Thursday 27 February 2014

Wzruszenia

Isabelita wróciła do szkoły bez ceregieli. Nie nauczona, bez odrobionej pracy domowej, nie wiedząc również, że po powrocie będzie szła na pierwsze zajęcia z tańca, w niewielkiej szkółce za rogiem.
Czy to niewiedza, czy szok, czy zmęczenie pierwszym dniem w szkole, dość, że całą drogę powrotną towarzyszył mi koncert z wysokim C. Że strój ma być, że bez nie pójdzie (a nie idź), że w ogóle to ona nie chce wcale, że droga jest krzywa, a ja idę nie do taktu. Po baletach wizyta koleżanki.
We wtorek wizyta kolegów i szał w domu. W środę wizyta u dentysty i popołudniowe oglądanie telewizji.
Nudne to co piszę, wiem, ale ma to cel. Pisanie o oglądaniu telewizji i programów o rodzicach, co tańczą i prowadzą szkołę tańca.
Bo siedzi i ogląda i oczy trze. Płaczesz, córciu? Pytam. Nie, słyszę, tylko takoczy wycieram.
A tu następnego dnia w drodze do szkoły opowiada mi, że właściwie to ona płakała, tylko ze szczęścia, jak oglądała tańczący program.
I jak jej smutno, jak Leonek płacze. I ją to boli.

Onek liczy wszystko jak leci.
Łaaa, ctely. (tłumaczenie dwa cztery)

Onek mówi:
muuu nie blabla pociągu
nieblobly murek (do chodzenia po nim)
nieblobla bateria (nie działa).

Sunday 23 February 2014

No i koniec. Po feriach.

Żeby nie było, że na sam koniec ferii przyszło nam się lenić. Albo odpoczywać.
Otóż nie, już w sobotę szwagierka urządziła imprezę z okazji swoich 50-tych urodzin.
Na niedzielę zaprosiła nas Kasia-Emilkowa-Mama.
No i tak. W sobotę Leon zasnął w wózku, w drodze do domu, Isabela na barana u taty, tylko jej się głowa obijała. O głowę ojca.
W niedzielę ojciec nam zrobił psikusa i przyszedł wcześniej z pracy, więc wieczorne rytuały przesunęły się bardzo znacząco, w czasie.
A jutro już do szkoły i JA NIE CHCE!!!!  I dzieci się nie wyśpią.
Wyśmienicie mieć ferie i nie musieć wstawać rano. I nie wybierać się nigdzie na czas. Nigdzie.
Ja chyba nigdy nie pójdę do pracy.
Ach, jakie piękne życie. Już zawsze będę domową mamą. Czyli, że kurą domową? Chyba taka jest poprawna polska forma?

Friday 21 February 2014

O tym jak się wpraszamy. Bo lubimy.

Jest taka Zofia w naszym życiu, jakoż i Tosia, jej siostra, jakoż i ich mamusia.
Lubimy nawet to towarzystwo, bo dobrze się z nim rozmawia. Bawi się też dobrze i fochów już się nie produkuje o byle pierdołę, co łatwe nie jest, bo trafiła kosa na kamień i takoż Zofia, jak i Isabela potrafią się zdenerwować. Oj, potrafią.No i przyjaźń się nawet zawiązuje, bo Onek woła moja Tosia, Tosia woła a Onek przyjdzie?
 Nie muszę się więc chyba tłumaczyć, dlaczego jeśli mamy okazję, spędzamy tam całe popołudnia?
Wczoraj się wprosiłyśmy na zupę, dziś zostawiliśmy Onka, a z Isą i Zosią odwiedziliśmy szkolną koleżankę, co to mieszka za ścianą Zosi. Na nieszczęście u szkolnej koleżanki trzeba było cały czas myć ręce, trzeba było zdjąc buty, które się założyło u progu drzwi, bo się myślało, że się pójdzie w nich przez kuchnię do ogrodu i można je było założyć dopiero pod progiem ogrodowych drzwi. Stres straszny, a ja nie wzinam se drutów, żeby się zrelaksować. Gdzieś trzeba było odreagować. Możemy tylko na chwilkę? Dobra mi chwilka.
Do domu dopero na kolacje...


