Wednesday 28 July 2021

Zapach koloru

 


Jaka szkoda, że nie da się zapisać smaku.

To znaczy tak, żeby se tak kolokwialnie pod rybkę rozpocząć. Właściwie to nie wiem co tu wystukać, gdyż wszystko co mam, to odczucia, wrażenia, ze szczęścia dreszcze na szyi i zachwyt.

Jak to wszsytko opisać, żeby inni czuli to co ja? Ech, zaraz mi powiedzą psychologicznie, że nie muszą tak, jak ja. Oczywiście, że nie muszą. Ale ja tak bym chciała móc się podzielić.

Poniedziałek z izraelskim winem. Spotkałam się z przyjacielem, którego chyba zagadałam na śmierć. No, kiedy ja się oduczę. 

A głodna byłam, a on też, więc na zakupy się udaliśmy. Tam w Lewiatanie wino z Izraela i dwie puszki makreli w pomidorach. 

Kiedy do stołu podawano i kiedy zapytałam co robi, usłyszałam: proszę, to twoje owoce morza.

Pomimo więc kołaczącej się z przodu nawet głowy, nie z tyłu, gdzie kołaczącej, mocno dobijającej się myśli nie bądź, jak ten każden, nie rób zdjęcia jedzeniowi, ciesz się chwilą, nie mogłam była inaczej. Po pierwsze chwila z zapuszkowanymi owocami morza zostanie teraz ze mną na zawsze. Po drugie, takiej kompozycji kolorystycznej nie mogłam sobie była odpuścić. 

Tak oto, by móc teraz cieszyć oko, naraziłam się gospodarzowi fotografując jedzenie. Może nie...

Drugi pełen szczęścia, wynikającego z zanurzenia w chwili, moment nadszedł dziś. Loda sobie kupiłam będąc w drodze do domu, po spotkaniu z licealnym kolegą, którego nie widziałam, aaa chyba z 19 lat. Spotkanie było bardzo miłe, a lód? A lód w zaskakująco interesujący sposób przenoszący mnie w bliżej nieokreślone czasy i miejsce, gdzie czułam się szczęśliwa w swojej spokojności. 

Czy było to miejsce, które znam? Nie wiem. Nie umiem nazwać miejsca ani czasu, umiem tylko poczuć to, co poczułam dzięki rozmarynowemu jogurtowi w wafelku. Czy muszę tłumaczyć, dlaczego zdjęcie też jest? Tak myślałam. 

Żeby nie było, też myśli weź przestań się przypałętały. 


To było zdecydowanie kilka dni pełne nie wrażeń, ale odczuć. Moje kolory, Leona kąpiel w deszczu i zachwyt każdą kroplą uderzającą o taflę wody. Lubię poczuć siebie mocniej w takich momentach. Lubię też poczuć leonową radość.

Saturday 24 July 2021

Szkoda, że nie było rekinów

Siedzimy w porzeczkach. Tydzień temu telefon pokazał mi, że rok temu zbierałam porzeczki. Ciekawe, czy wiedział, że akurat nazbierałam kilka wiaderek?

Tak czy inaczej, tydzień minął, ja znów w porzeczkach. Z siostrą moją Katarzyną, o której właśnie się dowiedziałam, Isa często opowiada na spotkaniach z panią psycholog. Ważna to ciocia. 

Wiader kilka, trzeba obrać. Siedzimy i kawę pijemy przy okazji, kiedy dzwoni dziecko z obozu.

Cześć dziecko, jak ci? 

Bardzo dobrze (no chyba, bo to pierwsza rozmowa od tygodnia). Pytanie za pytaniem, oto, czego się dowiedziałam. 

1. Kanadyjkę jej wywalili, ale nie wie za co na zewnątrz namiotu, bo niektórym tylko w środku. Może baardzo duży bałagan? A może to moje fantastyczne dziecko się druhowi spodobało?

2. Pływają na tych łódkach, dłonie ma dziwne od lin i rzeczywiście szotówki na pewno by się przydały. Skakała w kapoku z wysokiej łódki. Świetnie było. 

3. Warta nocna trwa dwie godziny i siedzi się we dwoje. Ale ona pozwoliła Izie-Bob spać całe dwie godziny. Obudziła ją, kiedy trzeba było zrobić obchód, a ponieważ Iza-Bob była niezbyt, Isa poszła, żeby zobaczyć, czy łódki stoją. Czy Katamaran i czy motorówka. Ciemno było, ale miała swoją świetną latarkę. I co, nie zesrałaś się?pyta ciocia Kasia.  

Prawie się zesrałam,odpowiada siostrzenica.  

A rekiny były?

Nie, nie było.

Szkoda, że rekinów nie było... 

4. Byłam sobie wartą służbową i czyściłam kible. Jak się jest wartą służbową podaje się w czasie jedzenia. I ja tak podbiegałam, jak ktoś podniósł rękę, bo się nudziłam. Zmywałam i sprzątałam kuchnię. Okazuje się, że umiem!

