Thursday 27 June 2019

Bezowocny tydzień wakacyjny

No i co, no i pierwszy tydzień bez dzieci minął. Czy coś zrobiłam? Prawie nic. Oglądam filmy ma Netflixie. Poszłam oddać buty, przeszłam się po mieście, umówiłam się do lekarza i poszłam na piwo z koleżankami, a potem jakby tak mimochodem, na tańce. Całe szczęście, było kiepsko i sen mógł mnie zmorzyć o przyzwoitej porze.
No bo tak. Spuścić mnie ze smyczy obowiązków i proszę, co się dzieje.
Na piwo łażę, na tańce w środku nocy, pomadkę zakładam i słyszę jaka piękna jestem.
Weekend będzie u mamy i taty, na robotach ziemnych. A co w następnym, się okaże. Być może znów Netflix i książka.
A tak chciałam, na tańce, na jogę, na ćwiczenie i rozciąganie.
A tu tyle spraw do załatwienia, kiedy dzieci nie ma.
I tak bezowocnie dla mnie. Czy tak trzeba, czy tak jest dobrze, czy tak jest lepiej?
Bo sama już nie wiem.

Sunday 23 June 2019

Dłuuuugi weekend w czerwcu

Kiedy próbowałam złożyć te moje urodzinowe świeczki do kupy na nowo, nic się nie kleiło. Coś nie tak, myślałam, ja nie mam 34 lat, tu powinna być inna cyfra zamiast tej czwórki, jakaś ósemka chyba, no 38 to powinno być.
Dopiero po chwili dotarło do mnie, że to nie jest zła świeczka, tylko nie w te stronę, najpierw czwórka, potem trójka i wszystko gra.
Zatrzymałam się na tym 38 i nie chce puścić dalej.
Muszę powiedzieć, że się odrobinę rozczarowałam. Nie było wysypu światełek na torcie, nie musiałam dmuchać z całych sił i moja mała tradycja się poszła... ale jak się nie ma i co ja tu będę narzekać, jak tortu nie miałabym wcale, gdyby nie nagła zmiana planów w obozie organizacji urodzin Tymoteusza i potrzeba upieczenia tortu dla niego.
Kto nie pamięta, temu przypominam, że dwa lata temu, bezczelnie zawładnął moim dniem i świętem, i wyłącznym prawem do bycia najważniejszą osobą Tymek, syn siostry mojej, a mój chrześniak. Chłopiec uroczy, acz świadomy swych potrzeb, czasem aż za bardzo.
Jego to impreza urodzinowa była, kiedy się zjechaliśmy do rodziców i jemu to Kasia robiła ciasto ze świeczką. Ta sama Kasia, która robiła tort na komunię.
Czemu miś? Bo Leon zapytał, czy mogę mieć tort z misiem i zadzwonił do ciotki podpytać.



Całe to nasze balowanie zaczęło się w środę, kiedy to aniołeczki dostały świadectwa, a Kasia przyjechała po nas i nasz cały majdan.
Oto jesteśmy, u dziadków, już na wakacjach. Mamy Boże Ciało, mamy Tymkowego grilla i mamy też moje szybkie tortowe.

Dla dziecka Katarzyna uczyniła inne ciasto, które też było piękne, ale brakowało mu najważniejszego: oczu i ust. Kto to widział ciężarówkę dla dwulatka bez oczu. Kasia dodała. Myślicie, że mnie kto pochwalił? Oczywiście, że nie. Tylko Kasia i Kasia, a oczy już nieważne. Ech, jak się sama nie pochwalę, to mnie nikt w tym domu nie pochwali.



Sunday 16 June 2019

Moje urodziny. Lat 43.

Moje urodziny? No, na plaży były. Obiecałam dzieciom, że pójdziemy. Nikolka wiedziała, że idziemy i do nas dołączyła, i podarowała mi prezent czekoladowy. Nie wiem, czy całkiem się rozpuścił, od jej do mnie miłości, czy po prostu tak było gorąco. Hm.Plan był przedni, bo chciałam tam do zamknięcia posiedzieć, a tu chmury, deszcz i burza. I dom. A po drodze mrożony jogurt. Takie to urodziny urocze miałam.



