe.
Wyobraź sobie, że tam jestem tylko ja i tata i nikogo innego.
I co, działa.
No, tylko jak na chwilę wyszłaś, to się troszkę zawstydziłam znowu.


Pozwalam sobie na eggnog latte, nadal. Z dziećmi chodzę. Leon prosi się o kawę, jego hulajnoga sama zna drogę do kawiarni.
Myślę sobie, że chciałam sobie potworzyć. I myślę sobie, że już za późno, już nie zdążę. A wszystko dlatego, że się tu święta dawno zaczęły i już dawno powinnam mieć potworzone.  A ciocia Kasia np jeszcze tworzy nie martwi się, że za późno. Jakieś choinki czy co....

Sunday 8 December 2013

Gordon

Mam w domu miłośnika kolei. Budzi się rano z "pociąg" na dzień dobry. W salonie mamy spirale torów, których nie mam już nawet siły chować gdzie powinna być, kiedy dziecko śpi, a matka chciałaby nie miec za towarzysza wieczoru niczego, co przypominałoby co robiła przez cały dzień. Nie chowam, bo z samego rana muszę rozkładać. Jestem już wprawdzie świetna w te klocki, tory rzec powinnam, ale po co dodawać sobie pracy. I tak raz dziennie zmieniamy materiał. Mama te, mama nie te, mama te. Pech chciał,. mój pech, że są w salonie dwa pudełka torów, nie pomieszanych jeszcze "bo Onek śpiąta mama". Tory drewniane i tory plastikowe, ze zmotoryzowanymi pociągami. Na baterie czyli. Wystarczają na dwa dni. Miłośnik kolei nie wyłacza pociągów, gdy się nimi nie bawi. Musi lubi jak słyszy, że jeżdżą, albo chcą jechać, a się akurat gdzieś zablokowały.

Przedświąteczna gorączka nadal się panoszy. Dziś w ramach zabrałam dziatwę do Honeywood Museum. Przy okazji zaplanowano karmienie kaczek i zabawę na placu zabaw, ale jak już  wyszliśmy zrobiło się ciemno, kaczki poszły spać i nawet na nasze podsypywane w czerń stawiku ziarenka, nie reagowały.
Po pierwsze powinnam była się z domu wybrać wcześnie, po drugie, można było kaczki karmić najpierw, a potem iść do muzeum, gdzie znów robiłyśmy cuda o tematyce Christmas. Ale kto przewidział, że w maleńkim domu można się zasiedzieć i wyjść po dwóch i pół godzinie?


Poza tym:
"Mikołaj niesie choinkę Gordona. Glablysia. Chyba"
Tomek i przyjaciele to nadal Leonka najlepsi przyjaciele. Kilku już, jako prawdziwy miłośnik, posiada. Nie ma jednak najważniejszego- Gordona, albo Gabrysia. Chodzi i opowiada, że dostanie.

Gabryś jest ważny, bo ciągnie ekspres. Jest najsilniejszą maszyną. Jest duży.
Robimy sobie z Iss spokojnie myszki z bożonarodzeniowego wierszyka, Leon bawi się torami. Akcja nadal rozgrywa się w muzeum.Leon krzyczy, że Gordon, chodź mama. Nie ma tam Gordona, wiem, bo na wstępie musiałam naprawić tory. Syn się nie poddaje, mama, Gordon tutaj. Muszę się poddać, mimo, że myszka z wierszyka wciąga.
Gordon do wglądu na zdjęciu tutaj Dzieki ciocia Kasia za przypomnienie Explorera.



Friday 6 December 2013

Mikolajki

Mikołaj jest kochanym panem, bo pod poduszką Isabelka i Leonek znaleźli worki pełne prezentów dokładnie z listy prezentowej. I jak tu nie kochać Mikołąja i Świat i nie cieszyć się, że lampki na choince świecą w domu już od drugiego grudnia, choć okna nie pomyte, a podłogi nie wypastowane.
Grunt, że dziatwa się cieszy, i juz nie tylko na ulicy podaje, że pieknie.

Pięknie, no pięknie.
A w głowie szumi grzane wino.
No jakżesz pięknie jest.





Saturday 30 November 2013

Znów o świętach

Mamusio, czy możemy powiesić na oknie taki napis Merry Christmas Everyone, żeby wszyscy widzieli, i żeby wiedzieli, że chcemy dla nich być mili?


Kiedy dziś rano z ledwościa zwlekałam się z łóżka, w interwałach odmierzanych roszczeniami mego potomka (6.45 mamo, czy możemy już wstać, 7.15 mamo, czy teraz możemy już wstać, 7.30 mamo, czy możesz zrobić mi herbatkę z mlekiem, 7.45 mamo, gdzie jest moja herbata) wiedziałam, że czeka mnie niezwykły dzień.
Po odsmażeniu obiadu ( żeby był gotowy jak przyjdziemy) i boczku ( na śniadanie najlepszy) pozbyłam się smażeniowych zapachów i zapakowałam dzieci na hulajnogi i w drogę na deptak. A tam znów zachwyt, bo jak pięknie, tłumy ludzi, które nagle uświadomiły sobie, że pora robić zakupy ( jakby nie można było przygotować się przez ostatnie dwa miesiące) i wyprowadzały mnie z równowagi, a między nimi Leon, z gracją na hulajnodze. Niezwykła sobota. Komercyjny duch Świąt wszędzie, ach wszędzie. Ozdoby choinkowe robiłyśmy na mieście i aniołka na choinkę. I nagle uświadamiam sobie, że nie wie to moje dziecko o co chodzi w tych świętach tak naprawdę. Bo, że Merry Christmas i tyle. Acz, całym sercem, piersią, duszą i zaangażowaniem. W to Merry.
Nawet z Mikołajem miała spotkanie bliskiego stopnia. No, troszkę się wstydziłam...

Kontynuacja w domu. Choinkę na ścianę z bombkami już mamy gotową i jeszcze tylko gwiazdeczki.
I nagle słyszę. To na pewno był tylko przebrany pan za Mikołaja, to na pewno nie był prawdziwy Mikołaj.
I nie wiem, czy w ogóle nie wierzy w Mikołaja, czy wie, że Mikołaj ten prawdziwy jest tylko jeden i byle gdzie nie będzie się włóczył.

W duchu świąt pozostając, składałam zamówienie na paczkę. I kaszę ze śliwkami poproszę, i kapustę z grochem i pierogów też możecie dorzucić. Bardziej się domyślam, niż słyszę, że matka pyta ciotkę Kanię (u której zamówienie składałam), czy ona (ja) nie będę mogła sama i co ja będę robić, że nie będę mogła sama. Mamo, ona będzie karpia patroszyć!!!!
Ciekawe czy Trójka ma Karpia w tym roku. Dawno nie słuchałam.

Ps. Mamo, musiałam zaświecić światła we wszystkich pomieszceniach w drodze do toalety i wokół toalety, bo tam mogły być ghosts i vampires i ja się bojałam.


Thursday 28 November 2013

Zwierzenia przedświąteczne

Zima idzie. Choć można by polemizować, zważywszy, że 10 stopni dzisiaj mamy.
Święta idą jednak na pewno. Na głównej ulicy wszędzie lampki, choinki, ozdoby. "Ach jak pięknie, mamo, jak pięknie, ale piękne, mamo, jakie to piękne, mamo, ale tu jest tak pięknie." I tak bez końca.
Poza tym : "Mamo, gdybyśmy mieli swój dom, taki cały, jak ten tutaj (złożyło się, że ten tutaj dom ma pięęęęęękne światełka na balkonie), taki dom, żebyśmy nie musieli go z nikim dzielić, tylko cały dla nas, to mamo byłoby tak fajnie. .......  i byśmy powiesiły takie lampki....."

