Tuesday 23 April 2024

Kwiecień na niczym prawie

Nic się nie dzieje. To znaczy nie, dzieje się zawsze. Co u ciebie darling? No, nie wiem, jak ci opowiedzieć w jednym zdaniu wszystko co się ostatnio wydarza. W mojej głowie. 

Od świąt minęły 3 pełne i prawie pół tygodni. Tyle samo męczy mnie kaszel. To chyba jeszcze tydzień i powinno przejść? Może miałam covida.

W związku z chorowaniem bardzo nie chciało mi się nic. 

Cisnę Isę, żeby ćwiczyła rozprawki. Tak super inteligentne i tak umiejętnie broniące swoich racji dziecko, a twierdzi, że nie umie. Porządnie nie spróbuje, a już nie umie. Cisnę Isę, żeby ćwiczyła do egzaminów. Czasem ma zryw.

Leon z sobotniego rana wygląda przez okno, a pogoda taka, że najlepiej nic nie robić. Kręci się w kółko i mruczy: Niedobry jest dziś dzień, niedobrze się czuję, niedobra energia.

Siedzimy w domu każdy weekend. Nie wiem co się dzieje, ale nie mam ani pół energii. Naprawdę się zastanawiam, czy to nie ten covid, bo do tej pory jeszcze nie wyszłam, a gardło cały czas mnie pobolewa. A kaszel odchodzi i wraca, odchodzi i wraca. Jak nic covidowy.

Potem Leon przy obiedzie zapytuje:

Mamo, a kiedy masz urodziny?

W czerwcu. 

No, wyglądasz, jak czerwiec. Ubierasz się, jak czerwiec.

A Isa wieczorem daje mi kolejny prezencik z serii niespodzianek.


Aż mi się nie chce wierzyć, że kwiecień tak mi przez palce przeleciał. 

Sunday 14 April 2024

Solenizantki zasady świętowania

Oto tort.

Isabela skończyła 15 lat. Zmian wskazujących na dorastanie nie widzę. A nie, przepraszam, wszystko wskazuje na to, że PROCES dorastania zachodzi. Cały czas. W mniej lub bardziej wzmożony sposób.

Mój nawiększy sukces matki na dziś? Kiedy spływa z niej wściekłość i światonienawiść wychodzę z pokoju i czekam, aż jej przejdzie. Tylko dzięki temu granat, który we mnie wybucha nie rozrywa ścian pokoju. Chociaż... nie, właściwie tych granatów coraz mniej. Dobrze jest się uczyć.

Co Isa słyszy od innych? Mądra, inteligentna, piękna. Cała prawda. 

Jak spędziłyśmy dzień urodzin? W domu. Z soboty na niedzielę spała u nas Paulina. Mówią, że zasnęły około 4 rano. Nic nie stoi na przeszkodzie, żeby im nie wierzyć. Nie dziwię się, że im sie nie chciało niczego fajnego robić.

Około 10 rano wyrwałam im mój pokój, ileż godzin można czekać, aż na kanapie z kawą człowiekowi pozwolą usiąść. 


Po śniadaniu tort, który zakupiłam poprzedniego dnia. Po torcie prezentacja na biologię, ponieważ nie chciało jej się wcześniej. Wieczorem wspólnie film pt.: Pieprzyć Mickiewicza. 

Prezent miał być niespodzianką, ale solenizantka chciała się dowiedzieć, jaka to będzie niespodzianka. W związku z nią oznajmiła, że w takim razie powie mi, jaką chce płytę. Ponieważ nie powiedziała prezent nie został zakupiony. Inna sprawa, że od sprzed świąt, gdyż już na święta jadąc cherlałam, jestem chora. Kaszel chce mi wyrwać oskrzela i tchawicę. Płuca czy chce nie wiem. Krtań mam zajechaną tak, jakbym całą noc śpiewała Agnieszka już dawno tutaj nie mieszka, na przemian z Czerwone korale przeplatane Hej sokołami! z Mój jest ten kawałek podłogi wrzuconym, żeby nie było, że rockowo nie śpiewamy. Nie funkcjonuję więc jakbym chciała i rodzicielskich obowiązków polegających na kupnie prezentu nie spełniam jak trzeba. Koszulka z napisem Shark is my spirit animal też nie trafiłam. Będzie na piżamkę, śliczną piżamkę, żebym nie myślała. 

A kiedy w urodziny nic się nie chce, to można nic się nie chcieć. To w końcu jej święto, na jej zasadach, dla niej. 

Monday 1 April 2024

Jajka, jaskinia, pomyłka


Święta znów obserwowałam uszami. 

