Wednesday 29 December 2010

Kobietka

Moja dziewczynka rośnie.
Przyszłyśmy dziś rankiem do Kani, nie żeby ją obudzić, boć przecie takie nie jteśmy, tylko, żeby miło spędzić porankowy czas. Po odtańczeniu całej serii wdzierających się w mózg piosenek z pożyczonego laptopa dziecięcego Iss stwierdziła, że pora wstać i założyła Kasiowy biustonosz. Penwnie paradowałaby w nim do tej pory gdyby nie zmarzła. Jak modelka na wybiegu, proste plecy, prezentuj cycy. Tutaj, tutaj. Bo to akurat nowe słowo, kt używa się od wczoraj namiętnie, dostosowując sytuację do potrzeb używacza słowa.

Poszłyśmy do kościoła w pierwszy dzień Świąt. Stoimy w kolejce do Komunii, nagle moje dziecko -mniammniam, tak, mniammniam. Mama mniammniam.
W kościele jt szopka, przygotowana pod ruchomą szopkę. Jak to zazwyczaj bywa jt tam też aniołek, co to mruga światełkami i wygrywa melodyje. Aniołek to zawsze była rozrywka i urozmaicenie mroźnych mszy w wiślickim kościele. Dla Fasoli też. Wrzucała ile wlezie (dobrze, że działa na 10groszy już), tańczyła i była zachwycona.



Kaka i baba robią inwentaryzacje, w zw z czym spędzają całe dnie w żeleźnioku ( dla niewtajemniczonych sklep z art przemysłowymi, zwany popularnie żeleźniakiem a w gwarze wiślickiej jak wyżej) to i mam moje dziecko dla siebie. Poszłyśmy poprasować pościel, Iska znalazła sobie wiadereczko, poszła po kozaczki i oznajmiła, że idzie paku. Domyśliłam się, że na zakupy tym razem.
-Do sklepu idziesz?
-Tak.
-I co kupisz?
-Muuu.
-Mleko? I co jeszcze?
-Mniammniam.
-Chlebek?

I tak się zastanawiam, czy nie powinnam była zapytać czy nie będzie kupować mięska na rosołek wołowy... Zwlaszcza, że ciocia Niacia czyta jej książeczki o obiedzie z kurczaka, o tym, że to czy tamto można znaleźć u Zychowicza (sklep z wędlinami i mięsem na wiślickim rynku) itd itp.

Poza tym
  • Iss kocha mówić updan, bo również uwielbia być noszona na rękach i jak ja nie chcę jej nosić to zawsze jt Kaka, kt jej pomoże i uratuje w razie gdyby co:)
  • zakłada klipsy świecące, przychodzi do mnie kręcąc głową i mrucząc wooooow
  • rozkręca, zakręca i gada kęcikęci.
  • i łapie polskie słowa szybciutko

Friday 17 December 2010

Słownik Izowy

Przyzwyczaiłyśmy się z Fasolą do zimy, mrozu i śniegu. Czuję się jakbym się nie zdążyła odzwyczaić na obczyźnie od zimy. A dziś rano było -17stopni.

Wstałyśmy rankiem o 6.40, dziadka zabrał Iss do Kani, niestety mnie się już nie zasnęło. Zjadłyśmy śniadanie, wypiłyśmy kawę, wsadziłyśmy Iss na sanki i pociągnęłyśmy na zakupy. Nie narzekała. Możemy wracać do Polski:) jteśmy już gotowe. Gorzej z tatusiem, mówi, że musi na wakacje do słońca, a w Suttonowie śniegi i zawieje podobno.

No. A Fasola nauczyła się prosić, mówi daj, a potem kiwając energicznie brodą powtarza dzieuje.
Chce, żeby wlączyć jej bajkę a kiedy mówię, że bajka będzie przed snem, niezależnie od pory dnia oświadcza mi, że ona jt gotowa pać.

A jak idzie spać to czyta książkę, mówi konieńć, idzie myjumyju i zasypia zakopana w moich ramionach.

Thursday 16 December 2010

Zabawki

Skąd to moje dziecko jt takie mądre to nie wiem. Dostała od Mikołaja żelazko i deskę do prasowania. Dopóki Babcia nie odkryła, że można zamontować baterie, żelazko było mało interesujące, ale dziś...!!! ...żelazko zagrało i śpiewa jakąś śliczną piosnkę (Takoż i konik na biegunach, kt Kaka właśnie się zachwyca, ale o nim za chwilę) i zyskało aprobatę Iss. Chowała je do szafki z garnkami, naciskała przycisk, tańczyła szaleńczo, wyłączała, zamykała szafkę, wracała do swoich wcześniejszych zajęć, wracała z powrotem, otwierała szafkę, tańczyła do muzyki i tak dalej. I skąd wiedziała, że żelazko jt goli?
Konik na biegunach? Prezent dla Fasoli świąteczny, który dostała już teraz, bo co za dużo (naraz) to niezdrowo. Czeka ją jeszcze niespodzianka w postaci kołyski dla lali i kuchnia z całym zestawem, to skąd miałaby wiedzieć czym się bawić najpierw? Konik rży, rusza ogonkiem, śpiewa rozkoszne kowbojskie przeboje i niestety obawiamy się, że Iss będzie się go bała. To i nie będziemy wprowadzać urozmaiceń, konik nie będzie śpiewał dla Iss. No i przynajmniej będziemy mieć coś do robienia w domu, bo..
Iska nie lubi śniegu nadal, no może nie lubiła do dziś. Nie znosi kombizonu do tego stopnia, że płacze, gdy go zakładamy. Wychodzimy z domu, stajemy w progu, podnosimy ręce do góry i chcemy, żeby nas nieść. Chodzenie po śniegu do najłatwiejszych nie należy. Mamy sanki, więc jt troszkę lepiej i dziś polowałyśmy na koti, na babciowym podwórku. A i słońce świeciło to i mi było przyjemniej wyciągnąć to moje znudzone siedzeniem w domu dziecko. Choć mróóóóóóóóóóóóz, że hej.

I mama mamy Fasoli kupiła włóczkę na sweterki dla mamy Fasoli. Żebym się nie nudziła:)

Monday 13 December 2010

Śniegi Polska i siedzenie w domu

Fasola śniegu nie lubi, niestety, bo to oznacza siedzenie w domu więcej niż ona wytrzymuje i ogólne rozdrażnienie. Nie wiem już co możemy robić, żeby nie było nudno. W tym momencie ciocia Kaka zajęła to nasze wymagające dziecko i pozwala jej przekładać fasole Jaś przez dziurkę lejkową i gotować tenże w durszlaku. Wprawdzie durszlak pomyślany był jako sprytny przyrząd do ćwiczenia koordynacji- przekładania makaronu nitki, ale ja ingerować w jej działania nie będę, póki zadowolona z tego co robi.
Cały nasz rytm dnia uległ zmianie, z powody pogody i braku zamiłowania do śniegu i z powodu obecności całej masy ludzi. Tłoczno, więc inaczej. Iska płacze kiedy wciskamy ja w kombizon, nie lubi ograniczania ruchu, rękawiczki są ble, kozaki różowe są ble, chodzenie po śniegu jt ble, bycie noszoną na rękach jt fajne. Na dwór wychodzi chętnie tylko gdy idziemy karmić koti i pieska. Poza tym siedzimy w domu i już nie opowiadamy paku paku, od samego rana. Nauczyła się za to nowego słowa- pańku,bańku, bo w telewizji nie ma już maka paka codziennie, tylko różne bajki.

Iss nie śpi w dzień w ogóle, w związku z czym wieczorem nie ma siły na nic oprócz pać, co nie jt takie złe, bo o 19 jt już w łóżku i do nikogo nie ma pretensji.

Co my tu jeszcze robimy? A odwiedza nas Ciocia Nadzia, przyniosła nam takie fajne topi (skarpetki) z kotkiem, co to dzwonią dzyn dzyn dzyn, zwłaszcza, kiedy Iss uruchamia dzwonkowe koti kopniakami:). Przychodzi Iza z naprzeciwka i zabawiają mi dziecko. Mamy ciastolinę i robimy koti, kt potem Iss zgniata. Gnieciemy też ciasto piernikowe, znaczy Iss gniecie z ciocia Kaką, bo ja w tym czasie przecież mam inne zadania do wykonania.

I nie wiem, co my tu jeszcze mamy. Tydzień zszedł mamie fasolowej na pracach papierkowych, paszport, dowód osobisty, buciki dla nas i takie tam. Ciocia Kaka wraca dziś do Kielc i miejmy nadzieję przyjedzie znów we czwartek i zostanie do poniedziałku. A wkrótce i Ciocia Iza przyjedzie i będą święta i choinka i Mikołaj i ciiiii.... konik na biegunach...

Monday 6 December 2010

za grosz rozumu

Wyadawaloby sie, ze mama Fasoli do najglupszych nie nalezy, ale niestety...
Fasola leci do dziadkow juz jutro, a i jej mama fasolowa tez. Mama stresa nie lubi miec, wiec postanowila zgarnac garstke, w postaci malej kupki, swoich ubran, ze trzy garstki Fasoli ubran i cala mase pudelek, ktore swiatecznie musi przetransportowac do Polski i zaczela upychac to do plecaka 100litrowego...

Wlasciwie zaczelam upychac jak dopakowalam 2 prezenty dla moich angielskich bratankow, doszylam zatrzaski do woreczkow na prezenty dla siostrzenic i opisalam imionami. Byla jakos po 23.00 kiedy skonczylam i byla z siebie dumna. Nawet nie pozno.

A potem siadlam sobie na sofce, obok mezusia tak na chwileczke i niestety zaczelam ogladac jakis bzdurny thriller ( chyba, a moze horror?). W lozku bylam o 1.30 nad ranem. Moja wlasna corka zaczela mnie budzic juz przed siodma, jak zwykle, to czemu sie dziwie i narzekam?:)

Wczoraj mialysmy busy dzien. Fasola albo odwiedzala przyjaciol, albo ich przyjmowala. Bylysmy u Athanasii, potem na dzikich zakupach z tlumem dzikich osobnikow polujacych na co popadnie, (przy okazji Fasola skorzystala, bo fasolowa mama kupila jej ukochanego Makka Pakka, zeby nie slyszala stekania), potem Ciocia G i Wuj J podarowali nam piekne prezenty (mama serdecznie dziekuje, bo jako matce zawsze jej szkoda na fanaberie) i Ciocia zjadla pyszna zupke butternatowa a Wuj nie, a pote trzeba bylo isc do Nan i sie pozegnac.

A spac Fasola poszla przed 22.00. Tak zadzialala czekolada ze sliwki w czekoladzie (od Hankankowa).

A dzis tylko pare rzeczy dopakowac z listy przypominalnej i polozyc sie spac , po pobudka pewnie juz przed 4 rano.

Friday 3 December 2010

Snieg

No dobra, no spadl snieg i nas nie bylo. Wlasciwie to on nie spadl od razu po poprzednim poscie, ale jakos tak takie same te nasze dni, kogo interesuje, zesmy byly w odwiedzinach albo na spacerze codziennie.
No, ja w moim wlasnym prywatnym kalendarzu mam wszystko spisane, ale to moje cwieczenie pamieci.
Co robimy z Iss:
1. odwiedzamy kolezanki, mamowe bardziej, ale miejmy nadzieje, ze niedlugo Iss i dzieci kolezanek przemysla sprawe i uznaja, ze lepiej sie razem bawic niz wyrywac sobie zabawki.
W srode 24.XI pojechalysmy do Zosi i Minki i Iss chyba czuje respekt, bo Zosi za bardzo nie bila. Potem zansela w wozku, a ze tesciowa mieszka po drodze do domu, to spala u niej w ogrodzie ponad godzine. Sniegu jeszcze nie bylo, ale bylam zachwycona, bo mam obsesje na punkcie Norge teraz i szaleje ze szczescia cokolwiek mi Norwegie przypomni (Viktor spal na dworze dzien w dzien, w sniegowy tez).
Ostatnio polowalam na Helly Hansen kobinezon, ktory sprytnie upolowalam. Znalazlam dzieki googlom, pan sprzedawala na ebay, ale nie sprzedal, napisalam czy sprzeda, boc jako mama Fasoli mam konto dla polowan na ubranka i takie tam zalozone i pan odpisal- a i owszem. Transakcja dokonana. Jesli sniezyca nie zawita do Sutton to bede miala to na poniedzialek.
W zwiazku z odwiedzaniem kolezanek-nasza ulubiona Athanasia i Emily. Tu: Iss lubi Emily, dlatego jej nie bije, dawno temu nawet ja mocno tulila. Upodobania sie zmieniaja. Ja za to uwielbiam tam chodzic, uwielbiam ich mieszkanie i wszystko co tam jt. Pachnie tam kawa z ekspresu, jak w Norge...

