Sunday 25 February 2024

Przyjechali


Okej, to tak chyba działa ta więź i jej budowanie. Spędza się czas z rodziną. Czy nawet jak się nie chce też działa? Tzn, czy na siłę można takich nastolatków zaciągnąć i oczekiwać, że będą się angażować?
Różne myśli przebiegają mi ostatnimi czasy przez głowę. Od jak ci pomóc dziecko?, poprzez jakieś niewiadomocosie, aż po botak!!!, a i tak za każdym razem wygrywa co-jeszcze-mogę/możemy-zrobić, żeby odnaleźć drogę do zgubionej siebie.
Cały czas nadal zawieszam się na szacunku, który okazywany ma się przecież odwdzięczyć zrozumieniem dziecka.
Na nic komentarze innych, że nie potrafię autorytetem. No właśnie, a cóż to, ten autorytet. Ile ludzi, tyle niestety definicji. WSJP nie pomoże nawet w unifikacji. Bo ten autorytet to właśnie ten od botak!!!, a nie ten na szacunku zbudowany.
Słucham innych, trochę idę w ich stronę, potem patrzę na dziecko, na siebie, na to co mi się w środku podpowiada i wracam do dziecka, by być dobrym policjantem.
Chciałabym umieć w złego policjanta, na pewno wystarczyłoby botak!!! i moje życie byłoby łatwiejsze o ile.
Tymczasem moje analizy wychodzą od odwiedzin rodziny. Dawno ich nie było, a że słońce wyszło, to zachciało im się znów podróży. Co robicie jutro? Nie właściwie. To byśmy do was przyjechali. Zapraszam.
Kiedy młodsze wpadły do domu, starsze jeszcze spały. Nawet bardzo wścieknięte nie były, kiedy młodsze wlazły do nich na łóżka i nie pozwoliły już spać. Nawet wcale wścieknięte nie były kiedy na spacer się wybraliśmy. No i dlatego zaczęłam się zastanawiać, co tu trzeba i co działa. 
Nawet przecież Leon nie mówił jak zawsze przez zęby cedząć wstyd mi przynosisz, a tylko miny stroił, kiedy żeby nie zauważyły dzieci, że do domu daleko (a autobusem starzy ludzie nie chcą jechać) i nogi bolą, zaczęłam się bawić po mieście w chowanego za drzewami tak wąskimi, że wszystko mnie było widać. Krzywił sie tylko ten Leon, krzywo uśmiechając i głową z politowaniem kręcąc. To jest ponad Leona siły, to co ty robisz na tych ulicach, życzliwie doniosła mi moja krakowska siostra.


Friday 23 February 2024

Dociera do mnie. Stopniowo.

Czego to ja nie zaplanowałam na ten drugi tydzień ferii. Kina, muzea, spacery, starości, nowości, żeby poczuć, że choć nigdzie nie jedziemy, to jednak mamy wolne od szkoły.
No, i żem się rozchorowała i nigdzie nie zabrałam dzieci. Myślę, że dopadło mnie przepracowanie i poczucie, że to co robię, to po co? oraz, że tak strasznie tęsknię za sendem tej pracy. 

Przesiedziliśmy w domu. Leon zły bardzo, bo zaraz na początku zepsuł się komputer, a on przecież cały tydzień nie grał z chłopakami i że zepsułam mu całe ferie. Isa wybywa z domu i znów jej nie ma. Znów siadam i szukam powodu. Przychodzi mi do głowy jeden, bo schemat się powtórzył, ale kiedy pytam, mówi, że absolutnie nie. Wszystko jest w tej sferze w porządku i o co mi chodzi. 
Przyjmuję, ale nie wierzę. 

Isa od ponad pół roku prosi mnie o wspólny wyjazd bez żadnego dodatkowego człowieka. Siadam z laptopem i dociera do mnie, że nigdy nie będzie dobrego czasu, zawsze będzie coś. Dlatego wybieram miejsce na trasie Kielce - Zakopane, szukam wolnej miejscówki na pierwszy weekend marca i rezerwuję wstępnie. 

Leon. Chcę jechać z Isą na weekend w góry. Bez ciebie. Tylko ja i Isa.
Ja nie chcę.
Sam ze mną nie chcesz? 
Tak. Z Isą chcę. 
To pojedziemy później razem. Ale zostaniesz sam w Kielcach z jakąś ciocią.
A będę mógł grać? (a wszystko to jednym uchem na mnie, drugim na fortnite).
Tak.
To spoko.

Niewiele mu potrzeba, żeby czuć się ukontentowanym. Jednocześnie bacznie mnie obserwuje: mamo, jestem teraz tobą. Idę, nie uśmiecham się, martwię się i nie mówię śmiechulcowo. A ja znów czuję niepokój, brak sensu i szarpaninę, i wiem na pewno, że to niepokój o Isę i wszystkie okoliczności wokół jej działań. 

No, a Leon ma nowego skina. Mamo, to jesteś ty. Gram teraz tobą, bo jesteś dobra.


Dociera do mnie również, że wakacje i ferie bez dzieci to już zamierzchła przeszłość. Przez jakiś czas aż do ich samodzielnych wyjazdów, i nie mam tu na myśli kolonii i obozów, jestem skazana na ich obecność. Jak teraz przyjdzie mi odpoczywać???? 

Friday 16 February 2024

Wakacje dla single mader

Włóczę się po lekarzach. Z dziećmi, z rodzicami. 