Wednesday 19 February 2014

Wycieczka




 Padam. Zapomniałam co znaczy 5-godzinna włóczęga po mieście. W ramach ferii szkolnych.
Plan był taki, że się zbieramy i jedziemy. Nie wiem o której, nie wiemy też o której wrócimy i co zrobimy, ale jedziemy. I koniec końców wszystko na luzaka i rzecz jasna obiecany McDonalds.
I Mamo, mieliśmy iść do mcdonaldsa i na lody, i jechać do domu, a my chodzimy i chodzimy! Kiedy jedziemy do domu!?!
Że nie moje geny, czy co?
Bolą mnie mięśnie nóg i stopy.





Ps. Jak ja kocham Sutton, pomyślałam wysiadając z bardzo późnego pociągu powrotnego.































Monday 17 February 2014

Że cieplej i już nie pada

Zakończył się wczoraj tygodniowy pobyt ojca i męża naszego w domu. Znaczy, do pracy wrócił po tygodniu byczenia się i odpoczywania. Od soboty, kiedy pół nocy spędził na piwie i dyskusjach z siostrą, przez niedzielę, kiedy ta sama siostra zabrała go na północ, żeby mógł spędzić 3 dni ze swoim bratem, przez czwartek, piątek, kiedy dzieci nie dawały mu spokoju, po sobotę, kiedy zostawiłam go samego wieczorem z dziećmi i spotkałam się z Aliss, z którą dokonałyśmy inspekcji nowego mieszkania Gatti.
Przy okazji przypomniało mi się.
Leon opowiada:
-Wujek gonił Onka.
-Jaki wujek.
- Yyyy, Gatti.
-Wujek od cioci Gatti? Wujek Jarek?
-Tak. Wujek Alek. Gonił Onka..
Taka ci sobie historia.

A Isabela od dziś nie chodzi do szkoły. Ma tygodniowe ferie, a ja wolne od porannej bieganiny. Hurrrrrrrrrrrraaaaa!!!!!
No i rzecz jasna, jakżesz by inaczej, i nic się nie zmieniałam i nieczego się nie nauczę i dziś wyszłam z domu o 11.30 a wróciłam o 17.30. A Leonek pada ze zmęczenia.
Ja zresztą też i już idę. Sobie.



Monday 10 February 2014

Trzeba baterię

Zdałam sobie sprawę, że kiepski ze mnie kronikarz i Leon mnie do sądu w przyszłości pozwie za nie wywiązywanie się z obowiązków. Rodzicielskich czy jakoś tak.
A Leon mówi. Mówi tak, że mu się buzia nie zamyka. I oto mamy:
pieska-sesek
płatki śniadaniowe weetabix-bik
ślimaka-mimak
pająka-pajder (spider)
węża-snake
nożyczki-ciakciuk
samochód-mufód
a także chyba, obecne w prawie każdej wypowiedzi Onka.
Na ten przykład, po wnikliwej obserwacji mojej fajcaty, w wyniku której zauważa pieprzyk, stwierdza, że mama tutaj ma. Pani musi. Pani musi, yyy, chyba doktor.

Od wczoraj męża nie ma w domu. Zostawił nas na trzy dni i w związku z tym należało nam się znaleźć zajęcie. Cały tydzień ustawiony.
Dzieci tęsknią, Iss liczy dni do powrotu i dlaczego go jeszcze nie ma.

Poza tym rysuje kartki dla dziadków i czyta adres na kopercie: Babcia Ula i dziadek.... Ul?

Leon czyta. Sporo i wszędzie. Obecnie kocha Room on the broom. (ja też). Na rupach opowiada historie z książek i zadziwia błyskotliwościa. Mnie zadziwia. Czytamy, że pasikonik, nie chce brać udziału w koncercie, bo się boi, że mu się nie uda. Czytamy dalej, pasikonik znów się boi, że sobie  nie ...(tu się zawieszam z powodu jakigoś zamieszania) poradzi!!!, podpowiada Leon.
Jakżesz byłam dumna!