Jedziemy z dziewczynami samochodem i rozmawiamy o socjalizowaniu się. O tym, jak ich mama lubi sobie połazić do ludzi, o tym, jak moja mama woli posiedzieć u siebie i tak nie potrzebuje. Na co Alicja Ja mam w sobie taką wewnętrzną Urszulę. Tak, coś w tym jest. Wewnętrzna Urszula, wewnętrzne dziecko. Posiadanie wewnętrznej Urszuli to chcenie bycia samej. Czasem przychodzi.

Kiedyś to były czasy. Indyki miały cztery nogi. Przypomniała sobie historię wzmożonej mięsożerności z czasów dziecięctwa, kiedy szukała w brytfance dodatkowych nóg od ptaka, moja siostra aptekara.

TO jest przecież likier. Tego tak się nie pije. Tego się tyle nie nalewa. Co tyyyy. Alkoholicy tyle nalewają. Tylko kto to powiedział?

Darek jak zwykle wywiózł nas na wycieczkę. Do jaskini.


Isa obrażona na rodzinę, siedzi na górze, nie schodzi. Leon biega po dworze od rana do popołudnia, kiedy trzeba już wracać do domu. Złości się, że wracamy, a mieliśmy zostać do poniedziałku. Po to, żeby potem: tak się zezłościłem, bo myślałem, że to niedziela, wiesz mamo? I boże, jak ja się cieszę, że on tak umie mówić, nazywać i rozmawiać. Tak dobrze.

Wednesday 27 March 2024

Komunikat jasny przekaz

Najbardziej u Isy lubię kiedy mi wytyka podstawowe błędy rodzicielskie. Albo i może ludzkie.

Kiedy na ten przykład włożyła ładowarkę do gniazdka, które wystaje, a czego jak czego, ale prądu to ja się boję, więc nie używam tego gniazdka. Niedługo potem nie pamiętałam już, że się tam kabel pałęta, pociągnęłam zasłonkę razem z kablem. Prawiem wyrwała z gniazdkiem. Gdzie została skierowana moja złość? Na mnie i moje zapominalstwo??? O nie, moi drodzy, o nie! Na Isę, że wie, że to złe gniazdko a i tak, i na niebezpieczeństwo, itd itp.

Co słyszę od dziecka? Jak jesteś na coś zła, to sobie bądź, ale na mnie nie zrzucaj winy za to, że nie pamiętałaś, że tam jest ładowarka. 

Hm, ma racje to moje dziecko. Tak, teraz tylko trzeba przyjąć.

A potem ścieram się z wolontariuszką, która w niewygodnej rozmowie pisze mi enough. Zaniemówiłam i trzy razy zmieniałam wiadomość. Bo wiadomo, rozmawiamy w naszych czasach smsami. Nie, że ona, sama tę rozmowę zaczęłam smsem. Może powinnam była zadzwonić, ale się już do tych smsów przyzwyczaiłam. I pytam siebie i świata gdzie jest granica dbania o siebie, gdzie szacunek dla drugiego człowieka, a gdzie zwyczajna kultura osobista

I ile uczyć dziecko dbania o swoje granice i prawa do bycia złym, a gdzie to dziecko powinno pomyśleć, że to babcia i dziadek, może wezmę poprawkę. Ale! Może znów myślę kategoriami mojego nastoletniego życia i wychodzi, że nawet jak jestem zła, to nie mogę pokazać, że jestem. Bo słyszę od Isy: mamo, ja nie potrzebuję, żebyś mi coś tłumczyła i dawała poradę. Ja wiem, że tak musi być, ale jestem zła, jestem zła, że muszę z tobą spać, bo dziadek u nas jest. Ja chcę sobie po prostu być zła. I robię analizy. Teraz tak, dobrze by było móc otwarcie powiedzieć, że jest się na coś złym, pewnie by się przetworzyło i by zeszło. Ale jak się wie, że ten komunikat pewnie nie będzie przyjęty, to się nie mówi. Co dalej z tą złością? Dobrze byłoby żyć w świecie idealnym, gdzie tak jest otwarcie, że się mówi, że druga strona nawet jak się na początku wkurzy, to za chwilę przemyśli.

No, ale enough, od drugiej już zresztą wolontariuszki, która mi w ten sposób komunikuje, że nie ma ochoty ze mną rozmawiać, to chyba nie dbanie o swoje granice, ale brak ogłady towarzyskiej.

Ha! I tu mi się na usta: kiedyś to było, co się dziecku powiedziało, to święte było i bez gadania. W główkach im się wszystkim teraz od dbania o emocje poprzewracało! 

Ale zaraz wracam do mojej codzienności.

Szukam telefonu przed pójściem spać, żeby wyciszyć. Nie ma, pytam Leona.  No wie przecież, bo schował. Jutro ci powiem rano na co byłem na ciebie zły i chciałem ci schować telefon. Jasny komunikat? Jasny. 