2.Odwiedzamy rodzine. 26.XI, we piatek, spozywalismy nawet lunch z Mum, Iris, Katie, no i Hoss , Fasola i Mama Fasoli. O, a wczesniej bylysmy na kawie u Athanasii. A we sobote zanioslam Iss do Nan, bo miala tam zostac na noc. Polozywam ja spac, wrocilam do sie, zrobilam sie na bostwo, poszlam do pubu, i tu nie rozumiem dlaczego tak robia, potem na tance. Po co wpierf do pubu, skoro na tacach od razu byloby tak fajnie. W Sutton maja tancbudy. Dotarlismy do dou po 1am a zanim sie polozylam i zasnelam bylo przed 2am. Wiem, bo o 2 zadzwonila Sarah, zebym przyszla, bo Iss nie chce spac, od dwoch godzin zreszta. Nikt do mnie nie zadzwonil o 12, a przeciez wrocilabym do domu i nie mialabym niedzieli wyjetej z zyciorysu. A tak mam, spalam troche popoludniu, Hoss mial Iss. Nie omieszkali mi powiedziec, ze pluca to Isabela ma, oj ma...
Dzis tez bylismy u Nana, bo zasypalo przecie anglie, wiec nikt do niej nie mogl przyjechac, zeby jej zakupy zrobic. Taki swiat, no, takie zycie.
Zasypalo w poniedzialek chyba, czyli dla chronologii, tydzien po moim ostatnim wpisie. Dzis piatek, ja byla tam wczoraj. Zaniesc mleko, choc i tak kazala mi sie nie klopotac, bo takie zaspy. W ogole wczoraj bylo fajnie.

3. Bo my z Iska jeszcze chodzimy do takiej playgrupy. Jak nas zasypalo i jak mi Iss cala droge do Morrisona, z Morrisonsa i do Athanasii plakala we wtorek, uznalam, ze bez mojego ukochanego wozka karety sie nie obejdzie. Nasza pompka do kol przestala dzialac, poszlam wiec w srode, po dniu nie ruszania sie z domu pozyczyc od sasiadow. Napompowane. W czwartek moglysmy prawie normalnie ruszyc sie z domu. I poszlysmy do dzieci. Zwykle konczy sie to o 11, w ten czwartke siedzialysmy do 12.15, bylo nas 4 mamy i troche wiecej dzieciow i bylo super.
A potem Iss nie chciala spac, wiec zrobilam obiad i poszlam do tesciowej zaniesc jej to mleko.

4. Przyjmujemy gosci- Andrea i Misa(Misza) do nas przychodza. No tu to sie moje dziecko popisuje i wali jak popadnie. Uczymy sie, ze dzieci i Daddy nie wolno bic. Na razie nie dziala. Daddy dostaje w pape codziennie jak przychodzi po wieczornego buziaka.
Byla u nas rowniez Halinka. Wyciagnela nas na miasto i cale szczescie, ze bylo zimno, bo Iska zmusilaby mnie do kupienia jej calego Sutton.

5. Uczymy sie nowych slow
pak-bag, torebka
bet-bed, lozko
pac'-spac, spi ( lale spia w lozeczkach w ksiazeczkach i Ija czuje straszliwa potrzebe spania jak tylko uslyszy, ze idziemy sie myc. Lapie mnie za reke, ciagnie do lozka i mowi pac' pac')
moko-mokro ( nie miala kiedys pieluchy, tylko spodnie, po szykowalysy sie do mycia. zrobila siku i przyszla mi oznajmic, ze moko, i ze ona sobie nie zyczy mokrych gon'ki)

Tuesday 23 November 2010

N'ki

Rysowalysmy wczoraj i jak zawsze w udziale przypadl mi koti. Rysujemy, uszy, buzia, oczy, wasy, brzuszek a w polowie brzuszka slysze gon'ki. To tak, gdybym nie pamietala, ze trzeba koti namalowac ogonek. Zeby nie mylic z kon'ki, ktore trzymam w szkatulce przywiezionej z Zanzibaru, juz zreszta pokiereszowanej, bo Iss musiala koniecznie przeniesc ja z pokoju, gdzie grzebala, do kuchni, w kt chwilowo przebywalam. Na pewno jakies korale wyjatkowo jej sie spodobaly. I z pon'ki, o znajomosci ktorego slowa przypomniala mi dzis, kiedy zakladalam spodnie, czyli pon'ki.
Pomimo upodobania przez Iss slowa nie, a takze nazbyt czestego uzywania dzwieku, na kt ja reaguje -nie marudz, Fasola okazuje sie bardzo dobrym dzieckiem. Dzis tak pomyslalam, bo pojechalysmy na Wimbledon, zeby znalezc mi kurtke w H&M, a potem zjadlysmy z Hossem lunch, a moje zmeczone dziecko marudzilo tylko dlatego, ze nie chcialo mu sie siedziec w wozku. Poszlysmy do Accessories, poszukac Iss rekawiczek, bo tam jt ladnie i calkiem w stylu Mamy Fasolowej, ale nic zesmy nie kupily. Nie o to jednak chodzi, bo tam byla lala, kt nie moge znalezc na stronie niestety i Iss oddala mi lale, rozczarowana rzecz jasna moim zachowaniem i nie zrobila mi sceny!
Dzis, hurra, nie ogladalysmy rano telewizji, bo musze sie przyznac, ze ostatni tydzien to porazka, codziennie rano. Slonina mnie usprawiedliwa i mowi, ze jtem zmeczona, ja mowie, ze zniechecona, ona przyznaje mi racje i za to Slonine kocham:) Zmieniamy plan dnia, znow bedziemy wczesnie na dwor wychodzic.
Aha, i jeszcze miloscia Iss jt ciasteczkowy sloj u babci Elisabeth.


Oj, a ja mialam dzis depreche. Iss zapuscila nam Happysad, tak jej sie czasem utrafi, jak mamy dzien sluchania plyt, a plyt dzieciowych za wiele nie mamy i podrzuca mi co bardziej kolorowe, sama wyjmuje i sama zamyka. Przypomnial mi sie Kofiszop i rozne z tego okresu dzieje, i to, ze moglam robic co chcialam,nikt mnie nie ograniczal i bylo tak fajnie. Pisalo sie pierdoly dla porannej zmiany kofiszopowej (Drogi Klusku-czy mysmy byly normalne?), w wekend otwieralo sie przechowalnie dla Gatti i nie tylko, a na co dzien mialo kabaret ze Slonina i Halinka w roli glownej:
H do S- Zmija jtes.
S do H- Na wlasnej piersi wyhodowana.
W Paryzu:
S- zamknij drzwi, zeby nikt nas nie ukradl
H-kto by nas chcial
ja-na pewno sie taki znajdzie
h-chyba na organy
ja do H- glupia jtes
h- mozgu nie beda chcieli.

A potem wylaczylam muzyke, zabralam Iske pod pache i w miare oddalana sie od domu zapomnialam o depresjiiiii.
Dobranoc

Monday 22 November 2010

Podgladanie

Z samiutkiego rana skoczylysmy z Iss na kompa, znaczy ja skoczylam, a Iska wpakowala mi sie na kolana. Wiedziona ciekawoscia i zazdroscia zajrzalam na gatjowego bloga, bo byc moze sa tam juz relacje z ichniego wypadu do Kopenhagi. Tak to juz jt, ze jak sie wybralo zawod kury domowej i ma sie meza, ktory ma beznadziejna prace, to sie oglada wypady innych ludzi w interesujace miejsca i siedzi w domu. (z ta beznadziejna praca chodzi o to, ze nie moze wziac wolnego przed swietami ani w styczniu i dodatkowo musi sie prosic, czy moze odebrac swoje nadpracowane godziny). No tak, notatki nie bylo, ale sa juz zdjecia na picasie, ktore z Iska obejrzalysmy od poczatku do konca. Fasola skomentowala kazde zdjecie, domi, koti, ciocia, mniamniam, inne mniammniam, ktore wygladalo jak wujek:), kon'ki(konik), pani, to(mikolaj, ktory sie dopiero w jej zyciu pojawia) i jeszcze raz mniam mniam.
Czemu ja sie nie wydalam bogato za maz...:)

Iss nie kocha juz kapieli, sadze, ze boi sie odplywu. Kiedys wyciagnela korek z wanny, woda zaczela splywac, a Iss skoczyla jak oparzona. Wczoraj za nic nie chciala siasc, zalosnie plakala i trzesla sie straszliwie. Oczekuje pomocy i podpowiedzi.

Sunday 21 November 2010

Uhu

Mam w domu gagatka i wlasnie teraz zaczyna sie moja praca matki. Ech, a myslalam, ze bedzie juz z gorki.
Tak powaznie, zawsze sie balam i nadal sie boje, ze nie uda mi sie wytworzyc tak latwo tak dobrych relacji, jak udalo sie Urszuli. No, zobaczymy. Poki co pracujemy, a prosze mi wierzyc, nie jt to latwa praca.

Cale wczorajsze spedzilysmy u angielskiej babci. Znowu miala Katie, wlasciwie zawsze ma Katie albo Honey, wiec nie chcialam, zeby sie przemeczala. Poszlysmy do parku, kupilysmy lalki i walizke i jeszcze gre Elefun w charity szopie, po ponad dwoch godzinach bylysmy w domu. Ile razy Iska uderzyla Katie, nie liczylam. Tyle samo razy zignorowala moje "nie wolno". Moze wchodzi w etap buntu dwulatka? Bo sporo rzeczy mamy na "nie" i tak jak Ija chce. Daddy tez ostatnio nie lubi za bardzo.

Dzis wyszlysmy z domu pozno, nie chcialo mi sie, wiec Iss tez musialo sie nie chciec, ale mysle, ze nie zrobie juz tak przez dlugi czas, bo moje dziecko dalo mi do zrozumienia, ze ona tak nie lubi. Ale, pogoda byla tak paskudna, ze na nic nie malam ochoty. Nie znosze szaro-buro-mokrych porankow angielskich. W takie niedziele powinno sie moc polezec, poczytac i napic herbatki w lozku, a nie zostac zwleczonym z lozka przez dziecko, ktore po zanim zejdzie z lozka powie "mama,mama" i pokaze na drzwi. No to wstalam, przesnulam sie pare godzin, pozwolilam Iss poogladac telewizje i w koncu sie opamietalam. Zrobilysmy z Iss pacynki w koncu na palce, pokleilysmy co sie dalo, przy okazji wpadlam na pomysl, zeby zrobic sobie scrapbooka, bo w starych gazetach sa takie ladne zdjecia (odsylam do google, jesli ktos nie wie co to), nawet zaczelysmy sie bawic w teatrzyk. Niestety Iss bardziej byla zainteresowana tym, co bylo po mojej stronie krzeselka. Zmienilam wiec pozycje slonia, patrzyl na nas obie. Hm, wyglada na to, ze plecki slonika sa najfajniejsze. Dlugo ze mna nie posiedziala.
A potem zjadlysmy obiad i poszlysmy na prawie godzinny spacer. W kieszeni byl szejk szejk, czyli dzwoniacy mikolaj na choinke, a po drodze doszly jeszcze dwa kamonie, do tej samej i drugiej kieszeni. Tak zesmy se szly, po zakatkach, o ktorych istnieniu na mojej dzielni nie wiedzialam, a tu cos sie mojej panience przypomnialo. Siegnela do kieszenie z mikolajem. Kamon wypadl. Mowie wiec, ze kamon wypadl. Iss tylko popatrzyla, pomachala, powiedziala papa i poszla dalej.

