Sunday 19 November 2017

Kulturalna jesień

I przyszedł listopad, i jakoś mnie to wcale nie przeraża. Mam nadzieję na mroźną zimę, ze śniegiem i łyżwami.
1 listopada z rodziną, ważne, bo przede wszystkim z tą dalszą. Kuzynów mojej mamy nie widuję za często. Tym razem spotkanie przeciagnęło sie do późnego wieczora, co dla mnie było ważne, ponieważ z wujkiem wracałam do miasta na dwa dni. Dzieci miały dwa dni wolnego. Szkoła robi, a może przygotowuje się, do wielkich wakacyjnych remotów. Nie mogę się doczekać, bo choć lubię tam codziennie przychodzić, w końcu sentyment, ta sama szkoła, to przydałyby się tam zmiany. Z tego co wiem, będą zmieniać łażienki, korytarze, ocieplać budynek. Znalazłam niedawno moje zdjęcie z ósmej klasy, szkolny korytarz wygląda indentycznie :)
Spotkania rodzinne są ważne i fantastyczne. Tak mnie rozgrzały, że postanowiłam zorganizować rodzinne wakacyjne spotkanie. Czy się do tego zabiorę, nie wiem.
Tak czy inaczej, miałam czas dla siebie, żeby odpocząć, czy też zdziwić się, że można mieć dzień bez dzieci, ale też, że nie do końca w takich dniach się odnajduję. Nie bardzo wiedziałam gdzie i jak mam sie obrócić , co mam robić, co mam odrobić :)
Dałam jednak radę i proszę bardzo, oto jestem znów w Wislicy, która po długim czasie nie widzenia, okazuje sie bardzo potrzebna dla równowagi psychicznej niezrównoważonego człowieka.

Dni są leniwe i spokojne. Każdy weekend siedzimy w mieście i nie planujemy odwiedzin u babci i dziadka, ale nie przeszkadza nam to wcale. Mamy w planach inne rzeczy, na przykład wizyte w Muzeum Zabawek, gdzie można zagrać w grę planszową, napić się kawy, zjeść pyszne ciastko i pogadać. Szkoda tylko, że męczy mnie straszliwy, suchy kaszel i obawiałam się, że rodzice innych dzieci mnie zlinczują. Nikt tego nie zrobił całe szczęście.
Na załączonym obrazku klocki, jakimi bawiłam się w dziecięctwie. Takie starożytne klocki, mamo, były? Leon.


Na niedzielę kupiłam bilet do Filharmonii, zabraliśmy z nami Becky, bo czemu nie? Nie przeszkadza przecież, że nie rozumie za bardzo po polsku. W końcu muzyka jest językiem uniwersalnym.
Nie wiem, czy jestem całkiem zadowolona, bo miałam nadzieję na tańce góralskie, trochę więcej typowej, skocznej muzyki i ogólnie, troche ciekawiej dla dzieci, ale i tak Isa była zadowolona. Leon po 20 minutach zapytał kiedy pójdziemy do domu.


W tygodniu byłam też na wywiadówce. Biegałam z jednej na drugą i znajduję to troszkę trudne, ale co uczynić, jeśli ma się dzieci w dwóch różnych klasach. Opłacało się, opłacało się. Isa okazuje się orłem. Wywiązała się dyskusja w klasie na temat tego, czego można i powinno sie oczekiwać od dzieci, ile pracy powinno się włożyć w rozwój dziecka. Ktoś się odezwał, że w Anglii nie zadaje się prac domowych, niczego nie wymaga, a potem jakie efekty są, każdy widzi. Kuzynka jakiejś pani podobno niczego sie nie nauczyła w swojej angielskiej szkole. Na co wychowawczyni Isy rzecze, że mamy w klasie dziewczynkę, która trzy lata swojej edukacji spędziła właśnie w Anglii, i że chciałąby, żeby każde dziecko w jej klasie miało taki poziom wiedzy. Na zestawieniu ma wszystko wysoko, albo bardzo wysoko, przede wszystkim obeznanie sie w pieniądzach. Handlarskie nasze geny. Nie moje wprawdzie, ale rodzinne.
U Leona natomiast, ogólny poziom klasy to 70%, a Leon? Na zestawieniu ma 80% razem wzięte. 

No i co z tego? Skoro w domu nie mam do nich siły. Zupełnie. Becky przychodzi pogadać sobie z nimi po angielsku, a oni jak maja focha, to mają.Nie przeszkadz, że to Becky i że nie wypada. Pytam więc Isy, czy byłaby taka niemiła, gdyby była z ciocią Izą i ciocią Kanią. I co słyszę? Przy cioci izie nie mozna sie tak zachowywzc. Ciocia Iza to elegantka.

Jajka, jaskinia, pomyłka

Święta znów obserwowałam uszami.  Jedziemy z dziewczynami samochodem i rozmawiamy o socjalizowaniu się. O tym, jak ich mama lubi sobie połaz...