Sezon świąteczny to także moja Eggnog starbuksowa Latte, której sobie w tym roku nie odmawiam, coś mi się od życia należy. (takie mam wzniosłe marzenia i oczekiwania od życia). Zabrałam Leona do kafejki, rozsiadł się, zdjął po kolei kurtkę, bluzę, buty, skarpetki i wcisnął stopy pod moje nogi. Zimno, odpowiedział na mój pytający wzrok.

Kupiłam sobie po roku w końcu nowe głowki do szczoteczki elektrycznej (nie nie, przez rok używałam normalnych szczoteczek). Leoś wypatrzył jedną z Tomkiem pociągiem. Po co ci synu taka szczoteczka (pierwsze pytanie, które pada gdy dziecka muszą coś mieć). "Potrzebujem". No i już. Kłócić się nie będę. Może będzie łatwiej zęby myć, bo na razie to walka.
A jak już przy temacie. Tysiąców nie wydamy na zęby Iss, ale mamy inną panią, która nie zaplanowała masowego wyrywania i tylko czekamy na telefon od niej, żeby potwierdzić chęć współpracy.
Oby zadzwoniła szybko.

Thursday 21 November 2013

Urodziny Taty


Tak dzieci świętowały 39 urodziny swojego taty cztery dni temu.

A dziś, wchodzimy w sklepie do windy. I jeszcze, jeszcze ja, z jeszcze jednym dzidziusiem! Oh, chciałabym, żeby to też był jeszcze jeden dzidziuś, dodaje babcia wskazując na zakupowy wózeczek na czterech kółkach, poczym dajelże zaczepiać Leoncja, który wprawiony w boje z zaczepami nieodmiennie odpowiada No no no, mummy, niezależnie co usłyszy.
Ach, to taki synuś mamusi tłumaczę, żeby nie było, że mam dziecko niekulturalne.
Ach, każdy synuś jets mamusi. Ja też mam takich synusiów mamusi, czterech. Do tej pory są mamusi.
Ach, ale to duże chłopaki muszą już być.
Yhm, jeden właśnie niedawno przeszedł na emeryturę. A ja mam 90 lat.
Have a good day ladies, dodała i pomknęła ze swoim wózeczkiem w półkowy labirynt.

Panie Boże, czy ja też tak mogę, jak już i jeśli, dożyję takiej 90-tki?

Jutro fotograf w szkole, a na nosie Isabeli siniak w kształcie Italii. Nabyty w niedzielny wieczór, na płaskiej powierzchni wykładzinowej w skutek bliskiego spotkania z garażem Leoncja. Niczyja to wina.
A jeszcze tego samego dnia tłumaczyłam znajomym w parku dlaczego nie przestaję krzyczeć powoooli za moimi dziećmi.

Monday 18 November 2013

Szaleństwo

Leon naprawił tory i stwierdził: Onek menny opczik. Następnie przetłumaczył: Onek naprawił, delni opczik.
Onek to dzielny chłopczyk, a mama jest cinka.
 A w sobotę mieliśmy nasz ulubiony maraton i wszyscy byliśmy szczęśliwi. U nas każdy lubi jak sie dzieje. Podrzucili nam z rana dziecko w wieku szkolnym, na cały dzień, bo rodzice przeprowadzali się do nowego domu. Z tym dzieckiem ( a dasz sobie radę przez ulicę z dwójką ?) zrobiliśmy w bibliotece obrazki z rakietą w roli głównej, z tej biblioteki zabraliśmy inne dziecko z jego mamą i bratem do nas na lunch, w międzyczasie podrzucili nam inne dziecko na dwie godzinki, bo się chciało pobawić, dziecko z matką poszło do domu zrobić pokarm na lunch, odebrano podrzucone dziecko i podrzucono nas na nasz lunch a właściwie już obiad. A tam zaraz przyszło dziecko z matką i pokarmem, oraz  ojcem i bratem i inne dziecko greckie ze swoją rodziną.
Zakładam przedszkole.

Wystąpili:
dziecko poranne-Max
dziecko z matką-Maciek, Filipek, Agata
dziecko podrzucone- Duży Filip oraz jego mama Ewelina
dziecko greckie- Ariadne, jej rodzice Stella i Christos oraz siostra Danai
a także Emilka i jej rodzice Kasia i Jurek, u których tym razem odbył się nasz comiesięczny zlot.

Koniec, Fin, The End!







Thursday 14 November 2013

Szok

Mamy nowe pociągi. Nie składamy torów, bo po co? Leon potrafi zniknąć wśród nich na godzinę. Od czasu do czasu podskoczy, żeby dać całusa w kolano, albo łokieć, albo oświadczyc Kocham ciebie.

Iss nie zamyka buzi. Zasypianie zajmuje jej wieki, bo milion historii. Udaję, że chrapię. Cisza. Nagle pada: mamo, to ty tak udawasz, że chrapiesz?

Idziemy do szkoły. Ni stąd ni zowąd:  u babci jest fajnie, wszystko ma fajne, dom ma fajny, bo ma dwie kuchnie i ma jeden telewizor na górze i jeden na dole, ten na górze, ma bajki dla mnie i dla leonka, a ten na dole ma pingwiny dla większych dzieci, ale i tak są fajne. A w salonie dziadek siedzi na kanapie i wtedy my musimy iść na górę oglądać bajki.

 Isunia, prosiłam cię, jak się kaszle zakrywamy...?
Przed deszczem!!!! (buahahahahaha)

Wychodzę z siebie. Najczęściej używanym słowem jest nie. Siłą zaciągnęłam ją do kąpieli. Zagroziłam, że nie będzie bajki. Chyba, że powie : mamusiu, jest mi bardzo przykro, że jestem wielkim wygłupiaczem. Obiecuję, że jutro będę mniejszym, pojutrze jeszcze miejszym, a popojutrze już o góle nie będę. Przetrawiła, zakopała dumę i skacząc na pupie na moim łóżku wydała z siebie donośnym głosem:  mamusio, jest mi przykro,że jtem takim wygłupiaczem. Obiecuje, że będę mniej wygłupiaczem jutro, a potem będę więcęj mniej wygłupiaczem.

Leon czytał książki. Wyłożył się na podłodze obok Iss.
Pretenduję do miana matki idealnej, uczę syna porządku:
Oj, bałagan tu jest. Ksiązki ktoś rozrzucił, chyba Leonek tak? dodaję, naiwnie dając synowi szansę na pokazanie swojej najlepszej strony.
Tak mama, teba, teba tośtątać. Mama śtąta.

A teraz zapraszam na szok.
Wizyta w szpitalu u dentysty. Do usunięcia martwa jedynka, bo na pewno zaraz się wda zakażenie i się stały ząbek nie wykształci. Trójki się nie da leczyć, do usunięcia. W związku z czym usuwamy trójkę po drugiej stronie, bo trzeba symetrycznie ( żeby stałe zęby po równo krzywo urosły?!?). Jak sie jej nie uda wyleczyć pozostałych to też usuniemy. Pod narkozą, razem jakieś 7 mleczaków poleci. Bo tak tu już jest.
Znów na gwałt szukam nowych rozwiązań.

http://johnnyjung04.files.wordpress.com/2010/10/xz.jpg
Gdzie ten stomatolog zdobywał wiedzę o znaczenu mleczaków dla prawidłowego rozwoju zębów stałych oraz robieniu miejsca dla tychże, żeby nie rosły w cały świat.
I stad bierze się parada Żukosoczków. Ps pierwszy autochton, kt w uśmiechu pokazał koleżance uzębienie skojarzył się jej z takim.





