Friday 29 September 2023

Czary mary

W pracy ostatnio znów jeżdżę. Również rozpadam się psychicznie, bo nie mam już w sobie siły, żeby sobie radzić z ludźmi, którzy mają lat 24, a jakby nadal nie widzą, że nie są sami na świecie i zazwyczaj decyzję i działania innych też mogą mieć wpływ na to, co się dzieje w ich życiu. Ale nie, nie dociera. Zaczynam nie lubić jednej konkretnej narodowości. Niedobrze. 

Oprócz tego mierzę się z ograniczeniami mojego ciała, które właśnie postanowiło mi powiedzieć, że wystarczy nadużywania, że życzy sobie, żeby się nim zaopiekować. Wybieram się do osteopaty. Poproszę o zestaw łagodnych ćwiczeń dla starej kobiety, do wykonywania w domu, nie dłużej niż 10 minut. 

Szukam również specyfików naturalnych i tak trafiłam, będąc w Gliwicach, do pani zielarki, naturopatki, która mi kazała usiąść na krzesełku, popatrzyła w oko, a następnie oznajmiła, że da mi dyplom nerwusa tygodnia, a może nawet nerwusa roku. 

Patrząc nadal w to oko kazała się zaopiekować nerkami, cukrzycą, krążeniem oraz kręgosłupem. No. Dwie ostatnie są mi znane, dwie pierwsze, że niby jak? Dostałam zestaw ziół do picia dwa razy dziennie oraz półgodzinną pogadankę o tym, jak stawiać granicę i zadbać o siebie. 

Czy to będzie wake up call nie wiem moi drodzy, bo mnie można długo jak żabę gotować zanim sie zorientuję, że właśnie się zaczęłam gotować. Wtedy zbieram ostatnie siły żywotne i uciekam. Teraz niby inaczej, jakby widzę od dwóch miesięcy, że najwyższa pora na zmiany, ale czy? Czy zdołam pokonać moje współczujące serce, że nie tędy droga? 

A na koniec pani od oka powiedziała: uczepiła się pani tych Kielc tak, niech pani popuści, może się pani znajdzie w Ameryce Południowej i tam będzie pani bardzo dobrze i nigdzie nie będzie pani tęsknić?



Sunday 17 September 2023

Kontrastowo

 W Kieleckim Centrum Kultury jest taka całkiem nowa inicjatywa. Podsłuchy. Kupujesz bilet, nie wiesz na co, dowiadujesz się na miejscu. 13 września był ostatni koncert, a mój pierwszy. Kolejny będzie w październiku. Planuję wybrać się na kolejny. 

Na tym był Dawid Tyszkowski. Jako totalna ignorantka w dziedzinie muzyki współczesnej (i nie tylko) oraz osoba nieprzywiązująca uwagi do nazwisk aktorów, autorów i całej reszty, zupełnie nie wiedziałam kim ten młody mężczyzna był. A powiedzieli, że był już tu i ówdzie, a i sporo osób wiedziało kim był, kiedy wprost zapytał. Niemniej, był to niezwykle przyjemny wieczór i nie żałuje pieniędzy w ciemno.

Dla równowagi, żeby zbyt światowo nie było, w sobotę zbieranie ziemniaków z Kasią i popołudnie porządków ogródkowych z Bogumiłem. Ledwo żyję, gdyż moje mięśnie zaczęły przestawać istnieć z dniem rozpoczęcia przeze mnie pracy zdalnej z komputera przy prywatnym biurku. Spacery, które planowałam nie chciały się zrealizować. Co więcej, nawet weekendy zrobiły się stacjonarne, że w Wiślicy, to całkiem oczywiste, tam do mamy na sofę jeżdżę, ale żeby w Kielcach? Kiedy jeszcze w zeszłym roku wszystkie soboty i niedziele musiały mieć wyjście z domu?!?!?! Dzieci mnie nie potrzebują. Z rówieśnikami włóczą się po mieście. Leon chyba nie wie jeszcze, że się rok szkolny rozpoczął. A ja? Noooo, ja się cieszę, że se mogę poleżeć. A pitem płaczę, bo z kanapy bez pomocy rąk, siłą ud i brzucha nie dam rady się podnieść. Aaaaa, i jeszcze boli mnie kolano, biodro i pobolewa łokieć. Żeby sytuacja była klarowna. 


Sunday 10 September 2023

Jakby trochę przymglone

No dobra, to były najgorsze wakacje jakie miałam w Polsce od siedmiu lat, choć przecież były lepsze od tych co zawsze, ktoś mógłby powiedzieć. Za granicę poleciałam, a dawno, dawno tego nie robiłam. Takie mi się podsumowanie podsunęło na początku września. 

No cóż, zagranica nie jest wyznacznikiem jakości moich wakacji. Wiślica za to już zupełnie całkowicie.

Tydzień przynajmniej trzeba, ale tak bez pośpiechu, wstając rano, nic nie robiąc. Wyjść na dwór, powąchać powietrze, czy pachnie słońcem. Jak pachnie będzie ciepło. Iść na łąki na długi spacer, połazić między wijącą się Nidą, wejść w krzaki i popatrzeć na wodę, pojechać rowerem nad rzekę i siedzieć w słońcu cały dzień, patrzeć jak Leon nie chce wyjść z wody.

Czy coś z tego zrobiłam? Niewiele. Trzy dni z urlopu musiałam pracować. I to nawet nie tak, że nie umiem pracy zostawić. Tej pracy nie ma kto zrobić, bo fizycznie człowieka nie ma. Nad rzeką nie byłam ani razu. Ani razu. To jest bardzo smutne. Bo czuję, że czegoś mi brakuje i nawet jeśli pójdę teraz, czy później, to już nie będzie to samo. Nie będzie to samo gadanie z rzeką, co latem. 

W ogóle nie odpoczęłam. Cały czas była robota, mentalna, bo cały czas ktoś czegoś ode mnie chciał. Zostawcie wy mnie wszyscy w spokoju.

Dzieci w szkole. Isa w nowej klasie. Jest dobrze. Świat się uśmiecha. 

Weekendowo przyjechała Słonina. Niby nie na jesienne spotkanie #trzystarenudnebaby, ale coś mi się wydaje, że tak się to skończy. Halinka nie chce do lasu, Słonina i ja nie chcemy do miasta. W lesie komary, trauma z pierwszej wyprawy do lasu w okolicach Pionek. Nie wiem, czy co znajdę, ale wiem, że póki co nie odczuwam potrzeby, ale im dłużej w domu będę siedzieć, tym bardziej będę potrzebować się wyrwać. Poczekamy. Może mentalny deadline puszczenia zmobilizuje mnie do znalezienia celów następnej wyprawy. Tak, żeby ze wschodu Polski również daleko nie było. Halinka mówi, że Warszawa nie jest daleko. Ale gdzie w nazwie Warszawa las?

Tak się złożyło, że nadarzyły się urodziny Halinki, więc w sobotni poranek jadłyśmy taki tort z kawą i gadałyśmy o sprawach ważnych, nieważnych i pierdołach.

Czy to jesienność. Czy to zagmatwane początki powakacyjne w chaosie. Czy to mój starzejący się mózg. Jakaś jednakowoż mgła zawisła nade mną. Skond una się wzina?


Kwiecień na niczym prawie

Nic się nie dzieje. To znaczy nie, dzieje się zawsze. Co u ciebie darling? No, nie wiem, jak ci opowiedzieć w jednym zdaniu wszystko co się ...