Oficjalnie mozna wprowadzic monkey i pyczju (piciu) do Slownika Izowego.

Tuesday 16 November 2010

Zakupy

Bylismy dzis Kingston, zakupy na swieta robic. Malzonek moj dojrzal do zaakceptowania faktu, ze z Iza nie robi sie zakupow. Nastepnym razem, uuuuuuuuuuu, bedzie nastepny raz, wezmiemy Billie, zeby zajela sie Iss.
I tajemnica-Hoss, actually uwielbia Kingston na zakupy i zawsze tam robil zakupy swiateczne. A niech to, myslolbykto.

Na zumbie dzis bylam, Iska byla okapana przed moim wyjsciem, wypila mleko i jak juz mialam wychodzic konczyla ogladac PakaPaka (Dobranocny ogrod, albo In The Night Garden). I sie rozplakala straszliwie. Podobno plakala jeszcze pozniej jak ja Hoss kladl spac. Ojej.

Dobranoc.

Sunday 14 November 2010

Kulinarna niedziela

Dzis pojechalysmy do kosciola, a potem spotkalysmy sie na kawie z Gatti i Jarkiem. Mamy filmik Iss machajacej do cioci i wujka, ale niestety nie moge go umiescic, nie wiem czemu, a probowalam wiele razy. Stad opoznienie w pisaniu. Udalo sie tylko z filmikiem z obiadu u tesciowej, na ktorym Iska sie drze.
Ale, dzien byl bardzo przyjemny. Dziecko moje bylo bardzo grzeczne w kosciele, nawet zabawke w postaci zajaczka grzechoczacego pozyskalo w bardzo cywilizowany sposob. Handel wymienny? Wziela swojego zajaca z marchewka,podeszla do obcej mamy obcego dziecka, wziela sobie zabawke i polozyla Marchewkowego. Wrocila do mnie, poprosilam, zeby oddala, uslyszalam IJA, czyli Ija sie bedzie teraz tym bawic. Nie bede sie z nia klocic w polowie mszy przeciez, bo bede musiala wyjsc.
Po mszy, bez obcej zabawki i bez darcia poszlismy na kawu z G&J. Uhu, podobalo nam sie, Izunia byla grzeczna, dostala misia z woreczkiem czekoladek, to czemu mialaby nie byc? Sama sobie rozpakowywala te czekoladki, tak na marginesie.
Ciekawostka. Pozwol Izie ogladac swiat w wyswietlaczu aparatu cyfrowego,pomachaj do niej i jak ci odmachnie? Patrzac na wyswietlacz:)

Potem to juz obiad u nanny, zreszta nie planowany, Hoss poszedl tam wczesniej, mysmy dojechaly i tak juz zostalismy. Iska wkopala Swinke. Juz dawno po obiedzie, Iska sie drze mniammniammniam i pokazuje na Swinke. Swinka, co jadlas pytam, bo Iss chce to co ty? Winogrona? Tak tak, winogrona jadlam. Iska, winogrona chcesz? Nie. Baniani? Nie. Chlebek? Nie. Mniammniammniam!!! Swinka, co jadlas, bo Iska sie drze, ze chce to co ty. Winogrono. Posadzilam Fasole na blacie kuchennym, a tam w zasiegu reki mojego dziecka piekny, wielki, bialy, ciasteczkowy jar. Mniammniammniam!!!! Swinka? No jadlam ciastko, ale potem winogrono.
Poza tym , Swinka mnie nie lubi. Posadzila swoja special dolly na krzesle, pytam czy moge tam siasc. Po kilku minutach ignorowania mnie koniec koncow laskawie ja przesadzial na swoje miejsce i usiadla na rogu. Bedzie stara panna, bedzie stara panna, bedzie stara panna!!!Hehehehehe. I jeszcze ta lala bardzo special , ona wcale nie jt special, bo nanny jej dala, o nie. To jt wersja, korej sie Swinka nauczyla i miala szczescie uwiecznic na zawsze. Wersja oryginalna: bo ona kosztowala 100 funtow. I tym pieknym akcentem zakoncze niedzielne zapiski.

Saturday 13 November 2010

Ratunku

Wlasnie wrocilysmy z placu zabaw. Taki mialam plan, ze posiedzimy do 17.30. Iska nie chciala isc do domu, bo na placu byly dwie hulajnogi i na kazdej sie swietnie stalo i czekalo az mama pomoze troszke sie przemiescic. Ryknela na caly park, ze ona nie chce do domu, stanela przy barierce, nie dalo jej sie posadzic na rowerek. bo tymze dotarlysmy do parku.
Nieopatrznie powiedzialam, ze jak wrocimy do domu to pewnie bedzie juz upsy daisy i maka paka do ogladania, bo na to jej pozwalam jako dobranocke. Wyprula do przodu jakby nagle zamontowali jej motorek, krzyczac szyko , baka. W drodze powrotnej kazala sie niesc, bo to przeciez szybciej niz na nogach i niestety pierwsza rzecza, ktora zrobila po zrzuceniu znienawidzonego szalika blo umoszczenie sie na kanapie w oczekiwaniu na obiecana bake. Wyglada na to, ze jedynie spacery odciagna moje dziecko od telewizji. Chyba, ze znajde magiczne rozwiazanie. Np, kupilysmy dzispacynki na palce, do samodzielnego klejenia, Iss dzielnie mi pomala, przyklejala brzuszek i nosek, ale klej nie dzialal, wiec sie nie pobawilysmy. Gatti ciocia poradzila, zeby super glue zastosowac, ale to juz bez Iski...

listpd 13

Iza powtarza juz prawie kazde slowo, ktore sie powie do niej i nie do niej tez. Wczoraj kazala sie posadzic na bed, bo tego nauczyla sie z Elen u Leone. Nie podoba jej sie bieganie bez pieluchy, bo topi to bardzo wazna czesc garderoby nogowej, a jak nie ma pieluchy, to topi sie nie zaklada.
Niestety kocha baajki w telewizj, siada na kanapie, pokazuje na telewizor i mowi baka albo to. Jakies pomysly na zajecie Iss w domu i oderwanie od tv? Wielogodzinne spacery niestety nie wchodza w gre przy takiej pogodzie.
A wczoraj na przyklad nie chciala isc na spacer, bo wolala ganiac sie po domu i chowac sie w ulubionym kacie za lozkiem obok szafki nocnej tatusia. Wczesniej siedziala w tym kacie i probowala zaswiecic lampke, jak mnie zobaczyla zasmiala sie i szybciutko schowala sie za lozko, przeciez ona nic nie robi:)
Wlasnie upralam wozek, szczerze go nie znosze, ale chca nie chcac dbac o niego musze. Pralysmy go z Fasola razem, efekt - mokre rajstopki Iss. Zlapalam lobuza, mowie-zmieniamy rajstopki, zakladam jej te nowe, suche topi i slysze monkie. Mokre rajstopki byly, to i trzeba bylo zalozyc suche.

Wednesday 10 November 2010

listpd 10

Mialysmy dzis Halinke. Poprosilam ja, zeby sie do nas pofatygowala, bo ja wykorzystalam ikeowo. Przyjechala wczoraj, to i Iska jej nie wiedziala. Dzis rano (Halinka jeszcze w lozku) jak zwykle pomachala Daddy bye bye, a miedzyczasie znalazla halinkowe buty. Przyszla do mnie i mowi pac', no to mowie, no widze, buty halinki. Na co ona hankanka.
Poszlam sobie, za chwile Iss przychodzi z halinkowa bluza -hankanka. No tak, masz racje, halinki bluza.

Zaczela uzywac ulubionych slow podwojnie, zaraz po obudzeniu meko meku (mleko, dla tych co to nieuwaznie czytaja bloga a potem nie wiedza co do nich mowie, jak z nimi rozmawiam,a dla nich przecie pisze, a sa tacy i nie jeden, ech , ciezkie zycie), w trakcie zabawy misziomiszio, a dzis w Ikei picziupiciu (piciu znaczy).

Wczoraj caly dzien spedzilismy z Donalem Doni. I bylo milo.

A dzis juz spimy, po bardzo meczacym dniu.

Sunday 7 November 2010

Plastelina


Zesmy dzis plastelinowaly troszke, a to jt moje dzielo. Prawdziwa plastelina, nie zadna tam ciastolina. Mialam jeszcze misia, ale kiedy pomyslalam o robieniu zdjec bylo juz za pozno. Mis zostal zaangazowany w zabawe i niestety splaszczyl sie w uscisku Isabeli.

Wczesniej pojechalysmy na rodzinny obiad w Toby Cravery i niech nikt nie mysli, ze niedziela z rodzina w jadlodajni jt relaksujaca. Iss siadla przy stole, spojrzala przez okno i powiedziala paku paku patrzac przez okno na drzewa z resztka zoltych lisci. Po zjedzeniu calego plastra indyka, wygrzebaniu ziemniaczkow i pochlonieciu marchewki, zeszla z krzesla i tyle bylo mojego obiadu. Polowe pobytu spedzilam na dworze prowadzajac Iske po murku i lapiac ja w powietrzu, bo przeciez to nie szkodzi, ze murek sie skonczyl.

Saturday 6 November 2010

Slownik Izowy 2

pania'k-pajak
pata-pasta do zebow
pasia/basia-kielbasa (dzis w sklepie nie dala mi spokoju dopoki nie powiedzialam, tak, kielbasa)
koniesz'-czytamy sporo, a wiadomo kazda ksiazeczka ma ostatnia strone:)
tapta-ptaki, w koncu udalo mi sie zapamietac
kapka-ha, a to nie jt czapka, to kaczka, tak, tak.
domi- w domu, do domu (gdze jt dadi? domi. idziemy do domu? domi:))
kumka-nie mam zielone pojecia co to jt, a powtarza sie czesto, pokazuje mi przy tym o co jej chodzi, a ja nadal nie wiem
ciocia, tocia-ilekroc rozmawiam przez telefon
idziemy na zakupy, do sklepu-mniam mniam!!!

Poza tym Kaka nie powinna sie obawiac, ze nie bedzie miala pomocy przed swietami i podczas, bo Iss kocha pomagac w kuchni, razem gotujemy, razem chowamy wielka butelke mleka do lodowki.
A jesli kogos interesuje co u mnie:
caly dziesiejszy dzien spedzilysmy u tesciowej, bo mala Katie tam byla i pomyslalam, ze Izie dobrze zrobi inne dziecko i tak zostalysmy caly dzien, poszlysmy do parku na hustawki, Katie Iss i swinka i jtem umordowana, ale bieganie za trojka dzieci dobrze mi zrobilo.

w czwartek pieklismy chleb, bo Hossie ogladal jeden ze swoich ulubionych programow, River Cottage ( tam zreszta znalazlam przepis na zupu halowinowa) i go zainspirowali. Poszlismy spac po polnocy, bo chcac nie chcac zostalam zaangazowana.

w srode polska grupa dla dzieci. strasznie duzo ludzi bylo tym razem,wiec moze moje/nasze z Minka plany wlasnej polskiej grupy uda sie zrealizowac.

I nie wiem co mam dostac od Hossa na swieta.