5. A chcecie coś wiedzieć, chcecie coś wiedzieć? Mam tajemnicę, ale jej wam teraz nie powiem, dopiero, jak wrócę. Nie, to jest tajemnica na później, super rzeczy, których nie da się zapomnieć. 

Słuchałam, siedziałam, piłam kawę, a jednocześnie czułam to wszystko, czego doświadcza Isa na obozie, a najbardziej smaku przygody. 

I poczułam, że znów, choć przez krótki czas, chciałabym mieć 16 lat.

 

Saturday 17 July 2021

Kiedy poranek pachnie przygodą

Rety, jak ja lubię to moje dziecko. Zabawne, przede wszystkim. Roztropne nawet też, co ważne wzmianki, gdyż słowo to ma grafitowo błyszczący kolor, ze słonecznymi przebłyskami, no i może pacnięciami czerwonych maków, a taka Isa właśnie jest. Jej roztropność ma kolor roztropności, niekoniecznie wskazuje, że jest poukładana i decyzje podejmuje w wyważonej zadumie. 

Czekam na swój pociąg. Właściwie, to na wyjście z domu i tak się rozczulam, bo właśnie zupełnie niedawno jej pomachałam. Pojechało moje dziecko na żeglarski obóz harcerski, choć bardzo się stresowało. 

Stoi z koleżankami, gada zaaferowana. Wołam. Nie potrzebujesz się ze mną pożegnać? Nie. Dlaczego? Wzruszenie ramion. 

W sumie, chyba ok?

Pachniało mi wyprawą. Nieznaną i daleką. Mam nadzieję, że Isie też. Już też.  

Chyba sobie muszę kupić laptopika małego. Zaraz trzeba będzie iść, ale tyle myśli dobrych w głowie, tyle uczuć w sercu i tyle emocji w całym ciele. Nie spiszę, nie zapamiętam, nie napiszę. A tak, siadłabym sobie na dworcu wśród zapachu wakacji i przygody, i pisała.

No. I nie pisałam. Składany post poranno-wieczorny. 

Isa już na miejscu. Pytam, jak jej. Mówi, że dobrze. Że nawet w autokarze świetnie się bawiła. Cieszę się, bo strach był straszliwy.

A ja? A ja zapakowałam plecak i wyruszyłam na dworzec. 

Pachniało latem i przygodą, podróżą i niewiadomym. Na szczycie deptaka dwóch rowerzystów. Przy rowerach sakwy. Ojciec i syn, chyba. Stanęli na chwilę. Może trzeba było coś skonsultować? Sakwy przy jednym rowerze czarno-żółte, przy drugim czarno-niebieskie. Stoją, głowy pochylone. Fantastyczne zdjęcie by było. Ludzi jeszcze mało, upału jeszcze nie ma. Szkoda właściwie, że go nie zrobiłam. Ha!

Kupiłam kawę w Żabce i poczułam się bezbrzeżnie szczęśliwa. Tylko dlatego, że szłam w słońcu z plecakiem na dworzec. Co z tego, że pociąg nie wiózł mnie na daleką wyprawę? 

Saturday 10 July 2021

I po urlopie

Miałaś urlop, to nie chciałem Ci przeszkadzać, bo była ładna pogoda i chciałem, żebyś wykorzystała.

Ale teraz jest już Twój ostatni dzień, więc poszliśmy robić. 

Bo nic nie zrobiłaś w czasie swojego urlopu. 

Na wstępie powiedziałam, że jestem tak wykończona ostatnimi dwoma miesiącami, że nie zgadzam się na żadne porządki, remonty, a nawet szybkie mycie okien (które się i tak przydarzyło pod koniec, ale wiadomo, że mamie po drabinach biegać nie pozwolę).

No, to poprawki rynny i delikane porządki w suterenie. 

Urlop mi się skończył i do pracy czas wracać, ale po prawdzie, nie czuję, żeby to urlop był. Iza z dziećmi była, i jak to z małymi dziećmi jest, ciszy i spokoju nie było. Za to pełno wygłupów i szaleństw. Trochę rzeki, mnóstwo słońca i wspólnego czasu. Przeleciał raz dwa. 

Ze wszystkiego najtrudniejsze jednak było to, że w lipcu. Kto to widział, w lipcu urlop! Zaburzyło mi to rytm miesięcy wakacyjnych, a  tym samym roku, ale skoro tak wiele jest inaczej, niż zawsze, to może mogę się już przyzwyczaić? 

I, że nie czułam, że z dziećmi moimi czas spędzam wartościowo. Nie, nie biczuję się. Słyszę czasem po prostu, że nie umiem wyluzować i odpuścić. A ja po prostu lubię czuć, że jesteśmy w czymś razem, a tym razem tego nie czułam. To się tłumaczę.

Ale! Jeśliby się jednak przez chwilę zastanowić, to dzień z pracą fizyczną przy rynnie był całkiem przyjemny. Może więc  w roboczym ubranku po podwórku? 

Tak czy inaczej, woda moim ukojeniem. I słońce, najlepiej upalne. 