Sunday 24 March 2024

Włoskie nauki

Ile różnych czynników składa się na odczucia i wrażenia. Mam bardzo mieszane uczucia dotyczące włoskiego wyjazdu. Kiedy ludzie mnie pytają jak było, a to był projekt w ramach Erasmusa, czyli jeden z tych do pracy z młodzieżą, mam takie, yyy, trudno powiedzieć. Potem znajduję sentensje, która głosi If you are one of the smartest people in the room you are in the worng room i wtedy okazuje się, że już wiem o co mi chodzi.

Wprawdzie czułam to już tam, ale jeszcze nie umiałam sprecyzować. Wiedziałam, że to nie są moje ludzie, że nie stapiam się z nimi w rozmowie, a patrząc na nich z boku widzę, jak dobrze się dobrali. Oczywiście, że nie byłam najmądrzejszą tam osobą, byli ludzie z takim jak moje i nawet dłuższym doświadczeniem, ale ci ludzie nie wnieśli bardzo dużo nowego, niczego co sprawiłoby, że powiem wow, no o tym nie pomyślałam.

Potem przychodzi mi podsumowanie w pracy i nagle zauważam, że wszystko co wydarzyło się przez te pięć dni ułożyło się warstawami w amforze i wypełniło uszeregowaną wiedzą. Wygląda na to, że jednak coś się tam zadziało. Ta amfora sama z siebie pewnie nie, odwiedziłam muzeum archeologiczne w Lamezia Terme Nicastro, bo spędziłam tam noc. 

No i tu dalej moje włoskie mieszane odczucia. Przed wylotem do Kalabrii szukałam informacji na temat tego co można tam zrobić, co zobaczyć, niestety tym razem Internet nie był łaskawy. 

Ale przecież każde miejsce jest jakie jest, ponieważ tworzą je ludzie i ich historia. A było zaniedbane, odrapane i w wiecznej budowie.Wcale nie czułam słonecznej, historycznej i wakacyjnej Italii. Więc skąd Kalabria, choć powinnam powiedzieć, ze tylko ta część gdzie byłam, jest tak zaniedbana? Internet od razu pokazał mi blog, w którym autorka opisuje i pokazuje fotografią to, co czuje. Tam o tym, że naród doświadczony, przekazywany z rąk do rąk, nauczył się, że liczyć można tylko na siebie. Z mieszkanką kultur ludzi, którzy przychodzili szukając lepszego życia. 

Potem Internet pokazuje mi inne blogi, pełne turstycznych perełek. Ale to już nie to, tam gdzie byłam turtycznie i zachęcająco nie było. 

Nicastro to najbrzydsze miejsce, w jakim byłam, stwierdziła hiszpańska uczestniczka szkolenia, i nie mją tam chodzników. W wielu rzeczywiście nie mają, choć akurat w tym mieście nie musiałam chodzić po poboczu drogi wewnątrz namalowanej ciągłej linii, z jednej strony mając sznurek samochodów, z drugiej dom obok domu. Chyba wszyscy tam jeżdżą. 

Do Lamezia Terme Nicatro przyjechałam wieczorem. Żeby przylecieć do Lamezia w sobotę musiałabym lecieć ponad 10 godzin, dlatego pojawiłam się wcześniej. Lamezia Terme to gmina, w której skład wchodzą Nicastro, Sambiase i Sant'Eufemia Lamezia, no i żeby mieć co robić wybrałam Nicastro, wydawało się największe. Wieczór był zaskakujący i niepokojący przez grupy młodzieży obstawiające bary i kluby. Było brudno, brzydko i niefajnie. Następnego dnia było już pusto, ale też ciepło i słonecznie. I trochę mniej brzydko, a trochę nadal jakbym w Peru była ze słońcem i żółtymi domami. Może musiałam się Nicastro nauczyć? Muzeum archelogiczne, ruiny zamku, do którego nie dało się wejść, ciasne przejścia między domami i białe budynki.

Wszystkiego razem 3 miasta. Nicastro, Belvedere Mariritmo i Paula odwiedziałam w Kantabrii. W pierszym spałam jedną noc, obok drugiego na farmie miałam szkolenie, o trzecie zahaczyłam, żeby 7 godzin na samolot nie czekać. Pierwszego się nauczyłam, drugie było urocze i przyjemnie się chodziło, do trzeciego wspinałam się drogą bez chodników, bo miałam telefon na granicy baterii i nie chciałam kombinować i wcale mi tam dobrze nie było. Tam gdzie są turyści i urlopowicze jest pięknie i ślicznie, gdzie ich nie ma, jest zwyczajnie albo nieładnie. Koniec.