I szkoda, ze nie umiem opisac jak to dobrze byc mama Fasoli.

Monday 1 November 2010

Halowin


Poniedzialki sa fajniejsze od niedziel tylko wtedy, gdy niedziele spedza sie bez meza, a w poniedzialek nie boli glowa. W innym przypadku poniedzialki sa niefajne.
Od przedpoludnia bolala mnie dzis glowa, chyba migrenowo, ale zadna przyjemnosc.

Wekend rodzinny. W sobote urodziny Honey, na ktore poszlismy z Donalem, Hossie byl w pracy. Siedzielismy tam do 21 i musze powiedziec, ze nawet bylo sympatycznie. Iska skakala na dmuchanym zamku, nie obzarlysmy sie slodyczy i smieci, tylko smierdzialam papierochami, bo nikomu nie chcialo sie wychodzic na dwor.
Donal zostal na noc.
Niedziela miala byc z ciocia Gatti i wujkiem Jarkiem, ale z powodu halowina odwolali spotkanie-wujek wypil za duzo piw poprzedniej nocy. A tak sie ladnie przygotowalismy. Miala byz zupa z butternut squasha, pyszna, bo zrobilam :) i zapiekanka z sera i innych dobroci na lunch. Iska miala sukienke Malej Czarownicy i byly slodycze dla ewentualnej napasci ze strony naszej malej sasiadki Eluli Ololi Ululi (Elen). Zrobilam takze ciasto czekoladowe, bo zachcialo mi sie czegos do kawy, ale takiego do skubania, nic szczegolnego. Szybkie i proste. Izie bardzo smakowalo, dzis tez. Do tego stopnia, ze w czasie gotowania mleka przyszla do kuchni, powiedziala mniamniam, poczym oznajmila, ze ona chce kejk.
Mamy jeszcze jedno slowo, na ptaszka, ale nie moge sobie przypomniec jak ona to mowi, prosilam ja dzis kilka razy i w koncu po setnym razie odechcialo jej sie powtarzac. Nie zapisalam niestety.

A mowilam wam jak Iska nakrzyczala na kaloryfer? Ogrzewanie bylo wlaczone, niechcacy dotknela, wyciagnela palec i zaczela swoje dulurubukanapasefu, nu nu nu. Biedny kaloryfer, takie gadanie tylko dlatego, ze byl za goracy.

Musze przyznac, ze mam superowa corke.

Thursday 28 October 2010



Oho, tak wlasnie wygladalo nasze wczoraj. Poniewaz dzieci maja powiedzmy ferie, tygodniowe, Leone organizuje zajecie dla Elen, zeby sie tej nie nudzilo. Zaprosila nas na robienie ciastek, choux pastry. Kazdy, kto oglada mastrechef bedzie wiedzial, ze jt to ciasto niezwykle trudne do zrobienia. A nam sie udalo. Umordowalam sie, a Iss miala wiecej radochy z bawienia sie zabawkami Elen niz z robienia ciasta, ale i tak bylo milo.
Przy okazji okazalo sie, ze umie juz powiedziec mleko, ktore zamiast l ma £, albo w ogole nie ma l, meko.
Po poludniu bylysmy jakas godzinke na dworze i chociaz byla ladna pogoda, tylko tyle, bo daddy byl wczesniej w domu. Iss nie spala w ciagu dnia, wiec polozylam ja wczesniej, zaraz po tym , jak zgasila lampke, po kilkakrotnym pociagnij i pusc (pusz').

A dzis, o rety znow jtem zmeczona. Mialam taki poplatany i niezorganizowany dzien. Zaplanowalam wypad na Wimbledon, ale musialam ugotowac obiad wczesniej, zeby bylo co zjesc jak wrocimy. Hoss mial konczyc wczesniej. Nie wyjelam sobie kury na noc i musialam czekac, az mi sie rozmrozi. Zapomnialam zrobic wczoraj moje miesieczne zakupy na necie, wiec posadzilam dziecko przed telewizorem i zagrzebalam sie w Asdzie. Ostatnio byl burzujski Sainsbury, ale uznalam, ze wlasciwie nie bedziemy sie rzucac, skoro mamy plany. Trzeba znow wrocic do oszczedzania. I wcale nie wygladalo to zle. No wiec cale rano i przedpoludnie bylo zupelnie inne niz normalnie i obie sie nie umialysmy w tym odnalezc. Iska marudzila, chciala do paku, ja nie moglam, bo trza bylo kury pilnowac. Wyszlysmy na chwile, zaraz trzeba bylo wracac. I tak sie denerwowalysmy na siebie nawzajem.
W koncu udalo sie wszystko zrobic i moglysmy sobie usiasc na godzinke prawie, czytania ksiazek i ogladania katalogow z zabawkami. W drodze ne stacje Fasola zasnela i spala pol h. Obudzila sie akurat na spotkanie z Dzoana.
Wyglada na to, ze sie nie umeczyla, bo w pociagu szalala. Po prostu szalala. Zobaczyla pania, ktora zasnela, wiec poszla do niej i chciala ja ukochac. Pani sie przestraszyla, a potem zaczela sie z nia bawic w chowanie lali, zaczepianie i glosny smiech. Takiej jeszcze mojej corki nie widzialam:) Bo Izunia lubi zajmowac sie innymi. Dzis rano poszla pomoc Hossowi sie ubierac. Podala mu skarpetki, chociaz akurat mial zamiar zrobic cos innego, potem zlapala go za reke i mowiac amamam zaprowadzila do kuchni. Domyslam sie, ze sama miala chec na sniadanie, ale moze i dbala o tatusia. Potem na dowidzenia podala mu buciki, zeby boso do pracy i nie szedl. Wysciskala i wycalowala jak zwsze, taki rytual porankowy.
Posted by Picasa
Do wszystkich, ktorym brakuje mojej pisaniny.
We wtorek wrocil z Corwall Hoss, wiec wiadomo, ze nie bede miala czasu na pisanie:)
Wczoraj mialysmy caly dzien super busy, a wieczorem komputer nie chcial ze mna wspolpracowac. Picasa go przeciazala i sie co rusz wylaczal.
Dzis jade do Hossa, ale miejmy nadzieje, ze wieczorem dostarcze nowosci.
Z pozdrowieniami
Mama Fasoli

Monday 25 October 2010

Dlaczego w poniedzialek jt fajniej

Moja mala kobietka pelnila dzis kolejna z naszych rol spolecznych (hihi), bawila sie w mame. W wozeczku miala lale, przez raczki przewieszony ocieplacz na butelki i tak sobie chodzila. Przyszla do mnie po pomoc, bo chciala schowac misia od Gatti do ocieplacza i jej sie nie udawalo. Jak zesmy juz wcisnely gumowego misia poszla poszukac ksiazeczek, ktore tez musialy sie zmiescic do jej torebeczki. Mowie, wiec, ze dam jej nowa torebke. Te? Nie. Te? Taaaaaaaaak. Yhm, 18 miesieczna znawczyni mody mi sie trafila.

Piekny dzien dzis byl. Ciocia Gatti w swoim komentarzu po godz 11 miala racje, bylysmy na spacerze. W ogole dzis bylo jak za starych, dobrych letnich czasow. Wyszlysmy rano do bankomatu, zeby oddac pieniadze naszemu wujkowi z placu zabaw, Bogdanowi, co ma corke Maje. Kupil nam w sobote polke w Ikei do Iss do pokoju. Milutko. Polka jeszcze w pudelku, bo Hoss wrocil pozno w sobote i jak rano w niedziele wyszedl, tak jeszcze go nie ma. Wroci jutro, ale chyba nie bede miala serca zmuszac go do pracy po 7 godz jazdy. Zwlaszcza, ze... mam nadzieje bede mogla isc na Zumbe o 18!!!
Spotkalysmy Stelle z Ariadne (Grecja), poszlysmy poszukac tzw soft play, czy placu zabaw w budynku, bo Ariadne jeszcze nie chodzi, a hustawki byly mokre po wczorajszym deszczu. Niestety bylo zamnkiete, wiec po zalatwieniu paru sklepowych spraw wrocilysmy na plac zabaw. Posiedzialysmy do 13, potem zupka pomidorkowa, potem nie chcialo nam sie spac, potem ugotowalam obiad, potem poszlysmy zaniesc Leone zaslonki, pozyczylysmy kutke, bo nasza upralysmy i poszlysmy na spacer. Od 16 do 18, potem mleczko, kapiel i spanie. I juz spimy.
Jt mi niezmiernie przykro, ale nie pamietam, czy moje dziecko zrobilo cos nowego dzis. Jt mi niezmiernie przykro, ze w zwiazku z tym moj dzisiejszy wywod jt malo interesujacy, ale nie moge sie zaniedbywac, zeby pozniej nie pisac tygodniowych sprawozdan.
Musze tylko przyznac, ze poniedzialki sa duzo fajniejsze od niedziel. Spedzilam mnostwo czasu z Iss na dworze i czuje sie, jakbym zrobila cos naprawde fajnego:) Tak jak odhacza sie wykonane zadania i to takie fajne uczucie.

Saturday 23 October 2010

Ciepla niedziela

Pociagi sa fajne, a pan maszynista jeszcze fajniejszy. Wracalysmy wczoraj do domu z Michalem i jego corka Michalinka, ze Slowacji sa, i jak zwykle dla nich stanalismy na wiadukcie, zeby na pociag popatrzec. I w koncu sie doczekalismy, i pociag ruszyl, zrobil czu czu, pan nam pomachal i pojechal. Jak fajnie byc dzieckiem, wszyscy cie lubia wszyscy sa dla ciebie mili. W kazdym razie tak to wyglada.
A dzis milaysmy calkiem mily dzien. Doszlam do wniosku, ze nie moge siedziec w niedziele w domu, bo bardzo zle na mnie to wplywa. Nie lubie niedzieli. Kiedys jej nie lubilam, bo trzeba bylo sprawdzac prace domowa i uczyc sie historii i biologii, bo jakims cudem zawsze wypadaly w poniedzialek. Teraz jej nie lubie, bo Hoss jt w pracy i czuje sie wyjatkowo samotna. Pewnie dlatego, ze nie mozemy zrobic rzeczy, ktore kazda normalna rodzina robi wlasnie w niedziele.
Zabralysmy sie rano pociagiem na Wimbledon, na msze do polskiego kosciola i na lunch z Hossem. Poniewaz w kosciele tym jeszcze nie bylam to nie wiedzialam, ze tyle bede musiala isc, jak zawsze. Po obiadku wrocilysmy do domu,no i ... Izunia nie spala po drodze. Mialam znow wieczor dla siebie. Szybko, co zrobilam ja: 1. podszylam zaslonki Leone, ktore lezaly u mnie od tygodnia ( forma zaplaty za zestaw slicznych ubranek dla Iss po Elen), 2. uszylam poszewke na jasia z resztek materialu, co zostaly po zaslonkach, ktore szylam juz dawno temu, 3. porobilam na szydelku kolderke dla Lali ( lala nadal nie lubi sie ubierac, wiec jak ja zabieramy na hustawki strasznie marznie w wozku) 4. popatrzylam na x factora.

No, a teraz Isabela.
W kosciele byla bardzo bardzo grzeczna, gadala sobie, nie biegala i spiewala glosniej niz zawodzace paniusie. Troszke sie zmeczyla u taty i przestarszyla sie Sherifa, meza z Egiptu ( na jego slubie z Sophie, przyjaciolka Hossa bylismy w zeszlym roku). Hoss mowi, ze jeszcze nie widzial, zeby tak sie bala. Jakby ja porazil prad. Prawie krzyczala, ze chce juz wyjsc jak do niej podeszlam.
W drodze do domu spotkalysmy kotka. Koti, koti byl bardzo spragniony glaskania, bo sie lasil, a Isa byla wniebowzieta. Up, up koti, koti koti, tam, komon, komon. Chyba nikomu nie musze tlumaczyc o co prosila mala Isa malego, rudego kotka.

