Tuesday 31 March 2015

Lekiem na całe zło

Wczoraj zaczęły się ferie.
Mamy przed sobą masę dni do wypełnienia.
Zacznijmy może od tego, że zanim się te ferie dla dzieci zaczęły, zrobiłam sobie ferie dla siebie.
Wścieknięta na małżonka,obrażona do końca życia, nie wróciłam na noc.
Pal licho, że pokłócona i ignorująca. Ale, jakżem odpoczęła. Nikt mi nie truł, że czy już możemy wstać, czy może pić, że trzeba robić śniadanie, że nie wie w co ma się ubrać, że trzeba pozmywać i ugotować.
Obudziłam się, dostałam śniadanie i wyjechałam z miasta na pół dnia.
W niedzielę cały dzień czytałam książkę.
A małżonek nadal w domu.
Zacznę się tak obrażać. Dobrze mi to robi. Dzień wolny każdemu się przyda.

Dziś Aliss przyjechała uściskać na pożegnanie.
Nie wiemy jeszcze na jak długo.


Kuchnia Gatti serwowała pizzę z majonezem oraz szklanice piwa.
Rownowaga musi w przyrodzie być. wygładzić poszarpane emocje.
Pizza i szklanica na emocje wielce wskazane.


Wednesday 25 March 2015

Przedświątecznie

Tak.
Powrót dzieci do szkoły to bardzo dobra rzecz.
Chyba, że sie wraca razem z tymi dziećmi.
Od początku tygodnia uczestniczyłam w zajęcia przedszkolnych Leona.
Okazuję się, że mój jakżesz rozgarnięty syn, wojowniczy i odważny, jest w gruncie rzeczy bardzo nieśmiały.
Uczestnictwo w Defiladzie Wielkanocnych Kapeluszy wydawało się być niezywkle trudnym.
Dał radę jednak. Nieprzerwanie przecierając sobie oko.

Święta Wielkanocne zbiegły się z otwarciem nowego, ulepszonego placu zabaw przy leonkowym przedszkolu, w związku z tym i przedstawienie i poczęstunek, i wizyta biskupa, a także pana z urzędów.
Kto-by-pomyślał.

Od dziś Leoncjusz ma przerwę świąteczną. Isa jeszcze do piątku pochodzi.
Tatę mamy w domu, ale planów żadnych.

Sunday 22 March 2015

Niedziela. W końcu odpocznę.


W czwartek i piątek dzieci me siedziały w domy.
Oszalałam.
Choć nie, wtedy jeszcze nie.
Dopiero kiedy nie wypuściłam ich z domu ani w sobotę, ani w niedzielę. Wtedy rozniosły ten dom kilkadziesiąt razy, a razem z nim mnie, moją cierpliwość i chęć bycia z nimi.
Nazywało się to, że może lepiej nie, żeby się wygrzewać.
W gruncie rzeczy chodziło tylko o to, żeby nigdzie się z nimi nie włóczyć po parkach, bo chłodnawo, a i znajomych nie bardzo.
Bo gdyby była chora nie poszłaby na niedzielne zajęcia z pływania?
Na sobotę zaprosił się do nas na kawę tato Hanki, bo jej mama pojechała sprawy załatwiać, a ja kiedyś prosiłam o pomoc w ponownym montowaniu rolety. Bo kolega mojego męża nie umiał tego zrobić i mi ciągle spadała, aż się części połamały.
Mąż mój odpowiedniej nie ma wiertarki, więc nawet mu nie trułam o pomoc.
Okazało się, że mogłam była, bo trzeba tylko przykręcić.
Potem przyszła Gatti po męża i Hankę, a ja zabrałam dzieci do Emilki od Kasi.
Miło było, ale po dzieciach moich już było widać, że nie, że one już w pomieszczeniach nie dają rady, nawet jeśli to nie są ich pomieszczenia.
W niedzielę znów przyszedł tata Gatti, tym razem dziećmi się opiekować. Na pchli targ z Gatti poszłam. Zaraz potem biegiem z Iss na basem, a zaraz potem przyjechała Aliss. Tata Hanki zabrał się do domu, sprawy załatwiać. Zabrał też Hankę.
A nam Isabela z Leonem zrobili balet. Historia pewnej baletnicy w pięknej spódnicy.
 A ja żem przy niedzieli z Aliss i Gatti napiła się napoju szczęścia. Bardzo wyrafinowana kompozycja.
I się cieszę, że jutro dzieci idą do szkoły, obie sztuki. I że po prostu posiedzę.

