Monday 28 April 2014

Linki

Dopadł mnie Leń.
I miało być o Leniu, bo nie daje mi on spokoju i domaga się poświęcania mu czasu, i zabawiania, a wiadomo, że zabawianie Lenia jest bardziej czasochłonne niż jakiekolwiek inne zajęcie, ale... rzuciłam okiem na blog cudzy, do którego zaglądam bardzo od czasu do czasu. I tam, na tym blogu znalazłam odnośnik do zdjęcia oraz odnośnik do wiersza. Postanowiłam niniejszym zaprzyjaźnić się z moim Leniem i bardzo się nim zaopiekować. Aż do "odpocznięcia".

Z frontu:
Zaraz po Świętach Isabela wróciła do szkoły, a my do swoich zadań. Tak się Onek bawił na grupie. Link podobno będzie działał tylko przez miesiąc. Byliśmy oczywiście u Zosi i Tosi, ale też siedzieliśmy w domu, bo jak wspomniałam  Leń poprosił mnie, żebym się nim zajęła. W sobotę zaczailiśmy się na mikro piknik, bo towarzystwo w parku dopisało i pogoda też, a długo już siedzieliśmy i późno się zrobiło, a nie ma nic gorszego, niz burczące brzuchy. A w niedzielę wyszliśmy z domu tylko dlatego, że Ewelina-mama-Filipa zaprosiła nas na spacer po deptaku i zakupy w markiecie.
Leon rozmawia o wszystkim i ze wszystkimi , których zna. Jak nie zna, się chowa za nogi i kolana. Moje. Czyta książki, a jeśli nie zna nazwy rzeczy mówi: "ty powiedz". Nie potrzebuje już pieluchy, jakoś tak, bez zbytniego mojego udziału. Krzyczy na mnie, bo: "ja nie jtem Leonek, ja jtem Onek".

A Isabela?
Isabela pyta: umyłaś zęby, bo pachniesz jajkiem, a może kiełbasą. A ty jak sądzisz mamusiu?

Monday 21 April 2014

Śmigus dyngus. Że jakby.

Przerwa wielkanocna trwa troszkę ponad dwa tygodnie i właśnie się kończy. Cały zeszły tydzień zszedł nam na całodniowych spotkaniach z Kasiami, Maćkami, Emilkami, Filipami,Agatami itd itp. Skład niezmienny od miesięcy i nawet nam to na rękę, bo wysilać się nie trzeba, na ogród wypuszczę a sama siedzę i kawę przy stole popijam, by w czasie kontrolnego rzutu okiem znaleźć wielką  dziurę, wykopaną w samym środku starannie hodowanego przez wspólnotę trawnika. Bo pszczoła latała i na pewno chciała nas ugryźć, potrzebowaliśmy pułapki.

Kulturalnie też naszą dziatwę rozwijamy, toteż u Emilki znaczyliśmy w Wielki Piatek jaja woskiem, by je potem w barwnikach maczać, wosk skrobać i urzekające wzory znajdować. Będąc super matką pozwoliłam moim te jaja woskiem naznaczać, a że Leon się rozsmakował to miałam abstrakcji by Onek sztuk 5. Na gwałt potem szukałam nie-abstrakcji, żeby jakoś w koszyczku wyglądało. W zbiorach by Isabela znalazłam. Na szczęście.



Sobotnie święcenie całą watahą. Isa focha załapała i do zdjęć przykościelnych pozować nie chciała. Co widać na załaczonym obrazku.




Niedziela Wielkanocna na koktajlowym party z grilem (co kraj to obyczaj...) i z Polowaniem na Jaja Wielkanocne, a dziś nie robię nic. Dzieci moje po wczorajszym umorodowane ( wróciliśmy około 22), więc tylko w ogrodzie siedzą. Zresztą Iss w nocy nie bardzo się czuła i nie wiem, czy to wczorajsze kilogramy czekolady od Zajączka Wielkanocnego i z Polowania na Jaja, czy brak normalnego pożywienia, dość, że zaniemogła i uznałam, że najlepiej daleko od domu nie odchodzić i odpocząć.
Każdy mądry wie, komu ten odpoczynek bardziej potrzebny...
O polewaniu wodą dzieci moje dowiedzą się pewnie z książek.

Tuesday 15 April 2014

Urodzinowe szaleństwo


Ach, co to był za wekend.