Ze slownika Iss:
Oj, jak na przyklad lala wpadnie do do wanny, albo cos z raczki wypadnie.
Kupu kupka, tak?
Ooooo, poprawne zdziwienie w bardzo odpowiednich momentach.

I jeszcze widzialam dzis pana podobnego do Brada Pitta. I jakos tak mi przeszlo przez glowe, ze ach jaki on byl kiedys piekny i mlody, jaki slodki i jaki naj naj. I nawet jak sie stary robi nadal piekny zostaje. A my jakos sie nie starzejemy.
I jakos tak dobrze jt. Z Isa co spi w lozeczku.

Friday 22 October 2010

Nadrabianie zaleglosci cz.2

Poszlysmy po pranie i z tego prania zrobil sie maly spacerek na hustawki. Czy ja wspominalam, ze hustawki to nowa obsesja Isabeli i moze na nich spedzic nawet 40min bez przerwy? To wspominam.
Poszla z nami lala w wozku, ktory to wozek Ija postanowila zniesc po schodach sama, a jakie u mnie schody sa kazdy wie. Na moje ustawiczne "pomoc ci" miala tylko jedna odpowiedz "Ija". Tak wiem, zdazylam sie juz przyzwyczaic, ze mam bardzo niezalezna corke, w koncu kobieta jt. Chyba, ze sie przestraszy.

Poznala nowe slowo, zasluga Hossa, chyba ja wczoraj nauczylam. Rano po sniadaniu zlapala ksiazke i pedzac na kanape wolala book book book ( a moze buk buk buk, kto wie). O, w zwiazku z tym troche o pedzeniu. Izunia pokaz mamusi jak skacze zajaczek albo zabka. To skacze. Ale jak ja zapytac jak biegnie konik? Szybko, szybko.
I co do ksiazek jeszcze. Konia znaczy koniec ksiazki.

Zlapala dzis swoj plastikowy telefon, od Cioci Gatti zreszta, wziela mazaka, popatrzyla na mnie chytrze i zniknela. Nie dotarlo do mnie na poczatku, ze cos chce z(A)malowac. Poszlam jej szukac po chwili, a ona schowana za lozkiem. Zobaczyla mnie i zaczela sie gesto tlumaczyc, szkoda, ze nadal nie wiem co mowi, kiedy sie tak rozgaduje.

Ach,
SERDECZNE GRATULACJE DLA CIOCI GATTI Z OKAZJI OTRZYMANIA NAGRODY LAURKI ZA UDZIAL W KONKURSIE. Jako jedyna zreszta!!!

mama-lali-boli, czyli nadrabiane zaleglosci cz. 1

Co ja narobilam z tym blogiem. Czuje sie jakbym nie odrobila lekcji. A taki mialam slodki i lekki tydzien bez bloga, bez komputera, bez internetu, bez bezsensownego przeskakiwania z jednej poczty do drugiej, bo moze ktos do mnie wlasnie napisal, jakbym nie wiedziala, ze trzeba samemu napisac, zeby dostac odpowiedz.
Co mysmy robily, prosze Jasnie Panstwa, spragnionego relacji z naszego juz nie prywatnego zycia?
Po powrocie z Barnes padlam jak dluga na podloge i nie podnioslam sie az do chwili, kiedy trzeba bylo gotowac dla Iss kasze manne. Znaczy, moja kondycja w oplakanym stanie, a moje bieganie z wozkiem to tylko pozory, zeby uslyszec komentarz "Ty to masz swietna kondycje".
Sroda
Jak zwykle rano pobieglysmy do Gymboree, na zajecia z rytmiki, po ktorych Fasola chodzi i powtarza tap, tap, tap, tap uderzajac w odwrocone do gory kubeczki.Wydaje mi sie, ze nie odwiedzilysmy Nanny, ale tez pewna nie jtem, bo kazdy dzien do dnia podobny, jesli nie zanotowany w kalendarzu. Takie mam ostatnio cwiczenia na pamiec: co robilam od poczatku tygodnia i czy Iss spala, i o ktorej poszla w zwiazku z tym spac wieczorem. Ach, macierzynstwo, piekna sprawa.
No, ale nie wiem jak bylo w srode, nie zapisalam, a what's not on the list, doesn't exist, jak powiada moja sasiadka, z dwojka dzieci. Wprawdzie w kontekscie zakupow, a wlasciwie mojego nie kupienia chleba, bo go wlasnie nie bylo na liscie... ale cos w tym jt.
Czartek
O jedenastej rano mialam cytologie, wiec zamowilam sobie Ciocie Halinke na babysitting.
Ciocia Halinka opisala swoja wizyte mniej wiecej tak:
"A gdzie wzmianka o moje wizycie, o tym jak siedzialam z Iska, o tym jak ciocie Halinke przez pol Sutton przeciagnelas"
No, czy pol Sutton to nie wiem, ale owszem, przyznaje, zesmy se troche pochodzily. Postanowilam byc aktywna i pokazac Halince jak wyglada zycie aktywnej angielskiej matki. Tak zwane playgroup sa tu bardzo popularne, bo sa zbawieniem dla znudzonych full time mothers ( tak, tak, ja tak sie nazywam na Iski akcie urodzenia). To byla moja pierwsza wizyta w tej grupie, to skad moglam wiedziec, ze to tak daleko? Nazywa sie Tots&Toys i jt pelna posh mum i nie bede tam chodzic, bo ja posh nie jtem. Aczkolwiek...
Birna zobaczyla Iski kurtalke z Tesco i mowi, to na pewno Next, od razu widac. Czyzbym wygladala jak nextowa mama?
I uwazam, ze jak na mnie to bylam bardzo dobra, bo zrobilam zakupy przed odebraniem Halinki ze stacji i niegdzie jej nie targalam. Koniec koncow spedzilysmy bardzo mily dzien;)
Iska spala jakies 15min w drodze do domu. Poszla spac w miare wczesnie,wiec mialam wieczor dla siebie, co zawsze jt bardzo mile.
Piatek
Na czwartkowej grupie byla pani od Jo Jinggles, cos takiego jak Gymboree, tyle ze wydawalo sie ciekawsze. No i robia zajecia w grupach wiekowych, a u nas Iska jt z dziecmi, ktore jeszcze nie chodza. Pomyslalam, pojde sprawdze.
Umowilam sie z pania na piatek rano Poszlam, popatrzylam na zajecia i odechcialo mi sie. Znam siebie. Zajecia sa dalej, niz nasze srodowe i nie wygladaly na duzo ciekawsze. Bo tak, mi nie chodzi o rytmike dla Iski, moge sobie w domu zrobic shake shake shake i tap tap tap. Ja to bym chciala zobaczyc jak ona sobie tanczy. A tam sie nie tanczy. Moze to i rozwija, ale jak chyba za leniwa na takie nudy. Z gymboree tez przed swietami rezygnujemy.
Iska nie spala, bylysmy u tesciowej i jakos jej sie nie chcialo. Nie zasnela tez w drodze do domu.
Tyle, ze pomimo braku drzemki w lozku wyladowala dopiero o 21. W sam raz na Mentaliste. Kto nie oglada niech oglada. Chyba, ze nie lubi kryminalow.
Sobota
Nie wiem, nie ma w kalendarzu...
Niedziela
Ha! A niedziela byla inna. Iska spala pozno od 15 do 16 a i tak trzeba ja bylo obudzic, zeby mogla sobie kaczki poogladac. Pojechalysmy do Cioci Gatti i wujka Jarka na rosol smakowity i inne dobroci, niektore postawione na stole (krakerso podobne, precelki i takie tam, generalnie zdrowsze smietki) a niektore ukryte pod stolem w zasiegu mej reki niestety ( paluszki czekoladowe mniam mniam).
Po obiedzie zabrano nas na wycieczke krajoznawcza. Gdybym wiedziala wzielabym termos na kawe, bo kawa nigdy nie smakuje tak dobrze jak na dlugiej wycieczce do lasu tudziez innego zjawiska przyrody w chlodny, acz sloneczny jesienny dzien. Takie post scriptum do Barnes ( zdjecia na picasa do wgladu). Kaczki mielismy podziwiac, a to wszystko dla malej Fasolinki, a ona nam psikusa zrobila i zasnela. Obudzilam ja, bo sie chlodno robilo no i nie chcialam, zeby poszla spac o nieprzyzwoitej porze. Nie bylo zle. O 21 juz spala.
Dziekujemy Panstwu Gatjuszom Jareckim za piekne przywitanie.
Poniedzialek
Nie wiem, nie mam w kalendarzu i przyznam w sekrecie, ze nie moge sobie przypomniec, bo musialabym opisywac, a nie mam juz sily. Chyba moja suttonowska kolezanka Agata zadzwonila z zapytaniem, czy wybieram sie na poniedzialkowa grupe i nawet mialam zamiar, ale ze Iss przeziebiona troszke to i marudna i tez spiaca. Zasnela akurat wtedy kiedy byla grupa.
Ha, to pamietam. Czyli spala.
Wtorek
Hossie mial wolne. Zabral Iske do tesciowej, a ja poszlam na zakupy do Sutton po kurtke, ktorej nie kupilam. Nie wiem, czy to juz po sezonie i nic fajnego nie znajde? O tkmxx mowie, ze w innych sklepach ceny powyzej 70 pandow i nie wiem, czy tyle chce wydac. Spodni tez nie ma, ale to mnie akurat nie dziwi. Powinnam napisac doNexta, zeby wznowili sprzedaz mojego ulubionego fasonu, ktory znosilam do ostatniego szwu.
Iska nie spala, Hoss przyszedl do domu troszke pozniej, takze poczytalam sobie ksiazke i nie robilam nic, co mi dobrze zrobilo, bo zapomnialam dodac, ze zamiast ubran kupilam Swince na urodziny 3 ksiazki grube z opowiadaniami i basniami, i musialam to taszczyc do domu, a czlowiek odzwyczail sie od noszenia odkad ma wozek. Mala refleksja, ktos musi Swinke zaczac wychowywac i ja jej zabawek kupowac nie bede. Na Swieta dostanie zegar do nauki godzin. Powinna sie cieszyc, ze taki z prinessami. Swinka za tydzien konczy lat 7.
Sroda

Noc z wtorku na srode mialysmy troszke ciezka. Kaszel ja meczyl, wiercila sie i krecila, a poniewaz spala z nami to ja tez nie spalam. Nie robilysmy w srode nic, obie umordowane. Ja z bolem glowy.
Czwartek
Rano jak zwykle ulubiona, poranna playgroup. Potem pol h w parku, potem szybka zupka, potem drzemka.
Wieczorem Hoss wrocil wczesniej z pracy, takze po jego obiedzie spedzilismy strasznie mile pol godzinki czytania, tancow i wyglupow. Bez telewizora i bez facebooka. Po takich wieczorach wie sie dlaczego fajnie miec swoja rodzinke i swojego malego ludka.
Iska zasnela okolo20.30. Calkiem niezle.
Ja pierwszy raz od ponad tygodnia wlazlam w komputer. Szukalam informacji na temat naturalnego planowania rodziny.
A dzis?
A dzis Iska juz jakis czas ma wlaczony telewizor zebym mogla pisac to moje wypracowanie.
Jest piekna pogoda, albo byla i musze isc zdjac pranie ze sznurkow.
Zmienialam posciel i tak ladnie pachnie.
Bylam rano u tesciowej i napatoczylam sie na Birne, Honey, Wayne (tatus H) Tammy(tamara, przyjaciolka Birny). Jedlismy brunch ( kielbaski, bacon, jaja sadzone, beansy), znaczy kto to jadl i ile, to jadl. Swinka zamknela Iske w ogrodzie i udawala, ze chce ja kopnac i uderzyc w glowe, patrzyla na mnie wzrokiem"tez cie nienawiedze" i generalnie ach jak pieknie miec rodzine.
Mam okres,wiec mam dzien-jtem brzydka, piecze mnie skora na twarzy, mam wlosy do dupy, duzy brzuch i czy ja moge nic nie robic.
I rozmawialam z Iss w trakcie robienia na drutach sweterka dla jej Lali.
mama-lali-boli czyli mama robi sweterk dla lali na drutach, ktorymi nie mozna sie bawic, bo jak sie uklujesz to boli.