Lamezia Terme Nicastro






Belvedere Maritimo




Ruiny zamku w Belvedere Maritimo


Po jednej stronie morze, po drugiej góry. Nasza farma była 10 godzin od La Caccia, za każdym prawie razem, kiedy wchodziłam do miasta, okryte chmurami.







Paola



Thursday 7 March 2024

Na ostatniej prostej. No i tak

 Matko Boskooo całkiem zapomniałam, zapomniałam zupełnie, że z moimi wolontariuszami spotkałam się na żywo poraz ostatni. Również poraz ostatni w ogóle z wolontariuszami współpracujacymi z tym Stowarzyszeniem, ponieważ już projektów nie będzie. W związku z tym znów szukam pracy. Chciałabym nie musieć szukać pracy tak często. Może ktoś przygarnie takiego madrego człowieka jak ja! 

Spotkanie było jak spotkanie i tyle chyba chciałabym rzec, choć pamiętam, że miałam przemyślenia, które być może są w moim zielonym zeszycie, ale nie chce mi się szukać teraz przemyśleń tychże.

Poszliśmy do galerii sztuki, gdzie wystawiają nauczyciele ze szkoły, w której pracuje moja wolontariuszka. Pokazywali akurat prace licealistów. Moje przemyślenie jest takie, że musi być trudno być nastolatkiem. 

A jak było? No trochę spoko, trochę mniej spoko. Chyba nie wszystkie te ludzie moje i dla mnie. Matko boskooo, jak będę pracować nie z domu, to jak jak się dogadam z ludźmi, z którymi nie chce mi się dogadywać, gdyż wiem już, że się nie będzie dało? Przestałam się wysilać i przejmować, denerwować i namawiać. Nie zbudowałam takiej relacji, jak bym chciała. Czy dlatego, że cały czas coś miałam w pracy i kontakty z nimi były ograniczone. Czy ograniczone, bo tak chciałam czy bo inazcej się nie dało? Czasu nie cofnę, ale myślę, że trochę tego i trochę tego. No i dobrze. I czas zacząć coś nowego lub gdzie indziej. Bez gdybań i rozważań. 

Jeszcze tylko w drodze powrotnej szybkie warsztaty online i można szykować się na kolejne marcowe "to do". Końcowe marca przywitam na kompletnym wykończeniu, daj boże nie wypaleniu zawodowym.


Sunday 3 March 2024

W zachwycie błotem


Mokro, ciemno, ale nawet nie bardzo zimno. 

Szkoda, że słońca nie było, ale i tak cieszę się, że pojechałyśmy. Trochę za mało wyzwań jak dla mnie, może oprócz ostatniej prostej, kiedy prawie zjeżdżałyśmy po błocie. Mówiłam, że wybrałam miejsce na trasie pociągu, więc padło na Suchą Beskidzką. Ostanie miejsce do spania chyba znalazłam, dlaczego, nie wiem, bo nie wyglądało, jakby multum ludzi. Co na pewno było super jednakowoż, gdyż spotkałyśmy trzy osoby tylko, i to na przecięciu szlaków. Nikomu się nie chciało po Beskidze Małym w taką pogodę lub w taki dzień włóczyć. 


Dla Isy najlepsze było błoto. Można się było wygłupiać i cieszyć. Dużo rozmawiałyśmy, dużo milczałyśmy, Isa mało słuchała muzyki, a robi to prawie zawsze-prawie cały czas. To też było dobre. Z Makowa Podhalańskiego przeszłyśmy sobie górą do tej Suchej i tak myślałysmy, że mało widoków, ale może lepiej, że nie ekstremalnie, bo nam się kondycja wyczerpała i lepiej niżej.


Na obiad w chińskiej jadłodajni czekałyśmy dłużej, niż inni, a obserwować umiemy przecież i widzimy kto przyszedł po nas, a kto przed nami już był. Całe szczęście, że drugiego dnia pani z Brodaway Lounge była super ekstremalnie miła i oczekiwanie na pociag upłynęło bardzo, bardzo miło. Przed obiadem dostałyśmy "chrupanko" na oczekiwanie - miseczka popcornu. Czy nie tak powinna wyglądać obsługa klienta, jeśli nam na nim zależy? 

Buty chyba trzeba kupić nowe, bo niemożliwe, ale chyba się Isie zrobiły za małe, a może niezwyczajna, dość, że drugiego dnia już ze mną iść na samą,a przecież niewysoką górę Jasień, do kaplicy Konfederatów Barskich iść nie chciała. Co nawet nie było złe, bo w ciszy mogłam pobyć ze sobą i zobaczyć rzeczy, na które będąc z kimś, nie zwróciłabym uwagi. Wiosna, choć las jeszcze jakby jesienny. 


