Wednesday 31 August 2016

Jeszcze troche kolorów

A jak nam się pogoda pogarsza na dni kilka i pozostają nam puzzle, farby i rower, to wybieramy się na spacer na drugi koniec wsi. Tam mamy nowy sklep i tylko w nim ulubione lody babci.
A potem z tymi lodami, z rowerami prowadzonymi na rączki idziemy dookoła wsi.
A tam Leon rzecze Mamo, mamo, popatrz na ten cały świa!!!
 


I jeszcze na zakończenie wakacji.
Żółty rower, na którym 33 lata temu uczyłam się jeździć, tylko wtedy był niebieski Pelikan. Potem w spadku ciocia Kasia, a potem ciocia Iza.
 Żółty słonecznik, który niemiłosiernie brudzi palce.
I malinowe koktajle, z malin z ogródka.





Monday 29 August 2016

Twórczy weekend

Ach, ach, co to był za weekend.
Piątek znów świeciło słońce i popołudnie przesiedzieliśmy w naszej ulubionej miejscówce, nad rzeką Nidą. Było trochę osób, a zawsze przyjemniej jest, gdy ma się towarzystwo. A najlepiej towarzystwo dla dzieci. No i tym razem los zrzucił nam kilka lat starszego chłopca. Po jakimś czasie dołączył jego tato i od tej pory straciłam dzieci.
Leon zajął się tworzeniem budowli, Isa skupiła się na łowieniu ryb. Początkowo czaiła się w kucki, przy brzegu z wiaderkiem w ręku. Tyle, że nie szło, bo ryby się bały, wiaderko w rękach, zaraz obok nogi . I choćby nie wiem jak cierpliwie i bez ruchu się stało, nie pomagało.
Ale! Od czego mamy pana kompana! Ani się obejrzałam, nie wiem kiedy, u Isy w ręce wędka z grubego kija, kawałka bluszczu i uwiązanego wiaderka. To się nazywa wędkowanie.
Do domu ciężko wracać, bo taka przednia zabawa. Zapytałam, czy zechciałaby zostać z panem, a on nam potem ją przywiezie. Jakżeż nie! Już zawróciła!
Tyle, że ciocia Kania przyjechała już z Krakowa i trzeba było wracać do domu.

Sobota w Kielcach. Nasze coroczne wizyty u Ewy i jej czwórki dzieci. Jak zawsze radośnie, głośno i szybko. W tym roku dodatkowo zoologiczne.


Dzieci moje słuchają w aucie muzyki. Na przykład My Definition. Ileż można słuchać jednej płyty, czy nawet jednej piosenki? Chciałam moim dzieciom przypomnieć piosenki dziecięce. Fasolki poleciały. Nie spodobało się.

Niedziela upalna. Przyjechał do nas Bartek z dziećmi i od 11 rano siedzieliśmy nad wodą. Pierwszy raz pozwoliłam Isie siedzieć w wodzie samej, bez mojego bezustannego dozoru. Może dlatego, że obok była dziesięcioletnia Zuzia?  Na Leona wariata jednak jeszcze oko muszę mieć.
Woda super czysta, słońce praży, wygrzebujemy muszelki z dna rzeki, żal do domu wracać.
Uwielbiam moją rzekę z dzieciństwa. I cieszę się, że dzieci też ją kochają.


Dziś przedłużenie letniego weekendu. Sama tym razem na początek, potem doszła do nas ciocia Halinka.
Spokój nad rzeką, cisza, bo ludzi nie ma i zachciało nam się jeszcze raz ryby łowić. Znalazłam długie patyki i już, już miałam tworzyć, kiedy Leon zawołał, że on! on musi! on będzie tworzył. Wbił w ziemię (z moją pomocą), obsypał piaskiem każdy patyk u podstawy i nastąpiło objawienie. U mnie. Szybko doniosłam kolejne potrzebne części, narwałam bluszczu i oto proszę, nasz szałas. Za bilety wstępu do którego, oraz za sprzedaż opatentowanego projektu, Leon już planuje pobierać opłaty i zarabiać piniondze.


