Tuesday 21 May 2024

Niekolorowy weekend

Zaczęłam pisać, zostawiłam szkic, coś lub ktoś mi ten szkic usunął, do tego nawet stopnia, że kiedy szukam w historii otwartych przeze mnie stron, Internet mówi mi, że sorry, ale nie ma. Że que???? I nie pamiętam co-tam-było. 

Pamiętam jedną opisywaną sprawę. To, że Leon nie chce już w ogóle ze mną nigdzie i nie wiem co z tym fantem zrobić, ponieważ nie umiem znaleźć zamiennika, ani nikogo, kto chciałby taki zamiennik wprowadzić w życie Leona. W związku z zapamiętaną treścią podejrzewam syna mego o usunięcie szkicu, ponieważ kanały odpowiedzialne za działania złośliwe w złości ma jeszcze nieuporządkowane i z racji bałaganu jaki tam panuje, nie bardzo wie, gdzie szukać zasobów, które powiedzą hola, hola chłopaku! Nie trzeba zaraz matce szkicu usuwać w momencie wściekłości, a co za tym idzie nienawiści do matki (biednej). Można jej powiedzieć, że nie chce się być w pamiętniku rodzinnym. 

Jednakowoż, Leon mówi, że to nie on. I ja mu tym razem wierzę. 

Drugiej sprawy nie pamiętam i obawiam się, że sobie nie przypomnę, bo połączeń nowych neuronowych nie czynię w mózgu, więc i pamięć mi szwankuje. 

Refleksja o rzeczach wzięła się z planów weekednowych i braku ich realizacji. Do muzeum wyszłam sama i dobrze, że wyszłam z domu, bo mi się rozczarowanie i zmęczenie rozeszło w krokach i jakby spokojniej się zrobiło. Dziecko, które jest chłopcem nie chce już z matką. Niestety, drugi raz tego samego błędu, co to Isie pozwoliłam nie być ze mną, nie popełnię, więc na "bez matki" zgodzić się nie mogę. A tu słyszę od syna koncertów i tańców to ja nie lubię, kiedy pytam co możemy zrobić, żeby jemu sprawiało to przyjemność. A pomysłu własnego nie miał. Ale mnie właśnie olśniło. Rower muszę nabyć taki, żeby łatwo się jeździło. Tyle że Isa nie lubi. I jak tu razem? Bo tak, to byśmy mogli tymi wszystkimi ścieżkami dookoła miasta. Dobra, to plan jakiś mam. To tak, to akurat będzie mu się chciało. To kocha. Ja też kiedyś kochałam. Kupiłam sobie nawet sto lat temu mapę z atrakcjami Ponidzia i tak jeździłyśmy w wakacje po polach, łąkach i lasach. Gdzie ja mam te zdjęcia z tamtych czasów???

Koncert był przyjemny. Paulina nie przyszła, będąc po chorobie, nie dostała pozwolenia na wyjście z domu. Leon został do końca. Isa nuciła. Wchodząc do ogrodu schowała się przed druhem, który jej kiedyś na obozie powiedział, że w następnym roku na pewno żeby była zastępową oraz szykowała się na kurs sternika. W następnym roku zrezygnowała z harcerstwa i obozów. Szkoda. 


W sobotę kiedy wyszłam sama, siadłam z książką i kawą w kawiarni. Na stoliku usiadł wróbelek. Znów refleksja o nowym sprzęcie do zdjęć. Przyszła Isa. Poszłyśmy do Domu Praczki oglądać obrazy i losować mądrość życiową z pralki. Obrazy obciążające, ale jak mówi moja host mother z Norwegii, w każdym muzeum należy wybrać sobie jakąś część do oglądania, wszytkiego się nie będzie dało i po co się przebodźcować. Skupiłyśmy się w dyskusji na jednym tylko Ukrzyżowaniu, którego bez Isy nie umiałabym zobaczyć i wyodrębnić. Do domu wróciłyśmy Sienkiewką. Isa kocha Sienkiewkę. 

A na balkonowym kwiatku przysiadła pszczoła. Cudownie można jej było się przyglądać. Uświadomiła, że budowanie relacji z dziećmi będąc rodzicem pojedynczym jest arcytrudne i że znów nie mam już na to siły. A tu oprócz pogodzenia potrzeb dwóch różnych płci i dwu kompletnie różnych osobowości w planowaniu nierozchodzenia się naszych dróg, muszę jeszcze wcisnąć własną zgodę na ich odchodzenie ode mnie po swoich prywatnych drogach, na których (według psychologicznych dywagacji) nie musi być dla mnie miejsca. I już czuję, jaka się zła robię, że (jeszcze się nie wydarzyło, a już zła jestem) Isa nie dzwoni i to ja muszę dzwonić. Bo jakże? Jak się do osoby od czasu do czasu nie zadzwoni i nie zapyta o "jak tam", to znaczy, że ta osoba nie jest ważna w życu. Jak tu złapać równowaga, co? Pszczoło. Plis?


Na ciepło

No, drugi tydzień minął. Każą się już uczyć na kartkówki. Dzieci nadal szkolnie, ja kulturalnie. Alinka miała urodzinki, poszłyśmy na jedzen...