Sunday 27 December 2015

Sama sobie odpowiedziałam

A ja już wiem, dlaczego tak nie czułam świąt.
Po pierwsze nie poszłam do kościoła, a niezależnie od tego jak bardzo kościół jako instytucja i księża potrafią wyprowadzić mnie z równowagi, potrzebuję tego spotkania, żeby czuć się świątecznie.
Po drugie, nie siedziałam przy stole z rodziną, nie miałam pięciu i więcej rodzajów ciasta do wyboru przy porannej kawie. Dzieci nie biegały z kuzynami i nie robiły hałasu. Nie miałąm takiej chwili, kiedy uświadamiałam sobie, że o, mam dzieci, ale te dzieci mnie nie chcą, bo poszły w cały świat.
I wcale nie chodzi tu o Wigilię nie w Polsce. Choć Wigilia przecie zawsze najważniejsza była.

Pojechałam dziś z dziećmi do kościoła. Też, bo lubię śpiewać kolędy. Spotkałyśmy się tam we trzy, ja, Kasia z Emilką i Karolina z Jaśkiem i Anielą. Po mszy wprosiłam nas do Kasi na kawę. Okazało się, że pora obiadowa (jakoś nie pomyślałam wpraszając się), więc dostałyśmy obiad. A zaraz po obiedzie kawę, ciasto i koktail alkoholowy. A Kasia ma też gości z Polski.
I siadłam przy zastawionym stole, gadałam, słuchałam i dyskutowałam. I byłam sobie z ludźmi, z którymi jest mi dobrze, i dzięki którym w końcu poczułam atmosferę świąt. Wszystko czego mi było trzeba to msza i popołudnie z rodziną.

A Isa modli się do Anioła Stróża.
Mówię: Aniele Boży Stróżu mój,...,bądź mi zawsze ku pomocy.
Isa: Nie ku pomocy, do pomocy. Ku pomocy to jak kupa. I ja tak nie lubię.

Thursday 24 December 2015

Wigilia


Że małżonek nie świętuje z nami Wigilii oficjalnie wiadomo. Nie musi. Twierdzi.
Bywały czasy, kiedy było mi z tego powodu przykro, ale już się nad sobą nie użalam.
Użalają się nade mną przyjaciele, których bardzo martwi, że jestem sama. Właściwie to nie jestem, bo mam moje dzieci. I właściwie równie dobrze mogłam była przygotować wszystko i zaprosić do siebie. Nie pomyślałam o tym zawczasu i zostałam zaproszona przez 5 różnych rodzin. Nie poszłam nigdzie, bo chciałam w domu. Ale jakie to miłe, wiedzieć, że są ludzie, którym zależy, żeby nie było mi smutno w Wigilię.
Sąsiadka się okazało będzie sama, bo tak wyszło. Więc przyszła do nas. Twierdzi, że miała cudowny wieczór.

Wednesday 23 December 2015

No, święta za rogiem

Zaprosiła nas na niedzielę koleżanka, bo syn lubi pociągi tak, jak Leon i może będą się bawić razem. Przyszła też jej siostra i dowiedziałam się, że właściwie, to miała szczęście, że znalazło się u mnie okienko, bo ja mam tylu przyjaciół, że trzeba się do mnie zapisywać na widzenie. Z kilkudniowym wyprzedzeniem.
Bardzo to właściwie miłe.
Inna sprawa, że czasy kiedy otwierałam mój karnecik, żeby zapisać gości dawno minęły.
Mimo wszystko, nadal miło.
Być może to czary, być może to urok, dość, że niedziela ta zapoczątkowała szereg spotkań towarzyskich. W poniedziałek szybko chciałam jeszcze skoczyć na deptak, odebrać prezent dla małżonka, a potem pobiec do Maćka i Filipka, ale skończyło się na tym, że Maciek był u nas od rana, bo taka była potrzeba, a popołudniu ich mama została ze wszystkimi dziećmi w domu, a ja pobiegłam skończyć świąteczne zakupy. We wtorek nawiedziliśmy Anielę i Jaśka, a ponad połowe dzisiejszego dnia przesiedzieliśmy u Zosi i Antosi. I pewnie cały dzień znając siebie mogłabym wylegiwać się na złotej kanapie, gdyby nie to, że jutro Wigilia, zaraz święta i wypadałoby coś jednak przygotować.
Znalazłam przepis na ciasto orzechowe z budyniowym kremem, u pani, którą wszyscy uwielbiają, a ja drugi raz robiłam ciasto z jej przepisu i drugi raz mi nie wyszło tak jak trzeba.
I jutro pewnie będę poprawiać. Bo umówiłam się z Kasią od Emilki, że dam jej kawałek, a ona da mi kawałęk swojego.  I wstyd zanosić badziewie. A wszystko dlatego, że budyń za rzadki.