Sunday 25 February 2024

Przyjechali


Okej, to tak chyba działa ta więź i jej budowanie. Spędza się czas z rodziną. Czy nawet jak się nie chce też działa? Tzn, czy na siłę można takich nastolatków zaciągnąć i oczekiwać, że będą się angażować?
Różne myśli przebiegają mi ostatnimi czasy przez głowę. Od jak ci pomóc dziecko?, poprzez jakieś niewiadomocosie, aż po botak!!!, a i tak za każdym razem wygrywa co-jeszcze-mogę/możemy-zrobić, żeby odnaleźć drogę do zgubionej siebie.
Cały czas nadal zawieszam się na szacunku, który okazywany ma się przecież odwdzięczyć zrozumieniem dziecka.
Na nic komentarze innych, że nie potrafię autorytetem. No właśnie, a cóż to, ten autorytet. Ile ludzi, tyle niestety definicji. WSJP nie pomoże nawet w unifikacji. Bo ten autorytet to właśnie ten od botak!!!, a nie ten na szacunku zbudowany.
Słucham innych, trochę idę w ich stronę, potem patrzę na dziecko, na siebie, na to co mi się w środku podpowiada i wracam do dziecka, by być dobrym policjantem.
Chciałabym umieć w złego policjanta, na pewno wystarczyłoby botak!!! i moje życie byłoby łatwiejsze o ile.
Tymczasem moje analizy wychodzą od odwiedzin rodziny. Dawno ich nie było, a że słońce wyszło, to zachciało im się znów podróży. Co robicie jutro? Nie właściwie. To byśmy do was przyjechali. Zapraszam.
Kiedy młodsze wpadły do domu, starsze jeszcze spały. Nawet bardzo wścieknięte nie były, kiedy młodsze wlazły do nich na łóżka i nie pozwoliły już spać. Nawet wcale wścieknięte nie były kiedy na spacer się wybraliśmy. No i dlatego zaczęłam się zastanawiać, co tu trzeba i co działa. 
Nawet przecież Leon nie mówił jak zawsze przez zęby cedząć wstyd mi przynosisz, a tylko miny stroił, kiedy żeby nie zauważyły dzieci, że do domu daleko (a autobusem starzy ludzie nie chcą jechać) i nogi bolą, zaczęłam się bawić po mieście w chowanego za drzewami tak wąskimi, że wszystko mnie było widać. Krzywił sie tylko ten Leon, krzywo uśmiechając i głową z politowaniem kręcąc. To jest ponad Leona siły, to co ty robisz na tych ulicach, życzliwie doniosła mi moja krakowska siostra.


Friday 23 February 2024

Dociera do mnie. Stopniowo.

Czego to ja nie zaplanowałam na ten drugi tydzień ferii. Kina, muzea, spacery, starości, nowości, żeby poczuć, że choć nigdzie nie jedziemy, to jednak mamy wolne od szkoły.
No, i żem się rozchorowała i nigdzie nie zabrałam dzieci. Myślę, że dopadło mnie przepracowanie i poczucie, że to co robię, to po co? oraz, że tak strasznie tęsknię za sendem tej pracy. 

Przesiedziliśmy w domu. Leon zły bardzo, bo zaraz na początku zepsuł się komputer, a on przecież cały tydzień nie grał z chłopakami i że zepsułam mu całe ferie. Isa wybywa z domu i znów jej nie ma. Znów siadam i szukam powodu. Przychodzi mi do głowy jeden, bo schemat się powtórzył, ale kiedy pytam, mówi, że absolutnie nie. Wszystko jest w tej sferze w porządku i o co mi chodzi. 
Przyjmuję, ale nie wierzę. 

Isa od ponad pół roku prosi mnie o wspólny wyjazd bez żadnego dodatkowego człowieka. Siadam z laptopem i dociera do mnie, że nigdy nie będzie dobrego czasu, zawsze będzie coś. Dlatego wybieram miejsce na trasie Kielce - Zakopane, szukam wolnej miejscówki na pierwszy weekend marca i rezerwuję wstępnie. 

Leon. Chcę jechać z Isą na weekend w góry. Bez ciebie. Tylko ja i Isa.
Ja nie chcę.
Sam ze mną nie chcesz? 
Tak. Z Isą chcę. 
To pojedziemy później razem. Ale zostaniesz sam w Kielcach z jakąś ciocią.
A będę mógł grać? (a wszystko to jednym uchem na mnie, drugim na fortnite).
Tak.
To spoko.

Niewiele mu potrzeba, żeby czuć się ukontentowanym. Jednocześnie bacznie mnie obserwuje: mamo, jestem teraz tobą. Idę, nie uśmiecham się, martwię się i nie mówię śmiechulcowo. A ja znów czuję niepokój, brak sensu i szarpaninę, i wiem na pewno, że to niepokój o Isę i wszystkie okoliczności wokół jej działań. 