Bawimy się. Błagam, tylko nie pociągi. Bardzo mi się już nie chce. Zmiana torów 3 razy dziennie oraz dźwięk jeżdżących i poprzewracanych, ale nie wyłączonych pociągówmdoprowadza mnie do rozstroju nerwowego. Będziemy badać misia i Simbę. Najwyczajniejsze pluszaki. Sprawdź synu, mówię, czy ma zdrowe uszy. I co, w porządku? pytam. Trzeba baterię!!!  odpowiada.


Friday 7 February 2014

Moja Tosia

Podniosłam se ciśnienie.
Rzecz o bezpieczeństwie dzieci w ogóle, potem w szkole, w szczególe. Także o tym, że prześladowanie w szkole, że trzeba zwracać uwagę, że nie chcemy, żeby się przydarzyło. Wszystko na kanapie w piątkowy wieczór.
W związku z tematem, o tym, że jest w szkole starsza dziewczynka, która popycha w kolejkach itp. Iss i jej koleżanki ( Powiedz pani. Nie powiem). I moja konkluzja, że jak na 4-5 latkę to zdecydowanie za dużo stresu. Zwłaszcza, że dochodzi jeszcze nauka i zdawanie zestawów 10 słów co tydzień. 10 zestawów do zdania.
Dwa tygodnie temu Isa nie chciała chodzić do szkoły. Bez powodu. Podobno. Przeprowadziłam dochodzenie. Okazało się, że nie mogła sobie poradzić z napisaniem zdania The duck was on the lake, the pond was a mess. Sama, z pamięci miała napisać. Napisałam pierwszą część i już już miałam się rozpłakać, bo nie pamiętałam drugiej części zdania, ale przyszła ticzer i mi zrobiła tik, że łel dan.
Oczywiście, że rozmawiałam z nauczycielką i oczywiście, że nauczycielka usiadła z Iss i razem zrobiły to zdanie w szkole jeszcze raz. Tylko po co, ja się poraz kolejny pytam po co. A w kieszeni mi się świętokrzyski scyzoryk otwiera, że jej to normalne dzieciństwo zabierają i jak mi się już stąd uda uciec, to i tak nikt jej tego dzieciństwa nie odda.
W zeszłym tygodniu Zosia, największa przyjaciółka z klasy też nie chciała chodzić do szkoły. Utknęła na kolejnym zestawie słów i stres ją zżerał. Po co!!!! Ja się pytam!!!

 
Pewnie dlatego jeśli można, dziecko moje bezstresowo i nienerwowo podchodzi do dni nieszkolnych. W ostatnią niedzielę zdjęła piżamę dopiero wieczorem. Cały dzień przesiedziała na kanapie z ojcem (unieruchomionym z powodu kontuzji stopy) lub skaczą z Leoncjem po domu. Na spacer poszłam sama z Onkiem, sto razy się pytałam moje zakutane na kanapie dziecko żeńskie, czy aby na pewno wie co robi i czy na pewno sama, z własnej, nie przymuszonej woli zostaje w domu. Na tej kanapie.
A potem w tej samej piżamce poszła i zrobiła babeczki z gruszkami.

Czytelnik niechaj nie sądzi, że na tym kończy się kulinarność naszego mijającego tygodnia.
Proszę bardzo!



Mamo, nie możesz mieć takiego dużego brzucha. Bo wybuchniesz.

Isa, dlaczego popsikałaś Leonka płynem do mycia okien.
Ale, mamo, dlaczego zostawiłaś ten płyn w łazience na półce, jak wiedziałaś, że jak mogę go wziąć i popsikać Leonowi włosy?...

Leon ma nową (starą, ale przyjaźń zawiązuje się teraz) koleżankę. Gdzie jest moja Tosia!?!?!?