Idziemy po pranie, juz sie sciemnia.

Tuesday 12 October 2010

Wtorkowy wekend

Faceci.
On- czy moge dostac to moje pudelko, w kt pochowalas wszystkie moje rzeczy? Szukam lornetki. Nie ma. Buzka, znow gramy w gre "gdzie schowala tym razem"?
Stracilam jakies pol h na poszukiwaniach tej jego lornetki, bo jechalismy do Barnes i w koncu zajrzalam do jego pudelka. Byla, w etui, pewnie nie wiedzial, ze to to.

W koncu sloneczna pogoda zgrala sie z jego dniem wolnym i niczym nie zakloconym ruchem pociagow ( jak sie pisze nie z przyslowkami?) Na Clapham, gdzie przyszlo nam sie przesiasc, dostalismy od Mai czekolade i musiala byc bardzo dobra, bo nie narzekal ani troche, Hoss znaczy sie, a rzadko sie zdarza, ze czekolada spelnia wszystki oczekiwania. Z Clapham prosto do Barnes. Uchodzilam sie dzis, ze hej. Iska byla zachwycona, kazala sie sadzac na poreczach i ogrodzeniach i ogladala kaczki. Najbardziej jej sie podobaly, poza tym gadala jak zawsze jak nakrecona, zbierala kamienie i byla glodna. troszke tylko, pewnie wystarczajaca doza wrazen i brak czasu na mniammniam bylo.

A ja musze isc na diete. Tak, tak, prosze zwrocic uwage na zdjeciach na te piekna pyziunie,jak ksiezyc w pelni.

Barnes, jak wikle wislickie, sporo wody, uroczo,ale nic czego nie widzialam wczesniej. Dwie konkluzje: 1. przypomnialam sobie, ze zawsze mowilam, ze mnie trudno zachwycic, ladne rzeczy i miejsca sa ladne i tyle. 2. nigdy chyba nie bede potrafila zrozumiec zachwytu londynczykow nad takimi miejscami jak Barnes, Richmond itp. Mozem dziwna, a mozem na wsi chowana;)

Jedno co mi sie spodobalo to rain garden, i jeszcze tu i sama moglabym taki garden miec w moim domu. Mam juz kingsize koldre, musze do niej dokupic lozko, do lozka dokupimy dom, a wtedy z ogrodem nie bedzie problemu.
I tym pozytywnym akcentem zakoncze, jak to Mania-Maja nazywa wypociny:)

Monday 11 October 2010

Wekend

No, to sie nazywa przyjazn. Zadzwonilam do Halinki w niedziele, pogadalysmy o pierdolach, pozegnalysmy sie, a na koniec uslyszalam " i pieknie wygladasz".
Ale niech to szlag trafi II.
Znow Hoss mial wolne,piekna pogoda byla, mielismy jechac do Brighton zobaczyc sie z jego kolezanka, ktora widzialam rok temu, posiedziec i pozwolic Izie polazic i cieszyc sie czyms, czego jeszcze nie widziala. Zrobilam kanapki, spakowalam walizki i poszlismy na stacje. Nie ma pociagow. Niech szlag trafi londynski system niedzielnych prac drogowych. Poszlismy do Nonsuch Park, a potem w drodze do domu zajrzelismy do tesciowej, na moje zyczenie. Niestety zwalila sie tam prawie cala rodzina i byla tam tez swinka, a ja mam na nia alergie, dusznosci i drgawki. Jedyne antidotum to ..., zeby sie obudzila. Tesciowa swoja nadopiekunczoscia i umilowaniem tego dziewczecia poteguje moja...niechec.
Isu nie spala znow, zasnela w drodze do domu, wiec mielismy milutki wieczor, zwlaszcza, ze moj Malzonek powiedzial, ze jemu Xfactor nie przeszkadza, bo mu oswiadczylam, ze w niedziele nie mam zapotrzebowania na telewizor.

A dzis mi dziecko spalo, godzinke, wiec zasnelo przed 21. Ja tez powinnam juz byc w lozku,ale zajelam sie kupowaniem prezentow dla moich nowych siostrzenic i siostrzencow. Zostaly jeszcze 3 sztuki i nie mam pojecia co sie kupuje 12, 13 i 14latkom angielskim. Zaznaczam od razzu, ze Ollie prezent juz ma:)

Droga Gatti, my sie musim umowic dokladnie, bo inaczej nie bedzie i z laurki nici. Proponuje powrocic do starodawnych form kontaktu, sprzed epoki fejsbuka i blogow i zadzwonic. Znaczy bedziemy dzwonic:)

Jutro Hossie ma wolne, wiec moze nam sie uda? Brighton albo Barnes. Oby.

Jesli chodzi o poczynania Iss, bo przecie to o niej ta pisanina i okazuje sie, ze jtem samolubna, bo znow o sobie:
1.kaputa surowka z czerwonej kapusty na obiad
2. mama tu- tu usiadz mamusiu
3.kocha szuranie w lisciach
4. robilismy wczoraj zdjecia we trojke, ignorowala nas przez caly czas udajac zainteresowanie guzikami mojej kurtki, tylko sie smiala pod nosem
5. i jeszcze cala masa slow, ktore powtarza, a kt nie umiem zapisac
6. i jeszcze gada jak najeta przez telefon, po swojemu, bardzo po swojemu

dobranoc

Saturday 9 October 2010

Pozale sie

No tak,
wychodze z domu tylko dwa razy dziennie i to na krotkie spacerki, nie karmie piersia i jem. To nie powinnam sie dziwic, ze brzuch mi urosl tak, ze wygladam jakbym byla w ciazy. A nie jtem. A szkoda.
Chodze do tesciowej w porze lunchu, podaja mi kanapki z bekonem smazonym na glebokim tluszczu, a potem herbatka i ciastko do wyboru. A przed na powitanie kawka tez z ciastkiem. Ulubione ciasto tesciowej to Victoria Sponge (zawsze wychodzi z tego przepisu). Odpowiedzi nie musze daleko szukac.
A w kuchni ciasto czekoladowe z jablkami.
I ja go juz nie bede jadla. A smaczne:)

Fasolinka tez je. Zwlaszcza u nanny, wiec skonczy sie tak, ze bedziemy tam chodzic troszke rzadziej i... moze zaczniemy cwiczyc Zumbe w domu, kupimy sobie dvd i jak hoss bedzie mial wolne bedziemy sie zabierac za podskoki i krecenia pupka.
Bom sie przerazila. Cale szczescie, ze Iss nie chciala sie myc, nie chciala usiasc w wanience, a umyc ja musialam, bo nie mylam jej wlosow od dwoch tygodni, wiec weszlam do wanny i kapalam ja na rekach to i przejrzalam na oczy. Biedna Isunka, zmeczona, nie spala w ciagu dnia i nie miala juz sily naprawde na nic. I spi teraz, od 19.00. Sama slodycz.

Friday 8 October 2010

Piatek

Jutro masz wolne, nie przejmuj sie, powiedziala mi dzis Mania. Hm.
Dzis piatek, wiec tzw social life ( oh, jakzesz bardziej swiatowo to brzmi niz zycie towarzyskie) jt obowiazkiem. Spotkalam sie wiec z przyjaciolkami. Ale jakie to przyjaciolki, nie pochwalily mojej nowej fryzury, musialam sie dopytywac czy Iska jest fajna, ech...
Ale, posiedzialysmy, napilysmy sie kawki, Iska sie nabiegala a Ciocia Mania (Maja) z nia.
Ja nie pamietam jak sie nazywa nasza ulubiona knajpka na Wimbledonie, Pajacowa cos tam, Halinka wie, bo to ona nadala jej imie, no i tam wlasnie zesmy dzis spedzily pare ladnych godzin.
Spodnie se chcialam kupic, ale nie bylo i znow mam jedna pare spodni. Jak gdzies znajde cos co mi sie podoba, to se kupie dziesinc par od razu. I bede miala nadzieje, ze juz nie przytyje.

Ze zmian, Iss ma na imie Iiija, bardzo ladnie i oryginalnie. Co wiecej, odpowiada na pytanie zadane po polsku i po angielsku. Trzeba sie tylko zapytac: Izunia, jak masz na imie?

I nie moge sie skupic, bo czekajac na The Mentalist rzucam okiem na Come Dine with Me a Pan Komentator jt wyjatkowo zlosliwy. Inna sprawa, ze Pani Uczestniczka sprzyja zjadliwym komentarzom.
To do jutra.

Ps Laurka Pocieszenia dla Gatti bedzie, dostanie ja jak sie spotkamy. Trza ustalic pore.

Tuesday 5 October 2010

Eat Pray Love

W niedziele bylam w kinie. Julia Roberts jak zwykle mnie nie zawiodla i zachcialo mi sie wrazen, boc zycie moje takie szare w szaro-burej, deszczowej Anglii. A tam cieplo a nawet jesli zimno to barwnie, wesolo a nawet jak smutno to nie depresyjnie.
Wrazenia przyszly w poniedzialek, Iska spadla z krzesla, przegryzla sobie warge tak, ze myslalam, ze skonczy sie na jakiejs powaznej wizycie u lekarza. Jak zwykle lekarza nie moglam zobaczyc, bo nastepny wolny termin o 14. Poszlam do apteki, gdzie pan mgr powiedzial, zeby obserwowac, czy infekcja sie nie wdaje i czekac az sie samo zagoi.
A potem stwierdzilam, ze nie powinnam wychodzic z domu. W Tkmaxx stluklam pokrywke od pojemnika na herbate. Cale szczescie, ze tutaj pozwolili mi wziac nowy i nie szczardzowali za zniszczenia:) W Morrisonie wypadlo mi z reki ciasto z kremem, ktore kupilam Hossowi, zeby go pocieszyc po nieszczesliwym wypadku Izuni. Bardzo byl nieszczesliwy "Spoil her now." A potem w domu nie moglam sie w ogole zorganizowac.
Iska nie chciala spac w zwiazku z czym nie wiem, czy nie pozbawimy jej drzemek, przynajmniej w mniej ekscytujace dni. Zamiast spac poszlysmy spotkac sie z dziecmi a Iss i tak nie zasnela w drodze do domu. Wieczorem spala juz o 19.18. Sprawdzilam, 5 min zasypiala. Tyle, ze nadal ma katar i budzila sie co jakis czas. W koncu obudzila sie o 21.30, a ze Tatus steskniony i podekscytowany ( dostalismy wczoraj stolik i krzeselka dla Fasoliny od Donala, prezent urodzinowy:) i Hoss skladal jak juz spala) wyjal mala z lozka, pozwolil jej sie bawic, co skonczylo sie prawie godzinnym usypianiem. Ja zasypialam juz a ona mnie budzila. I tak do prawie 12 w nocy.
Tak wiec, jtem zmeczcona, bo od soboty chodze spac miedzy 12 a 1.00 w nocy. Brawo Marysiu.