No, a Leon ma nowego skina. Mamo, to jesteś ty. Gram teraz tobą, bo jesteś dobra.


Dociera do mnie również, że wakacje i ferie bez dzieci to już zamierzchła przeszłość. Przez jakiś czas aż do ich samodzielnych wyjazdów, i nie mam tu na myśli kolonii i obozów, jestem skazana na ich obecność. Jak teraz przyjdzie mi odpoczywać???? 

Friday 16 February 2024

Wakacje dla single mader

Włóczę się po lekarzach. Z dziećmi, z rodzicami. 

Poszłyśmy z Isą na spotkanie z psycholożką, ponieważ Isę wysyłam znów na indywidualne. Opowiadam o naszej codzienności. Czy dzieci mają obowiązki (moja odwieczna bolączka, bo ja z tych, co pójdą i zrobią niepytane i nieproszone, więc nie umiem w domu dzieciom delegować zadań; nie dlatego, że dbam o ich komfort, ani dlatego, że ja najlepiej, ale dlatego, że nooo, jak trzeba, to pójdę i zrobię)? No, jakieś mają, ale nie takie, jak ja miałam w ich wieku. Bo wie pani, dzielę się swoją codziennością, u nas nie ma sprzątania w soboty. Całe dziecięctwo było, szczerze tego nie znoszę, takiego marnowania pół dnia na porządki,a potem pół soboty zakupy i tak zleci. W odpowiedzi konsternacja pani psycholog. I święte oburzenie. To kiedy wy sprzątacie?!?!?

Jak trzeba, psze pani, jak trzeba. Jak widać, że trzeba posprzątać w środę, to sprzątamy w środę. A jak nam się nie chce, to nie sprzątamy. Czekamy, żeby nam się zachciało. Zazwyczaj nam (najbardziej mi) się zachciewa. bo lubię ład, a nie lubię chaosu.

Naucznie indywidualne zapisane.

Poszłam z Isą do nowego lekarza, pani doktor do mnie z pretensjami, że źle zapisałam termin, bo ona nas nie ma. 

A na pewno dobrze zapisałam, ponieważ na pewno nie czekałabym do czwartku z wysłaniem dzieci do dziadków na ferie. Na pewno chciałam, żeby szybciutko pojechali do babci, żebym mogła sobie pobyć w domu bez obowiązków.

Rozpacz była i nienawiść do mnie skierowana, gdyż Walentynki i gdyż gry na komputerze, w które (rzekomo) nie można grać u babci. Nie ugięłam się jednakże i przyjechałam do Kielc miło spędzić czas.

W tym czasie Leon nadal chory, więc nieszczęście i kropka na kropce na ciele młodego człowieka. 

W tym samym czasie u dzieci czas na telefonie liczony w taśmogodzinach, a ja nic z tym nie robię. Ani dla nich, ani dla siebie. Chyba się zapiszę na warsztaty asertywności dla rodziców.


Wednesday 7 February 2024

Wyjątkowością

Zmieniłam wykładzine w pokoju u dzieci. Brzydka jest. Tamta ładna była tak pięknie jasna, ale już się nie nadawała do prania nawet.

Mogłoby być tak pięknie. A jest pięknie, ale inaczej. 

Bo, przeglądam Netlfixa w poszukiwaniu czegoś do oglądania. Zaczęłam na nowo terapię i pani terapeutka mnie wykańcza. Może stosuje jakąś metodę prowokatywną i myśli, że jak mi będzie wytykać gdzie mam braki, to ja będę wiedziała co robić. Ostatnio mówi do mnie Opowiedziała mi pani tyle trudności, z tylu obszarów. Jak pani daje radę [żyć, przyp. red.]. Nooo, ja to nawet powiedziałabym, że jestem szczęśliwa z momentami trudności. No, ale jak to jest możliwe??? 

Ale dziś i wczoraj mam jakieś trudniejsze dni. Może mi się właśnie ulewają trudności. Wszystko naraz to trochę za dużo. Jedna rzecz, która jest wyzwaniem jest okej, więcej, już przeciąża organizm. 

I tak w tych niedzielnych i dzisiejszych trudnościach, które być może jeszcze z pogody wynikają (kto to widział, mieć wiosnę w lutym , a zaraz potem śnieg w tym samym lutym, żeby zaczął padać), patrzę czym oczy zająć, żeby umysł oszukać i żeby nie czuł (zamiast spać iść i regularnie o tej samej porze w łóżku już być, bo to najszybciej działające lekarstwo na gorszy czas, który z przeciążenia wynika) i widzę Kajtek Czarodziej. O, ten bym obejrzała, ale z dziećmi. Tyle że oni nie chcą. Bo wyrośli, a ja nadal nie mam szansy robienia z nimi rzeczy, które są dla ich wieku akuratne. Bo mają się tak źle, że nie mają ochoty na wyjście do głupiego kina nawet. I taką refleksję mam, że gdyby im tylko było lepiej, ile moglibyśmy razem. Pewnie bym wtedy już wyszła z czasów dziecięcych  w czas nastoletni. W zmaganiach z nastrojami dawno już jestem w nastoletnim, ale tak bym chciała jeszcze w przygodzie z nimi być.