A przede mną wiele takich weekendów słonecznych, pełnych zapachu rzeki. 

I tak oto złożyłam zamówiene na pogodę na resztę lata. Jeślibym tylko mogła jeszcze o mały dodatek poprosić. Deszcze co jakiś czas w nocy. Tak, jak za czasów dziecięctwa. W dzień pięknie, gorąco, w asfalcie robią się zagłębienia od bosych stóp drepczących nad rzekę, a w nocy pada, lekko i orzeźwiająco. 

Dziękuję! Tobie Wszechświecie!

Sunday 4 July 2021

Agnieszka na berecie

Darek jedzie na strzelankę stylizowaną. Zbudują im tam miasto i przez 4 dni będą biegać w śmiesznych ubraniach. W skład wchodzi beret pakistański, taka mycka. Zwie się pakol.

Myckę przywiózł, żeby ją lepiej ułożyć, żeby wyglądać, jak rodowity, ale przydała się Kasi, która nie chciała dać się namówić na niedzielny wypad pod sosnę. 

Rzut beretem, Kasiu.

Wsadzimy Agnieszkę na ten beret twój i ją rzucimy, skoro tam jest tylko rzut beretem.

Koniec końców, jakoś tak się stało, ale Bóg mi świadkiem, że nie wiem jak, że się w końcu zebrała i pojechała.  Z dwóch powodów ważne było, żeby pojechała. Po pierwsze nie ma to tamto i dlaczego ma nie jechać na wycieczkę. Po drugie, nadal nie mam samochodu, a w jeden się nie zmieścimy, trzeba, żeby nas zawiozła. 

Takim sposobem, zupełnie nieoczekiwanie, w pierwszy weekend mojego urlopu pojechałam do lasu oglądać sosnę na szczudłach, kroczącą, przy okazji przeszliśmy się po lesie, spotkaliśmy się z grupą, która pociągiem przyjechała do Buska na 13-kilometrowy spacer po lesie. Poziomki, widoki, ciepłe słońce, hamburgery też. I Leon, któremu uśmiech nie schodził z twarzy, i patrzył na mnie rozanielony, bo taki był szczęśliwy. 

Spacery jednak pozostaną w naszej codzienności i niezwykłości. Leon ma rower zakupiony, Isie jeszcze zakupimy i nie tylko spacery będą. I tak można żyć. 



Mamo, chodź tędy, będzie bardziej ekscytująco.






Friday 2 July 2021

5 dni sam na sam z Isą

Piszesz na blogu o mojej superowości, czy o swoich spacerach?

No, mojej superowości nie da się opisać.

Tak się Isa zapytywała, kiedy czekałyśmy na mą koleżankę z pracy, gdyż znów miałyśmy poczuć się, jak szesnastolatki. To znaczy, hm, lepiej, żeby Isa jeszcze nie czuła się, jak szesnastka. 

Nie da się ukryć, przede wszystkim spacery się rozpanoszyły, weekendowe, środkowotygodniowe, dalekie, bliskie, wszystkie, jakie się da. Zadziwia mnie to, jak człowiek może się zmienić, nadmienię, że wcale nie planowałam i nie chciałam się zmieniać, tak wyszło po prostu. Okazało się, że spacer jest lekarstwem na wszystko, na nudę, na nadmiar pytań o dodatkowy czas na sprzętach z dostępem do Internetu, na smutek i zmęczenie. Wychodzę i idę, a najlepiej w towarzystwie mego potomstwa. 

Dlatego nie zdziwiło, a tylko rozbawiło pytanie Isy o tematykę wpisów, kiedy robiłam zdjęcie biletów.

Tak, o Twojej superowości będę pisać, dziecko.

Leon już u dziadków, wysłany pociągiem relacji Kielce-Busko Zdrój, odebrany na dworcu przez tatę Tobiasza. Isa została, bo oprócz zakładana aparatu na dolne zęby, w planach miałam dla niej i dla siebie kilka wydarzeń. 

Oprócz tych, które "trzeba", zrobiłyśmy jeszcze te, ktore warto i przyjemnie je zrobić razem. Najpierw film dla dorosłych. Potem śpiewy z gitarą na Pośpiewuchach turystycznych. Niby nie chciała, niby siadła z boku, niby jeszcze nie, ale kiedy nie pamiętałam słów "Przechyłów", była bardzo zbulwersowana, a zaraz potem śpiewała to co umiała, a uczyła się tego, czego nie umiała. A na końcu spotkanie z moją kuzynką, której córka mówiła do mnie na początku "proszę pani", a którą na żywo zobaczyłam pierwszy raz. Lat ma szesnaście. Obydwie z Isą kochają serię "Wojownicy" i przegadały trzy bite godziny. 

Oprócz tego codziennie po kawałku, lub w całości Hunger games, wszystkie części. Fajnie tak razem, sam na sam.




Kwiecień na niczym prawie

Nic się nie dzieje. To znaczy nie, dzieje się zawsze. Co u ciebie darling? No, nie wiem, jak ci opowiedzieć w jednym zdaniu wszystko co się ...