Monday 25 April 2022

Szast - prast - na - powrót

Uroki pracy zdalnej są takie, że po świętach u rodziców, kiedy dzieci mają dzień wolny, wcale nie muszę pędzić do domu. Biorę laptopa i proszę, bez pośpiechu. A potem jeszcze całe popołudnie na powoli.

No i środa, i w domu. Wszystko niby tak samo, a bardzo inaczej. Całe moje życie oszalało i do góry nogami się powywracało wraz z pojawieniem się ojca. Na powrót. 

Udostępniam mieszkanie ponieważ Leon nie chce nigdzie podróżować. Najlepiej, żebym nigdzie nie wyjeżdżała i jeśli będzie taka potrzeba, pojawiała się na miejscu. W gotowości była.

Chciałam mieć weekend dla siebie. Tak by mi było dobrze. Zamieszkałam u Alinki na dwa dni, dwie noce. W sobotni poranek film sobie włączyłyśmy, gdy czekałam na wspólne wyjście. Bo Isa ucho przekłuć chciała, a podobno oboje rodziców obecni być winni, a potem obiad urodzinowy w restauracji zaplanowany. Film balkonowy, nawet go w kinie chciałam zobaczyć. Życzę panu ciekawego życia, życzył mu przechodzeń. Tak sobie myślę, że mam ciekawie. I miałam do tej pory. I dobrze mi z tym co mam. Czy mogłabym więcej? Pewnie tak. Mnóstwo rzeczy mogłoby być inaczej. Lepiej? Niby tak, pewnie może tak. Tylko po co się zastanawiać. To co mam i do tej pory miałam było dobre i składa mi się na ciekawe życie. Jak z tego filmu.


A potem. Przekłuwanie uszu z kolczykiem industrialnym. Bardzo bolało, ale płakałam tylko jednym okiem. Obiad w koreańskiej restauracji i lody na deser. Bardzo, bardzo udany wieczór i mnóstwo w Isie szczęśliwości. 

Tak sobie myślę, że właściwie mogłam była zostać w domu, spać u dzieci i nie pomieszkiwać kątem u ludzi. Mniej byłoby łażenia i noszenia. Zwłaszcza, że w niedzielę znów do Krakowa, żeby tatę pożegnać. 

I tak sobie marudzę i myślę, że nie miałam tak, jak chciałam. Zaraz potem myślę, że to tak strasznie dobrze, że on znów jest w ich życiu. I przestaję marudzić. 


A potem wracam do Kielc, idę do pani od wkładek ortopedycznych, opowiadam, że my to w drodze z Krakowa, bo tak i tak, a w domu tylko 30 minut byliśmy i już trzeba było lecieć. Kiedy my wszyscy zwolnimy, zapytuje pani od wkładek. Nie bardzo chce mi się wchodzić w szczegóły na temat mojej codzienności. Po pierwsze, ponieważ po ostatniej wizycie u tej pani babcia opowiadała, jak czuła się oceniana i krytykowana, za złe obuwnicze decyzje (zmuś nastolatkę do noszenia butów, które jej się nie podobają. czekam na przepis, Każdych pieniędzy nie zapłacę, ale jestem skłonna na kompromisy wynagrodzeniowe pójść). Po drugie, bo zwalniam za każdym razem, kiedy tylko mogę. Za każdym razem, kiedy tylko czuję, że tak trzeba. Ale tego już nie muszę tłumaczyć komuś, kto i tak wie lepiej niż ja. Przecież.


Tuesday 19 April 2022

Dwie wielkanocne wyprawy

No cóż mogę powiedzieć. Smacznego jajka, sałatki, galarety, śledzi i całej reszty. Takie życzenia ślę na święta. Czy dobrze? Nie wiem. Wiem, ze mi się pozmieniało i że w tej nowej duchowości jest mi bardzo dobrze.
Wiem również, że znalazłam w Zwierciadle list od czytelniczki, który doskonale odzwierciedla to, co i jak czuję. Dałam mamusi do przeczytania i mówię, że jeśli chce się dowiedzieć co się stało, że przestałam chodzić do kościoła i czym jest dla mnie teraz wiara, a bardziej duchowość, to niechże se przeczyta. Ja to bym chciała, żebyś zaczęła znów chodzić do kościoła. No i już, no i już se poczytała.  Daj mi spoooookój, teeeraz to ja nie mam czasu. 
Żeby nie było, bo kto wie, jak będzie odczytane, to nie jest z pretensją, raczej ze smutkiem, że tak mi się porobiło.
Z wielkanocnych tradycji, zresztą nie całkiem przecież naszych, nadal jest zbieranie czekoladowych jaj. Tym razem bardziej cukierków, bo nigdy nie wiem, co zrobić z tą tanią i bylejaką czekoladą królikowo-jajeczną, która się po szukaniu uzbiera. Czy my możemy mieć plan, żeby zebrać wszystkie jaja, które nam zostały rozłożone, żeby je wszystkie znaleźć. Listy im się zachciało.
Jednakże, ponieważ mój szwagier, ciastko i czekoladożerca, zarządził w tym roku, że ani jego dzieci, ani on nie będą zjadali tych horendalnych ilości czekolady uzbieranej w niedzielny poranek, takoż i polowanie było tylko dla mojej dwójki, co także było przyjemne.


