Czego to ja nie zaplanowałam na ten drugi tydzień ferii. Kina, muzea, spacery, starości, nowości, żeby poczuć, że choć nigdzie nie jedziemy, to jednak mamy wolne od szkoły.
No, i żem się rozchorowała i nigdzie nie zabrałam dzieci. Myślę, że dopadło mnie przepracowanie i poczucie, że to co robię, to po co? oraz, że tak strasznie tęsknię za sendem tej pracy.
Przesiedziliśmy w domu. Leon zły bardzo, bo zaraz na początku zepsuł się komputer, a on przecież cały tydzień nie grał z chłopakami i że zepsułam mu całe ferie. Isa wybywa z domu i znów jej nie ma. Znów siadam i szukam powodu. Przychodzi mi do głowy jeden, bo schemat się powtórzył, ale kiedy pytam, mówi, że absolutnie nie. Wszystko jest w tej sferze w porządku i o co mi chodzi.
Przyjmuję, ale nie wierzę.
Isa od ponad pół roku prosi mnie o wspólny wyjazd bez żadnego dodatkowego człowieka. Siadam z laptopem i dociera do mnie, że nigdy nie będzie dobrego czasu, zawsze będzie coś. Dlatego wybieram miejsce na trasie Kielce - Zakopane, szukam wolnej miejscówki na pierwszy weekend marca i rezerwuję wstępnie.
Leon. Chcę jechać z Isą na weekend w góry. Bez ciebie. Tylko ja i Isa.
Ja nie chcę.
Sam ze mną nie chcesz?
Tak. Z Isą chcę.
To pojedziemy później razem. Ale zostaniesz sam w Kielcach z jakąś ciocią.
A będę mógł grać? (a wszystko to jednym uchem na mnie, drugim na fortnite).
Tak.
To spoko.
Niewiele mu potrzeba, żeby czuć się ukontentowanym. Jednocześnie bacznie mnie obserwuje: mamo, jestem teraz tobą. Idę, nie uśmiecham się, martwię się i nie mówię śmiechulcowo. A ja znów czuję niepokój, brak sensu i szarpaninę, i wiem na pewno, że to niepokój o Isę i wszystkie okoliczności wokół jej działań.
No, a Leon ma nowego skina. Mamo, to jesteś ty. Gram teraz tobą, bo jesteś dobra.
Dociera do mnie również, że wakacje i ferie bez dzieci to już zamierzchła przeszłość. Przez jakiś czas aż do ich samodzielnych wyjazdów, i nie mam tu na myśli kolonii i obozów, jestem skazana na ich obecność. Jak teraz przyjdzie mi odpoczywać????