Wednesday 18 March 2015

Emocje

Już wiem, co w pudełkach.
Lornetka od Isabeli, bo lubię podróżować.
Leonek nie bardzo wiedział, co wybrać i już mieli wyruszić na poszukiwanie kapelusza dla podróżnika, kiedy ze sklepowej półki spojrzał na niego Misiek w błekitno różowe kwiatki. Mama, dla mamy, misiek dla mamy.
No i mam.
Od mojego trzeciego dziecka dostałam porcelanowy kubek termalny, żeby mi było ciepło na dworze z dziećmi.


Isa wróciła dziś ze szkoły z gorączką.
Przeprowadzam dochodzenie i wnioski są takie, że powody mogą być różne.
Konkretnie dwa.

Zosia zakontraktowała ospę. Od dziś nie ma jej w szkole i nie będzie jej aż do Wielkanocy.
Rankiem pod szkołą Isa zastanawiała się z kim się będzie bawić i dzielnie powstrzymywała łzy, gdy okazało się, że Zosi na pewno nie będzie. Nieszczęście wielkie rysowało się na jej twarzy i przykro było na to patrzeć.
Zaraz po szkole byłam zapisana na widzenie z Mrs. Całkiem zupełnie o tym zapomniałam i tylko dzięki Iss nie poszłam od razu do domu. Doniesienia są takie, że Isa czyta płynnie z intonacją, radzi sobie z liczeniem i jest tam, gdzie powinna być. Niewiele się dowiedziałam.
W drodze do domu już ją niosłam. A w domu 38stopni.
Może to z tej rozpaczy, bo Zosi nie było i nie miała się z kim bawić, bo inni są nudni.

A może po prostu, codziennie,  podczas dużej przerwy, biega bez kurtki, a potem się dziwi, że jej zimno?
Zostaniemy jutro w domu, a najlepiej jeszcze w piątek. Nie ma sensu się wybierać w ostatni dzień przed weekendem.

Sunday 15 March 2015

O tym, jak dobrze znają mnie moje dzieci

Ludowe sposoby na zmagania z przesileniem wiosennym mówią, że jak sobie pościelesz, tak się wyśpisz. Co się tłumaczy, że gdybym była mądra i jadła zimą więcej owoców i warzyw, oraz innych zdrowych rzeczy, a także stosowała ruch, to bym tak teraz nie cierpiała.
Kupiłam sobie jednakże trawę zmieloną - jęczmnień i piję co rano, na dodanie energii. Nawet zaczyna działać. Żebym jeszcze umiała położyć się wcześniej spać i będę ozdrowiona.

Będzie padać, cały tydzień. A jeszcze w czwartek byliśmy w parku i wydawałoby się, że to już wiosna. Świeże powietrze i dzieci znów padły jak muchy. Jeszcze tylko wysłuchały bajki o dziewczynce, która szukała w lesie chrustu, a natrafiła na domek, gdzie mieszkał staruszek ze zwierzątkami. Poprosiła o strawę i nocleg, a ponieważ karmiąc zwierzątka najpierw, a dopiero potem siebie i staruszka, wykazała się wielkim sercem, stał się cud, zły czar przestał działąć i po wielkim trzesięniu, dom zamienił się w pałac, staruszek w królewicza, a zwierzątka w służbę. Pobrali się i żyli długo i szczęśliwie.
W skrócie. Bajkę tę przeczytałam sto lat temu, kiedy nie musiałam wiele robić, za to wiele czytałam.
Czy to Grimm, czy Baśnie Narodów Zwiąku Radzieckiego (choć tam zazwyczaj był Iwanuszka pastuszek, albo carewna; uwielbiałam te bajki) nie pamiętam. Nie pamiętam nawet tej bajki jakoś dokładnie, ale sama jej nie wymyśliłam.
Co się stało ze zwierzątami? One się nie mogły zamienić! Ale wymyśliłaś tę bajkę? To ja sobie kupię, przeczytam i sprawdzę czy one się naprawdę zamieniły!

Dziś Dzień Matki. Nie wiem jeszcze co w pudełkach, bo Leonek śpi i czekamy aż się obudzi, żeby dać mi prezenty.

W piatek tata zabrał dzieci na deptak, zakupy zrobić. Spotkałam się z nimi w drodze powrotnej i usłyszałam od Leonka Kupiłem ci miśka.
To wiem już, co siedzi w jednym pudełku.
Reszta to pełna konspiracja. Od tygodni słyszę jakiesz szepty po kątach, a wieczorem Iss pyta, czy ja chcę wiedzieć o czym oni rozmawiali. Ale, tylko mi powie, że to będzie miało związek z podróżowaniem, bo ty mamo lubisz podróżować!
W piątek odebrałam Leona z przedszkola. Grzebie w swojej torbie i oświadcza Zrobiłem ci papier!!!
Nie mogę się doczekać, żeby zobaczyć te wszystkie papiery i niespodzianki od trójki moich dzieci.