Święta świętami, w domu nie ma co siedzieć. Tzn, ja to nawet czasem lubię, jak mam za dużo działań i wszystkiego, se odpocząć lubię, Z mamą posiedzieć, w telewizor popatrzeć, tureckiej melancholii z telewizora doświadczyć, kiedy leżę z Urszulą na kanapie, wieczorem czytając książkę. Ale, jak się ma szwagra co lubi zawsze i wszędzie gdzieś wyjechać, to nie ma przeproś. Sama bym pewnie na to nie wpadła. Również z powodu braku samochodu i zależności od innych, co samochody mają. 

Busko Gacki, taki autobus był kiedyś. Relacji Busko-Gacki. Widziałam na dworcu w Busku. Sama nigdy nie jechałam takim busem. Bardziej rowerem, relacji Wiślica-Busko. Teraz, pewnie dlatego, że autobusy mało kusząca opcja, my samochodem. Dwa dni, dwa miejsca.

No właśnie. Jakoś się Kasię dało namówić na krótkie wypady. Pierwszego dnia pojechaliśmy do Buska dla kuracjuszy. Drugiego na Gacki, czyli zalane pozostałości po kopalni gipsu. Będąc młodą niewiastą (Isa czyta "Szatana z siódmej klasy"- mamo,co to jest niewiasta; mamo, co to znaczy gromko i obcesowo?) jeżdziłam tam zażywać kąpieli na niestrzeżonym kąpielisku. 

Miejsce okazuje się urocze. Są nawet dwa "resorty" gdzie można wynająć domek i spędzić uroczo weekend. Może przyjedziemy 

Czasem się zastanawiam, czy nie powinnam tak trochę więcej, że warto jechać, warto zobaczyć, atrakcje opisać. Tyle, że mi się kurczę nie chce. Jadę, widzę, doświadczam, dostaję to, czego potrzebuję Czasem zostaje na dłużej, czasem znika od razu. Czasem mam dobre zdjęcie do ilustracji, czasem nie mam. I chyba tak już będzie. Bo o byciu razem i doświadzczaniu tutaj jest.



Thursday 14 April 2022

Trzynastka

Siedzę na podłodze, oparta o kanapę. Dzieci obok. Coś razem robimy, Isa trochę do mnie gada, ale nie mogę się skupić, bo za dużo się dzieje i mózg mój nie ma czasu na odpoczynek i reset. Informuję więc Isę, że nie jestem w stanie prowadzić dobrej i skupionej na niej rozmowy. Nie dociera do mnie nic z tego, o czym do mnie mówi.

Jestem zmęczona i jestem zła.

Nie jesteś zła, jesteś rozdrażniona.

Ale zmęczona jestem na pewno. 

Ale, racja też, nie byłam zła tylko rozdrażniona.

Zdecydowanie za dużo się dzieje, każdy weekend gdzieś - coś. Wyjazdy, ogarnianie i jeszcze praca, gdzie nie wiem, czy umiem, czy nie umiem, czy muszę umieć ogarniać, czy nie muszę umieć ogarniać. Czy mam jeszcze czas, skoro jestem zdalnie i trochę dłużej schodzi, czy muszę już szybko wszystko umieć.

O! I takie mam mądre dziecko, które właśnie teraz obchodzi trzynaste urodziny. Takie potrafi analizy robić i werdykty wydawać.

Jako, że pracuję z domu, dla niewtajemniczonych - od połowy stycznia, mogę sobie rano iść do sklepu i na czas tak wrócić do domu, że jeszcze przed pracą książkę sobie poczytam. Żyć, po prostu żyć. Tak też było i tym razem. Blok orzechowy, świeczek paczka i zestaw mang z wczorajszego szybkiego wypadu na miasto. A miało nie być nic, tylko pieniądze na ubrania i na kolczyki. 

Pokazałam Leonowi prezent ukryty, a on, że mamo, takim jesteś głuptasem, Isa przecież już tego tak nie lubi. Okazało się jednak, że lubi, więc spełniłam swoje zadanie. Teraz tylko, jak tylko ojciec na weekend przyjedzie, kolczyk w ucho będzie i restauracyjna kolacja.

Leon z urodziny Isabeli świętuje, ale swoje robi. I proszę, co zauważa:

Cukier robi się z buraków!?!?!?!?!