No i czy ktoś zechce kupić bilety na świąteczną loterię w szkole Iss? Bilet 30pensów, cały plik funt pięćdziesiąt. Chętnie założę.

Sunday 10 November 2013

Słodko-gorzko

999what'syouremergency. Program w angielskiej telewizji o wezwaniach do ludzi po 80, którzy się przewracają i nie mogą wstać.
Scena pierwsza.
Staruszka z balkonikiem, ledwo wstaje. "Nikt o nas już nie pamiętam ,nikt nie dba i dla nikogo nie jteśmy ważni."
Scena druga.
Dama, lat 92. Makijaż, którego  nie powstydziłaby się ciocia Aliss, elegancka bluzeczka, broszka z epoki. "Szczęśliwi ludzie żyją dłużej. Oczywiście, że miałam gorsze dni, nie zawsze wszystko było po mojej myśli. Myślałam wtedy, nie załamuj się, są inni, którym jest jeszcze gorzej niż tobie."
Scena trzecia.
Nagrana rozmowa. Moja żona się przewróciła. Ma 86 lat. Była już gotowa do snu. Nie, nie mogę położyć jej płasko i wyjąć poduszki spod głowy. Jest za ciężka. Ja też mam 86lat.
W domu. "Jesteśmy po ślubie 66 lat. Wybierała się do sypialni i nagle upadła"
Nie udało się jej uratować. Zmarła na oczach męża. I moich.
W kuchni. Ratownik pogotowia robi staruszkowi herbatę. "Mleko jest w garnuszku na kuchence. Ona lubiła napić się ciepłego mleka przed snem".

Model rodziny wielopokoleniowej w jednym domu to był zdecydowanie dobry wynalazek. Szkoda, że się ludziom przejadł.


Na osłodę, Iss była na Jesiennej Dyskotece, wystrojona w swoją najlepszą żółtą sukienkę. Czy to forma balu ( tańczyć, siadać, w szeregu zbiórka, na poczęstunek marsz, reszta tańczyć, dwie piosenki, siadać, w szeregu zbiórka, grupa druga na poczęstunek marsz, reszta tańczyć itd itd), czy repertuar ( tu bym się zdziwiła, bo ulubione piosenki dla dorosłych dziewczynek- Katie Perry, One Direction itp)
tak czy inaczej niewiele było tańca w pozach mojego miłującego tę dziedzinę sportu, życia, rozrywki (?) dziecka.

I jeszcze zupełnie nieadekwatnie do nastroju wpisu. Popis angielskiego pajaca.
Cel szlachetny.

Monday 4 November 2013

Akcje ratunkowe

Onek, ty łobuzie.
Nie łobuz.
Onek, moje słoneczko.
NIE!!!!
To co Onek.
Onek-Onek!!!

Najgorsze to się nastawić na Przygodę Podczas Ferii.
Chociaż, przyzwyczaiłam się już do tylu rzeczy, które mnie tu wyprowadzały z równowagi, że jedna więcej, jedna mniej do kolekcji nie zrobi różnicy.
Przygoda nie chciała za daleko, została w granicach miasta i sąsiedniej wsi. No, kiedyś to była wieś.
Pozwoliła na malowanie motylków na buzi i świętowanie urodzin kuzynek.

Zakończyła się kropkami na stopach i dłoniach, wizytą u dochtóra i diagnozą hand, foot and mouth disease. Wirus i tak już się rozpanoszył w szkole (niewiarygodnie zaraźliwy) i kazali nam dziecko do szkoły posłać, chyba, że będzie słabe.

Leon jest słaby, kropkom towarzyszy nieprzemijająca gorączka, która przygwoździła go do kanapy i internetowych pociągów. Co jakiś czas donosi, że ząb boli (raczej afty i wypryski w buzi). Całus w zęby okazuje się najlepszym lekarstwem.

Ząb boli Iss, bardzo. Wiwat niezawodne babcine sposoby!!! (I resztki Smirnoffa z leonowych urodzin).  Zawyła, uśmiechnęła się i stwierdziła, że nie boli.

Mama klyklyj Onka kocykiem.

Thursday 31 October 2013

Dynia

Zdarza się, że uda mi się obudzić wcześniej niż Leon, ucieknę przed poranną maltretacją cycków i siędnę z herbatą. Bywa, że da mi pół godziny zanim przyjdzie oświadczyć, że piłem mama lub Onek pił się mama.  Wyśpiłeś się, ach to dobrze synu, dobrze.

Z okazju Halloween uszyłam, sama, własnymi rękami (oprócz suwaka, bo ten był ze starej sukienki z ciuchlandu) strój Królowej Wampirów. Efekt, łącznie z makijażem, byłtak przekonujący, że Iss bała się spojrzećw lustro i robić miny.
Na Leonie nie robiło to żadnego wrażenia.



Leon to Dynia. Żeby nie było wątpliwości.


Sunday 27 October 2013

Niedziela


Niedzielne popołudnie. W telewizorze western, dzieci (sztuk 3) pożera fruitelle.
Zwyczajne życie zwyczajnej rodziny, nie przyzywczajonej do obecności ojca w niedzielne popołudnie.
Husband ma dwa tygodnie wakacji, z czego tydzień już minął, a ja skorzystałam tylko na poniedziałkowej kawie z zapomnianą i nie widzianą od dwóch lat koleżanką ( nawiasem mówiać, tą która pracuje dla mojego Husbanda) oraz całkowicie niespodziewanej kawie sobotniej z ciotką Aliss.

Ogląda się człowiek przez ramie, robi rozliczenie tygodnia i myśli, czy aby ten sok jabłkowy i magiczne niedzielne popołudnie z ciotką Gatti i jej zakatarzonym (znów) mężem, było tydzień temu.
Aneks do niedzieli, rozsmakował się Leon w nasturcji, nie dziwił się, że można kwiatki jeść, dynia była wielka, w sam raz przed Halloween, obdarowana zostałam prezentem urodzinowym oraz pięęęęęknymi talerzykami z kolekcji ciotki Gatjuszy (do nabycia tu; mój prezent nie, mój jest u-ni-ka-to-wy), które są moimi ulubionymi obecnie i opracowuję niecny plan, jak tu zorganizować więcej, w kolorach wrzosowiska ;))

Z kaw moich zrobiła się piękna klamra do mijającego tygodnia. No i narobiła smaka na wypady za miasto, podczas których wzrok ma sie na wysokości zabytków i dziwów, a nie tylko umykających dzieci.

Leon rozwija się lingwistycznie w zastraszającym tempie.
Bella, choć pomóc mi.
Onek nie umie.
Sharing is caring.
Chcem bumke. (bułkę) Onek lubiem bumke
Look daddy.
Mama, chrupki. Nie mam dziecko.Choć, onek pokażam ci.. Widzisz mama.
Lijon, dy łan ( this one)
Igen ( again, jeszcze raz)
plosze sie (proszę cię)

Leon nadal szaleje, stwierdził, że nie ma co marnować wieczorów na sen, siedzi z nami do 23, a ja tracę resztki równowagi psychicznej, której zasoby miałam przeznaczone aż do kolejnego wyjazdu do dziadków.