Saturday 2 October 2010

A niech to

szlag trafi. Dlaczego zawsze musi padac, kiedy Hoss ma wolne, a my zaplanujemy sobie mily, rodzinny dzien? Tak samo z wyprawa do parku za rogiem tydzien temu. Mielismy wczoraj jechac do Barnes, Wetland Centre i nic z tego nie wyszlo, bo wialo padalo, a Iza przyziebiona z kilometrowym katarem. Odebralam wiec rano nasze wielkie zakupy internetowe, podzielilam mieso i okolo 11 zwolnilam Hossa z posterunku. Poszedl do mamy poprawiac jej testament i organizowac papiery. W przyszla srode Hoss jada do szpitala (jego dzien wolny, ktos reflektuje spotkanie z samotna matka i jej corka?) omawiac biodro i operacje z calkowitym znieczuleniem. Nie wiem kiedy ta operacja, ale tesciowa woli sie ubezpieczyc, bo przy jej stanie zdrowia ( przede wszystkim serce) nie wiadomo czy sie obudzi. Wole umrzec niz zyc tak jak teraz. Teraz oznacza tabletki przeciwbolowe co 3 godziny, nie wychodzenie z domu, bo ledwo chodzi i poleganie na wszystkich dookola, czego szczerze nie znosi, jako ze jt, a moze wlasciwie zawsze byla bardzo niezalezna.
Wracajac do piatku, dolaczylam do nich pozniej, najadlam sie ciasta i czekam na dzien kiedy do mnie dotrze, ze pora przystopowac jedzeniowe przyjemnosci zyciowe, poczekalam na Hossa, ktory poszedl na dwa urodzinowe pinty z Alanem i wrocilismy do domu. Iza zasnela po drodze, nie spala w ciagu dnia wcale i nie wiem, czy nie stanie sie tak,ze w ogole nie bedzie spala w dzien, bo bardzo mi sie nie podoba, ze wieczorem zasypia po 21.

Aha, aha, Gatti poradzila rutyne jedzeniowa wprowadzic jak sie pozalilam, ze Iska je caly czas. Ano, my mamy bardzo ladna rutyne, i bardzo ladny plan dnia.
7.00 pobudka
ubieramy sie, myjemy, czeszemy wlosy i myjemy zeby, albo jak kto woli jemy paste do zebow
jemy sniadanie
8.20 wychodzimy z Daddy
odprowadzamy go na stacje, idziemy kupic mleko i chlebek i co tam nam trzeba
9.20 jtesmy w domu
rozne roznosci sie dzieja, mama pije kawe a Isa chodzi i sie prosi o zyzyki albo zyjkiki (zgaduj zgadula i laurka od Iss namalowana nowymi mazakami jak kto zgadnie)
10.30 serek homo na drugie sniadanie
potem spacer, roznie, zalezy od pogody
13.00 zupka
13.30 drzemka
14.30-15.00 pobudka
16 albo 16.30 obiad
potem znow spacer, jak mi sie juz uda zebrac motywacje
19.00 kasza manna i spanie

Chyba calkiem niezle, co nie? Trzeba tylko wiecej zadan jej organizowac, nie bedzie sie nudzic i nie bedzie jesc. W koncu jt kobieta czy nie?

Slowo fuko to nic innego jak fascynacja literka f

Thursday 30 September 2010

Rety

O rety, rety, rety.
Iza ma nowa obsesje. Mis Uszatek.
I zaczela odrozniac tu od tam,co mnie osobiscie, jako jej matke bardzo cieszy, wzrusza i jakzesz jestem z niej dumna.
Otworzylam wczoraj w nocy okno, myslalam, ze Malzonek nie wylaczy ogrzewania, a suszyl spodnie. Tzn bylo tak. Padalo wczoraj tak mocno, ze nawet nie pomyslalam, zeby zabrac moja corke na spacer. Pan Maz przyszedl caly mokry, rozebral sie, poczym, rzucil spodnie jak zwykle gdzie badz, czyli na krzeslo tym razem. Przed pojsciem spac rozporzadzilam ( tak tak, podobno jtem bardzo bully. czy ktos moze mi podac polskie tlumaczenie, bo moja polszczyzna jt w tym temacie dosyc uboga. prosze, dziekuje)zeby polozyl spodnie na kaloryfer, bo ma tylko jedna pare. Stare rozerwal poraz kolejny i nie ma juz sensu cerowanie i zszywanie. No i otworzylam okno, zeby sie w nocy nie zadusic z goraca, gdyby mu sie zapomnialo wylaczyc. Obudzil mnie kaszel mojego okazuje sie wrazliwego dziecka. Nasmarowalam ja mascia rozgrzewajaca i pogodzilam sie z faktem, ze dopoki spi z nami w pokoju bede miala pozamykane zima okna. A spac pewnie bedzie do pojawienia sie nowego stworzenia, kiedy, nie wiem, trzeba dawce nasienia zapytac, bo zadne z nas nie chce sie z Iza rozstac.
Bo, cale szczescie, ze Hoss po polsku nie mowi, w tajemnicy dodam, ze jego mozna bylo oszukac, albo puscic gadanie o zamykaniu okna mimo uszu...

Wednesday 29 September 2010

A ja?

Po pierwsze
czuje sie jakbym nie odrobila lekcji, albo sie czego nie nauczyla. A wszystko przez zwykly obrus haftowany. Pomyslalam sobie, ze trzeba kupic obrus ceratowy, taki nie calkiem kiczowaty, zeby Iska nie pomalowala stolu calkiem do konca. Mamy takie w Sutton na metry, tylko musze znalezc chwilke, zeby sie tam wybrac. Przy okazji moglabym sobie kupic muline do tego obrusu, ktory haftuje juz caly rok. Juz sobie wyobrazilam jak siedze wieczorkiem, haftuje i jaka sie czuje winna, bo powinnam szukac pracy. Chyba. Tak czy inaczej syndrom nie odrobionych lekcji. Nie lubie, bardzo nie lubie.

Po drugie
jtem przerazona, Iska je na okraglo. Znaczy gdyby czesciej znajdowala jedzenie na swojej drodze jadlaby bez przerwy. Przynajmniej tak to na razie wyglada. Moje dziecko, ktoremu w Polsce nie dalo sie wcisnac prawie niczego teraz nagle chodzi i mowi mniam mniam. Moja z nia rozmowa przed snem. Lezymy w lozku, nie moze zasnac, bo przez zakupypozwolilam jej spac do 15.45, nagle slyszy kogos wchodzacego po schodach na klatce. Tak, tak, takie mamy grube sciany. Podekscytowana zaczela skakac na lozku.
-pani
-
pani weszla?
-tak
-
i co zrobila
-tuk, tuk, tuk
-
stukala bucikami
-tak
-
i co potem zrobila, poszla do domu? a tam co robila?
- mniam, mniam, mniam

Poszlysmy dzis do tesciowej po naszej rytmice. Isa dobrze juz wie, ze gdzie idziemy, wiec przez pol drogi powtarza nanny nanny. Dzis dodala mniam, mniam jak tylko doszlysmy pod dom.

Po trzecie
jtem umordowana. Zamiast polozyc sie spac w czasie iskowej napki poszlam na zakupy do Sainsburego. Spedzilam w sklepie ponad godzine i nie mam sily. Pocieszyli mnie, ze nastepne zakupy beda latwiejsze, bo zachowali moja liste:) Niech zyje internet!!! I online shopping!!!Wydalam 140 pandow, ale mam miesa na prawie caly miesiac. Niech zyje cywilizacja.
A tak w ogole to wolalabym isc sobie to sklepiku za rogiem i stanac w kolejce kilkusosobowej. Mimo wszystko.

Hoss ma nowy telefon, htc desire i nowy laptop.
Iza ma nowe slowo, ktorego nie rozumiem, fuko, fuka .
A ja?

Monday 27 September 2010

Oj

Ile panini mozna zjesc jednego dnia? Duuuuuuuuuzo, jesli panini zmieni sie w banini potem baniani. Bananow mozna zjesc bardzo duzo, banana mozna jesc co chwile. W ogole jesc mozna czesto. Dlatego lepiej wychodzic na spacer.
Wczoraj bylismy na dlugim spacerze, co w naszym przypadku jt rzadkoscia. Nie dosc, ze Hoss ma tylko jeden dzien wolny to i tak czesto spedzamy go u jego mamy. Zaczelo sie o zakupow, butki i kurtka a skonczylo na spacerze z Sutton do Cheam Village. Tak sie okazalo, ze nie chce nam sie gotowac. Aaaa, bo nie tak. Mialo byc u tesciowej. Mial byc Sunday lunch, czyli Sunday roast, ale tesciowa umowila sie na lunch z Birna i Honey, wiec Hoss powiedzial, ze on bardzo dziekuje, ale on nie ma ochoty na az takie rodzinne spotkania. Postanowilismy gotowac w domu. W Morissonie kolejka na godzine,wtedy odechcialo nam sie obiadu, a ze mleka nam bylo trzeba poszlismy do Cheam. O, tak wlasnie bylo. W drodze Iza zasnela, obudzila sie w parku.
I zaczelo padac. Hehe, takie fajne tam maja drzewa. I Iska zezarla czekoladowego muffina od tatusia, mniam mniam. I ciagala mnie po deszczu, przeciez swiat jt taki interesujacy.
I wczoraj bylo nawet jesiennie.
Bo do wczoraj to jakas taka zima sie rozpanoszyla w moich odczuciach,ze wspomnien sie wzina. No i idzie zima. Mandarynki pachna swietami, kawa jakos tak jak norweska z ekspresu i owocowa herbata na dlugie wieczory. Zimno i ciemno. O siodmej juz szaro. Izie to nie przeszkadzalo:) Poszlysmy tylko wyrzucic smieci i przygotowac kosze na jutro, ale moje dziecko do domu tak szybko nie wroci. A ona to nie wie, ze zima siedzi sie w domu, zagrzebuje pod kocem, czyta ksiazeczke i pije kakalko? Ona nie lubi kakalka. Rozwala mi to caly plan:) Tak czy inaczej wrocilysmy do domu o 7.30, bylo ciemno a na placu nikogo. Zasnela po 9. A myslalam, ze ja wymeczylam.
Bo w domu tez nie jt wcale tak nudno. Mozna rzucic kamieniem w laptopa tatusia i rozwalic mu ekranik. Caly wczorajszy wieczor spedzilam na grzebaniu i szukaniu czegos nowego dla Mezusia. Cale szczescie ze jt Krzysz od Izz, znalazl, kupione.
Ide spac.
Poza banini mamy jeszcze gonioni (gonimy) i ganieni (kasztany). Chodzimy i opowiadamy jak mocno kochamy ptaszki, hau hau i miszia i jak bardzo chcemy to wszystko wysciskac.
Aha, i jeszcze mamy ciicii, znaczy cycki mamusi, biustonosz mamusi, jakbym nie wiedziala co z nim zobic to Isa mi mowic gdzie ma to isc, i jeszcze pani w biustonoszu na jakims zdjeciu.

Saturday 25 September 2010

Troche glupio

Mialo byc Hurra!!!
Ale to bylo wczesniej. Hura mialo byc, bo Iza chodzi i powtarza komonn, komonn, komonn. Hoss jt wniebowziety, po angielsku mowi. I nie bede wyprowadzac go z bledu:) Choc wiem cos. Poszlysmy sobie na spacerek popoludniowy. Droga do parku z Isa na rekach trwa jakies 3 minutki, z Isa spacerujaca 15minutek. No to idziemy tak sobie a tu Isa krzyczy kamonn, kamonie, kamanie. Kamienie tam byly, tak?
A na obiad spalaszowala ziemniaczki, zeberka i kapustke czerwona ze sloiczka od Babci Uli. Polska gora!!!