Friday 18 December 2015

Znów przedświątecznie

Przedświąteczny angielski tydzień szkolny charaktryzuje się mnóstwem wydarzeń, przedstawień, obiadów, kiermaszów i obdarowywaniem się kartkami. Mamy ich stos, wiszą już na ścianie i zabierają mi przestrzeń.


Okropne to, że najbardziej chciałabym już je zdjąc, ale poczekam jeszcze do świąt.
Czyżbym nie czuła atmosfery? Czyżby te święta nie przemawiały do mnie w żaden, nawet komercyjny sposób?
W poniedziałek Leon był królem,jednym  z trzech wizytujących. Śpiewał też z zapałem kolędy i piosenki świąteczne. A ja nadal nic nie czuję.
Isabela w czwartek brała udział w świątecznym przedstawieniu, a ja oprócz tego, że jestem dumna, że się już nie boi i mniej denerwuje na scenie, nie czuję nic.

 Całe to otumanienie nie może się brać ze zmęczenia, bo zmęczona nie jestem. Nie urobiłam sie po pachy, bo ani mięs nie piekłam, ani ciast kilkunastu nie mam zamiaru piec, ani sprzątania wielkiego nie ma, choć choinka już stoi. Nie trzeba, tu takiej tradycji nie ma. Hehe. Ani na Wigilię menu nie muszę układać i planu robić, co kiedy gdzie i czy mrozić, żeby wcześniej zrobic, bo wszystko, ale to wszystko przywiezie mi kurier od najlepszej mamy na świecie. Już jutro.
 No to o co chodzi?
Może właśnie o to, że nie muszę?
A moze po prostu o to, że nie ma w tych moich tutaj świętach ani trochę prawdziwego powodu, dla którego je obchodzę. ani trochę tego Dziecka, które kiedyś dawno przyszło na świat.

W każdym razie, mimo wszystko, szykujemy się. Kupujemy prezenty, rozdajemy kartki (które nic nie znaczą i po świętach wyląduja w recyklingu; wiem, okropna jestem) i szukamy atmosery (w moim przypadku).

Leon tworzy kartki.
-Tu powinno być black, ale zrobiłem green.
-Mogę ci przynieść.
-Nie, jak zrobiłem tak, to spoko.

Miałam dziś tu tłum ludzi w domu. Było bardzo miło, nie powiem. Dawno tak nie było. Przeżyłam.
Utwierdziłam się również w przekonaniu, że już mi się nie chce sprzątać po gościach. Dowiedziałam się też, że mam strasznie dużo zabawek, zdecydowanie za dużo i powinnam je powyrzucać.
Hm.


Saturday 12 December 2015

O Bożym Narodzeniu w polskiej szkole sobotniej

Będzie to, mam nadzieję, ostatni wpis o polskiej szkole sobotniej, do której uczęszcza Isabela. Mam nadzieję, że już nie będę musiała się denerwować. Że może o innych szkołach będę pisać, to inna sprawa, ale to później.