W ostatniej chwili zaprosiliśmy się z dalszą rodzinądo teściowej , na niedzielne dmuchanie świeczek, a że przy okazji okazało się, że część rodziny i tak się do niej wybiera, bo zaplanowali sobie wspólny obiad, wszystko się pięknie złożyło. Ach, jakżesz było rodzinnie i pięknie. Tort z księżniczkami i Isabela taka piękna, i ja taka piękna, i słońce świeci, i wszystko się od razu wydaje lepsze.
Tak nam było dobrze, że dom zobaczył nas dopiero przed 22.
 A tu rano trzeba wstać, bo Isabela ma urodziny i grafik napięty.
Zaplanowano basen. Aby czasu nie marnować, śniadanie już w kostiumach.




Dalej, Leon w wodzie oszalał. Zabronił się trzymać i unosił się  jak mała żabka w zielonych okularach. Ręce rozpłaszczone po bokach, pomarańczowe motylki i tylko nos wystaje znad wody. Czyli, że pływa.
Isabela zrobiła nam prezent na urodziny i przestała się bać wody. Zaczęła pływać. W motylkach.
Leon umordowany od razu po zasnął.
 Trzeba było go budzić na pyszny obiad w makdonaldzie.



Potem lody oraz dla każdego coś dobrego w fajnym sklepie.


Melonowy tort

 
 a potem już tylko kąpiel z nową zabawką i spaaaaaaać.


Saturday 12 April 2014

Ja Jestem Onek

Bacia wróciła do dziadka. Za niespełna osiemnaście funtów (co przy trzydziestu, które wydałam na odebranie jej z lotniska, to prawie darmo) odwiozłam ją na lotnisko i wróciłam do domu.
Wydaje się, jakby to było wieki temu, a nie raptem w środę.
Nie minęło parę godzin, a ja zaczęłam mój zwyczajny maraton. W środę zasiedziałyśmy się u Kasi-od-Emilki, w czwartek był u nas Max i jego tata, oraz Agata z chłopakami, w piątek rano piosenki w bibliotece i popołudnie u Agaty-od-Maćka.
Nie mówiłam, że nic się nie zmieniło?
Dziś mi się dzieci udzielały artystycznie z okazji nadchodzącej Wielkanocy, a potem poszły w tan do swoich przyjaciół.
Codziennie wracam do domu w porze kolacji.
I nie sądzę, żeby to się szybko skończyło.
I nijak nie mogę siebie przekonać, że bacia piła z nami poranną kawę jeszcze we wtorek.
Nie podoba mi się to.

-Isabela co robisz?
-Pomagam mamie nalać herbatę, bo jtem duża. A ty nie możesz, bo jteś jeszcze mały.
-Ja pomagam. Ja jestem Onek i ja jecham szybko na nodze (hulajnodze). Ja pomagam też.


Wednesday 9 April 2014

Kew Gardens

Jakbym wiedziała, że będziemy się przesiadać dwa razy, na pewno bym nigdzie nie pojechała, stwierdziła bacia w drodze do Kew Gardens, gdzie zabrałam ją na jedyną wycieczkę, jaką udało mi się zorganizować pomiędzy osłabieniami, sensacjami żołądkowymi, a zwyczajnymi gorączkami moich dzieci.
Niestety było już za późno i nic nie mogło jej uratować. Wywiozłam ją w łąki, pola i zagajniki. I na grzyby.
Jakżesz miłośniczka ogrodów miała się nie zachwycić ogrodami królewskimi. I pałacem, w którym stoi stary srebrny mikroskop króla Jerzego III? I morzem tulipanów dodatkowo?
A że ustała się pół godziny w kolejce, żeby jej wnuczki mogły udekorować czekoladki z okazji 50-lecia Charliego i jego fabryki czekolady? I kolejne pół godziny, zanim całe 20-minutowe wydarzenie się zaczęło. A jaka satysfakcja, bo się dzieciom bardzo podobało.
Zapomniałam całkiem, że podczas wypadów i wycieczek z dziećmi należy czas podzielić na drobne, z czego szczypta drobnych będzie na to co lubię, a garść na czas dla dzieci. Dwie godziny nam zeszło na czekoladkach i po nich lodach. Dwie godziny, które równie dobrze szanowna bacia mogłaby poświęcić na oglądanie drzewek. Buhahahaha.
Albo samolotów. Wydało się to byc bardziej interesujące niż szyszki na jakiejś choince.

Zrobiłaś zdjęcie mamusiu, zapytał Onek gdy uwieczniłam go na ławeczce wśród zieleni. Owszem synu, odparłam. Dobrze, odrzekł, poczym dodał: Jtem Onek i jtem zmęczony. Chcę iść do domu.

