Nic się nie dzieje. To znaczy nie, dzieje się zawsze. Co u ciebie darling? No, nie wiem, jak ci opowiedzieć w jednym zdaniu wszystko co się ostatnio wydarza. W mojej głowie.
Od świąt minęły 3 pełne i prawie pół tygodni. Tyle samo męczy mnie kaszel. To chyba jeszcze tydzień i powinno przejść? Może miałam covida.
W związku z chorowaniem bardzo nie chciało mi się nic.
Cisnę Isę, żeby ćwiczyła rozprawki. Tak super inteligentne i tak umiejętnie broniące swoich racji dziecko, a twierdzi, że nie umie. Porządnie nie spróbuje, a już nie umie. Cisnę Isę, żeby ćwiczyła do egzaminów. Czasem ma zryw.
Leon z sobotniego rana wygląda przez okno, a pogoda taka, że najlepiej nic nie robić. Kręci się w kółko i mruczy: Niedobry jest dziś dzień, niedobrze się czuję, niedobra energia.
Siedzimy w domu każdy weekend. Nie wiem co się dzieje, ale nie mam ani pół energii. Naprawdę się zastanawiam, czy to nie ten covid, bo do tej pory jeszcze nie wyszłam, a gardło cały czas mnie pobolewa. A kaszel odchodzi i wraca, odchodzi i wraca. Jak nic covidowy.
Potem Leon przy obiedzie zapytuje:
Mamo, a kiedy masz urodziny?
W czerwcu.
No, wyglądasz, jak czerwiec. Ubierasz się, jak czerwiec.
A Isa wieczorem daje mi kolejny prezencik z serii niespodzianek.