Ostatnie wydarzenie, w którym brałam udział jako rodzic zaangażowany to Jasełka, opłatek i spotkanie z Mikołajem. Jak zwykle wszystko odbyło się na zasadach pani de, moje koleżanki się wypieły i powiedziały, że ręki nie przyłożą. Zaśpiewaliśmy kolędy, Isabela wystąpiła jako gwiazdka i przyszedł Mikołaj. Powiedział hołhołhoł i rozdał prezenty z pomocą Pani Śnieżki. I się okazało, że się nie wyrobił i nie kupił dla wszystkich dzieci książeczeki zaplanował dostarczyć je na pierwsze zajęcia w nowym roku. Jaki fajny Mikołaj, że chce do nas przyjść po świętach jeszcze raz.



Jak zwykle jestem pod wrażeniem, jedynie żałuję, że nie zorganizowałyśmy w tym roku Mikołajek dla dzieci. Ale jeszcze nie wszystko stracone, jeszcze karnawał, jeszcze walentynki. Kto wie, kto wie...
Wróciliśmy do domu padnięci. Dzieci siadły na kanapie i odmówiły współpracy. Ja z nimi.

Monday 7 December 2015

Zimowo przedświątecznie.

W wyniku zbytniego zaangażowania w polską szkołe, jakby się nagle okazuje, że nie wiadomo kiedy nadchodzą święta, a u mnie nic, Ani rozmowy z Mikołajem nie przeprowadzone, atmosfery świątecznej jak na lekarstwo, spacery po deptaku nie urządzone, pomysłów nie ma.  Od dwóch tygodni siedzę w domu z chorymi dziećmi.
W sobotę miało się odbyć kolejne spotkanie rodziców z panią de i znów przygotowywałam się do walki.
Nie mogłam nie jechać, więc zarządziłam, że po tygodniu siedzenia w domu Isa jest już na pewno zdrowa i może jechać na sobotnie zajęcia. Poza tym nie miałam w domu niczego, co mógłby Mikołaj położyć pod poduszką. W piątek wieczorem leciałam do sklepu po cukierki, do koleżanki, która w walce jest tak samo zaangażowana jak ja, po wydruki dokumentów podważających kompetencje pani de, a na koniec zostałam oskarżona przez małżonka o zdradę. Bo to niemożliwe, żebym dwa dni pod rząd załatwiała sprawy szkolne wieczorami. Że jak wczoraj byłam na mikołajkowym spotkaniu organizacyjnym i wróciłam w oparach grzanego wina, to powinno to wystarczyć na wszelkie przyszłe starcia z panią de. Może i ma rację, ale on nie wiem, jaka siła drzemie w tej z pozoru cichej i zahukanej przez męża kobiecinie, która znalazła sposób na zarobienie mnóstwa piniędzy. Dlatego musimy stać w gotowości bojowej.

Szkołą szkoła, życie moich dzieci toczy się dalej. Po oddaniu Isy pod opiekę szkoły, zabrałam Leona na zakupy. Sprytny ten mój chłopak jest, ale jakoś mi sie udało przemycić prezenty. Bo to wiesz, Mikołajowi musimy pokazać co byś chciał dostać. Nie, my wcale tego nie chcemy.

Leon spać w nocy nie mógł. Z podekscytowania. Budził się kilka razy, aż znalazł prezent. I nie mógł już zasnąć. A z nim niestety ja.
Ale warto było.


 Dziś pieczemy pierniczki, dla dzieci ze szkoły Isabeli. Opowiadać będę znów o polskich świetach i zwyczajach, i częstować pierniczkami i keksem.  To jednak jest już trochę świątecznie.


A Isa i Leon tworzą zimowe dekoracje. Christmas Pudding z Pinwinem komuś? Narty też się znajdą.
Beze mnie to wszystko tworzą, bo  mnie dla nich nie ma. Okropna matka jestem, kurcze, okropna.


Kwiecień na niczym prawie

Nic się nie dzieje. To znaczy nie, dzieje się zawsze. Co u ciebie darling? No, nie wiem, jak ci opowiedzieć w jednym zdaniu wszystko co się ...