Wednesday 10 August 2016

O dobrociach wczasów po gruszą

Weekend minął, słońce wróciło, a z nim nasze wypady nad rzekę. Gorąąąąco.



Szalejemy nad rzeką i budujemy zamki na wyspie, która się powoli tworzy na środku rzeki. No, bo deszcz nie pada i jest ciepło, jakby więc normalne, że wody w rzece mniej.

Dzieci polują na koty, a w zasadzie na małego kotka. I nie wiem, czy ten kotek nieszczęśliwy, bo go tak te dzieci maltretują, czy też szczęśliwy, bo jako jedyny z trójki maluszków daje się złapać, więc być może chce być złapany?
Noszą go na rękach, szukają pod tujami. 
W okolicach tui-żywopłotu babcia ma busz ogrodowy, bo babcia lubi jak ma rozrośnięte. I tam, do tych rozrośniętych krzaczorów Isa chodzi po te koty. 
I poszła raz i słyszę, jak się drze, że mamo, chooooooodź, mamo tu jest mysza bez połowy głowy. Mamo, te koty się tą myszą bawiły. Mamo, głupie koty. Mamo, biedna myszka. Mamoooo, one ją trzymały w pyszczkuuuu.

Wiślica, która nie wiadomo, czy to miasto (eczko) czy nie, ale nadal w swym charakterze wiejska, bo sielska przyczynia się do rozwoju dzieci moich. Nie żadne tam nauczanie szkolne zorganizowane, ale w życia wzięte.
Koty, myszy, kapuśniaki i żurki, kasza jęczmienna z gulaszem....
Leon pokochał kapustę. A właściwie kapustę w zupie, jak to się to teraz nazywa.Mamo, ja lubim kapustę z zupą.
O kaszę jęczmienną musiałam stoczyć bitwę, bo nie chciało mi się osobno ziemniaków gotować, jak już ktoś za mnie cały obiad zrobił. A tu nie chcą bo nie lubią.

Mogę tedy poszerzyć polskie menu na obczyźnie.
 
Nie lubiły, fakt, jakiś czas temu, dlatego przestałam gotować. Ale już kochają. Leon pożerał, jak cukierki.

Niespodziewane refleksje zamulonego umysłu

Albo nowy telefon, albo aparat. Kiepskie zdjęcia robi ten mój sprzęt. Udałam się do KCK na spektakl Teatru Tańca. Dwie części były. Zobacz j...