Friday 30 May 2014

Że ślimak?

Hej! Wyszło słońce! Do parku, do parku!
Można sobie pobiegać, zjeść lody i napić się soczku i kawy w kawiarni.


Wednesday 28 May 2014

W czasie deszczu dzieci się nudzą.

O rety. Co się działo w ostatnim czasie, trudno na jednej kartce opisać.
Po pierwsze zaczęły nam się ferie i tatuś urlop wziął, żeby czas z dzieckim spędzić, bo go przecież w domu prawie w ogóle nie ma.
Pech chciał, że pada. Pada i pada i zimno się zrobiło, i szlag trafił wszystkie plany i wszystkie wycieczki, i ZOO, i morze i pikniki, i całą resztę.
Mamy za to wycieczki do Nanny. Bo i pod dachem i ciepło, bo ogrzewanie włączone i obiad podadzą.
Zanim jednak. Co-to-się-działo.
W pierwszy dzień ferii miałyśmy gości i siedzieliśmy cały dzień w domu. Lało przecież. Machaliśmy już tym gościom na pożegnanie, kiedy uznałam, że przyda nam się spacer. Dzieciom mym się przyda. A że bardzo uważam, żeby się nie zatrzasnąć, zahaczyłam se drzwi na dzyndzelek. Wyszłam z domu, dzieci na dworze, kurtki na dzieciach, hulajnogi czekają, wszyscy podekscytowani, klucze w dłonie, pociągnęłam drzwi, zatrzasnęły się. O żeszty. Delikatnie mówiąc. Klucz w zamek. Nie otwiera się.
Zatrzasnęłam się na zewnątrz, z kluczami w rękach.
Co teraz!!!!!!
Od czego są sąsiedzi. Lufcik zdjęty, drabinka spuszczona, Iska przeciśnięta i tadam jteśmy w domu. Isabela bohater. Mamo, mówiła mi, mam bardzo ważne zadanie do wykonania. jestem takim bohaterem. My mission.

Produkujemy sporo pięknych przedmiotów. Trzeba dzieci czymś w czasie deszczu zająć.
No i jeszcze byliśmy dziś na basenie. Kochamy pływanie.




 

Sunday 25 May 2014

O mieszankach

Mocowaliśmy się wczoraj całe rano z pudełkami, bo chciałam jedno podarować Kasi-od-Emilki, jako prezent urodzinowy.
Czy to z lenistwa, czy to ze zmęczenia, nie wyjęłam materiałów wieczorem i nie zrobiłam tego pudełka w ukryciu, przed dziećmi. Swoje odcierpiałam i może się nauczę, że nie należy pokazywać się potomstwu podczas rękodzielnictwa.
Każde z nas okleiło sobie po jednym.
Pokrywkę Isy ja.





Ogród to piękna sprawa. Nie dość, że mogę sobie doniczki postawić i podziwiać to, co rośnie (chyba, że akurat walczę z czymś, co atakuje), to jeszcze Isa ma gdzie swoje mikstury kręcić, a Onek biegać.




Wspominałam kiedyś pani spod szkoły, która nie wie jak ma sobie poradzić z ogrodem, w który trzeba dużo pracy włożyć, a która ma troje dzieci i męża wiecznie poza domem, że jak byłam mała, to najfajniej było u sąsiadki mojej babci, na podwórku, które miało stos kamieni i cegieł, stare emaliowane garnki z dziurami, puszki i połamane łyżczki. Jakie tam obiady nam wychodziły, w sklepie było wszystko i zawsze znalazł się jakiś fajny skarb. Wakacje!!!!
Ogródek pani spod szkoły 5x7. W metrach.Tak na marginesie.
A u nas pod blokami jak na prawdziwym blokowisku. Słońce wyszło, dzieci wyległy. Jest nas tu multum dzieciarni "przed blokiem".

Isa chce obiciąć włosy. Twierdzi, żę będzie wygładać dużo ładniej w krótkich. Będzie nalegać na tatusia, który się uparł, że Iss na pewno i bezwarunkowo chce mieć długie włosy i tylko w takich wygląda dobrze.

A tymczasem pod szkoła podstawową prawdziwa angielska mamusia wraca z wakacji w Grecji i opowiada.
"I nie bylo angielskiej telewizji i nikogo kto mówiłby po angielsku!!! Sami Niemcy i Polacy!!! Żadnej angielskiej osoby!!! Samo polskie jedzenie!!! Faszerowana kapusta!!!" Taaa, w Grecji.
A o faszerowanych liściach winoroślii słyszała kiedyś? Gołąbki w Grecji. No no no.

