Tuesday 3 April 2018

Wielkanoc 2018

Poranek Wielkanocny.
 Leon krzyczy: Mamo, mamo, chodź tutaj szybko!
Niedobrze ci synu?
Tu ciasta, tam ciasta. Wszędzie ciasta i jedzenie, i ja tak nie mogę.
Jedzenie, jedzenie, wszedzie gotowanie od piątku.

Wszędzie gotowanie i wszędzie pełno ludzi.
Przywiozłam mamie dwójkę Anglików, których znam z pracy. Przyjechali do Polski na swoje ferie wielkanocne, które trwaja dwa tygodnie i trochę byli zaskoczeni, że u nas jest krócej. A wystarczyło zapytać. Nie mogłam ich przecież zostawić samych. Babcia twierdzi, że wcale się nie zgadzała, ale przecież bez jej zgody nie zwiozłabym dodatkowych domowników.
Ellie liczy: your parents, three daughters, three kids, a husband and two English people. 11 ludzi. W dużym, ale ciasnym domku moich rodziców.

Pogoda była paskudna. Zimno, nikomu nie chciało się wychodzić. Zabraliśmy ich na rozeznanie nadrzeczne, spacer tu i tam, wiadomo, jak to u nas. Wcale im się nie pododało, choć po brytyjsku, mówili zupełnie co innego. Ale na to już nie mam wpływu i wcale mi to nie przeszkadza.

Dziadek stanął na wysokości zadania, poczęstował gości śledziem i wódką. Śledzia zjedli, żeby nam nie było przykro, wódki wypili trochę. Nastepnego wieczoru pilismy wino i wiskacza. Kania zapytała, czy mamy emocjonalną potrzebę posiadania wina w kieliszku, z czego koniec końców, w etapie tłumaczenia doszliśmy do "Will you take this wine to be your emotional support throughou this evening?"
Kasia stanęła na wysokości zadania. Spędziła cały dzień w kuchni, żeby wegetarianka miała co jeść. Nie widziałam, żeby była doceniona.
Babcia też nie pokazywała, że chciałaby, żeby tacy niewdzięcznicy sobie już pojechali.
I dobrze, że to winno-emocjonalne wsparcie było...
Kocham świeta, z najbliższą rodziną tylko. Człowiek uczy się na błędach. Hm.
Ehm, zapomniałabym. Laliśmy się wodą, chyba jedyna fajna rzeczy z tego spotkania.

I poszerzyłam znajomość słownictwa angielskiego: stir-crazy: about someone who needs to go out, who needs a new situation; znudzony siedzeniem w jednym miejscu, potrzebujący odmiany. 
Po jednym dniu, a właściwie sobotnim przedpołudniu tak się jej zrobiło. Miałam chyba prawo chcieć sie pozbyć niewdzięczników.
A pytałam, czy na pewno wszystko w porządku. Bo widzę, że coś jest nie tak. Tym bardziej byłam zła.

Kurcze, okropna jestem. I zła.
A oni chcą, żebym im w Polsce biznes rozkręcić pomogła. I z przyjemnością im wszystko wyrzygam, o tym, że o małych nieporozumieniach nie umieją rozmawiać, co będzie jak będziemy rozmawiać o pieniądzach...
Jaki uroczy wpis o Swietach Wielkiej Nocy.





Niespodziewane refleksje zamulonego umysłu

Albo nowy telefon, albo aparat. Kiepskie zdjęcia robi ten mój sprzęt. Udałam się do KCK na spektakl Teatru Tańca. Dwie części były. Zobacz j...