Poszłyśmy z Isą na spotkanie z psycholożką, ponieważ Isę wysyłam znów na indywidualne. Opowiadam o naszej codzienności. Czy dzieci mają obowiązki (moja odwieczna bolączka, bo ja z tych, co pójdą i zrobią niepytane i nieproszone, więc nie umiem w domu dzieciom delegować zadań; nie dlatego, że dbam o ich komfort, ani dlatego, że ja najlepiej, ale dlatego, że nooo, jak trzeba, to pójdę i zrobię)? No, jakieś mają, ale nie takie, jak ja miałam w ich wieku. Bo wie pani, dzielę się swoją codziennością, u nas nie ma sprzątania w soboty. Całe dziecięctwo było, szczerze tego nie znoszę, takiego marnowania pół dnia na porządki,a potem pół soboty zakupy i tak zleci. W odpowiedzi konsternacja pani psycholog. I święte oburzenie. To kiedy wy sprzątacie?!?!?

Jak trzeba, psze pani, jak trzeba. Jak widać, że trzeba posprzątać w środę, to sprzątamy w środę. A jak nam się nie chce, to nie sprzątamy. Czekamy, żeby nam się zachciało. Zazwyczaj nam (najbardziej mi) się zachciewa. bo lubię ład, a nie lubię chaosu.

Naucznie indywidualne zapisane.

Poszłam z Isą do nowego lekarza, pani doktor do mnie z pretensjami, że źle zapisałam termin, bo ona nas nie ma. 

A na pewno dobrze zapisałam, ponieważ na pewno nie czekałabym do czwartku z wysłaniem dzieci do dziadków na ferie. Na pewno chciałam, żeby szybciutko pojechali do babci, żebym mogła sobie pobyć w domu bez obowiązków.

Rozpacz była i nienawiść do mnie skierowana, gdyż Walentynki i gdyż gry na komputerze, w które (rzekomo) nie można grać u babci. Nie ugięłam się jednakże i przyjechałam do Kielc miło spędzić czas.

W tym czasie Leon nadal chory, więc nieszczęście i kropka na kropce na ciele młodego człowieka. 

W tym samym czasie u dzieci czas na telefonie liczony w taśmogodzinach, a ja nic z tym nie robię. Ani dla nich, ani dla siebie. Chyba się zapiszę na warsztaty asertywności dla rodziców.


Wednesday 7 February 2024

Wyjątkowością

Zmieniłam wykładzine w pokoju u dzieci. Brzydka jest. Tamta ładna była tak pięknie jasna, ale już się nie nadawała do prania nawet.

Mogłoby być tak pięknie. A jest pięknie, ale inaczej. 

Bo, przeglądam Netlfixa w poszukiwaniu czegoś do oglądania. Zaczęłam na nowo terapię i pani terapeutka mnie wykańcza. Może stosuje jakąś metodę prowokatywną i myśli, że jak mi będzie wytykać gdzie mam braki, to ja będę wiedziała co robić. Ostatnio mówi do mnie Opowiedziała mi pani tyle trudności, z tylu obszarów. Jak pani daje radę [żyć, przyp. red.]. Nooo, ja to nawet powiedziałabym, że jestem szczęśliwa z momentami trudności. No, ale jak to jest możliwe??? 

Ale dziś i wczoraj mam jakieś trudniejsze dni. Może mi się właśnie ulewają trudności. Wszystko naraz to trochę za dużo. Jedna rzecz, która jest wyzwaniem jest okej, więcej, już przeciąża organizm. 

I tak w tych niedzielnych i dzisiejszych trudnościach, które być może jeszcze z pogody wynikają (kto to widział, mieć wiosnę w lutym , a zaraz potem śnieg w tym samym lutym, żeby zaczął padać), patrzę czym oczy zająć, żeby umysł oszukać i żeby nie czuł (zamiast spać iść i regularnie o tej samej porze w łóżku już być, bo to najszybciej działające lekarstwo na gorszy czas, który z przeciążenia wynika) i widzę Kajtek Czarodziej. O, ten bym obejrzała, ale z dziećmi. Tyle że oni nie chcą. Bo wyrośli, a ja nadal nie mam szansy robienia z nimi rzeczy, które są dla ich wieku akuratne. Bo mają się tak źle, że nie mają ochoty na wyjście do głupiego kina nawet. I taką refleksję mam, że gdyby im tylko było lepiej, ile moglibyśmy razem. Pewnie bym wtedy już wyszła z czasów dziecięcych  w czas nastoletni. W zmaganiach z nastrojami dawno już jestem w nastoletnim, ale tak bym chciała jeszcze w przygodzie z nimi być.

O której idziemy spać. Pytam dzieci, jakbyśmy byli flatmatemi. Zdecydowanie za małe to mieszkanie. Muszę bogato wyjść za mąż, bo nie widzę na razie szybkościowych zmian tak, żeby w pojedynkę zakupić większe :)

Na spotkaniu byłam z anglo-paczką, na Festiwalu Smaków. 

No i tak to było. A ten pan już mógłby przyjść. Jesteśmy gotowe do złożenia zamówienia. Oświadczam

Missed you. Rzekła Martynka. 

Patrzę, słyszę i myślę. 
Że to ja. Że mam swoje cechy. Że jestem wyjątkowa. Że jest we mnie tyle tego, czego nie ma w innych. Taka jestem wyjątkowa. Trudno więc, żeby potomstwo mieć zwyczajne. 

Okej, to jak już ponazywałam, to będę się nami cieszyć.

Kwiecień na niczym prawie

Nic się nie dzieje. To znaczy nie, dzieje się zawsze. Co u ciebie darling? No, nie wiem, jak ci opowiedzieć w jednym zdaniu wszystko co się ...