Saturday 15 June 2019

Trzeci tydzień z rzędu mój mózg nie wywiązuje się z umowy z emocjami

To był następny przepełniony tydzień. Znów zamiast cieszyć się czasem z dziećmi siedzę jak jakaś głupia i zajmuję się robotą. Ja to chyba nienormalna jestem. I tylko dlatego, że się nie wyrabiam. A nie wyrabiam się, bo nie jestem cyborgiem, który włączy komputer rano, zapatrzy się w ekran, porozmawia z koleżanką tylko podczas przerwy na obiad i cały dzień będzie siedzieć cicho. Nie, więc się nie wyrabiam, bo pracy więcej niż na jeden dzień, na osiem godzin.
Potem mi zwyczajnie źle, bo myślę, że wolałabym być obok dzieci i z nimi. Nie z nosem w komputerze. I taka głupia jestem.
Wzięłam sobie na głowę jeszcze jedno zadanie, którego rezultaty będą wymierne i monetarne, ale to oznacza, że jest mnie jeszcze mniej.
Tak sobie wyliczam, że od czasu komunii każdy dzień jest zapełniony i nie mam czasu na to, żeby po prostu, zwyczajnie być, poczytać, obejrzeć film, nie prasując przy nim sterty ubrań.
Ten tydzień to samo, piłka w poniedziałek, dodatkowe godziny we wtorek, ale też nasiadówka do 1 w nocy z Nikolą, bo praca nad tym dodatkowym zadaniem.
W środę odbieram dzieci ze szkoły, Isa mówi, że ona poprosi, żeby mogły poćwiczyć układ do piosenki po hiszpańsku, bo w piątek szkolny dzień kultury i języka hiszpańskiego,w skrócie Dzień Hiszpański. Dojechała druga przyjaciółka z mamą (tą od wina na zakończenie), więc się zaangażowałam z mamą w choreografię, a od 20 znów praca.



 W czwartek basen, Isa przepłynęła 200 metrów stylem dowolnym i dostała dyplom, a potem w domu, ćwiczymy piosenkę Un poco loco, z filmu Coco, bo się okazało, że dziewczyny nie chcą śpiewać, tylko tańczyć, a Isa chce śpiewać, bo przecież tylko tak się pokaże, że się lubi ten hiszpański. W piątek chyba tylko tak lekko odpoczęłam i kończę to moje romansidło czytać, ale też tylko dlatego, że Isa pojechała na urodziny do koleżanki.
A dziś umieram, ze zmęczenia.
Bo poszłam na tańce i choć planowałam powrót na 1 w nocy, w domu byłam jak już dniało, a ptaszęta świergoliły. Jestem niewyspana, a w domu trzeba odkurzyć, bo Iza z rodziną przyjeżdża na kawę. Tylko zdążyłam kupić ciasto i bułki, wrócić, zadysponować Leona do odkurzania i właśnie wysłać Isę do odkurzania drugiego pokoju, dzwonek do drzwi. Są.
W chałupie upał nie do wytrzymania. No to kawa, auta w plecaczek i do parku, schronić się w cieniu drzew, potem lody i już jesteśmy w domu.



Położyłam się i czytam książkę. Pierdzielę, se myślę, nie mam siły. I już prawie zasypiam, kiedy Isa mówi, mamo, co z tym basenem.
Tako i mamy sezon letni otwarty. Leon przypomniał sobie, że umie pływać.

