Sunday 20 August 2017

Agata z chłopakami na polskich wakacjach. Dlaczego wakacje w mieście nie są takie złe.


Przespałam całą niedzielę po powrocie z Węgier. Mam mieszane uczucia, bo choć pogoda świetna, temperatura powietrza rewelacyjna, to jednak całonocna opieka nad obcymi dziećmi w pociągu to nikła przyjemność.
W Polsce też było gorąco, bardzo nawet duszno. Wyskoczyłam z pracy na chwilkę prosto w ten polski-afrykański ukrop i pomyślałam, że bardzo chciałabym być teraz w Wiślicy, że to jednak bardzo dobre miejsce na wakacje.
Z węgierskich wakacji przywiozłam nową definicję depresji. Podczas rozmowy o wszystkim i o niczym, ni stąd ni zowąd weszliśmy na tematy imigracyjne i o problemach. Jak, nie mam pojęcia. Spojrzałam dzięki temu na mój problem z innej perspektywy. Bo depresja może być dobra dla naszego zdrowia. Za dużo bodźców na organizm i w końcu więcej się nie da. Wtedy coś się wyłącza, właśnie po to, żeby nasz fizycznie i psychicznie przeciążony organizm odpoczął. I wtedy ta depresja przestaje się wydawać bezsensowną.
Ten prawie rok odpoczynku wiele dał mi dobrego. W sensie możliwości powrotu do siebie takiej, jaką znałam wcześniej, zanim to wszystko się zaczęło.


15 sierpnia wolny dzień, więc dzieci przyjechały do mnie do miasta na parę dni, odciążyć w końcu babcię i zobaczyć się z Maćkiem i Filipem z Anglii. Zatrudniłam do pomocy ciocię Aliss, żebym się nie musiała martwić tym, co tu zrobić, kiedy jestem w pracy.
Ciocia jak zwykle wywiązała się z obowiązków śpiewająco i dzieci moje zadowolone były.
Wydawałoby się, miasto, co tu można robić. A jednak. Czasami lepiej niż na wsi, kiedy wieś i rzeka już się nudzi, a przyjaciele wyjechali na obozy, kolonie i do innych babć.
Po pierwsze basen, można zapomnieć, że jest się w mieście, kiedy słońce praży, a woda chłodzi. Nawet prawdziwy piasek, w którym szukaliśmy muszelek i kamiennych skarbów był na miejscu.
Miasto dało nam też świetną pizzę, której nie powinnam była jeść,  bo gluten źle na mnie działa, ale była taka pyszna, że nie mogłam się powstrzymać.
Przez te kilka dni dzieci pobiegały na Kadzielni, zrobiły lizaki, dostały dyplom cukiernika karmelarza, milion razy huśtały sie na pod blokowych huśtawkach i maja super wspomnienia. W każdym razie tak właśnie mówią.

Obowiązkowo jeszcze lody wieczorem i długi, nocny spacer. Tak długi, że ledwo dotarliśmy do domu. I padliśmy.

W domu Leon wyszedł na balkon, popatrzył na balkonowe daszki naszych sąsiadów i stwierdził, że on to by sobie chętnie poskakał po tych daszkach. Tak z daszku, na daszek. Rewelacja.
To takie podsumowanie wakacji w mieście.