Bezczelne wiewiórki przestały się bać. Siedzą w karmniku z moimi dziećmi przyklejonymi do szyby z drugiej strony.
Przeniosłam karmnik na okno kuchenne.
Wiewiórki przestały przychodzić, ale ani jednego ptaszka nie było.




Monday 21 October 2013

Ale Przygoda

Nie pomaga.
Się staram, nie włóczę się, w domu siedzę, nie pomaga.
Może nie mam witamin.
Może nie powinnam w ogóle wychodzić, nigdzie popołudniu.
Po pierwsze nie potrafię, po drugie Isabelka nie bardzo chcę.
Po trzecie, jak tu odpoczywać z Leonem, który sie po domu kręci do 21.30.

Np dziś, zgłosiliśmy się na Streatham do wujostwa Matrasów, do Zaczarowanego Ogrodu, z którego wychodziło się jak z innego całkiem światu. Kaskady, bajorka z rzęsą, stara studnia ze streathamowego spa sprzed 400 lat a także wycieczka edukacyjna dla dzieci z demonstracją i degustacją soku jabłkowego wyciśniętego prosto z jabłka, z grillowaną dynią, wielkimi psami i jabłkiem serwowanym przez ogrodnika z papierochem. No i ciotka Gatjusza jak zawsze wprowadzała angielskie lovely klimaty.
A potem kafka i straszna ulewa. Ale przygoda, dobrze, że udało nam się skryć na czas.
Ale przygodowy dzień.

No i Onek zasnął na pół godziny około 16 i do 22.30 nam towarzyszył.
I dlatego także dopiero teraz uciekam spać.


Thursday 17 October 2013

Goście

Isa też lubi prezent urodzinowy Leonka. Rozpadły jej się raz tory:

Naprawiłaś już te tory córciu?
A widzisz, żeby pocąg jechał?
No nie.
To więc jeszcze montowam!


Mamusiu, pięknie wyglądasz, powiedziała mi, bo się odstroiłam na lunch.
Mamusiu, masz piękne buty. ( bo na obcasie. zima idzie, kozaki z szafy wyjęłam)


Odwiedzają nas wiewiórki.





Tuesday 15 October 2013

Onek ma dwa latka

Naprawdę chciałam wcześniej, bo potem wszystko naraz i nic z tego nie wychodzi.
Nie mogłam, bo zaniemogłam.
Jakby pomyśleć, powód był. Ostatnie dwa tygodnie non stop w biegu, więc czemu się dziwię, że w piątkowy wieczór siadam na kanapie ze łzami i wszystkowstrętem.
Jakby się tak zastanowić, od początku miesiąca, zatrzymałam się tylko raz.
30września zaczął się3 tydzień szkolny, a że okazało, się, że wcale jej ta szkoła nie męczy poszłyśmy na całe popołudnie do parku.
1paźdz zostałyśmy w domu odrabiać pracę domową, ale już w środę
2 całe popołudnie u teściowej
3 przyszła do nas Agata z Maćkiem i Ewelina z Filipem
4 gościłyśmy Zosię, nową koleżankę ze szkoły
5 w sobotę zajęcia plastyczne w kościele
6 lunch ze znajomymi dziećmi
7 jadłyśy paluszki rybne u Bea, koleżanki z przedszkola
8 poszłyśmy do parku z Nadią ze szkoły
9 zaprosiła nas Zosia
10 zaprosił nas Maciek, a przy okazji spotkaliśmy Maxa z przedszkola
11 na godzinkę do Filipa
a 12 już były urodziny Leonka
więc posprzątać trzeba było w piątek, co nieco przygotować

Przestałam się już więc dziwić.

Muszę się tylko nauczyć słuchać głosu rozsądku, który mi mówił, że przed urodzinami syna nie chodzi się po ludziach, tylko idzie do domu i po pierwsze szykuje imprezę, po drugie odpoczywa, żeby mieć siłę na imprezowanie.
A jak nie, to się wieczorem umiera.

Urodziny dla chłopca, nawet jeśli tylko rodzinne, ustalono na godzin kilka, od 13-tej do 16-tej.
Ostatni goście wyszli o 21.
Leon oszalał na widok prezentów. Oczywiście Tomek i przyjaciele. Zniknął ze swoimi pociągami na kilka godzin.
Żeśmy se potańczyli, małżonek wygrał konkurs na najlepszą Beyonce. Szkoda tylko, że nie zdążyłam uwiecznić.

Wednesday 9 October 2013

Skrót njusów


 Przytulacz Angielski. Wizja Isabela N.
Obecnie zwichrowany.
 






 Proszę zwrócić uwagę na karmnik dla ptaków domowy, do przyssania do okna.
Szalejemy.
Dochodzi do tego, że ustalam sobie, że dziś (czy jutro) nie umawiamy się z nikim, bo należy odrobic pracę domową. Nie ma czasu. Na szkołę nie ma czasu.
Wekend przeleciał twórczo na lepieniu myszek z cukru, robieniu podkładek pod talerze i malowaniu buzi, a to wszystko w ramach świętowania zbiorów. No i na bieganiu po ogrodzie w ramach niedzielnego lunchu z przyjaciółmi.

Leon mówi praktycznie wszystko. Że spróbuje, że jego kolej, że pociąg, że lubi, że mama pomoże, że Onek nie umie, że Onek poradził, że Elmno (czerwony Elmo), że Bela kole (w szkole),  że Bela proczeciem (proszę cię daj), że Onek dziadek lody (chyba jasne?), że obieraczka do ziemniaków nie jest do ziemniaków, tylko jabłek i tak możnaby bez końca.
Tylko nie spamiętałam.

Mamo, chciałabym loda.
Jakby nie mam pieniędzy.
A jak mnie odprowadzisz do szkoły to idziesz na sklepu?
tu naiwnie 
Idę.
No, to jak już zapłacisz kartą to pójdziesz do ściany i tam włożysz kartę i wyciągniesz pięniądze. I będziesz miała na lody. radość.

Rzecz jets o zajączku i jego dziadku. Czytamy o leniwym popołudniu i insektach latającyh obok nosa z głośnym bzykaniem.
Opowiadamy o zajączku. I co on teraz robi?
Leży i ogląda różne stworzenia co mu latają obok nosa.



Tuesday 8 October 2013

czas

Ratunku, nie mam czasu na nic!!!
Tzn mam. Tyle, że spędzam go z dziećmi i nie zostaje na nic innego.
Wieczorem padam. Albo z Leonem i budzę sie na prysznic. Albo na pięć minut na kanapie.
Leon wyrobił sobie paskudny nawyk i włóczy się wieczorem do 21.30.
Tęskni też za Ibelą i w obliczu braku obecności towarzysza codzienności ciągnie mnie oć oć mama.
Nie wspomnę, że przeorganizowałam cały plan dnia. Dla niego.

Teraz też nie mam czasu, bo trzeba iść spać.