Sunday 21 August 2016

Urodziny dziadka, zmienna pogoda i chore brzuchy

Na mój przyjazd moje potomstwo tak się nie cieszy jak na przyjazd wujostwa z Warszawy. Czy Darek już jedzie, a czy ciocia Iza już jest, ale czy oni już są, ale kiedy?
Od połowy tygodnia już tak, zniecierpliwieni.
I nudzi im się doprawdy, bo nas polskie lato nie rozletnia. Że gorąco nie jest, na myśli miałam.
Dobrze, że te koty nadal się kręcą, że jeden to się już nawet prosi, żeby go przytulać. Skąd się taki wziął z całego miotu to ja nie wiem, jak matki się boją, siostry i bracia też. Wprawdzie jest taka jedna, która nie wiadomo czego chce, bo miauczy, ociera się o drzwi, podchodzi, a jak chcę pogłaskać ucieka i widzę, że mimo szczerych chęci, nie może się odważyć.
Ochrzciliśmy Isę Kocią Mamą, bo bez kotów żyć nie może.

W końcu doczekaliśmy się gości z Warszawy w sobotni wieczór. Akurat na imieniny z tańcami, wódką, sałatką i whisky z colą się załapali.
A, no tak, byłabym zapomniała.
Bo na te imieniny Kania cudowała ciasta. I każdy by sobie pomyślał, że te ciasta to może dwa?
To ja opowiem. Jak weszła do kuchni rano, tak wyszła o 20, wyszykowana na imprezę.
Nie, no przesadziłabym mówiąc, że nie siadła, żeby się kawy napić.

Ale, mamy tak:
Nr 1 i nr 2 Malinowa Chmurka. 
Poszła na pierwszy ogień, bo proces skomplikowany, żmudny (przynajmniej tak wygląda z boku, hehe.         Jedna z Chmurek była dla nas "na jutro", druga dla Jubilatki Sąsiadki w prezencie.


Dalej Tarta z białą czekoladą, co ją ciocia Iza wyczaiła na jakimś blogu, a teraz wszędzie furorę robi.
Nie wiem jak się robi, nie dopomogę, jeśli chodzi o przepis.

 W tak zwanym międzyczasie ciocia Kasia zrobiła ciasto Nr 4, Kostkę jakąśtam. Nie pamiętam dokładnie, ale mocno czekoladowa i odrobinę kawowa.

No i zostało nam (?, chyba jej) do zrobienia torcik dla dziadka, w niedzielę akurat przypadały jego urodziny.
Czekoladowo-cytrynowy. Polecam, yhm. Mniam. Leon się w nim zakochał.
 Zanim jednak przyszło nam świętować i dmuchać świeczki z tortu udaliśmy się "na przeciwko", na te tańce.
Tak nas wciągnęły, że spać poszłam kole 2 nad ranem.
A rano wszystkich nas ogarnęła niemoc.
A w planach mieliśmy oczywiście wyprawę nad rzekę, może i ognisko wieczorem.
Dziadek jubilat śpi, albo ukrywa się do południa.
Ciocię Izę boli brzuch.
Wujek Darek chce spać.
Babcia musi gotować rosołek.
Ciocia Kasia musi jej pomagać.
Kto pójdzie z nami nad rzekę?
Całe szczęście namówiłam Darka, on Izę.
Tak nam było:






A potem prawie złapała nas burza. Całe szczęście, że szybko biegamy.
Na skróty.


 I jakoś tak po tym deszczu lepiej wszystkim było i dziadek siłę na dmuchanie świeczek też już miał.


