Sunday 22 April 2018

Malunki

Żeby dziecko było szczęśliwe i dobrze się rozwijało, trzeba spędzić z nim codziennie 15 minut, z uwagą skupioną, niczym niezmąconą.
Codziennie trzeba mu czytać i, co wyczytałam niedawno, wypadałoby też z tym dzieckiem razem codziennie rysować.
Rysujemy. Tzn, najczęściej oni rysują, a ja patrzę, ale czasem przydarza nam się przysiąść razem. Wychodzi potem taka Sam Toft, z Brighton. W wykonaniu Leona, Sam Toft i na końcu moim.










A takie rzeczy dzieją się, kiedy rysuje sam.



 W sobotę przypadał kolejny dzień szkolny . Właściwie tylko Isa, bo leonowa pani była chora. W związku z czym nie zrobiłam zakupów, nie poszłam przegrzebać połowy sklepu w poszukiwaniu wiosennych ubrań, przesiedziałam poranek z Leonem. Nie, nie malowałam. Choć może powinnam była wykorzystać czas sam na sam z synem.

Wednesday 18 April 2018

Kot

Jak mi ktoś kiedyś powie, że koty są głupie, bo mają małe mózgi, to ich wyśmieję i im się w twarz zaśmieję.
Marianka, choć rzec powinnam, gópia Marianka, bo właśnie przestałam ja kochać i lubić, kiedy tylko widzi, żę rozkładam kanapę i zaczynam wieczorną toaletę, nagle bardzo potrzebuje siedzieć pod tą kanapą.
Cały wieczór prześpi na fotelu albo mi się umości na szyi, ale od 21.45 to już nie jest dla niej najlepsze miejsce.
Co więcej, wabienie na drapanie podłogi juz nie działa, tak się wycwaniła. Nawet kiedy otwieram balkon, żeby ją tam złapać, nie wyłazi. A jak wyjdzie, to tylko, żeby sobie powąchać i kiedy tylko się ruszę, ucieka pod kanapę. Kryjówka jest najlepsza. Patrzy na mnie, przyczaja sie i znika pod kanapą.
W ciagu dnia wyje pod drzwiami, bo chce wyjść. Zamykam ja w pokoju, bo szlag mnie już chce trafić i postanowiłam, że już nigdy nie zabiorę jej na spacer, bo się potem pod drzwiami chce całkiem zamiauczeć.

Emilka od Basi z Anglii (jakie to zamierzchłe czasy) wpisała Isę na urodzinową listę gości. Jakie to kochane.


Isa uczęszcza na zajęcia plastyczne, połączone z angielskim. Nazywa się to Nauka przez sztukę. Nie wiedziałam, że to nauka angielskiego przez sztukę, dopóki Isa nie przyszła raz do domu i nie powiedziała, że przyszedł do nich pan z Kanady. Opowiadał o różnych rzeczach, ale najbardziej rozmawiał z nią, bo ona mówi po angielsku. No i jak tam, pytam? A, no tak sobie gawędzimy... odpowiedziała.


Saturday 14 April 2018

9 urodziny Isy

Zdecydowanie 4 latki, no może jeszcze 6 latki są do zaakceptowania.
Plan był piekny, zaprawdę powiadam. Wam. Kino, Restauracja Inna Niż Wszystkie. Zabawa w domu po.
Tort nawet upiekłam w moim 40letnim piekarniku, czego obawiałam sie najbardziej.
A nie tego powinnam!
Bo ciasto wyszło piekne, wilgotne, takie, jak marchewkowe być powinno. Z powodu braku instrumentów kuchennych zrobiłam małe oszukanko i kupiłam krem do tortów z torebki. Wszystko poszło świetnie. Isa zrobiła królika na tortowej łące.
Zdążyłam wszystko przygotować i wyjść na czas. Nie spóźniliśmy się ani trochę.
Do kina poszliśmy na Królika Piotrusia. Jaki głupi ten królik, jak ja nie lubię takich ludzi (oczywiście upersonifikowałam go jeszcze bardziej, niż był w filmie i jeszcze bardziej go nie lubiłam). Nawet to, że się koniec końców pogodził z bohaterem ludzkim, nie pomogło. Nawet to, że pokazał, że nie jest takim głupim egoistą, że nawet umie popatrzeć i zobaczyć, że inni też mają uczucia nie pomogło. Nie znoszę cwaniaczków, a Królik Piotruś takim był, przez cały ten film.
I pewnie tylko ja zrobiłam Królikowi psychoanalizę, i tylko ja byłam tak rozczarowana jego osoba.