Wednesday 21 May 2014

Słońce, przędziorki i cze-ko-la-da

Niedziela była piękna. Słońce grzało od rana, dzieci u sąsiada w piaskownicy, potem w basenie. Nawet dwóch, przypomniała mi Iss, kiedy opowiadałam tatusiowi co to się u nas działo.
Upalnie i pięknie. A w  moich kwiatkach rozpanoszył się przędziorek. No złośliwe toto takie, że mi soki z liści wysysa i roślinie nie chce się już rosnąć. Za to przędziorek rośnie, że hej. Podwaja swą liczebność w ciągu tygodnia. Miliardy robaków, lt nie widać, bo właściwie to roztocza. I teraz zamiast się rozkoszować pogodą i pięknem kwiatków, robię za iskacza. I tak przeczesuje te liście i spryskuję, żeby miały wilgotno. Bo wilgoci one nie lubią.
Nazwę mają za to ładną.

W międzyczasie Leon potwierdza teorię, która głosi, że jeśli nie znasz słowa w języku obcym, którego się akurat uczysz, spróbuj powiedzieć to naokoło.
"Mamo, ja tam kapaciam, kapaciem, pakociem. Ja będę stał tam."  I na ciebie czekał.

W innym międzyczasie Isabela odpowiada na nasze uciszające "bo panie z bloku nie lubią jak się krzyczy", że "my mamy tu złośliwak tylko koło nas". Znaczy, że więcej już lepiej złośliwaków nie szukać.

Pozostając w temacie bycia szpicli.
Scenka rozgrywa się w parczku. Przyjaciółka Isabeli musi na numerek dwa. Mama przyjaciółki do tejże przyjaciółki: córeczko, musisz wytrzymać, tu nie można. Tu pani może nam wlepić mandat. Tu są w drzewach zamontowane kamery i pani widzi co się robi.

Zadzwoniła do mnie również koleżanka z informacją  na wstępie: dzwonie z wyprzedzeniem (tygodniowym, przyp. red.), żeby się z wami umówić na ferie majowe, bo potem jak zadzwonię, będziesz już całkiem zabookowana.
Co prawda, to prawda. Lenia trochę pogoniłam.
W związku z czym, poraz kolejny byłam w szkole czytać zagranicznym dzieciom książki po polsku w ramach programu szkolnego, przybliżającego dzieciom języki obce i uczącego do nich szacunku, bo każdy język jest tak samo ważny. Pani czyta po angielsku, ja po polsku. Tylko w klasie Iss. Ostatnio była "Lokomotywa", którą uwielbiam czytać. Tłumaczenie angielskie niestety nie oddało uroku. Nic a nic nie słyszałam jadącego pociągu. Co więcej, dzieci nie były zainteresowane, bo wiersz trudny. I już, już zaczęłam myśleć, że błąd popełniłam wybierając klasykę polską, ale nie. Postukałam słowami totaktoto i udało mi się zadziwić towarzystwo.

Zostałam też zmuszona do upieczenia ciasteczek. Dobrze mamo, możmy robić inne ciastka, nie te wycinane z foremek, ale tyko pod warnkiem, że będziemy je dekorować.
Palce lizać. Z cze-ko-la-dą.

No i jeszcze przy życiu trzyma mnie myśl, że juz tu więcej nie wrócę. Pojadę na wakację i nie wrócę.
Od razu wszystko wydaje się łatwiejsze.

Friday 16 May 2014

School Disco

Jest impreza.
Właściwie była już, ale wspomnienia są.
Takie to księżniczki.


Thursday 15 May 2014

W dużym parku z piaskownicą

Proszę. Myślałam już, że skończę na kanapie i będę miała z tego kupę szczęścia. Ale, nie. Nie z taką rodziną jak moja. W drodze do szkoły Iss zapytała, czy po szkole możemy coś zrobić, gdzieś iść, np do dużego parku, albo może coś nam kupić. Zobaczymy, obiecałam dziecku, boć przecie "zobaczymy" nie znaczy nic. "Dzieękuje ci mamusiu, że się zgodziłaś!!!"
Tatusia mają moje dzieci takiego, że rozmowy w sklepie wyglądają zawsze tak:
dziecko-mamo, możesz mi kupić jajko? (względnie ja chcę jajko, w wykonaniu Onka)
matka- nie wiem dziecko, zastanowię się.
matka do tatusia- dziecko chce jajko, co robimy?
tatuś-mnie nie pytaj, wiesz co ja bym zrobił.
W takiej sytuacji jajko ląduje w koszyku, a park wylądował w planie naszego dnia.


Najlepszy dzień od bardzo długiego czasu. 
A na sam koniec pół pańta piwa.


I Iskowe głupoty. Sama se robiła.

A to wszystko w krótkie poszkolne popołudnie. W domu na 20. Dawnom się tak nie uśmiała.