I niedługo potem siedzieliśmy w pociągu, o którym również marzyła nasza bacia, a Isabela nie miała nic przeciwko.
W drodze powrotnej naliczyliśmy jedenaście cioci Kasi samochodów, czyli mini cooperów w kolorach różnorakich na jednej tylko uliczce.
Ach, bo się nie chwaliłam, że na cioci Kasi samochodach Leonek nauczył się kolorów i przez dobre cztery miesiące po powrocie z wakacji z Polski nie odpuścili żadnemu cioci Kasi samochodowi, wyłapali każdy. Tak na marginesie.
 

Monday 7 April 2014

Domowo

Cały dzień mi truli, że oni chcą na kawę, jedni, lub na kafę, drudzy.
Nie bardzo można było, bo zimno i padająco, a Iss nadal z lekką gorączką. Nasza polska bacia nigdy w życiu nas nie wypuści w taką pogodę, w takim stanie podgorączkowym.
W związku z takim stanem zastanym bacia nie miała wyjścia i musiała wziąć udział w życiu naszym dzisiejszym bardzo czynnie.
Na wstępie została umordowana skokami na i z łóżka, noszeniem towarów żywych w kołdrach, huśtaniem towarów żywych sztuk dwie, jednocześnie w kocach, metodą staropolską (was też tak w kocach huśtali?). Następnie podarowano jej trochę statyki i pozwolono usiąśc przy stole, gdzie Onek nie pozwolił zagrać w grę o śmieciach i segregowaniu, więc przerzuciliśmy się na Wróżkę Zębuszkę, absolutny hit stołowych nasiadówek. Następnie bacia się poddenerwowała, że Isabela ślamazarnie je obiad oraz, że Onek się rozmazgaił i korzystając z okazji, że nie skupiała się na swoich potrzebach oraz, że system immunologiczny osłabiony działaniami wnuków, zmusiłam ją do wyjścia z domu. Na tę kawę. Broniła się rękami i nogami, bo nie lubi jak pada i zimno, ale chyba za słabo.
Pan w Starbuksie chyba mnie już zna, bo mi dzień dobry, siemano z uśmiechem mniej służbowym, choć nie bywamy tam codziennie. Chyba, że taka ładna jtem.
Bacia dostała lattę, bo lubi, a sama jej w domu nie zrobi. Onekmiały sok. Napił się parę łyczków i po 10 (słownie:dziesięciu) minutach zaczął się ubierać i zbierać do domu, bo on ma już dość. A my tu z bacia akurat się rozsiadamy i rozgadujemy. Podstępnie tedy dostarczyłam mym dzieciom rozrywki, rzekłabym mało kawiarnianej, by świnka Peppa uratowała mnie przed koniecznością porzucenia mej kawy.
W domu rozebrał się, umył zęby i zasnął w trzy sekundy.




Sunday 6 April 2014

Wielkanocna Pocahontas

Zjadłyśmy absolutnie wyśmienity obiad wczoraj. Schaboszczaka z polskiego świniaka, którego bacia wysłała do nas w ekspresowej paczce przed swoim przylotem, ziemniaczunie, ogóreczka kiszonego, mizeryjkę dla Isabelki i fasolkę w bułce tartej. Miodzio.
Dziś już nie ważne co jadłyśmy. Szczęśliwości nam zabrakło i ekscytacji bycia razem i smakowania dobrego jedzenia. Isabela w nocy zachorzała z temperaturą pod sufit i cały dzień się snuła, niezdolna do czegokolwiek. Oprócz może wypieczenia babeczek o tematyce wielkanocnej. Proszę bardzo.


Z rana. Potem już tylko siedzenie na kolanach i przytulanie.(Bo, jak niedawno oświeciła naszą bacię, wieczorem przy okazji zasypiania, trzeba się przytulać. Przytulanie jest ważne, żeby czuć się bezpiecznie.) Z przerwą na mój wypad do sklepu po ziemię do ogrodowych, doniczkowych roślin.

Byliśmy w szkole na wywiadówce. Dzieci zostały z bacią. Leon spał. Wywiadówka się przeciągnęła, koniec końców wróciliśmy do domu przed 21.00. Leon już nie spał. Przytulił się do mnie i pociągając nosem opowiedział wzruszającą historię:
Wczoraj, wczoraj płakałem.
Wczoraj poszłaś na szkoły, na Isy.
Pleplasiam mamusio.
I łzy, tylko nie wiem, czy szczęścia, że już wróciłam, czy nieszczęścia, bo mnie wczoraj (przed godziną nie było gdy się obudził).
I nie wiem, czy mnie przeprasza, że płakał, czy mu z angielska przykro, że mnie nie było.