Thursday 3 October 2013

Literki

Coraz bardziej mi się podoba. Nauka czytania bez uprzedniego poznania literek, to dopiero początek fascynującej drogi, jaką wyspiarskie szkolnictwo oferuje swoim, a także licznie napływającym z zza mórz, potomkom.
W następnych latach nastąpi podział na lepsze i lepsiejsze dzieci, które będą pobierać naukę stosownie do swojego pozimomu. Czyli jak jteś tuman, to nie ma szans na grupę o wyższym poziomie i z tumanami, o tumańskich podstawach będziesz się uczyć.
Chyba, że to ma mobilizować i dziecko będzie się uczyć, żeby z grupy tumańskiej wyskoczyć do geniuszów.

Jtem wypisz wymaluj jak dziadek  Boguś, kiedy mnie pilnował, żebym się uczyła i kazał pisać wypracowania od nowa, po kilka razy.  Bez cierpliwości, w nerwach. Potrzebuję kursu, "Cierpliwość w nauczaniu własnego dziecka, które nie potrafi się skupić. Czteroletniego"

Nowy lingwistyczny nabytek Leona: Ibela(Isabela).


Monday 30 September 2013

Niespodziewany tydzień

Człowiek sobie myśli, że tydzień do tygodnia podobny, że nic się nie dzieje, ale zrobić tylko  rachunek sumienia, okazuje się, że nie takie to wszystko takie samo. Poranki do szkoły, popołudnia ze szkoły i atak w koło Macieju.
Otóż tak, bo wcale nie. Tatuś nas na kręgle zabrał i koniec końców nie jedliśmy już w domu obiadu. W piątek Marcin, Maxa tata zabrał nas do nich na po szkolne wygłupy. Znów nie jedliśmy obiadu w domu, a Isa przeszła ponad pół godziny na nogach do domu i tylko raz zapytała czy już blisko jteśmy.
Wszyscy mówili, że dziecko po szkole strasznie zmęczone i pada przed telewizorem. Nasze, nie dość, że nie pada, to jeszcze ma zapotrzebowanie na zajęcia i spotkania z innymi, i pyta czy my dziś znów będziemy samotni.

Czuję się jakbym pracować zaczęła i z utęsknieniem czekam na piątek popołudnie. A potem wekend i chce mi się coś zrobić i zabrać  Iss z Leoncjem gdzieś daleko, a tu patrze, wstęp do parku 10 funtów. Kończy się więc na pobliskim parku i jak zawsze niespodziewanych spotkaniach z Athanasia i jej rodziną. Festiwal jakiś w sobotę mieli i się załapaliśmy na morskie potwory i karaibskie rytmy.




A następnego dnia, proszę bardzo, park i zbieranie kasztanów. Iss mnie męczy o kasztanowe ludki i żyrafę.
Będą jutro, bo dzis jeszcze korzystamy z pięknej jesieni.
Plan na jutro, nauka zestawu 10 słów o dużej częstotliwości pojawiania się w tekstach.
Uwaga, będę narzekać.
Na co im ta szkoła. Powinna się móc bawić, biegać, a ja na jutro nie ustawiłam nam żadnych spotkań, bo nie mamy czasu na naukę. A tu wspomniany zestaw słów dziesięciu.
I ja się, proszę ja ciebie, pytam pani nauczycielki, czy oni poznają te literki w szkole i czy ja tylko pomagam.
Otóż nie, to ja mam moje dziecko nauczyć tych literek i tych słów. Oni tylko będą odpytywać. Co piątek. Znaczy, to ona na pamięć ma się nauczyć jak się to czyta?
Yhm, moje gratulacje.
Nigdy sobie nie wybaczę, że nie uchroniłam dziecka przed obowiązkiem szkolnym w 4 roku życia.

Sunday 22 September 2013

Jeszcze jeden bouncy castle

Lelon tak się nażarł czekolady, że zwymiotował ją razem z innymi dobrociami z przyjęcia urodzinowego u Nikkini oraz polała mu się krew z nosa, bo się na dmuchanym zamku zderzył z kolanem koleżanki.
Oświadczył mi więc, że smutny, bo go boli.
Isabela bez obrażeń.
Niedziela udana.

Saturday 21 September 2013

Dywagacje

No to se narobiłam.
Dyskutujemy od czasu do czasu z małżonkiem na temat wybuchu II wojny światowej, pomocy (lub jej braku) jakiej udzielili alianci, tego, że pomogli za późno, że Polacy niesłusznie mają pretensje do Anglików za wydarzenia na początku wojny, itp, itd.
Nie pamiętam historii wojny za dobrze, a i to co pamiętam i tak jt niepełne, się okazało, kiedy zaczęłam szperać na necie, żeby udowodnić zagożałemu Angolowi, że nie ma racji.
Tata małej Emilki też się wkurza i czyta. No i mam od niego książkę. W końcu zabrałam się do czytania.
No i siedzę i chlipię. I tak aż do skończenia książki będzie.

Z codzienności, Isabela zaczęła szkołę. Nadal uważam, że to absolutna bzdura, żeby czteroletnie dziecko wysyłać do szkoły, gdzie musi samo się ubrać, zapiąc guziki, posługiwać się nożem i widelcem i wycierać dupkę jak zrobi kupkę.
Przyprowadza się takie toto pod szkołe, podprowadza do drzwi szkolnych, które są jednocześnie drzwiami do sali, w której toto ma siedzieć przez 6 godzin, wpuszcza w ubraniu, macha z daleka na pożegnanie i już. I niech se toto samo martwi jak da radę.
Żeby nie było, moje toto sobie na pewno poradzi. Umie wszystko z listy, no prawie.
I że się odnajdzie w grupie rówieśniczej nie wątpię.
I to nie to, że nie chcę się z nią rozstać. Wydaje się, że daję radę w dawaniu dziecku swobody itd.
Ale po co od razu tak?
Gdzie wieszaczek z muchomorkiem i mama, która wszystkiego dopilnuje.
A potem się dziwią, że żeby odwiedzić mamusię na starość, trzeba dzwonić i się anonsować. Jak się z maluchów robi starszaki i każe być dorosłym.
To i trzynastolatka rozpocznie życie seksualne i będzie to norma ( zasłyszane od nie angielskiej matki o rozmowie z angielską matką).

Póki co się bawią i rysują. Już niedługo będzie musiała czytać książeczki. Sama.
Tata był wzruszony i bardzo dumny z córuni. I dobrze. W końcu to jego kraj. Dla niego to normalne.

Podobno chłopca trzeba wyprowadzać na spacer jak psa, dwa razy dziennie. Święta prawda. Przetrzymany w domu Lelon wychodzi z siebie.
Lato jest fajne, wypuszczę na ogród, zawołam na obiad, wypuszczę znów, zawołam na kolację i położę spać. Nie trzeba zajęć dodatkowych, czasu organizować, nikomu się nie nudzi. I spać chodzę o północy, bo należy mi się dwie godziny dla siebie po położeniu dzieci spać. Co nie?
Zima też jest fajna. Moje dwie godziny zaczynają się o 20.00. Juhuuu!!!
I pojawiają się tony rysunków. Lelon rysuje traktory, k'lety (rakiety) i kotki. Wszystko ma postać małej kropki z zawijasem.

A dziś nażarłam się naleśników od cioci Aliss, w towarzystwie cioci Mai i jest mi niedobrze.