O której idziemy spać. Pytam dzieci, jakbyśmy byli flatmatemi. Zdecydowanie za małe to mieszkanie. Muszę bogato wyjść za mąż, bo nie widzę na razie szybkościowych zmian tak, żeby w pojedynkę zakupić większe :)

Na spotkaniu byłam z anglo-paczką, na Festiwalu Smaków. 

No i tak to było. A ten pan już mógłby przyjść. Jesteśmy gotowe do złożenia zamówienia. Oświadczam

Missed you. Rzekła Martynka. 

Patrzę, słyszę i myślę. 
Że to ja. Że mam swoje cechy. Że jestem wyjątkowa. Że jest we mnie tyle tego, czego nie ma w innych. Taka jestem wyjątkowa. Trudno więc, żeby potomstwo mieć zwyczajne. 

Okej, to jak już ponazywałam, to będę się nami cieszyć.

Monday 29 January 2024

Zfusowana wróżba o lataniu dosłownie i z emocji

Poprzedni weekend to wyprawa do Katowic na 50-te urodziny mojego brata wujecznego. Od strony ojca jubilata rodzinę reprezentowałam tylko ja z moimi pociechami. Reszta nie mogła, pracowała lub miała za daleko, żeby dojechać. Spotkania rodzinne są bardzo dobre. Szkoda tylko, że mojej części rodziny nie było. Czułam się momentami bardzo samotnie. 

Tydzień przeleciał na niechodzeniu do szkoły. Powinnam się już chyba przyzwyczaić.

Potem pojechałam sobie do Gliwic, na comiesieczne spotkanie wolontariusze. To już jedno z ostatnich naszych spotkań i najlepsze jak dotąd. Jakoś tak bardziej byliśmy paczką, Usłyszam jednak, że "z tamtymi" to było inaczej, że nawet na zdjeciach jestem bardziej uśmiechnięta, że to śniadanie w Kielcach co mieliśmy razem to jak rodzina, tacy byliśmy dla siebie ważni. I to jest najprawdziwsza prawda. 

Tym razem trochę więcej pogadałam, dotarłam do prawdziwszych historii. Dostałam prawdziwą turecką kawę i darmową wróżbę z fusów, zaraz po tym, jak trzy razy nad głową przekręciłam filiżanką ze spodkiem. 

Z wróżby wynika, że szykuje mi się proszenie o rękę, schody prowadzące w karierze w górę oraz coś związanego z tureckimi liniami lotniczymi. Czy wspominałam, że Turcy to moja ulubiona nacja?

Dzieci mało się zapisały w mojej pamięci w ostatnim tygodniu. Mój mózg zablokował i odpycha wszelkie rozdrażnienie i rozczarowanie, które się w związku z niechodzeniem do szkoły i somatyzacją wiążą. 

Wednesday 17 January 2024

Szydełkowanie



Mamo, czy będę mógł jutro zagrać?

Leon masz do nauczenia się na sprawdzian z historii i masę rzeczy do odrobienia.

Mamo! Nie można się tak martwić. Ty się tylko martwisz. Od martwienia się ma się zmarszczki. I się brzydko wygląda.

A Leon nie chodzi do szkoly ze stresu. Najpierw przez tydzień chorował. Potem mu trochę przeszło, ale wróciło ze zdwojoną siłą w sobotę. Poszłam więc do lekarza, sprawdzić co z tym kaszlem. A jeśli ja już poszłam, znów dodam: wychowana na brytyjskim systemie, w którym antybiotyk podaje się w szkole dziecku, bo trzy dni w domu w chorobie wystarczy, to znaczy, że miałam chore dziecko. To również znaczy, że się obawiałam, że mi dziecko do domu odeślą i opieprzą, że pół szkoły zarażam. Lekarka powiedziała, że dziecko chore. Trzymać w domu jeszcze trzy dni. Potrzymałam tydzień i znów poszłam do lekarza. Kaszel nie mija. Złe samopoczucie nie mija. W międzyczasie trzeba się będzie przygotować do sprawdzianów, odpowiedzi z lektury i na wypracwanie o bohaterze Hobbita. No i się zaczęło. Niespanie do 1 nad ranem i cały zestaw somatyzacji emocji. Mesiąc z głowy. Przy okazji dodam, że u Isy wcale się nagle motywacja nie poprawiła i nie podniosła. Siedzi większą część czasu w domu, myśli zagłusza podcastami i skupianiem się na szydełkowych zabawkach, na przykład grzybach. Bo tak jest przecież łatwiej. Nie trzeba dodykać tego co boli.