A Isabela była niedawno Indianką. Przy okazji poprowadziłam lekcję antropologii kulturowej z demonstracją tańca. Naprodukowałam się, żeby dziecku dostarczyć informacji w formie przyjaznej, by na koniec usłyszeć: Ale mamo, ja znam Pocahontas.



Babcia nam dzierga serwetki do koszyczków wielkanocnych, które nam zresztą też sama kupiła.

Saturday 5 April 2014

Ojej

Mamo, ja bym chciała być taka dobra i grzeczna dziewczynka dla ciebie i ja się na ciebie tak złoszczę czasami i cię nie słucham, a chciałabym cię zawsze słuchać i od razu robić to, o co mnie prosisz, a taka nie jtem. I mi się tak bardzo chce przez to płakać.

A tu wieczór, leżymy już w łóżkach, późno i chcę, żeby już zaczęli zasypiać, a przecież lekceważyć nie mogę. A tu Leon nie śpi, bo wczoraj z okazji mojego balowania poszedł spać dopiero o 22, jak już bacia stwierdziła, że na pewno padnie ze zmęczenia, po serii kreskówek i długich historii z książek (Iss wie, że bacia nie wie, która to długa, a która krótka książka i kiedy można długą, a kiedy krótką, hihi) i w związku ze zmęczeniem pozwolił sobie dziś na małą drzemkę przedpołudniową, która drastycznie opóźnia normalą porę spania.
Cóż miałam robić. Zapewniłam, że lepszej córki nie mogłabym sobie wymarzyć i otrzepałam się z oburzenia, które mnie kurzem obsiadło ostatnimi czasy z powodu permanentnego nerwa jaki mam na moje niesłuchające mnie dziecko.
Mam naprawdę najfajniejszą córkę na całym świecie.

A dziś wprosiłyśmy się do teściowej na szybkie ciastko i herbatkę. Spędziliśmy urocze popołudnie, że będę taka angielska. Bardzo, bardzo nam się nam miło gawędziło. Któżby pomyślał.

Leon nakazuje baci być cicho, bo na przykład :"coś muszę mamie powiedzieć" albo "isa śpi".

Friday 4 April 2014

Tydzień szkolny

Nie chodzimy na grupy z Leonkiem, powiedziała mi babcia.
Siadłam i pomyślałam więc.
No właściwie ma rację. Byliśmy raptem na jednej grupie. Zaraz potem się rozchorowaliśmy. W poniedziałek nie było co targać rekonwalescenta. We wtorek rano spał, bo trudno nam wcześnie się kłaść, więc już mówię, nie ma co się spieszyć, w środę załatwiałam se sprawy, w czwartek polazłyśmy na deptak, trzeba zakupy w końcu zrobić, a dziś już piątek. I kiedy, że ja się proszę ja państwa, zapytam, kiedy ja mam chodzić.
W tajemnicy przyznam, że dziś to mi się już nie chciało.
Siadłam se na spokojnej kawie z babcią i sie zasiedziałam. A Leoncjusz bajki ogląda. I mam wyrzuty sumienia.

Po szkole też niewiele zajęć, bo po pierwsze babcia jest, po drugie u Zosi zmiany mieszkaniowe i na święta do Polski się wybrała (gdzie moja Tosia, zapytał Onek pod szkoła, z niepokojem rozglądając się po okołoszkolnym placu; nie wiadomo, czy Zosia już będzie w szkole, stwierdziła rankiem Isa, zakładając szkolne ubranko, może jak wyzdrowieje będziemy mogły do niej już iść? a Zosia u swojej babci).
Mamy tedy inne zajęcia pozaszkolne.
Wybraliśmy się na zakupy i kawę, bo ciocia Iza dała nam pieniążki na prezent. Mamy w domu buciki wściekle różem po oczach rzucające.

Nie o takie nam chodziło. Ale jak już jak twierdzi babcia, rozpuściłam se dziecko i pozwoliłam jej decydować co chce nosić a czego nie, muszę ponosić konsekwencje. A były takie śliczne, grafitowe....





No i ta kawa przecież.










Solenizantki zasady świętowania

Oto tort. Isabela skończyła 15 lat. Zmian wskazujących na dorastanie nie widzę. A nie, przepraszam, wszystko wskazuje na to, że PROCES doras...