Naprawdę chciałam wcześniej, bo potem wszystko naraz i nic z tego nie wychodzi.
Nie mogłam, bo zaniemogłam.
Jakby pomyśleć, powód był. Ostatnie dwa tygodnie non stop w biegu, więc czemu się dziwię, że w piątkowy wieczór siadam na kanapie ze łzami i wszystkowstrętem.
Jakby się tak zastanowić, od początku miesiąca, zatrzymałam się tylko raz.
30września zaczął się3 tydzień szkolny, a że okazało, się, że wcale jej ta szkoła nie męczy poszłyśmy na całe popołudnie do parku.
1paźdz zostałyśmy w domu odrabiać pracę domową, ale już w środę
2 całe popołudnie u teściowej
3 przyszła do nas Agata z Maćkiem i Ewelina z Filipem
4 gościłyśmy Zosię, nową koleżankę ze szkoły
5 w sobotę zajęcia plastyczne w kościele
6 lunch ze znajomymi dziećmi
7 jadłyśy paluszki rybne u Bea, koleżanki z przedszkola
8 poszłyśmy do parku z Nadią ze szkoły
9 zaprosiła nas Zosia
10 zaprosił nas Maciek, a przy okazji spotkaliśmy Maxa z przedszkola
11 na godzinkę do Filipa
a 12 już były urodziny Leonka
więc posprzątać trzeba było w piątek, co nieco przygotować
Przestałam się już więc dziwić.
Muszę się tylko nauczyć słuchać głosu rozsądku, który mi mówił, że przed urodzinami syna nie chodzi się po ludziach, tylko idzie do domu i po pierwsze szykuje imprezę, po drugie odpoczywa, żeby mieć siłę na imprezowanie.
A jak nie, to się wieczorem umiera.
Urodziny dla chłopca, nawet jeśli tylko rodzinne, ustalono na godzin kilka, od 13-tej do 16-tej.
Ostatni goście wyszli o 21.
Leon oszalał na widok prezentów. Oczywiście Tomek i przyjaciele. Zniknął ze swoimi pociągami na kilka godzin.
Żeśmy se potańczyli, małżonek wygrał konkurs na najlepszą Beyonce. Szkoda tylko, że nie zdążyłam uwiecznić.