Sunday 13 August 2017

Węgierska przygoda

W ramach wyjazdów koniecznych, które nawiasem mówiąc, sprawiają mi przyjemność, przyszło mi jechać na Węgry, 5-13 sierpnia.
Czy to mi muszą się przydarzać jakieś dziwaczne sprawy?
Jechaliśmy do Budapesztu pociągiem nocnym z Warszawy. Z Budapesztu do Warszawy też. Wykończyła mnie ta podróż, wąskie przedziały z kuszetkami, obcy ludzie, którzy robią sobie kolację z kurczaka i wielkie walizki młodzieży, którą przyszło mi się opiekować, a która to młodzież pakuje się na tydzień jakby miała się przebierać kilka razy dziennie.
Ile razy będziesz się przebierać na węgierskiej wsi?
Oj, no człowiek uczy się czegoś nowego każdego dnia.
Na przykład tego, że w przedziale z kuszetkami nie ma miejsca na dwie wielkie walizki i 4 stosunkowo mniejsze i następnym razem trzeba zakazać. Tylko, ze już nie mam ochoty na zmęczenie po powrocie. Zwłaszcza, że nie bardzo wiedziałam na co się zdecydować. czy jechać blablacar'em, do którego musiałabym dojechać podmiejską kolejką, czy czekać cztery godziny na pociąg.
I tak nie bardzo wiedząc co zrobić, snułam się po dworcu Centralnym jak ten smród po gaciach, czując, że wypadałoby się szybko zdecydować, bo niedługo padnę ze zmęczenia.
Nadal niezdecydowana, przepuściłam pana na ruchomych schodach, który okazało się, też nie wiedział co ma robić, bo kazali mu kupić bilet na lotnisko w pociągu i szukał rozwiązania, i zaczęliśmy rozmawiać.
Po pierwsze, pan zapytał kiedy wracam do Anglii i czy jestem z północy i, ooo, nie zauważył, że jestem Polką, bo brzmię jak z północy, a sam był Anglikiem. Co mile połechtało moje wiecznie niedowartościowane w kwestii umiejętności językowych, ego. Powinnam takich ludzi spotykać częściej.
Po drugie, pan poprosił o przysługę. Przyleciał do Polski, żeby pomóc swojej polskiej koleżance, która wpadła w złe towarzystwo i zaczęła przyjmować środki, których nie powinna. Znalazł adres, pod którym przebywa w Polsce na wakacjach, kiedy odwiedza rodzinę i zapukał. Niestety nie chciała go wpuścić, więc nie bardzo wiedział, co z tym zrobić. Całe szczęście spotkał mnie! A przecież ja jestem dobry człowiek, pomocny, usłużny. On mi da adres tej pani i jej numer telefonu. Ja zadzwonię do niej i przekażę, że jeśli tylko potrzebuje pomocy, to on jest w Anglii, żeby jej pomóc. A w Polsce jestem ja, żeby jej pomóc. I żebym koniecznie zadzwoniła.
A Węgry? Nie bardzo wiem. Jedyne co widziałam była polska wieś i odrobina Budapesztu w biegu, bo pakowanie wielkich walizek do schowków na dworcu zajęło nam sporo czasu. Czemu ludzie nie myślą?
Poza tymi dziwacznymi wydarzeniami, prawie jak wakacje. Gorąco, pachnąco, słonecznie. 34 stopnie w nocy, czego jeszcze mi potrzeba.

Cóż jeszcze mogę rzec. Organizacja obozu była, hm, troszkę inna niż bym oczekiwała. Dzięki temu jednak nauczyłam się poprosić o szklankę, a może kubek, gorącej wody i sok z cytryny. I nawet umiem to wymówić.


A poza tym, polska wieś, jak na załączonym obrazku. Do czego służą zawieszone na prawie każdych drzwiach wianeczki nie wiem, nikt z tubylców, którzy mówili po angielsku, nie umiał mi wytłumaczyć.
Budapesztu widziałam tyle co nic, w związku z tym mam cel-planowanie weekendu w Budapeszcie, z dziećmi, co nie będzie wcale łatwe, bo miasto wielkie, atrakcja co krok, a stópki dzieci małe kroczki robią i nie pozwolą mi się już przeciągnąć przez miasto, jak to mam w zwyczaju z nimi czynić, dy jesteśmy w jakimś nowym, interesującym miejscu.










Solenizantki zasady świętowania

Oto tort. Isabela skończyła 15 lat. Zmian wskazujących na dorastanie nie widzę. A nie, przepraszam, wszystko wskazuje na to, że PROCES doras...