W domu, czy możemy film. Przypomniałam sobie, że chciałam kiedyś obejrzeć Pożyczalskich, poszukałam, Leon obrażony, on nie będzie oglądał i siedzi plecami do ekranu.
Po filmie: Mamusiu, ja to cię chciałem przeprosić. Bo byłem zły, że nie chcę oglądać, bo myślałem, że nie będzie mi się podobać. Ale bardzo mi się podobał.
Kiedy jestem taka przepracowana i zmęczona, nerwy mam na granicy. Np, kiedy po próbach dziewczyńskich proszę Leona, żeby zrobił laurkę do pisarza na spotkanie. Płacze, nie wychodzi mu, nie chce. Dlaczego? Bo jest głodny i zmęczony, a ja zamiast się nim zająć, pracuję. I czyja to wina? Moja. Co mi nie przeszkadza w podnoszeniu głosu. A potem rozsądek wraca, każe nazywać rzeczy po imieniu, mówi, że jakbym się zajęła wszystkim jak należy dziecko nie byłoby głodne-marudne, a ja bym się nie wkurzała i umiała zapanować nad złością. A tak cóż, prośba emocji, żeby mózg zaczął działać, się nie chce wysłuchać.

Monday 10 June 2019

Zapach ziemi

Jak mnie wszystko boli, chodzę jakbym na siłowni spędziła tydzień, dzień w dzień, pod rząd. A to tylko plewienie u rodziców w pietruszce.
Zadzwoniła Mamusia i pyta, dziecko moje ukochane, najlepsze na świecie, ja wiem, że tyle masz planów i zadań i zarobiona jesteś, ale co planujesz na 8-9 czerwca.
Nic mamusiu, a co chcesz?
Plewić nam potrzeba, tatuś po cię przyjedzie.
No i byłam, osiem godzin w polu. Nie mogę dziś chodzić. Wszystkie nożne mięśnie mnie bolą. I ledwo żyję. Ale uwielbiam, jednocześnie. Pachnie ziemią.
I tylko się zastanawiam, kiedy to się skończy, kiedy odhaczę zadania do wykonania w posiadłości rodziców (hrabiego Bogumiła winnam rzec, a swoją drogą, jak się ten hrabia z cesarzową skumał, to nie wiem. To pseudo Urszuli :) )

Przede mną tydzień nadgodzin i ostatnich spraw przed końcem roku szkolnego, potem tylko dwa dni i świadectwa.

Sunday 2 June 2019

Nadal obchodzimy święta

Ania mówi tak, na zakończenie białego tygodnia będzie kawa.
Było wino różowe, wyśmienite oraz kawa, sałatka i przekąski. Mała imprezka. Dla takich imprezek to ja znów mogę dzień w dzień do kościoła w ramach białego tygodnia.

Dzień dziecka, zabrałam dzieci do sklepu, żeby sobie wybrały prezent. Miałam nadzieję, na krótki spacer i lody, bo byłam zmęczona, ale Leon nie znalazł niczego, co warte było wydania pieniędzy, więc poszłam z nim do galerii. Tam też nic nie było i do domu wróciliśmy z pustymi rękami i planami zakupu bluzy z Leonem z Brawl Stars, taka gra.
A chciałam iść na lody, coś się podobno działo na Rynku, ale nigdzie nie poszliśmy. Był w domu film i popcorn.

Dziś za to było cudownie, po prostu cudownie. Jak za czasów, kiedy robiłam więcej i z ludźmi. Jak-mi-było-dobrze.
Pojechaliśmy do Ogrodu Botanicznego, gdzie można było zrobić polowanie na pszczółki, odpowiedzieć na pytanie i dostać dyplom. Spotkaliśmy znajomych, pogadaliśmy. Super.
Było cudownie go-rą-co. Czego jeszcze chcieć od takiego niedzielnego popołudnia.
A wieczorem spadł wielki deszcz i Isa zarządziła seans filmowy. Uwielbiam takie dni, tak mi dobrze, że nie potrafię przestać się nim cieszyć i nad nim rozpływać.





Kwiecień na niczym prawie

Nic się nie dzieje. To znaczy nie, dzieje się zawsze. Co u ciebie darling? No, nie wiem, jak ci opowiedzieć w jednym zdaniu wszystko co się ...