Sunday 22 May 2022

Na sucho

Chodźcie łapać kijanki. Na sucho. W pustej fontannie. 

Czekamy na wodę, ale kijanek pewnie nie będzie. Nie pamiętam kiedy ostatnio były. Może nie pamiętam, a może po prostu przestałam wychodzić na alejki.

Kasia zrobiła sobie przystanek w drodze do Wiślicy. Zaprosiła nas na łapanie kijanek w pustej fontannie.

Pierwszy raz od początku roku wyszłam popołudniu bez celu, spokojnie, bez pośpiechu. Pierwszy raz od początku roku nie myślałam o tym, co trzeba zrobić, czego jeszcze nie zrobiłam, jak zaplanować dzień, tydzień, miesiąc. Jak przetrwać. 

Poczucie spokoju i szczęścia spadło tak nagle. Świat zapachniał i błysnął. Przypomniałam sobie, że może być inaczej, spokojniej, że kiedyś było luźniej i czyściej, przejrzyściej i klarowniej. O, kiedyś miałam w głowie kryształ. Szlag go teraz trafił.

Praca zdalna to zdecydowanie nie moja bajka. Choć akurat teraz była/jest najlepszym co się mogło wydarzyć. Leona niechodzenie do szkoły, zabrudzone emocje i wieczny niepokój. Nie potrafię sobie wyobrazić, jak wyglądałyby moje, nasze, Leonowe dni, gdyby nie byłoby mnie w domu, kiedy było najtrudniej i kiedy nie potrafił wychodzić z domu do szkoły, na zajęcia, do ludzi. 

Tyle, że trwa to już zdecydowanie za długo dla jednej tylko osoby. Ile można z tego samej unieść? Już mi wystarczy wchłaniania i brudzenia. Wyjście do Centrum Kultury na koncert charytatywny i "mamo przyjdź po mnie, mamo przyjdź po mnie, mamo przyjdź po mnie". Nie mam już siły na wyrozumiałość. Coraz wiecej we mnie wściekłości i bezsilności. Cały czas w gotowości i wsparciu. Zrozumieniu tego i tamtego. A zaraz obok znów dojrzewanie Isy. Nie mam na to już zwyczajnie siły. Czekam, żeby się ten pieporzony rok szkolny skończył. Nie pamiętam tygodnia i weekendu bez myślenia o tym, czy wszystko do szkoły zrobione i bez robienia planów przygotowania do sprawdzianów, wypracowań i wszystkich zaległości.

W sumie mogłabym sobie olać, co nie? Takie pytanie mam, gdzie się kończy, gdzie zaczyna moja odpowiedzialność za ich życie. Jeśli Isa ma całkiem wywalone na całe szkolne życie i ma zero motywacji wewnętrznej do czegokolwiek poza słuchaniem podcastów non stop do tego stopnia, że do  kolacji zasiada w słuchawkach i dziwi się, że dla mnie to dziwne, że tak robi, to może powinnam odpuścić? Niech se robi co chce. Jeśli nie chce czytać, uczyć się, poznawać, to w sumie co mnie to obchodzi? Przecież ma prawo do swoich decyzji. Przecież moje zmuszanie może mieć gorszy wpływ, bo przecież to, że kiedyś rodzice zmuszali i nakazywali, zawsze miało się źle na dzieciach przyszłości odbić. Z drugiej, czy nie jest moim obowiązkiem pilnować, wychowywać, nakłaniać, bo kiedy ma się trzynaście lat jeszcze nie wszystko się wie? Co mogę, a czego nie mogę. 

Chce mi się spokoju. Chce mi się, żeby ktoś na jeden tydzień zabrał konieczność bycia odpowiedzialną. Chce mi się, żeby choć raz dzieci zrobiły tak, żebym nie musiała wychodzić z siebie, żeby je do czegoś nakłonić, wyegzekwować. Jak nie jedno, to drugie. O, właśnie sobie uświadomiłam, że ich nie lubię. Bo o wszystko jest walka i jest mi niedobrze z emocjonalnego wysiłku, który muszę wkładać, żeby funkcjonować tak, jak kiedyś. 

Wszystkie te ich emocje, strachy, problemy powłaziły we mnie. Wetknęły się, a może sama je wsadziłam w każdą szczelinę. Szczelnie zamknęły dostęp światła. Bycie w tym przez całą dobę nie daje mi niczego dobrego. Bardzo lubię to, co zaczęłam robić w styczniu, ale przez to jestem cały czas w bałaganie emocjonalnym.

Dlatego to popołudnie z Kasią było takie ważne. Na chwilę otworzyły się drzwi do pokoju z napisem szczęście. W tym pokoju, za zamkniętymi drzwiami jest moja wdzieczność za wszystko co mam, jest spokój, jest radość z kawy, która smakuje dobrze, z zapachu poranka, z oglądania świata, z bycia razem, jest emocjonalna stabilność, jest bezstresowy weekend, jest zrozumienie, jest czas dla mnie tylko. Tam nie wchodzi rollercoatster. Tam jest nadal zachwyt widokiem łąki na Ponidziu i rzeki. 

Tylko nie umiem tam teraz wejść. 




Niespodziewane refleksje zamulonego umysłu

Albo nowy telefon, albo aparat. Kiepskie zdjęcia robi ten mój sprzęt. Udałam się do KCK na spektakl Teatru Tańca. Dwie części były. Zobacz j...