W tym wszystkim ja mam w sobie znajdować zasoby wspierania. Zagłuszanie nie wchodzi w grę. Czekam, aż będzie łatwiej. 


Sunday 14 January 2024

Wpływ kultury na ...

Zobaczyłam ładny plakat. Potem zobaczyłam, że o Islandii, a że byłam, to mam sentyment. Jak to się dzieje, że tam gdzie byłam tam mam sentyment. Przeczytałam o czym. Miało być tak: "Kilka opowieści z Islandii" to nie tylko opowieść o Polakach i Islandczykach. To opowieść o performowaniu i odgrywaniu tożsamości narodowych. Co to znaczy być Polakiem? Co to znaczy być Islandczykiem? I w ogóle: co to znaczy być osobą danej narodowości? Gdzie kończy się, a gdzie zaczyna symbolika lub fantazmat?

Tym bardziej chciałam. O tożsamości narodowej, o emigracji, imigracji, kim jestem tam, kim byłam tam, kim jestem tu, czy inni też tak czują. Nie dostałam odpowiedzi i trochę jest jak w tej recenzji Milena miała takie same refleksje, nawet bardziej niż ja. Bo to z nia byłam na kulturalnym wieczorze. Niezelażnie od wrażeń, to było dobre wyjście w niedzielne popołudnie. 

W domu  oglądamy Good Doctora. Mamo, czy możesz ze mną oglądać mój serial, żebyśmy go razem oglądali. Mamo, ty jesteś jak Claire, taka dobra dla wszystkich. Mamo, chciałbym być lekarzem i robić operacje. 

I na koniec, mamo chciałbym leżeć w szpitalu. Bo tak bardzo chcę być lekarzem.

Codziennie coś nowego.



Monday 1 January 2024

A czy to nie znaczy przytulać się do uda matki?

Leon przychodzi do mnie od czasu do czasu pożalić się, że mamo ty dawno nie mówiłas śmiechulcowy.

No, nie mówiłam. Nie jest mi śmiechulcowo. Ciężkie czasy za nami, a nie wiadomo, co nowe dni przyniosą. 

Tymczasem w okresie między świętami a Sylwestrem cisnę dziecko, które m poprawiać deklamację Inwokacji, której się uczyła, ale nie nauczyła. Na wszystko co do mnie mówiła odpowiadałam Litwo, ojczyzno moja...

Aż przyszła taka rozmowa:

Mamo, co sądzisz o gównie?

Nic nie sądzę 

A wiesz co jest szokujące??? Że, nie Litwo Ojczyzno moja...

Chyba całkiem zapomniałam o tej Litwie, bo jakżem była uradowana, kiedy wpadłam na świetny pomysł włączania bedtime na telefonach o 12 w południe, czyli zaraz przed tym, jak się budzili, a wyłączała jak już przeczytali lektury i nauczyli się strof wiersza. Czasem telefony trafiały do rąk dopiero o 19. Czy to już rodzicielska przemoc??? Pokazuje mi się ostatnio Nowa dyscyplina, Kim John Payne i z opisu nie jestem przekonana, ale może to mój bunt na inne metody, które niedajboże okażą się skuteczne. 

Leon znów jest blisko. Mamo, który skin sobie kupić. Ten jest jak ty całkiem.  




A ten jest jak jesteś zła.



I rozmawiamy o grach, możliwościach i najlepszych rozwiązaniach.

A potem Isa zawiesza mi się na udzie i pyta, czy nie na tym polega miłość do matki.

A potem pijemy szampana i już trzeba wracać do codzienności. Ta nawet łaskawie na mnie patrzy, świeżo jakoś, odważnie i czysto. Styczeń zaświecił jasno i rześko. Zamulowy grudzień w końcu się skończył. A może? A może jednak nie będę, że zamulony? Może on nie chce tak zamulać obowiązkami.Tak, też chciałby być lubiany. Tak się przymila światełkami o 16.00 w nocy (przyuważyłam w necie i niezwykle mi się spodobało). Może jednak go polubię, za to, że jest, przestanę się spinać i pędzić. Jak zwolnię, to mu się będę mogła lepiej przyjrzeć. 


Kwiecień na niczym prawie

Nic się nie dzieje. To znaczy nie, dzieje się zawsze. Co u ciebie darling? No, nie wiem, jak ci opowiedzieć w jednym zdaniu wszystko co się ...