Był niezadowolony, a niezadowolenia swego nie miał zamiaru ukrywać. Wszak panem domu był i prawa swoje miał. A, że kucharka się nie wykazała? Nie jego to wina...
Prawda, że mogłabym powieści pisać? Nie takie jak ja, wypociny swoje wydawały. Może będę sławna i bogata?
No cóż, nie zmyśliłam tej historii. Hrabia Bogumił, czyli mój umiłowany rodziciel, rzeczywiście mamrotał pod nosem "nienawidzę, nienawidzę", kiedy wchodził do salonu z ciastem do po-śniadaniowej kawy.
Na talerzyku miał szarlotkę i sernik. Ciasta, cytując, prymitywne, niegodne wielkanocnego stołu.
"Takie prymitywne ciasta, w święta. Nienawidzę, nienawidzę".
Prymitywne ciasta zapewne na zawsze wejdą do naszego domowego słownika, tak jak "moja aktualna żona", czy "no przecież powiedźłam" Isy.
Po prawdzie szału na wielkanocnej kawie nie było. Babka i te inne takie, szarlotka, serniczek. Może lepiej, mniej zjemy.
Gości nie mieliśmy, tylko ci, co zwykle, ale za to na stole jak pięknie, no i zając przyniósł sporo cukru w niedzielę rano. Jak on to robi, że go zupełnie nie widać, a czekoladę rozwala po ogrodzie. Może coś go przestraszyło i jak zwiewał, to mu powypadało z kieszeni?
Wielkanocne dekoracje by Kasia, nasza ciocia artystka.
Tak to już jest z artystkami.
No, i taka refleksja, że podczas naszych spacerów wiosennych Isabela czyniła sobie zdjęć mnóstwo. Sporo z nich takich nieoczywistych. Refleksja z tych o dojrzewaniu dzieci. Że już nie takie maleństwo. O rety, na melancholię mi się zbiera. Nie wiem, czy mi się to podoba.