A wczoraj przyjechała do nas Aliss. Dzieci były za ścianą u Angeli, więc sobie w spokoju posiedziałyśmy. Od rana do 15.30 siedziały te dzieci u mnie, także nie mam wyrzutów sumienia.
Wieczorem Angela dostarczyła mi je w całości. Podskoczyli z radości Halinka!!!! Halinka!!! Hi hi, cha cha!!!
I to był koniec spokojnego popołudnia. Iss zwerbowała Aliss do swojego pokoju, zaopatrzyła w zestaw Barbie i poinstruowała, że teraz się bawią. Nie popuściła.
Podzieliła  się również światła myślą, że mamusia posprząta. Mamusia lubi sprzątać, ona nigdy nie usiądzie dopóki nie skończy sprzątać.
A następnie obraziła się, że musi juz iść spać. O 21.00.

Wednesday 11 March 2015

Kryzys środka tygodnia

Zima jeszcze całkiem nie minęła, wiosna nie całkiem przyszła, a my już dostajemy listy od Szanownej Administracji o "Należytym zachowaniu się pod blokiem".
Przez dziurkę na listy, każdy lokator naszego blokowiska.
Z listu wynika, że ponieważ nadchodzi wiosna i dni są coraz cieplejsze, w obliczu wzrostu liczebności [zatrważającego przyp. red.] dziatwy  w podnajmowanych mieszkaniach, wnosi się o zachowanie wstrzemiężliwości trawnikowej, gdyż ponieważ trawa jest od wyglądania, a nie od na niej dziatwy bawienia się. Jednakowoż przypomina się, że jest to teren do mieszkania, a nie plac zabaw i zabrania się jazdy na rowerze pod blokami, zarysowywania samochodów oraz biegania z patykami i nimi strząsania cennych liści oraz kwiatów.
Hałasy ograniczyć do minimum.
Najlepiej nie wychodzić z domu. A jak już wychodzić to dzieci zakneblować.
Oh, jak mi się chcę wrócić do czasów kiedy miałam 10 lat i darłam się na ulicy, że SZUUUUUUUKAAAAAAM!!!!!!!!

Jeśli już wystosowałam wstęp o wiośnie i dniach ciepłych, pożalę się, że ma na mnie to przedwiośnie wpływ zły. Zmęczona jestem, obolała, jakby mnie grypa łapała, wieczorem bez energii. Rano jeszcze, tak do 10 funkcjonuję, potem wena mija.
Jeśli to nie przesilenie, zacznę się martwić.
Chyba, że kto na mnie urok rzucił.
I na dzieci moje też. Wieczorem padają jak muchy.
Dziś, zmęczone bieganiem w parku snuły się, ledwo członkami ruszając, przed pójściem do łóżka.
Leon zasnął w połowie historii o królewiczach i biednych dziewojach o dobrych sercach. Isa minutę po jej zakończeniu.
Może być, że to bieganie tak je wykończyło. Ja też w nie najlepszej formie pytam Żanety, czy to wczoraj były u nas się pobawić, czy kiedy, bo rozeznanie straciłam.

Isa prosi magiczne drzewo, żeby były z Zosią prawdziwymi siostrami, tak na zawsze. Bo one się muszą bawić codziennie po szkole w księżniczki.
Ciocia Żaneta będzie jej mamą. A ty mamo będziesz ciocią. Chociaż nie, nie, ty będziesz jednak mamą, bo ja cię kocham.

A potem woła do taty Tato, powiedz mamie, że może nam już robić kolację. Głodna jestem.

W piątek ma podobno padać. To zostanę w domu i nigdzie nie pójdę.

Thursday 5 March 2015

Hej hej, jak nam dobrze.

