Monday 28 November 2022

misz.masz.taki

Wróciliśmy z Przemyśla i chciało mi się odpocząć. Chciało mi się nie planować i nie jechać. Wcale nie dlatego, że mnie wyjazd zmęczył. Pewnie, kilka rzeczy do poprawek, ale tak jest zawsze, po każdym wyjeździe, zwłaszcza po tych z dalszymi członkami mojego stada. To są wtedy wskazówki. Takie małe podpowiedzi dla ulepszenia następnych. Czy się do nich stosujemy? Próbujemy, a na pewno ja próbuję. 

Po prostu, chciało mi się odpocząć. Tak sobie świetnie poradziłam, że zaraz we czwartek poszłam se pośpiewać na Pośpiewuchach, co to ludzie się zbierają, mają gitarę, śpiewnik z turystycznymi i nie tylko piesenkami i się śpiewa. Lepiej, gorzej, nie ma znaczenia. Tam Milena wypatruje wazon ozdobny prosto z PRLu, z zakładu WPWiK w Ostrowcu. A ona ostrowczanka, wiadomo, trzeba wiedzieć co to za zakład, bo może wujek tam pracował i był derektorem. Wojewódzkie Przedsiębiorstwo Wodociągów i Kanalizacji, z taką nazwą od 1976 roku. Ja nie znajdę? Ja? Wiadomo!

Zaraz potem Leon miał zajęcia dodatkowe przygotowujące do egzaminu Cambridge. Trzeba było jechać. 

Zaraz potem w następną sobotę Giełda minerałów, na którą z Martynką, tak, jak wcześniej. I na herbatę. Patrzę na te skarby i widzę, że nic na mnie nie patrzy. To i mało co kupuję. Właściwie i tak nie potrzebuję, więc po co. Na herbacie miło, ale nie cieszy mnie tak, jak zawsze. O co chodzi?

Wieczorem festiwal "Przy Kominku" na samym końcu Kielc od mojej strony. Nie podobało mi się, bo trwało 5 godzin, a na ostatni występ, który chciałam zobaczyć, już nie mogłam zostać, bo za chwilę był ostatni autobus do domu. Rzadko żałuję, a tym razem żałuję, bo nic dobrego nie poczułam. A nie, przepraszam, chłopak z gitarą byłby dla mnie parą. Tak, to już wiem teraz, że jeśli lubi tak, jak ja, to daj boże te same wartości, te same przyjemności w życiu. 


Znajdź se mamo chłopaka, powiada mi Isa, kiedy mówię, że nie chcę tego już wszystkiego robić sama. 

Nie, chłopaka do robienia tego nie. Czekam aż nastolatkowość przejdzie. A jak będę dlugo czekać, zrobię grafik i będę pobierać opłaty za niewyrabianie normy. Mam plan! Na początek miesięczny, gdzie mi tam do wielkich 6-letnich. Liczę jednakże na 300% normy. 

No. A na koniec kupię se w końcu "Kolejkę" albo "Pan tu nie stał". Planuję od ukejowych czasów jeszcze. Może właśnie dojrzałam!

No i zaraz już grudzień, a ja mam nikłe pojęcie o tym co się wydarzało i jak się wydarzało w ciągu ostatnich dwóch tygodni. I no, ja wiem z czego to się bierze. Ja tak strasznie (znów) nie lubię jakości mojej pracy. Wszystko opadło, nie unoszę się na falach zadowolenia, poczucia sprawczości i zasadności tego, co robię. I tak jeszcze do końca wakacji 2023. Bo się zobowiązałam i nie chcę zawieść ludzi. 

Sunday 13 November 2022

Patriotycznie

Oni tam mają drzwi ładne. Sporo nawet, stronę dedykowaną sobie stworzyli. Schody też, niczego sobie, ale tych akurat mniej.
Miasto piękne. Piękne na sposób: a u nas nie jest tak ładnie. Taką myśl miałam wracając przez cały kielecki deptak, z dworca do domu. Bardzo lubię Kielce, nie planuję się przeprowadzać, nigdzie indziej nie podoba mi się tak,  jak tu. W żadnym innym miejscu nie jest mi tak dobrze i tak na miejscu, jak tu. To tu, zawsze po powrocie cieszę się, że jestem w domu
Aż tu nagle, wracam z Przemyśla, idę Sienkiewką, patrzę na kamienice i myślę: nudno tu. W Przemyślu ładniej.
No tak, zdecydowanie ciekawsze centrum mają, w którym budynek po budynku, każdy kolejny więcej doznań daje. Widok z wieży Muzeum Fajek i Dzwonów niesamowity. Samo muzeum, przereklamowane, ale wiecie, muzea nie są dla mnie najlepszą rozrywką, a żeby były, muszą być naprawdę super. Może więc jestem zbyt wymagająca. W górę po schodkach, chwila na zrozumienie opisu wykonywania dzwona (mało czytelny), na dach, widok z okna i znów na spacer.