Sunday 15 September 2013

Kto by pomyślał

Nie ma to jak wrócić do domu o 24.45, położyć się spać o 1 nad ranem i zostać brutalnie obudzonym przez syna, który uwiesił się na cycu. O 6.30 rano.
Kto by pomyślał, że znajdę nianię na sobotni wieczór i zagoszczę na urodzinach u cioci Aliss.
Wódka lała się strumieniami, było i piwo, i zdjęcia rozwodowe i poleczka na pożegnanie.
Nic się nie zmieniło na naszej mecie.
No, to myślę, że wybawiłaś się na cały rok, bo przepustki już nie będzie. Takiego mam męża żartownisia.

Halloween się zbliża.
Tematycznie mamy więc coraz więcej i częściej. Wczoraj np czarownica.



Thursday 12 September 2013

Hula

Oczywiście, że to moja wina. Pasę moje dziecko cukrem z rana, przez cały dzień i na noc, pod poduszkę wpycham lizaka, na wypadek, gdyby się obudziła i przestraszyła ciemności.
Nie robią małym dzieciom gazu rozweselającego, ale właściwie to oni sprawdzą. Może mogą. A międzyczasie, MUSIMY POROZMAWIAĆ, BO ONA MA TYLE DZIUR.  I tłumaczę, że owszem ma, ale przez ostatni rok, kiedy okazało się, że ma dwa ubytki, cukier został drastycznie ograniczony, i że musiałabym całkiem obciąć, żeby ograniczyć. Albo wprowadzić metody skandynawskie, raz w tygodniu do wieczorynki. Nawiasem mówiąc, kiedyś mi się to podobało; zanim przyszło mi "współpracować" z moimi dziećmi.
Pół Londynu przejechałyśmy, żeby się dowiedzieć, że chętnie posadzą moje dziecko na fotelu i zrobią jej pojedynczo. Do nikogo nie dociera, że na pojedynczo, to ja mam swojego lekarza, który uważa, że nie warto męczyć i zniechęcać małej jeszcze Iss? Tylko kto mnie słucha.

Jeden pociąg i dwa razy metro.
The next station is Ealing Broadway where this train terminates. Please remember to take all your belongings.
Mamo, ale przecież ty wiesz, gdzie jest twoja torba i nie zapomnisz, to ona nie musiała tego mówić. (pani z głośnika).

Zakopałam się na wsi. Zapomniałam, że Londyn pachnie (?) inaczej.
Wróciłam padnięta.
Na powitanie małżonek zdziwił się, że mam nową marynarkę. Aliss robiła przegląd szafy, to mam. Jak trzeba, żeby był spostrzegawczy, to nie jest.

Wybierałyśmy ksiązki do pociagu. Alicja w krainie czarów była po angielsku, to jej nie chciałam.
Czytamy, szukam tej nieszczęsnej Alicji, bo zrobię, myślę sobie, mojemu wykończonemu dziecku, przyjemność. Nie ma. Gdzie jest?
Bo powiedziałaś, że nie chcesz mi czytać po angielsku...

Lelon odsunięty od cyca w porze dziennej. Przewraca się, płacze, chcesz pytam. Patrzy na mnie jak na wariatkę.
Daddy, a wiesz co, bo mama przełożyła łóżko dla Leona, bo już nie chce żeby jej wisiał na cyckach.
(She doesn't want Leon to hang on her boobies).

Mamo, a co to za taniec, taki ciepłościowy z przeszłości,
co się ma spódnicę z liści.
Plan jest, że na następną imprezę będziemy tancerki hula.






Tuesday 10 September 2013

Znalazłam tańszego dentystę, półtorej godziny od nas z przesiadkami. A to ci będzie przygoda. Oby się ta nasza podróż przez cały Londyn owocna okazała. Już jutro, zaczynam się denerwować, ale pewnie dlatego, że jtem zmęczona, jak zwykle późno chodzę spać. Tatuś z Leonciem zostaje, to se nie odpocznie...

W sobotę wychodzne miałam na kawę z Aliss i Mają, więc mi trochę mózg odpoczął i się miejsce zrobiło na więcej wrzasków i szumów przy okazji niedzielnych urodzin Katie, po których zasypiałam na stojąca. Zasnęłam wcześniej niż Lelon.

Onek (od czasu do czasu Eonek) chce robić wszystko i wszystko sam.









Thursday 5 September 2013

 "Ija się obawiała, że Leonek spadnie. Bo zobacz, jedna nóżka była tu, a druga tu. I Ija się obawiała."
Daddy zobacz jaki ten baby leopard jest adorable.
Daddy zrobiłam fabulous kartkę dla Katie. (urodzinową imprezę ma w niedzielę)

We wtorek dentysta. Ku mojemu zaskoczeniu, siadła na fotelu, nie było strachu, otworzyła buzię, pozwoliła sobie pogrzebać, a bolało, bo widziałam jak się buzia zmieniała. Bez płaczu, bez krzyku.
Ale i tak wysłano nas do prywatnego dentysty po gas rozweselający, bo po wszystkich przejściach isowych, pani doctor sie nie podejmuje leczenia, żeby całkiem nie zniechęcić. Cena pierwszej wizyty bagatelka 75 funtów, następnie znieczulenie gazem ponad 100, aż w końcu białe wypełnienie min 120, chyba, że mam ochote na amalgamat.
Wczoraj przyszła pani ze szkoły zapoznać się z Isabelą i jej domem. Kupiliśmy torbę na kserówki ze szkoły. Poza tym mundurki, buty, przybory. No i dziecko moje idzie już lada dzień do szkoły.

Torturuję Leoncia od czasu do czasu i nie kładę go spać w dzień, bo wytrzymuje i wieczoram o 19 już śpi. A tak 21, albo i jeszcze później. A potem ja padam na ...

Wstał z kanapy, chcem do dziadka, powiedział i poszedł.
Do babci chcem  przedwczoraj.
A przy okazji, mamo loda, mamo loda. Nie mam dziecko. Mamo do baci (babci), loda, do baci.


Monday 2 September 2013

Powrót

Lecimy samolotem. Całe szczęście, że przypadło nam miejsce przy oknie. Ani się Leon nie denerwował, że nie widzi, ani ja, że nie mam go czym zająć. A oglądać było co , zwłaszcza przy lądowaniu, więc się Leon rozszczęśliwił i wołał lololot. Ciocia, dzidziś, lololot? Się naszej młodej pani sąsiadce przydarzyło. I została ciocią Lelona. Niestety podczas całego lądowania nie dał jej spokoju.
Budzi się rano i woła tawaj mama.
Mówi cały czas i nawet można pogadać i już zdaniami. Tylko nadal szyfruje.
Ale np można zrozumieć, że boim się muuuu, isia boji się muuuu.
owaj się, dzidzie, daddy dzidzie.
moja isia
mama oć, miki małs, obacz'
ja cem ciociąg
ooooo nieeee
ojeeeeej

Chyba mnie już nie potrzebuje tak bardzo, jakiś taki mniej zależny. Może dlatego, że znajduje sobie wujków do zabawy, w Polsce Bartek, tutaj tato Maćka, na wczorajszym grylu, no i jeszcze wiadomo, że najlepszy na świecie dziadek.

Moja powitalna rozmowa telefoniczna z koleżanką z piaskownicy, w trakcie której poinformowano mnie o planowanym grylu w parku, zakończyła się ustaleniem miejsca na tegoż gryla u mnie w ogrodzie. Także długo nie czekałam na rozpoczęcie życia towarzyskiego.