Raczej jestem głupiutka. Zastanawiam się co robiliśmy razem w zeszły wtorek, z tatą, który miał dzień wolny i nie pamiętam, że odbyliśmy bardzo długi spacer po szkole.
Głupi kurier nie zastał nas w domu i kazał nam odebrać przesyłkę z poczty, która nie jest naszą rejonową i idzie się do niej dobre 20 minut. Ze zmęczonymi dziećmi jeszcze dłużej.
Całe szczęście, że było warto, bo paczka była do Isabeli, a w paczce tej prezent urodzinowy od dziadka, który przysłał pieniądze i nakazał kupić wnuczce hulajnogę na dwóch kółkach.
Bałam się, że trochę czasu minie zanim się przyzwyczai, ale nie, jeden dzień i śmiga.
Zdjęcie później.
Za to mam inne zdjęcia. Dziś był Światowy Dzień Książki UNESCO i Iss przebierałą się za bohatera "The tiger in the teapot". Razem robiłyśmy przebranie. Proszę bardzo.
A w szkole wygrała nagrodę za najlepszy kostium w swojej klasie.




Sunday 1 March 2015

Rozwój mimochodem

Absolutnie za szybko ten tydzień zleciał. Czy ja się widziałam w poniedziałek z Gatti? Czy mój mąż miał dzień wolny,  a jeśli, to kiedy? Co robiliśmy po szkole? Kiedy byłam na chałukach bez dzieci?
Świetny powód, żeby choć trochę pamięć poćwiczyć, bo rozleniwiła się bardzo.
Gatti była. Nie chciała przyjść, bo Hanka miała na obiad buraczki i istniała obawa, że nabrudzi. Hanka po pierwsze hrabianka, po drugie na moich salonach persy już dawno utraciły dawną świetność.
Po drugim mąż chyba był w domu. Nie mam pojęcia co robiliśmy. Pewnie nic.
Po trzecim miałam w końcu poranną randkę skajpową z Izz z Warszawy, której nie słyszałam już wieki. A potem Leon wyoglądał sie bajek u cioci Gatti, bo byłam, no byłam na chałupkach.
Po następnem, na chałupkach byłam i we czwartek, i w piątek, rano, bez Leonka. Jakież to dziwne.
Tego samego dnia zjadłam wielką miskę zupy pomidorowej, wypiłam wielki puchar swojskiego wina i najadłam się cukierków u Zosi. Szlag trafił moje diety. Wszystko wina Żanety. Albo jej wina.
W piątek Iss była na dyskotece, a Leon z Tosią szaleli w parku. W związku z tym, że myślałam, że zgubiłam moją czapkę, umarzłam. W sobotę bolały mnie zatoki.
Czapkę znalazłam w torebce, nie jest źle.
Ale butów Leonka, które zgubiłam w drodze do zosinego domu, już nie nie zlalazłam.
NO, bo padało. Loen chciał po kałużach, więc zmieniłam mu buty. Nie-kałużowe schowałam do wózka. Chyba, musiały, wypadły, bo w piątek rano już ich nie znalazłam.

W zwiazku z powyższym jestem wykończona.
Nigdzie nie wychodzę, postanowiłam i całą sobotę przesiedziałam w domu.


Godzinę siedzieli w namiocie, obiad mieliśmy w piżamach, w ramach pikniku, a popołudniu włączyłam film.
Da się? Da się.

Po zrobieniu tego niewielkiego ćwiczenia pamięci uświadamiam sobie, że tydzień ten był mimo wszystko na swój sposób niezwykły.
Zapoznałam Iss z Wróżką od Dobrych Snów, która przychodzi wieczorem, żeby pocałować dzieci w czoło i nosek, i przynosi im dobre sny. Ale, czy ona naprawdę istnieje? Naprawdę? A nie wiem, ale cisza zrobiła się jak makiem zasiał. W sekundę. Isa chyba z wrażenia. Leon ze strachu, że ona naprawdę przyjdzie. Mamo, możesz powiedzieć jej, żeby do mnie nie przychodziła. I mnie nie całowała?
A nad ranem okazało się, że Wróżka nie przyszła, bo nic mi się nie śniło.

Dowiedziałam się, że dzieci słyszą wszystko. I wykorzystują w codzienności.
Leonku, chodź do mnie. Przytulę cię, widzę, ze potrzebujesz się teraz przytulić.
Sama stosuję tę metodę dosyć często, kiedy się dzieci moje wściekają i nie chcę krzyczeć.

Dowiedziałam się, że Isa umie Rozmawiać,w znaczeniu komunikować swoje potrzeby i smutki bez konieczności obrażania partnerów w rozmowie.
Po pierwsze, przerwałaś mi kiedy chciałam ci coś powiedzieć. Po drugie, nie chciałaś opowiedzieć mi drugiej bajki na dobranoc. Wcale mi się to nie podobało i jestem zła.

Solenizantki zasady świętowania

Oto tort. Isabela skończyła 15 lat. Zmian wskazujących na dorastanie nie widzę. A nie, przepraszam, wszystko wskazuje na to, że PROCES doras...