Tak, kino nasze Moskwa jest stare. Chodziłam tam na filmy ze szkołą. Fotele odnowione, ale dzwięk z ekranu dolatuje, nie z dookoła nas. Reklam i zapowiedzi filmowych nie ma, więc kicha. Nie ma to jak multikino. Zasłyszane od dziewczynek, rzecz jasna.
Potem zestaw obiadowy, a potem spacer deptakiem do domu, i eeee, jedźmy autobusem. Czego nie zrobiliśmy, bo jak zapewne wszystkim wiadomo, jtem nieubłagana, jeśli chodzi o chodzenie, i jeśli ja mówię, że idziemy, to znaczy, że idziemy. Niech przypomnę włóczęgę po Warszawie i bąble na stopach.
Wszystko było nawet. Wprawdzie miałam wrażenie, że towarzystwo było rozczarowane miejscówką, ale przynajmniej udawało i nie dało po sobie poznać.
Aż doszliśmy do domu. Tam jedna sie obraziła i snuła się po domu. Druga też się obraziła i snuła się sama na dworze. Zjesz pizzę? Taaaak! A, no nie, najwyżej pościągam sobie rzeczy z niej. A właściwie, to nie jtem głodna.
Tort będziecie jeść? Marchewkowe to nie tort i nie ciasto. No, doprawdy. Pyskate to towarzystwo, a moje po urodzinowe spostrzeżenia są takie, że wystarczy spotkać się na kilka godzin. I to najlepiej tylko dla dwóch sztuk.
Chyba, że właśnie mają mniej niż 9 lat. Wkraczanie w nastoletniość jest chyba bardzo trudne.







Friday 13 April 2018

Niby bez szaleństwa, a jednak nie

Ech, wróciłam do domu. W Lany Poniedziałek, żeby wtorek po prostu sobie poleżeć i robić nic.
Co za ironia. Losu chyba, bo przecież się nie przyznam do głupoty.
Chyba robiłam nic.
A nie, byłam z dziećmi po obuwie letnie. Moje dni wolne obracają się wokół robienia wszystkiego, na co nie mam czasu w weekend.
Zaraz potem wróciłam do pracy, a tam niestety, atmosfera ciężka, bo ktoś powiedział, a ktoś nie powiedział, a ktoś nie zapytał. Generalnie, wszystko to moja wina. Jak się ma miękkie serce, trzeba mieć twardy tyłek. Znów się przekonałam.
Przyszedł piątek, Isa po zuchach poszła do koleżanki na noc.
Przyszła sobota, zaprowadziłam Leona do szkoły. Po to, żeby iść a bazary, torebkę sobie kupić. A nie mówiłam, to na co nie mam czasu kiedy dzieci są ze mną. Kiedy ja będę sobie mogła poleżeć.
Znów przeklinam mój kosztowny gust. Nie dla mnie bazary i tamtejsze torebki. Pozostaje mi online, a i to nie zawsze, bo imitacja skóry nie taka, jak trzeba.
Przy okazji obcięłam włosy, nie tak jak trzeba, a potem pojechałam z dziećmi po buty. Dla siebie. Nie takie, jak trzeba. Albo jakbym chciała. Co roku mam głupia nadzieję, że ktoś wyprodukował wąski but wiosenny. Co roku przeżywam rozczarowanie.

Szkolenie miałam w firmie z obsługi klienta trundego, także też trochę ze sprzedaży. E, może trochę rodzinnych genów handlary jednak mam? Bo prababci od chustek, babci od lodów, piwa i kiełbasy, i mamy od śrubek, kabli i mufek. Opowiadałam już tę historię prawda? Nic sie nie zmienię.
Ale, wracając do szkolenia. Przyjechała Kania, bo, kurczę, jakżeż mogłam była zapomnieć? Babcia pojechała do sanatorium. I właśnie w piatek o 23.00 odwoziliśmy ją na dworzec (czemu ciśnie mi się na usta lotnisko, że niby, jeśli odwozić, to tylko na lotnisko. Taki związek frazeologiczny i innego nie będzie).
Stoimy tam razem, tato mój rozgląda się po sali (odlotów?), gdzie państwo z walizkami czeka i rechocze pod wąsem, rzucając od niechcenia "Te wszystkie dziadki tam, to do sanatorium". Sam w tym roku będzie obchodził 70-te urodziny.
No i dlatego w niedzielę była Kania.
A na szkoleniu nauczyłam się , że na pewno coś mnie pociagnęło w stronę mego męża, dlatego wyszłam za mąż. Tylko potem zabrakło intymności i bliskości. Z perspektywy czasu widzę, jakie to prawdziwe.
Zrobiło się nagle bardzo ciepło.Takie letnie ciepło. Do pracy jeżdżę na hulajnodze. Potrzebuję też powiększyć wiosenna, biurową garderobę.
A propos garderoby.
Przychodzę dzieci odebrać, a Pani ze świetlicy szepcze szeptem konspiracyjnym, że "może bym tak mogła zagrać z Leonem w piłkę, bo się podobno chłopcy z niego śmieją, że nie umie grać." Dziwne, bo wydaje mi się, że radzi sobie świetnie. Może się nie znam.
"Nie chcę" odszeptuję. "Musi pani, to taka praca domowa ode mnie".
A niech to. Odstrojona w jasne spodnie, poszłam grać. Eee, było super. Spodnie do prania.
Codziennie wychodzimy na dwór. Wszystko wydaje sie takie łatwiejsze, kiedy świeci słońce.
A kiedy jeszcze ma się wolny piątek, to dopiero radość.
I jeszcze kiedy w taki piątek pomyka się po Sienkiewce na hulajnodze, bo się zakupy na urodzinową imprezę robi i słyszy się, na swój widok "To będę ja, w przyszłości"
Urodziny Iss, no tak. Ale to już na kolejny post.