Thursday 18 August 2016

Deszczowe dni się ciągną jak flaki z olejem

Okej, ciotki nam się rozjechały do domów, tyle naszych wspólnych wakacji. Jeszcze tylko kilka weekendów i już.
Ciocia Iza już w piątek z wujkiem, zwanym również Ukochanym wyjechała. Jak śmiała! Wujek ma u nas przechlapane, bo nam ciotkę zabrał, a tak rzadko ją widzimy.
Na osuszenie łez zażądałam, żeby nas ciocia Kania zabrała w piątek do kina na BFG, czyli na Bardzo Fajnego Giganta. Cieszę się, że obejrzałam go po polsku, bo językowo pierwsza klasa. Recenzja zbliżona do moich odczuć tutaj. Bardzo, bardzo polecam.
Leon kocha bardzo. Mamo, mamo, ten taki S.O.S. no wiesz, ten S.O.S. i tam ten duży tak skakał, takie długie kroki robił. 
Tak synu, SOS - BFG.

A potem jakoś nam się tak pogoda pogorszyła. Słońce się schowało i nic mi się nie chciało. Ani na plac zabaw, ani spacery. Dom tylko, bajki, koty na podwórku i czasem zakupy.


Chyba, że tak mi wiercą dziurę w brzuchu, że nie da się już wytrzymać.
Zresztą mam nadzieję nauczyć Leona jeździć na dwóch kółkach.
Tylko ani jemu się nie chce, ani mi...




A w przedłużony świąteczny weekend ciocia Iza zrobiła nam niespodziankę i przyjechała na godzinkę.
Przywiozła dwa wory Krówek, wafelki i chlebki z Kazimierza.
A potem wespół w zespół wszyscy zrobili kartki dla cioci Marysi, bo wybieraliśmy się do niej złożyć życzenia imieninowe.



Wednesday 10 August 2016

O dobrociach wczasów po gruszą

Weekend minął, słońce wróciło, a z nim nasze wypady nad rzekę. Gorąąąąco.



Szalejemy nad rzeką i budujemy zamki na wyspie, która się powoli tworzy na środku rzeki. No, bo deszcz nie pada i jest ciepło, jakby więc normalne, że wody w rzece mniej.

Dzieci polują na koty, a w zasadzie na małego kotka. I nie wiem, czy ten kotek nieszczęśliwy, bo go tak te dzieci maltretują, czy też szczęśliwy, bo jako jedyny z trójki maluszków daje się złapać, więc być może chce być złapany?
Noszą go na rękach, szukają pod tujami. 
W okolicach tui-żywopłotu babcia ma busz ogrodowy, bo babcia lubi jak ma rozrośnięte. I tam, do tych rozrośniętych krzaczorów Isa chodzi po te koty. 
I poszła raz i słyszę, jak się drze, że mamo, chooooooodź, mamo tu jest mysza bez połowy głowy. Mamo, te koty się tą myszą bawiły. Mamo, głupie koty. Mamo, biedna myszka. Mamoooo, one ją trzymały w pyszczkuuuu.

Wiślica, która nie wiadomo, czy to miasto (eczko) czy nie, ale nadal w swym charakterze wiejska, bo sielska przyczynia się do rozwoju dzieci moich. Nie żadne tam nauczanie szkolne zorganizowane, ale w życia wzięte.
Koty, myszy, kapuśniaki i żurki, kasza jęczmienna z gulaszem....
Leon pokochał kapustę. A właściwie kapustę w zupie, jak to się to teraz nazywa.Mamo, ja lubim kapustę z zupą.
O kaszę jęczmienną musiałam stoczyć bitwę, bo nie chciało mi się osobno ziemniaków gotować, jak już ktoś za mnie cały obiad zrobił. A tu nie chcą bo nie lubią.

Mogę tedy poszerzyć polskie menu na obczyźnie.
 
Nie lubiły, fakt, jakiś czas temu, dlatego przestałam gotować. Ale już kochają. Leon pożerał, jak cukierki.

Sunday 7 August 2016

Z rodziną

Zjechała się na weekend rodzina. Oczekiwania są takie, że będzie ciepło, pójdziemy nad rzekę, może ognisko tam zrobimy, może znów się będziemy opalać i kąpać. Obiadokolację z grilla podamy, Darek przywiezie gitarę, pośpiewamy, jak na nasze imprezy przystało.
Realizacja planu poszła tak, że słońca nie było. Sobota chłodna, nawet nam się grill schował do domu przed deszczem. Słońce potem wyszło, my na dwór, słońce zaszło, my do domu.
Ale, w ruch poszły kieliszki, szklanki, gitara i mocne głosy. Impreza była przednia.