Saturday 1 February 2014

Szalona sobota

Już, już miałam pisać, że nic się u nas nie dzieje i chyba zawieszę działalność, kiedy nadeszła sobota, a razem z nią moje macierzyńskie poczucie obowiązku. Onek zasnął nie wiadomo kiedy, a dobranoc zaczął mówić na długo przed dobranocką.
Takie tam nam się wydarzyło.
Po pierwsze, jakże ja kocham chodzić do kina. Poranne Minionki rozrabiają (Despicable me2) okazały się niezłą komedią dla dorosłych i trochę strasznym filmem dla dzieci (mamo, jak ja się boję, to ja się tak trzęsę w środku. Jak jesteś wysoko na huśtawce? Nie tylko, jak mnie ktoś wystraszy, to też). Leon podskoczył na moich kolanach, Iss na fotelu obok. (Też bym podskoczyła, gdyby taka scena była w filmie dla dorosłych.) oraz usypiaczem dla Leona. No, bo gorąco tam było i wytrzymać półtorej godziny bez biegania, kiedy jedynym urozmaiceniem jest zmiana fotela to niezwykłe zadanie.

Po drugie, po powrocie do domu, jeździli pociągiem oraz lecieli samolotem do babci. Beze mnie nie chcieli, bo Mamo, babcia ciebie też chce zobaczyć. Jak nie chcesz teraz jechać prosze bardzo, zadzwoń do niej i jej powiedz, że cię nie będzie w samolocie.

Po trzecie, wyszliśmy z domu jeszcze raz do parku i na karuzelę (jak w wesołym miasteczku) i wróciliśmy o 17.30. Tak wiem, dzieci kaszlą, ale jak mi się właczyło poczucie obowiązku?! I jak rano świeciło słońce i miało świecić cały dzień i nie moja wina, że się zachmurało i że cały plac zabaw był zmoczony od deszczu i nikogo na nim nie było. To miałam nie wychodzić, bo trochę mniej słońca?
Do domu nie chceli wracać!!!

Po czwarte, mamo, dlaczego nie kupiłaś nam popcornu w kinie?
Kupiliśmy w sklepie. W sam raz na sobotnie popołudnie.

Ale! Jaki ja mam teraz dobry humor. Bo nie przetrzymałam dziatwy cały dzień w domu.
A że głupia jtem i zamiast pisać, oglądałam kolejny dziś film (Good year, bardzo dobrze robi, nawet oglądany poraz drugi) to teraz mam, i jutro będę zmęczona.
Bo jak sobie człowiek maraton w piątek urządzi (Iss do szkoły,zakupy, autobus na polską grupę dla dzieci, powrót, ugotować obiad, odebrać Iss, utulić marudzące, podziębione dziecko, wieczorem okąpać i przed ósma wyjść do koleżanki na urodziny, wrócić po 23 i nie mieć siły umyć zębów i kłaść się spać tak zmęczonym , że się z tego zmęczenia aż niedobrze robi) to nie powinien oczekiwać, że budząc się o 6.30 w sobotę bedzie rześki. A nawet jeśli, to nie powienien oczekiwać, że w sobotni wieczór posiedzi do północy.

Leon chodzi na nożkaf, a pociągi jeżdżą po toraf.
Od dziś niegdyś Isabela, stała się w Leonka języku Isu.
To Onka, Isu, to Onka.
Szkoda, że nie da się nagrywać na bierząco tego jak ze sobą rozmawiają.

I jeszcze w sekrecie, Iss zrobiła się humorzasta i trudna, niewiele pozostało z tej radosnej dziewczynki. I zabrzmi kiczowato, ale muszę napisać, że każdy powrót dobrego serca, chęci bycia dobrym u Iss, rozjaśnia dzień.
Czy gdzieś się pomyliłam, czy może taki charakter, czy może...

Jajka, jaskinia, pomyłka

Święta znów obserwowałam uszami.  Jedziemy z dziewczynami samochodem i rozmawiamy o socjalizowaniu się. O tym, jak ich mama lubi sobie połaz...