Thursday 29 August 2013

I koniec wakacji

Zapytała mnie nasza sąsiadka, czy odpoczęłam.
Chyba nie całkiem, bo codziennie przecież miałam dzieci do zajmowania się i codziennie mówiłam, że powinnam iść spać wcześniej, bo będę zmęczona ( i byłam, od późnego chodzenia spać), ale po pierwsze: nie musiałam zajmować się domem nic a nic, bo miałam gosposię, a po drugie wygląda na to, że mieliśmy super wakacje. Tyle się przecież działo, i odpust, i rzeka, i dożynki, i wujek Paweł od kaczek, i Dorian z na przeciwka, z którym siedziało się po 5 godzin, i jak zawsze ciocia Kasia i Iza, i dziadek chodził na lody, i babcia, która nas rozpieszczała lodami z pudełka, w domu o północy nawet ,i kompotami, i obiadami które nam się akurat wymyśliły.

Leon budził się rano, a jego pierwsze słowa były "Dzidziemy da dół". Następnie po ultra szybkim śniadaniu "Chcem na dór"oraz "Dzidziem dziadka". Po czym spędzać mógł u dziadka w sklepie pół dnia.
Przestał prać wszystkich jak popadnie, ale nadar wyrywa zabawki. Nauczył się za to wydzierać. Pewnie dlatego, że przyuczam go do oddanie mi cycków. Idzie nam bardzo mozolnie. W wydzieraniu się jest znakomity.
Zakochał sie w koparkach  i tratorach (czyt. traktor) i mógłby nie schodzić z nogi (hulajnogi). Ciociągi nadal kocha.
I na wszystko "co to jest"

 No i jeszcze w ostatni wekend przyjechała dzieciata rodzina, więc się nam gryl przydarzył a i kolejny wypad nad rzekę. Tylko, że zimna już była, bo noce w ostatnim tygodniu nie za ciepłe.



Thursday 22 August 2013

Sssssssssssssssssssssssss

We wtorek świętowaliśmy urodziny dziadka. Podarowano mu zestaw dwóch gorzkich czekolad oraz dwóch kwiatków.



W zestawie z żelastwem, postronkami na konia, łańcuchami na byka, gwoździami i pędzlami, do których Lelon ma szczególne upodobanie.
A potem był u nas Dorian i cały dzień odchodziły wariactwa.

Że dziadek do ludzi "jakiegoś mnie Boże stworzył, takiego mnie mosz" pokroju nie należy, wiadomo. Że dziadek ma zawsze dużo do powiedzenie, czyt. skomentowania, czy chcesz, czy potrzebujesz, czy nie, też wiadomo.
Odwiedziła nas dziś niespodzianie Stryjenka (ładne słowo prawda? Sama nie używam, ale w końcu wyklarowałam, żonę brata ojca tak się nazywa) z Warszawy. Żona brata mojego dziadka, a babcia wujka Pawła z zeszłotygodniowych odwiedzin. Akurat kuchnia serwowała obiad, no i niestety musiała odejść do salonu, żeby gościa podjąć. Poszłam więc z dziadkiem serwować obiad zamiast podkuchennej. Zdążyłam się na niego zdenerwować i uciekłam z kuchni. Przychodzi do mnie moja córka, mamo, ty się musisz nauczyć wybaczać. Ale twój dziadek jest głupi. To opowiedz mi dlaczego się zezłościłaś, bo ja muszę zrozumieć.

W ramach polskich odwiedzin był wczoraj logopeda, bo Isabela sssssssssssssssssssssssssepleni międzyzębowo. A jutro dentysta. I całe szczęście, bo dziś bolał ząb.

Tuesday 20 August 2013

Polowanie na koty

Wczoraj był jeszcze afrykański ukrop i jak na złość nie dało się iść nad rzekę, bo mieliśmy rano sąsiada na parę godzin, a popołudniu Isabela zakopała się u tego sąsiada. Zresztą kto sądzi, że po upalnej niedzieli, gorącym poniedziałku, przyjdzie zachmurany wtorek. No i przyszedł. A niech to, o matko, jak mawia Isabela.
A plan był, że się rano odrobimy, położymy Lelonka spać, zjemy jak wstanie i już nas nie będzie. A tu Lelon nie współpracował, nie chciał iść do domu z zakupów porannych i trzeba go było przekupić małym kiciusiem, który się przyplątał i pozwolił wziąć na ręce.
I tak oto pojawił się na podwórku. I zapoczątkował szaleństwo. Nikt w domu nie chce siedzieć.






Eee, no i nad rzekę też w końcu poszliśmy. Tylko nie wzięłam aparatu. A potem byłam zła, bo tak było fajnie. I Leoś nie chciał z wody wyjść i Isa nie chciała za daleko wejść. I umże też były w bajorku i Lelon chciał je wyciągać, a Isa skoczyła jak oparzona, bo wpadła do Nidy tuż obok muszelki, z której się Umża wyprowadziła, ale tego nie wiedzieliśmy dopóki się nie przypatrzyliśmy.
I komary nas nie chciały pożreć żywcem, bo się popsikaliśmy.

Sunday 18 August 2013

Dożynki

Zaplanuje sobie matka zabrać dzieci nad rzekę i marzy, że będzie słońce i pogoda i się na nią ta pogoda wypina. I zimno się robi. I tak od wyjazdu ciotki Izy i wujka Pawła. Szczęście, że się Państwo Polskie nie wypięło i zrobiło kolejny dzień wolny i ciotka Kaśka przyjechała już w środę.
Wykorzystałam ją i zrobiłam zakupy w sklepach ogrodniczych i zabawkowych. Gdybym miała fortunę wydałabym ją na ogród (niekoniecznie własny) i na gry (obecnie taką i taką).
W związku z zakupami spędziłam całą sobotę w ogrodzie,przemeblowując całą rabatę, a ukrop powrócił. I nie zaplanowałam wypadu nad rzekę. A potem sobie w brodę pluję, bo mogłam byłam itd itp.
Nic to, bo nadrobiliśmy już dziś, choć były miejscowe dożynki i Isabela zakochała się w karuzeli łańcuchowej.

Hurra, była rzeka i kanapki z ogórkiem. Tylko sok z nie takiej butelki. I puszczaliśmy PAWEŁY. Dla mniej spostrzegawczych, kaczki, od wujka Pawła, co je puszczał tydzień temu.

No i byłabym zapomniała, że nie ma to jak zakopać się w piasku, żeby musieć się zanurzyć w wodzie.



Monday 12 August 2013

Pierwszy wakacyjny wekend

Kuzyn z Wawy przyjechał w piątek. Także i ciocia Kasia. Jak zwykle pogoda się na nas wypięła i planowany sobotni wyjazd nad wodę odwołano. W zamian wyprawa spacerem nad rzekę, nad którą nikt już nie chodzi i w której nikt się jużnie kąpie. I znaleźliśmy plażę! Tam gdzie sto lat temu chodziło się z ciotkami i wujkami na cały dzień, z kocem, kanapkami z masłem, ogórkami do obrania i kompotem w szklanej butelce po mleku z plastykowym korkiem! O rety, ile wspomnień i jak super. Za chłodno na kąpiel, więc tylko puszczanie kaczek z wujkiem Pawłem, który serca skradł moim dzieciom. (Bo wieże budowali najwyższe na świecie.)
Lelon wodę kocha.

Wczoraj ukrop nazod, ale plan dnia napięty z odpustem w roli głównej. To przecież kto się będzie kąpał jak wata cukrowa, milion pierścionków i pukawki. I piłka z trocin! Jak kiedyś! O rety, ile wspomnień!
Leon już ją rozparcelował, zębami. Piankową piłkę Iss także.