Moje życie to jedno kłamstwo!!!

Friday 8 April 2022

Ty i ta Twoja selfcare

Isa zmęczona. Od powrotu z Krakowa mija drugi tydzień, w międzyczasie odwiedziliśmy babcię, a weekend był spokojny, bo śniegu napadało, więc o porządkach mowy nie mogło być, a tu Isa snuje się po domu i nie chce powiedzieć o co chodzi. Trochę choruje, trochę smutkuje, troche jej się nie chce. 

Kiedy mówię daj mózgowi odpocząć, rzuca we mnie złym spojrzeniem. No, bo jakże to! A jak ona się nudzi, to co ma robić! Musi przecież czytać mangi i podcastów słuchać! A pan od podcastów czyta jakieś zwierzenia z Reddit, komentuje, a wszystko głosem jednostajnym, aż do ... 

Isie to pasuje. 

Spać też nie pójdzie wcześniej, bo najlepsze życie toczy się w nocy. Wtedy kiedy matka i brat śpią. Oooo, wtedy jest najlepiej. I nie, nie ma mowy, żeby się położyła razem z Leonem.

Kiedy mówię, że nie dbała i nadal nie dba o siebie, stąd to snucie, zmęczenie, ból głowy i niechęć do działania, słyszę Ty i ta twoja selfcare.

No, moja. Ja wiem, niech i ona wie.

A przychodzi do mnie i mówi:

Witaj...

Gdzie? zapytuję, gdyż od witamów i witajciów mam odruchy wymiotne.

W krainie moich marzeń. Poznasz wszystkie zakątki mojego umysłu.

Uuuuu, myślę sobie, jeszcze się nie zdarzyło, żebym do zakątków umysłu została dopuszczona, powiadam więc: Ooo, dzień dobry i pięknie się szczerzę.

Nieeee odpowiada z pobłażliwością i chochlikiem w oczach i odchodzi. 

Tylem się nasłuchała tajemnic.

Od tygodnia szukamy również konkursów i chęci własnych, aby kontunować artystyczne wyżywanie się. Jednym z nich jest wizja krainy, w której jest nam dobrze, czujemy się bezpieczni i szczęśliwi.

To ja nie mam takiej krainy! nie mam takiego miejsca! nawet wymyślonego! nie będę rysować! bo nigdzie nie czuję się bezpiecznie tak, jak oni piszą w konkursie! 

Spoko, nie rysuj. Kilka dni później siedzimy, czytamy fragment książki, w której mowa o bezpieczeństwie w rodzinnym domu. I mówi to moje dziecko, że ona to się dobrze czuje w domu. Jak nie lubi ludzi i nie chce do nich wychodzić, to w domu jej tak dobrze. Tyle by było jej braku bezpiecznych miejsc. I mówię, że ja też się czuję bezpiecznie w domu moich rodziców, lubię tam być.

Taaaak, ja też tam lubię. Nawet bardziej niż tu. U babci jest lepiej, niż u nas. 

No, dobrze.

W szale i z rozpędu namalowała wilka. No, farba mi się rozlała i kropka zrobiła, to zrobiłam ci wilka. Ładne mi "farba rozlała".


W szale i z mojego rozpędu nakazałam namalować Ex libris do konkursu międzyszkolnego. Leon nie miał chyba jakoś bardzo swojego pomysłu, niemniej, ważne że zrobił. Również na konkurs o pejzażach. I myślę, że wraca powoli do siebie. Pisze, rysuje, liczy, wrócił do szkoły, filozofuje.

Wiesz co jest przepiękne w Karolku? że słowo później przemienia się w słowo nigdy.



Pozostając przy leonowych sprawach. Się zastanawiam, tzn ja akurat wiem, że to było okej, ale się zastanawiam, bo dla niektórych nie było okej. Fakt, że Leon nie chodził przez miesiąc do szkoły, przez stres związany z przyjazdem ojca. Uznałam wtedy, że dwa stresy to zdecydowanie za dużo. Strach przed tym o czym będą rozmawiać i konieczność radzenia sobie ze zbyt dużą grupą osób w szkole, ich kanapkami, brudnymi zębami i nieświeżymi oddechami. Na możliwości Leona to zdecydowanie za dużo. Stres poszarpał sensoryczne radzenie sobie i teraz wyłazi na wierzch. Myślę, że potrzebował spokoju. Dostał, przetrwał spotkanie, a teraz wraca do normalności. Nadal jest trudno czasem, nadal są cudze kanapki z serem i bekanie, ale teraz jest tylko jeden stres, tylko z jedną rzeczą musi sobie radzić, i robi to.

Kwiecień na niczym prawie

Nic się nie dzieje. To znaczy nie, dzieje się zawsze. Co u ciebie darling? No, nie wiem, jak ci opowiedzieć w jednym zdaniu wszystko co się ...