Leon o swoich kuzynach:
-Oni mają domek elegancika. No wiesz, taki z sauną i Jacuzzi. A w saunie szczypią mnie oczy.
-To ich hotel?
-Taaaak???? Aha.

O nie! Jak ja mogłam zapomnieć, Kot spadł z balkonu. Baba się na mnie wydarła, sąsiadka z dołu, bo Marianka wisiała na smyczy, na jej antenie. Że jestem nieodpowiedzialna, że zwierząt nie powinnam mieć, że się udusi.
E, no nie miała obroży, tylko to inne takie chomąto.
Zresztą, nic jej się nie stało. Może się nauczy, że z 5 piętra się nie skacze.
Potem okazało się, że ta wrzeszcząca sąsiadka to straciła tak psa. Z 4 piętra jej spadł.
To chyba ja jestem mądrzejsza, z tą naszą smyczą?


Tuesday 3 April 2018

Wielkanoc 2018

Poranek Wielkanocny.
 Leon krzyczy: Mamo, mamo, chodź tutaj szybko!
Niedobrze ci synu?
Tu ciasta, tam ciasta. Wszędzie ciasta i jedzenie, i ja tak nie mogę.
Jedzenie, jedzenie, wszedzie gotowanie od piątku.

Wszędzie gotowanie i wszędzie pełno ludzi.
Przywiozłam mamie dwójkę Anglików, których znam z pracy. Przyjechali do Polski na swoje ferie wielkanocne, które trwaja dwa tygodnie i trochę byli zaskoczeni, że u nas jest krócej. A wystarczyło zapytać. Nie mogłam ich przecież zostawić samych. Babcia twierdzi, że wcale się nie zgadzała, ale przecież bez jej zgody nie zwiozłabym dodatkowych domowników.
Ellie liczy: your parents, three daughters, three kids, a husband and two English people. 11 ludzi. W dużym, ale ciasnym domku moich rodziców.

Pogoda była paskudna. Zimno, nikomu nie chciało się wychodzić. Zabraliśmy ich na rozeznanie nadrzeczne, spacer tu i tam, wiadomo, jak to u nas. Wcale im się nie pododało, choć po brytyjsku, mówili zupełnie co innego. Ale na to już nie mam wpływu i wcale mi to nie przeszkadza.

Dziadek stanął na wysokości zadania, poczęstował gości śledziem i wódką. Śledzia zjedli, żeby nam nie było przykro, wódki wypili trochę. Nastepnego wieczoru pilismy wino i wiskacza. Kania zapytała, czy mamy emocjonalną potrzebę posiadania wina w kieliszku, z czego koniec końców, w etapie tłumaczenia doszliśmy do "Will you take this wine to be your emotional support throughou this evening?"
Kasia stanęła na wysokości zadania. Spędziła cały dzień w kuchni, żeby wegetarianka miała co jeść. Nie widziałam, żeby była doceniona.
Babcia też nie pokazywała, że chciałaby, żeby tacy niewdzięcznicy sobie już pojechali.
I dobrze, że to winno-emocjonalne wsparcie było...
Kocham świeta, z najbliższą rodziną tylko. Człowiek uczy się na błędach. Hm.
Ehm, zapomniałabym. Laliśmy się wodą, chyba jedyna fajna rzeczy z tego spotkania.

I poszerzyłam znajomość słownictwa angielskiego: stir-crazy: about someone who needs to go out, who needs a new situation; znudzony siedzeniem w jednym miejscu, potrzebujący odmiany. 
Po jednym dniu, a właściwie sobotnim przedpołudniu tak się jej zrobiło. Miałam chyba prawo chcieć sie pozbyć niewdzięczników.
A pytałam, czy na pewno wszystko w porządku. Bo widzę, że coś jest nie tak. Tym bardziej byłam zła.

Kurcze, okropna jestem. I zła.
A oni chcą, żebym im w Polsce biznes rozkręcić pomogła. I z przyjemnością im wszystko wyrzygam, o tym, że o małych nieporozumieniach nie umieją rozmawiać, co będzie jak będziemy rozmawiać o pieniądzach...
Jaki uroczy wpis o Swietach Wielkiej Nocy.





Kwiecień na niczym prawie

Nic się nie dzieje. To znaczy nie, dzieje się zawsze. Co u ciebie darling? No, nie wiem, jak ci opowiedzieć w jednym zdaniu wszystko co się ...