No i jeszcze duża Izz załapała się na swój tort urodzinowy, choć wcale go nie chciała. Bo za dużo zachodu.
Też se zażyczyłam, taki rodzinny tort urodzinwy, ale o mnie nikt nie dba....


Ach, co to był za wekend...

Thursday 8 August 2013

Pierwsze dni

Wakacje u Babci. Człowiek wstaje rano, otwiera drzwi w koszuli nocnej, bose dziecko się między nogami plącze, sąsiadów nie widać, a nawet jakby, to co mnie obchodzi to, że mnie w koszuli nocnej widzą. Jest 7 rano, pachnie latem, a słońce praży. I już wiesz, że to będzie piękny dzień.
Poza tym ciocia Iza jest i planuje nam wekend z kuzynami. Że Iss niekoniecznie to obchodzi nadmieniać nie trzeba. Ten wekend z kuzynami. Bo ciocia Iza, która do normalnych nie należy, jak najbardziej potrzebna. Śniadanie nam zrobi, głupie miny też i na spacer pójdzie.
Ukrop jak na afrykańskiej ziemi, a tu pielgrzymka rzeszowska i trzeba jej obiad dać, więc ciocię Izę nam zabrali do rozlewania zupy a myśmy się tak snuli po tym ukropie.
Pięknie jest na wakacjach.

Tuesday 6 August 2013

Zaprzeszły wekend

Tak sie ucieszyłam naszą poniedziałkową wyprawą, że zapomniałam, że wekend był i tak sobie idę w miasto i se myślę co ja takiego robiłam, bo nie pamiętam i se przypomniałam. Otóż tak. Mamo, czy ja mogę sobie posłuchać tej pioseneczki. W letnie sobotnie popołudnie...




A w niedzielę odwiedziła nas ciocia Aliss, trafiła na swoje nieszczęście na kinderbal, posłuchała co mówią koleżanki z piaskownicy, okazało się, że nie ważne gdzie spędzasz czas wolny, w piaskownicy czy w pubie, znajomość pudelka.pl zbliży zawsze.
Niezapomniane popołudnie.


Monday 5 August 2013

Orange Blossom

Pojechaliśmy dziś do centrum ogrodniczego kupić krzaczek, który będzie wyglądał tak
Choisya ternata – Mexican Orange Blossom
a na razie jest bardzo malutki. Nazywa się Choisya Mexican Orange Blossom i mamy nadzieję, że pewnego dnia zamieszka w ogrodzie naszego domu. Póki co damy mu doniczkę.
Z zakupów zrobiła się przygoda, bo trzeba było jechać pociągiem, a w poczekalni moje dzieci znalazły Harlequiny, na miejscu zwiedzaliśmy stajnie, stodoły i klatki dla plastikowych królików oraz całkiem żywe, niektóre bardzo brzykie ryby. Do akwariów.
I gdyby nie to, że trzeba kłaść Lelona spać na drzemkę moglibyśmy tam siedzieć caaaaaały dzień. I jeść lizaki kokakolowe.

Wednesday 31 July 2013

Kurs Szyfrowania

Gdyby sie przydarzyło komuś wejść z Leonkiem w dyskusję, informuję, że w przypadku, gdy powie mo nini oznacza to pomóż mi, a ilosia - więcej.Ówka to mrówka, a kulka to kulka.
Na pytanie Gdzie jt Leon niezmiennie odpowie tutaj. Zawołać Leonku, zapyta co?
 
Byłam niedysponowana w poniedziałek. W boleściach łóżku leżałam z termoforem, Isa przyszła. Masz mamusio kocyk, jeszcze jedną poduszkę, butelkę wody, a chcesz jeść? Nie jtem głodna. Ale ja chcę, żebyś jadła.
Woda w termoforze wystygła. Masz tu zimną wodę w hot water bottle and that should be helpful. Przykryję cię jeszcze kocykiem, będzie ci ciepło.

A co to jest? A to? A to? A to? A to? A to? A to? A to? A to?
Spacery z Leonkiem to sama radość.


Saturday 27 July 2013

Fotografia. Panna Młoda.

Z okazji takiej, że ojciec rodziny miał dzień wolny poszliśmy na lody.
Z okazji takiej, że tenże ojciec, będąc również synem zabrać musiał swą matkę do lekarza, poszliśmy do parku w okolicach domu Szefowej, który zresztą bardzo lubimy.
Tam, po wielkiej porcji wielkich lodów, ojciec nas zostawił, bo musiał iść, a nam się jeszcze nie chciało. I tak zostaliśmy do późnej pory angielskiej pory obiadowej, czyli aż nam zaczęło w brzuchach burczeć. Iss zabawiała się jazdą na rowerze, Lelon gonieniem Iss, a oboje robieniem zdjęć kwiatkom.
W pięknym zameczku, w bajkowych ogrodach tegoż parku był ślub i panna młoda. W pięknej sukni. Odgrodzono nas od tego piękna sznurkiem na słupkach, czego Iss przeżyć nie mogła, bo chciała zrobić pannie młodej zdjęcie.
Udało nam się ukryć w krzaczkach.
Mamo, ja MUSZĘ zrobić zdjęcie.
Idź, mówię, poproś pannę młodą, może zrobisz sobie z nią zdjęcie.
Ja nie chcę z nią. Ja chcę JEJ zrobić zdjęcie!!!





Friday 26 July 2013

Leon

Syn mój za nic ma moje próby nakłonienia go do porzucenia pieluchy. Owszem, biega bez niej, ale tylko dlatego, że mu gorąco i lubi. Wie również, że zbliża się TEN moment i należy udać się do toalety, albo w krzaczki w naszym, ogródkowym przypadku. Udaje się w te krzaczki, postoi minutkę, stwierdzi, że już, powróci do jakże ważniejszych czynności i pięc minut później muszę zmieniać spodenki. Obserwacja kropelek ściekających przez spodenki na nogi jest owszem wielce interesująca, ale też niewiele go uczy.

Na dzień dobry mówi "cieś Iszia" i całuje w policzek.
Najlepiej, żebym mu pozwoliła obudzić Iszia.
Iszia też domaga się pobudki od Leonka.
Żyć bez siebie nie mogą.

Przedszkole skończyło się tydzień temu w środę dniem sportu. Isabela biegała, owszem, chętnie dopóki nie kazano jej nosić na głowie woreczka z groszkiem albo przekładać hula hop przez głowę. Nie ruszyła się z maty i koniec.


Zapytałam siebie więc i dziecka dlaczego. Bo nie umiem.
Nikt nie umiał. Nikt nie biegał z woreczkiem. Jeśli biegał, to z woreczkiem dyndającym albo pozostawionym daleko w tyle. Jeśli miał woreczek to szedł. Na 20 dzieci, dwoje przeszło z woreczkiem.
I czego się boi?
W związku z czym myślę o zapisaniu Iss na zajęcia z gimnastyki atletyki w ramach nabrania pewności siebie itd itp. Bo ja nienawidziłam gier zespołowych. Z całego serca.

Gorąco mamy, basen wyciągamy i się lenimy.
Aparat fot. został w Polsce.


Jajka, jaskinia, pomyłka

Święta znów obserwowałam uszami.  Jedziemy z dziewczynami samochodem i rozmawiamy o socjalizowaniu się. O tym, jak ich mama lubi sobie połaz...