Żeby nam było fajnie, wydrukowałam quest: Przemyśl - na stylu trzech kultur. Trzy stare nudne baby i dwoje nastolatków może nie będą chcieli cały czas razem i intensywnie, pomyślałam. Zrobimy quest, ma trwać dwie i pół godziny, zobaczymy co jest fajnego, a potem to może być i kawa, i spacer, i co każdy chce. Może i Pokemony nawet. Chciałam, żeby nie było nudno, żeby się wszystkim chciało i żeby to chcenie było widać na twarzach i mowie całego ciała. Nie chciałam naburmuszenia, nie chciałam znudzenia.

No. na moim chceniu się skończyło. W piątek spotkałyśmy się z naszą wspólną koleżanką ze studiów, a że pora kolacyjna była, przeszłyśmy się dookoła centrum Przemyśla w poszukiwaniu jedzenia. Następnego dnia zawędrowaliśmy na kopiec tatarski, a do centrum dotarliśmy w czasie przedobiedniej kawy. Zimno było, chciało nam się odpocząć. Znów centrum trzy razy dookoła, żeby miejsce na kawę znaleźć. Tam, gdzie nam się podobało, nie było miejsc. Gdzie były miejsca, coś nam się nie podobało. Komu by się potem chciało za questem chodzić, zgadywanki robić, na pytania odpowiadać, kiedy te trasy przechodzone już kilka razy. Nieskończone więc zadania, moje rozczarowanie, że im się nie chce, że najlepiej z Tik Tokiem lub Pokemonem. I że znów wszystko sama. I że może, jakby były inne dzieci, to byłoby inaczej, lepiej, bardziej się chciało.

Oglądałam potem nagranie Gabora Mate, o relacjach z dziećmi. Potrzebowałam odpowiedzieć sobie na pytanie o dziecięcym nazywaniu emocji, roli rodzica i połączeniu matka - dziecko. Dowiedziałam się bowiem, że Leonowe problemy to moja wina, połączyłam dziecko ze sobą emocjonalnie. Powinnam przestać cały czas mówić mu o swoich problemach oraz nie pytać, jak on się czuje. W nagraniu usłyszałam, że dziecko powinno spędzać czas z dorosłym, bo niedojrzały emocjonalnie nastolatek nie pomoże drugiemu niedojrzałemu emocjonalnie nastolatkowi odnaleźć się w życiu, nauczyć nazywać, zobaczyć co dobre. Usłyszałam, ze weekendy powinny być z dorosłym. Nie zapraszać znajomych z dziećmi, nie wysyłać na sleepovery, nie pozwalać włóczyć się tylko z innymi dziećmi. Pozwalać na budowanie realcji z dorosłym, na interakcje z dorosłym. 

Widzę więc, że dobrze, że te trzy stare nudne baby są. Że jeżdżą razem, że moja niedojrzała emocjonalnie dziatwa może chłonąć dorosłego człowieka. Że im się nudzi? Trudno, trzeba na to pozwolić. Można też zastanowić się, jak zgrać stare nudne z młodym znudzonym. Znaleźć rozwiązanie.

Spaliśmy w wynajętym mieszkaniu, jak to Leon powiedział: w stylu patriotycznym. Jest krzyż, jest zdjęcie Matki Boskiej, pan Piłsudski i godło. Przyjazd nasz przypadł na 11 listopada, święto niepodległości. Taki tam, patriotyczny wyjazd. Google uhonorowało Przemyśl grafiką doodle, biało-czerwona flaga powiewająca nad panoramą miasta, jako hołd za to, co robią dla uchodźców z Ukrainy. 
Właściel opowiedział od razu gdzie powinnyśmy iść, gdzie zjeść, co zobaczyć, co jest must have, a co, jeśli nam zostanie czasu. Koniecznie chciałam spróbować przemyskich gołąbków z ziemniaków. Smak znam, bo Słonina, jedna trzecia trzechstarychbab przywoziła z domu na studia blaszki ziemniaczane, taka nazwa zapiekanki? Czy jakoś tak. Uwielbiałam! To i te gołąbki były uwielbiane. O centrum mówili, zamku, wojaku Szwejku, spacerze po ogromnym parku, z elementami fortów, które zresztą są częścią umocnień Twierdzy Przemyśl i występują na logo miasta. Całkiem sprytnie. O co chodzi z fortami nie całkiem się dowiedziałam, a ciekawe, ciekawe. 

