Tuesday 30 April 2024

Niespodziewane refleksje zamulonego umysłu

Albo nowy telefon, albo aparat. Kiepskie zdjęcia robi ten mój sprzęt. Udałam się do KCK na spektakl Teatru Tańca. Dwie części były. Zobacz jazz. Golden ages. The black wedding. Siedzę, oglądam część pierwszą, przypominam sobie kiedy studentką będąc, raz w roku bywałam widzką (niezmiennie przy feminatywach przypomina się mi się moja siostrzenica, która oznajmiła podczas mapowania, że będzie szefką) Festiwalu Tańca. I jak z zachwytem nie mogłam oderwać wzroku od precyzyjnych ruchów i gry mięśni, i emocji wyrażanych ruchem. Siedziałam więc w miniony piątek i zastanawiałam się, że oj nie, oj nie.

A potem przyszła część druga, po której po powrocie do domu zauważyłam, że zniszczyłam sobie pierścionek od uderzania jednego w drugi podczas klasakania. Niesamowite, precyzyjne, emocje, ekspresja, pójdę jeszcze raz. 

A poszłam sobie do tego teatru, żeby coś zrobić i z domu wyjść. Tam narzekam na nadmiar zadań, tu narzekam na powolny kwiecień. Ale ja wiem, dlaczego powolność tego kwietnia mi doskwiera - był rozlazły i ciężki jak smoła na asfalcie. Mało elastyczny, mało giętki (skąd mi takie porównanie, skoro asfalt kiedy gorący, bardzo plastyczny jest?). Może przez to, że gdybym się w tym asfalcie zaczęła zatapiać, utonęłabym jak w bagnie. O! I to jest to! 

Choć asfalt daje mi tylko dobre wspomnienia z wakacji, chodzenia boso i prawie parzenia sobie stóp. Czyli jakby się przyjrzeć. Gęsty w powolność kwiecień przyszedł, żebym na koniec zobaczyła, że jest ciepło i jest zabawa. 


Isa ma przyjaciółkę. Dużo czasu spędzają w domu, choć jak się już całkiem ciepło zrobi, to wiadomo to? Kiedy po eksapadach wraca do domu, przychodzi powiedzieć cześć, jestem, wróciłam, jak tam? Przyjaciółka razem z nią, stają w drzwiach i gadamy, ja z wnętrza pokoju, one z progu. Wczoraj wpadły do domu, Isa do łazienki, przyjaciółka do pokoju. I tak czuję, że coś nie tak. Dopiero potem sobie uświadamiam, że dzieci wróciły do domu, ale nie przyszły pokazać, że są. Isa wiadomo, musiała biec w ustronne miejsce, przyjaciółka wiadomo, nie czuje się u siebie. Jak ja się cieszę, że obie moje sztuki są całkiem obecne w naszej codzienności, że przychodzą z anonsem oto matko jestem. Że nie unikają, że chcą. Szczęściarą jestem.

Puszczający czwartek

Dzisiaj jest czwartek. Trzeci dzień egzaminów Isy. Zrobiłam jej rano tosta z czekoladą, bo kaszy manny na mleku z sokiem malinowym nie chcia...