Sunday 11 May 2014

Gofry

I kto by pomyślał, że nam tak aktywnie wekend upłynie.


Impreza Gofrowa. Katarzyna od Emilki wypożyczyła maszynę do gofrowania i takim sposobem, w niedzielne popołudnie obżarłam się jak mała świnka i ledwo się ruszam.

A wieczorem, podczas zasypiania Onek zapytał: Mamo, co będziemy robić?
Spać synu, odparłam.
To dobrze, wiesz, że będziemy spać, odrzekł moj syn.

Zasuwając na hulajnodze Onek coś do mnie krzyczy. Próbuję ułożyć z tego słowo, ale nijak nie pasuje ono Leonkowi. I uparcie powtarza cały czas, mając nadzieję, że w końcu usłyszę. Musiałam się poddać jednak: Isa, co on tam mówi? On mówi, że windy (wietrznie) mamo.
Do czego doszło, żeby sobie tłumacza do własnego dziecka szukać.

Co zrobić z pojemniczka po zabawkach z jaja niespodzianki

 No, padało dziś z rana i jakoś tak chłodno, zadzwoniła sąsiadka czy przyjdziemy, bo im się nudzi. Rozpogodziło się, wyszliśmy na ogród, a zaraz potem przyszła koleżanka, a jak już poszła zostaliśmy sami i jakoś nam się zebrało na działanie.



I tak nam wyszedł potworek, który zjadał paluszki. A każdy miał swojego potworka, ale tylko mój był paluszkożercą.




Aż dopadł go spryt Isabeli, która, po jego krótkiej drzemce wśród pierza, poczęstowała go patyczkiem. Jedz, potworku, jedz, powiedziała.
Puenta?

Moje dzieci ze wszystkiego najbardziej na świecie lubia robić bałagan.

Monday 5 May 2014

O majowym wekendzie


"Mamo, czy ty lubisz jeść kwiatki" zapytał mnie Leon, gdy obcięłam sobie garstkę rzeżuchy na lekko wiosenną kanapkę.
Kwiatki może nie, ale rzeżuchę, którą Onek zasiał na grupie dziecięcej, i która nam wyrosła w rekordowym tempie dni trzech, a i owszem.

Życie nasze toczy się powoli, bardzo powoli nawet. Przede wszystkim siedzimy w domu. Mało tego, mało kto nas odwiedza i absolutnie mi to nie przeszkadza. Ciepło już od czasu do czasu, więc na ogród wypuszczę, jak trzyletni sąsiad ze swoją tycią piaskownicą na nóżkach, siedzi akurat przed mieszkaniem, to i zajmować się nimi nie muszę . Raj dla Lenia.

Choć myślę czasem, że może jakaś fajna wycieczka by się przydała, na jeden dzień.
Zwłaszcza, że wekend majowy zobowiązuje do grilowania i uprawiania sportu zwanego "bywaniem w towarzystwie". Ale! Mi nikt w dzieciństwie czasu nie organizował, a jak się prosiłam o jakąś sugestię , proponowano mi najczęściej "pluć łapać i do apteki nosić", więc co ja się tak stresuję. Duże są, niech sobie czas wolny organizują. Wielki ogród jest.
A w nim wielkie nic, bo panie z samorządu blokowego zadbały, by w zasięgu wzroku niewiele można było znaleźć skarbów. Ale nie mój to już problem. Ani mojego Lenia.
Bardzo się polubiliśmy... Z tym Leniem.

Do tego stopnia, że wzgardziłam dziś zaproszeniami od koleżanek, które proponowały piknik w wielkim parku, albo małe co nieco na małym placu zabaw. Szkoda, bo dzieciom przydałoby się już wyjść z domu, a musiały się zadowolić tylko ogrodem.
Ale! Czy powinny narzekać!

Wczoraj natomiast, dwie, dawno niewidziane ciotki i wujek pojawili się zupełnie niespodzianie i czyż to nie prawda, że spontanicznie zawsze jest fajnie? Na południową, ultraszybką kawę Gatti z Jarkiem oraz na zakup tenisówek, bo Isabela modna chce być i wydaje jej się, że te tenisówki będą jej pasowały do tego stroju co sobie akurat wymyśliła, a potem Aliss, bo się dawno nie widzieliśmy, więc i na plac zabaw, i na frytki na obiad, i herbatkę z cytryną.
I słońce świeci i się opalać można, a Onek krzyczy i łobuzuje. Czy to właśnie oznacza towarzystwo syna? Że już zawsze będzie tak łobuzowato?

Jajka, jaskinia, pomyłka

Święta znów obserwowałam uszami.  Jedziemy z dziewczynami samochodem i rozmawiamy o socjalizowaniu się. O tym, jak ich mama lubi sobie połaz...