 A w niedzielę, w parafii odpust. Co roku to samo, co roku taka sama radość, co roku kilogramy chińskiego plastiku, który po tygodniu ląduje w kącie, a niedługo potem w koszu.
Zanim jednak, obowiązkowo rodzinne śniadanie z zastawą posagową, com jej nie zabrała.
I oczekiwanie na "kiedy idziemy na odpust", a żeby zabić nudę, chłopaki i dziewczyny polepili sobie plastelinowe cudeńka. Do wglądu dzieło ulubionego wujka Darka - Minion.




Friday 5 August 2016

Co można zrobić w Wiślicy

C można robić w Wiślicy? To, co zawsze.
W pierwszy weekend można śpiewać "Sto lat" cioci Izie, która miała znów to szczęście, że słońce jej na naszym tarasie świeciło i było pięknie, i słonecznie.
Podzieliła się tym dniem ze mną, bo i ja miałam mój kawałek tortu, orzechowy. Ciocia Kasia jak zwykle postawiła na naszym na stole majstersztyk cukiernictwa. Jeden leciutki, śmietanowy, drugi lekko maślany orzechowy, ale też lekki.
Niebo w gębie, takie, że nawet ciocia Kasia, nasza piekareczka -cukiernik, która nigdy swoich tortowych produktów nie zjada, nałożyła na swój talerzyk potężną porcję.

 
Można też układać super trudne, skomplikowane układanki, lub robić perfumy według przepisu z programu Cbeebies, używając produktów  ogródka babci Uli. Lawenda, płatki róż oraz rozmaryn wrzuca się do letniej wody, przykrywa na noc ręcznikiem papierowym i voila perfumy gotowe następnego dnia. I doprawdy działa i pięknie pachnie. Nie wiem, jak długo się utrzymuje, ale końcowy efekt w buteleczce zachwyca.




 
Mamy tutaj też koty. Dwie dorosłe kotki, które wespół mają trzy małe kotki. Isa oszalała i nie daje żyć maluszkowi. Najlepiej gdybyśmy wzięli sobie jednego do domu. Będziemy go kochać najbardziej na świecie. 
W ogrodzie zbieramy pomidory i słoneczniki (zapachowe wspomnienie z dzieciństwa) i brudzimy sobie palce łupinkami.

Pojechaliśmy też do Buska kupić sandały dla Iss, a skończyło się na wielkich zakupach, jesiennych trzewikach, półbucikach do sukienki i tenisówkach dla dziewczynki oraz trampkach i świecących butach sportowych dla chłopca. Bo były z Autami,a tu jakoś tak niby przez przypadek, a trochę i przez to, że Leon w prezencie dostał układankę "Auta" od wujka Darka, mamy fazę na wszystko z Autami.


I najważniejsze z całego naszego tu pobytu, rzeka. Ktoś się wiślickim odcinkiem Nidy zaopiekował. Piasek wysypany, ławki z bali zrobione, obskurny, straszący kiosk usunięty.
Pierwszy nasz weekend był troszkę chłodny, więc nie poszliśmy się okąpać, ale tydzień już był cieplutki. W czwartek już mogliśmy się cieszyć wodą, a w piątek przesiedzieliśmy tam pięć bitych godzin.
Piękne, gorące słońce, aż się nie chciało do domu wracać i do wieczora chciało się siedzieć, ale że goście na weekend się zapowiedzieli, trzeba nam było zająć się przygotowaniami.

Kwiecień na niczym prawie

Nic się nie dzieje. To znaczy nie, dzieje się zawsze. Co u ciebie darling? No, nie wiem, jak ci opowiedzieć w jednym zdaniu wszystko co się ...