Czy nam się podobało? Mnie bardzo. Bardzo mi tam było dobrze. Quest na pewno był super, byłby gdyby nam się chciało. Kilka razy podsłuchałam przewodników, może profesjonalnych, może pasjonatów, opowiadających małym, klkuosobowym grupkom co, gdzie i kiedy było. Chyba czuję, że potrzebuję posłuchać takich historii. Następnym razem, w innym miejscu. Może wtedy Leon nie będzie spiskował z Halinką: zadzwońmy na 112, żebyśmy mogli jechać do domu (już teraz). Może też nie spędzi większości czasu szukając Pokemonów. 





 











Friday 4 November 2022

Aparat Golgiego


W szkole jest nowa pani od biologii. Od geografii też, ale o biologii mówimy teraz. 
Pani, która uczyła geografii i przyrody odeszła pod koniec zeszłego roku szkolnego na emeryturę. Nowa pani, nowe porządki, a dla Leona więcej czasu ze mną. 
Zapomnieliśmy całkiem o tym, że praca była zadana, a to zaraz po Wszystkich Świętych, więc jednego dnia pomysł, zakupy, formowanie, pieczenie i  malowanie. Wyszło całkiem przyzwoicie, a i tak najważniejsze, co usłyszałam. Lubię tak mamo robić z Tobą rzeczy. 

Ma chłopak rację. Dobrze się takie rzeczy robi, a nie pamiętam kiedy ostatnio coś robiliśmy tylko dla siebie, tylko razem. Nauki przy tym pobieram, o aparatach. 


Tuesday 1 November 2022


Po lewej od tego widoku są całe rzędy pięknych, zadbanych grobów. Tam też, zaraz z brzegu jest grób pani, którą znałam od dziecięctwa, której dzień dobry mówiłam na ulicy, nawet ze trzy razy dziennie, bo tak to działa we Wiślicy, że się ludziom mówi za każdym razem, jak się spotka.

Że ten grób tam jest wiem, bo wycieczką poszliśmy oglądać, jak to dali jej zdjęcie, co się tak śmieje, że aż nie przystoi. Jaki cel mieli inni nie wiem, ja poszłam zobaczyć, czegóż to nie można sobie na płytę nagrobną, bo zlinczują. No, może bez linczowania, ale bez gadania się nie obejdzie. 

Na zdjęciu pani się miło szczerzy, czy taka była naprawdę, nie wiem. Na wiślickich rynkowych szlakach chadzała zawsze poważna. Ważne, że ci, co zostali tak ją zapamiętali. Tylko tych komentarzy po co tyle. 

A no tak, zapomniałam. Jak umierasz, nie wypada sie przecież uśmiechać. Najlepiej, jakbyś się w sobie zapadł, bo tylko tak wypada. Nie mówię o żałobie, takiej ciężkiej, głębokiej. Ogólnie mówię, o tym, czym jest pamięć o bliskich.

No. No i właśnie. Na zajęciach angielskiego, gdzie chadzam se pogadać i może coś nowego się nauczyć, rozmowa o dniu zmarłych i czy można się cieszyć, w tym dniu czy można. Czy trzeba się umartwiać refleksję uprawiać? Może lepiej historie nie z tej ziemi opowiadać o dziadkach, który gównem gruszki w swoim ogrodzie smarował, żeby mu chłopaki nie kradły. Albo o prababci, która jak ją za mąż chcieli wydać, kiedy ledwie 14 lat miała, a której przyrzeczony narzeczony do Australii z rodzicami wyjechał, do księdza poszła co robić, bo ją za starucha, co ma 30 lat chcą za mąż wydać. Skłamać, że pacierza nie umie. Jak nie umie, ślubu nie dam. Skłamała, list do narzeczonego napisała, do Polski wrócił, czworo dzieci mieli.

Te i inne historie. Tyle razy je słyszałam, wcale ich wszystkich nie pamiętam. Chyba je spisać trzeba. 

Wszystkich świętych cenię bardzo. Raz do roku spotykam naszą dalszą rodzinę. Jemy gołąbki. Tylko wtedy tak smakują.  Czuję, że jestem ważna. Czuję, że jestem elementem skomplikowanej układanki. Urok niknie, kiedy wszystkich nie ma. Mogą być nawet we wspomnieniach.

Kwiecień na niczym prawie

Nic się nie dzieje. To znaczy nie, dzieje się zawsze. Co u ciebie darling? No, nie wiem, jak ci opowiedzieć w jednym zdaniu wszystko co się ...