A troche glupio?
Teraz juz mniej,ale zawsze. Nie wiem czemu przypomnialo mi sie znow wesele. Tym razem w kontekscie Iss. Patrze na zdjecia, a tam moja mala coreczka smutna, na kazdym. I juz nie wiem, czy ja sie nia zajmowalam tam? Czy ja po prostu zostawilam. No tak, wiem przesadzam jak zwykle, ale nie pamietam. Moge sie tylko pocieszac, ze nie pamietam w ogole jak bylo, hehe, to i mam prawo nie pamietac i tego. Dobrze, ze jej nie oddalam nikomu i poszlam polozyc spac. No i spedzilam caly ranek i przedpoludnie niedzielne, po przespanych 20minutach.
W zwiazku z tak krotkim wydarzeniem taka mysl. Moja tesciowa rozdaje pieniadze na prawo i lewo , swoim dzieciom. Hoss twierdzi, ze to rekompesanta za brak czasu w dziecinstwie. Pracowala od 8rano do 8wieczorem, pozniej zmienila na 6popoludniu. I co, to o to chodzi w zyciu. Powinnam harowac od rana do nocy, zeby na starosc sprzedac dom za milion funtow i placic dzieciom rachunki?

Matkowanie Kury Domowej

Niedobra matka jtem. Posadzilam dziecko przed telewizorem, zeby zajac sie soba. No, jak przystalo na samotna matke. Nastawilam sos zeberkowy, rozmrazam kawalek kury na zupe dla Izy i dochodze do wniosku, ze taki piekny, sloneczny dzien bedzie zmanowany, bo nie mam calej pralki do zaladowania.
Zeby sie te kosci rozmrozily poszlybysmy paku ( spacer albo park) a tak musze siedziec. Iska ma nowa rutyne, zupe je przed snem, wiec musze gotowac rano a nie jak spi.

Jutro Hoss ma wolne, moze uda mi sie w koncu isc do miasta i kupic mojemu dziecku jaka kurtke, albo co. Zimno sie robi, dzis w nocy nawet ogrzewanie wlaczylo sie samo, a zostawilam termostat tak jak zawsze. Mojemu dzieco nie przeszkadza to jednak wloczyc sie godzinami po dworze. W czwartek tez mialam Pana Meza w domu. Rano padalo, lalo wlasciwie, bylam u fryzjera, wydalam mase kasy i wygladam jak stara lampucera. Znaczy ciecie technicznie jest super, troszke tylko nie ten styl, ale jak mowi Halinka, jesli nie placze znaczy jt dobrze. I pewnie ma racje. Popoludniu wyszlo slonce. Po to pewnie, zebysmy wyszly na dwor, zeby Hoss mogl porozmawiac spokojnie z pania od work tax credit, ktorego nam nie wyplacaja od 3 chyba miesiecy. Mialo byc tylko 5 minut a skonczylo sie na ponad godzinie. Pan Maz z pretensjami, bo on tez chcial na dwor, a tak przesiedzial caly dzien w domu. Od czego sa telefony.

Kupilam w koncu suszarke do prania i trzeba ja oddac, po opakowanie rozerwane, plastikowe czesci otarte i brudne i Hoss uwaza, ze tak sie nie robi. No nie robi sie, tylko czy chce mi sie bawic w takie rzeczy. Czy moze tak juz to zostawie.

Iska gada jak najeta. Potrafi mi opowiedziec historie. Np:

-Gdzie jest Daddy?
-Tamm
-Co robi?
-Pann.
-Oglada pana w telewizji?
-Takk.
- A co ten pan robi?
-UUUU szuszuszu, rzurzurzu.
- Pan uderza pilki kijkiem po stole?
-Takk.

Przedwczoraj z kolei nie mogla zasnac. Krecila sie, wiercila. Zaswiecilam w kocnu swiatlo. Okazalo sie, ze Iza ma dluga historie do opowiedzeia. O panu, ktory na dworze jedzie samochodem i ten samochod jest strasznie glosny. O tym, ze ten pan jest z drugim panem i rozmwiaja (hajoooo). O tym, ze Alan uderza w cos i maluje cos. Ze baba jest daleko, ze Kaka jest daleko i ze trzeba ja ukochac. Ze Ize tez trzeba ukochac.

No, i musze isc. Mis Buliba zmonopolizowal moj komputer i teraz jest Misz, misz.

Tuesday 21 September 2010

A Iza...

...wczoraj zrobila swoje pierwsze siku do nocnika. Nie sadze, zeby zdawala sobie do konca sprawe z powagi naszego wspolnego dokonania, ale okazuje sie, ze wspolne sikanie przynosi jednak efekty:)

...sprzata, zabiera swoja pieluche, mowi kosz, kosz i idzie do kuchni. otwiera szafke, w ktorej, myslalam niegdys, sprytnie ukrylam tenze kosz, podnosi pokrywe kosza, wyrzuca pieluche i otrzepuje dlonie.
wyrzuca tez mandarynki, jak jej sie znudzi jedzenie i moje platki kosmetyczne, jeszcze zdatne do uzycia.

...kazala mi wczoraj wylaczyc moja smetna muzyke, a gdy wlaczylam Banacha wsunela swoja plyte do grajacego sprzetu. Od wczoraj sluchamy Travelling Songs.

...dzielnie wloczyla sie z wujkiem Bogdanem i Maja, lat 3, uliczkami Sutton przez okolo godzine. Stwierdzam oficjalnie wiec, ze moja corka zamilowanie do chodzenia odziedziczyla po mamusi.

... jest na mnie zla, jak jej kaze siedziec za dlugo w domu. Ale!!! stwierdzam, ze nie jest z nami tak zle. Evening Standard doniols wczoraj, ze coraz wiecej angielskich dzeci nie wykonuje zalecanych min 60min cwiczen tudziez ruchu na swiezym powietrzu, a my wychodzimy codziennie i to nie raz.

...teraz wlasnie tanczy, dzieki czemu mam troche spokoju.

Sunday 19 September 2010

Pudernica

Bylysmy w piatek u Halinki i Mai (albo Mani, jak to Iska lubi mowic). Poniewaz krotka mam pamiec nie wiem co Iza zrobila, ze Maja powiedziala "Nowa Pudernica nam rosnie". Pewnie pogrzebala Halince w kosmetyczce, albo, o juz chyba wiem, dorwala halinkowy pedzelek do makijazu, jedna z wazniejszych rzeczy w zyciu Halnki.
Dzien minal nam bardzo milo, szybko tak, ze nie wiem gdzie sie zapodzial. Iza z powodu wrazen nie skusila sie na popoludniowa drzemke, w zwiazku z czym zasnela 0 18:45, czekajac na pociag do Sutton.
Sobota bylaby pewnie zwyczajna, czyli wizyta u tesciowej i cala chmara Angoli, gdyby nie pewien Puderniczy Incydent. Moje dziecko ( nie wiem po kim to ma), korzystajac z okazji bycia u mnie na rekach, wzielo sobie lusterko, poczym malujac sie paluszkami po twarzy zaczelo mi tlumaczyc "oko, oko, oko".

I koniec na dzis, Izunia wstala.

Tuesday 14 September 2010

Slownik Izowy

Dzis moje dziecko konczy 17 miesiecy. I oczywiscie jt niezwykle madre, juz uzdolnione i nadzwyczaj urocze. Odkrylo kieszenie, chowalo dzis w nie kasztany. No i nie wiem czy dobrze, ze odkrylo te kieszenie. Bo tydzien temu potargalo ksiazeczke, a dzis jakies dokumenty, cale szczescie, ze niepotrzebne. No i nie wiem, czy dobrze, ze ma taka a nie inna chrzestna;) Nie dosc, ze jt do Kani podobna, to jeszcze robi to, co Kania w zlobku. Kieszenie pelne potarganych papierkow. Kiedy zacznie sie drzec?!?!

Mamy tez nowa milosc. Tydzien temu poszlismy kupic Mezowi spodnie do pracy, a poniewaz
zakupy byly dla niego i mial nawet niezly humor, mowie mu : Chodzmy na chwileczke do Tkmaxx, buciki dla mnie zobaczymy. Bucikow nie bylo, za to Pan Maz zagrzebal sie w kurtkach. Na wystarczajaco dlugo, zeby Isa zagrzebala sie w zabawkach. LALA!!!! no i mamy nowe ulubione slowo w slowniku Malej Dziewczynki. Lala jt obecna CODZIENNIE! Lale sie rozbiera, kladzie spac, tuli, spiewa kolysanki (LALALALALA), daje jesc i dzieli sie z nia wszystkim co sie ma. Lala chodzi z nami na spacery. Zaraz po lali pojawila sie kolejna, prezent od cioci i kolejna, zwinieta od babci. Teraz kochamy 3 lale.

Ze slownika Izuni:

tak
dziusz -juz
kapka- czapka
bucik
ga'la'-gora'ce
gom-gone
pam-pan
koti-kotek
spaci, spaki- spacer
balus ( jak sie trafi)- balon, banan
szpi- spac


pam gom-nie ma pana

I oczywiscie juz pozno i oczywiscie nie mam juz sily, chce mi sie spac i oczywiscie nie chce mi sie juz pisac, bo nie mysle.

Saturday 11 September 2010

Dlaczego na polskiej wsi jest lepiej, Billie

Poniewaz nic nie pisze a sie poczuwam przeciez

Wrazenia angielskiej nastolatki z wekendu na polskiej wsi:
http://billieloo.tumblr.com/

Monday 6 September 2010

I stalo sie

I stalo sie. Dalam sie zaobraczkowac i mnie to cieszy! Na razie nie potrzebuje byc malutka. Mam taka malutka w domu i wystarczy mi malutkosci, na razie. Moj Malzonek zwierzyl mi sie wczoraj, ze choc kocha swa coreczke, to zamyka rano drzwi za soba, wzdycha i mysli poor Agie. Chociaz tyle.

U nas zmian nie ma. Mala Iza szaleje i oczekuje, ze bede sie nia zajmowac caly czas. Chyba nie pamieta, ze sztab opiekunow pozostal w Polsce. Ja analizuje moje weselne przedsiewziecia i dokonania. Co powinnam byla zrobic inaczej i dlaczego nie zrobilam. Powtarzam sobie, ze przeciez nikt nie wiedzial jak chcialam, zeby bylo, wiec bylo jak mialo byc. Poplakalam sobie dzis, wiec moze mi przejdzie, znaczy sentymentalnosc. Najwyzsza pora, ilez mozna swoje wesele przezywac.

Pora sie skupic na produkcji Aniolkow. Ten co go juz mamy potrzebuje towarzystwa. Moze wtedy przestanie rozrabiac. Poszlismy w piatek do tescowiej. Myslalam, ze Isa jest z babcia i Alanem. Dobrze, ze katem oka ja zobaczylam. Stala na trzecim stopniu od gory, gotowa do kontynuowania swojej wedrowki. W rece miala tabletki na komary, znak,ze jakis czas juz wojowala. Weszla po schodach na gore, do pokoju babci, poszperala i zaczela schodzic na dol. Zawal serca dla matki na tacy podany. No bo potrafi byc sodziutka. Mialysmy w sobote gosci, Athanasia i jej Emily. Nie wierzylam wlasnym oczom, ale Isabela chodzila wokol Emily, glaskala, przytulala i glaskala. Tak, tak, bo ona jest wrazliwa na nieszczescie innych dzieci. Leone urodzila w koncu syna. Edward ma juz 5 tygodni i podobno caly czas sie drze. Dzisiaj tez sie darl na dworze.Izunka pokazala mi najpierw, ze tam dzidzius jest, potem, ze placze, a potem zaczela calowac powietrze. Zapytalam, czy chce pocalowac dzidziusia, zeby przestal plakac. Energicznie pokiwala glowa.

Gdzie jest daddy? Tammm
Gdzie jest samolot? Tamm
Gdzie jest mama? Tammm ( a mama trzyma ja na rekach)

Boli, boli. Gdzie? Tammm. Pocalowac? Tak.

Sunday 15 August 2010

Deszcz


W końcu dziś padało, a że Isa w domu nie usiedzi poszłyśmy na spacer. Króciutki, bo nie chcemy sie bardziej pochorować, tylko tak, dla wypróbowania gumiaczków i kurtałki deszczowej.
No ślicznie było.

Dociera do mnie również, że to już za dwa tygodnie. I nie chodzi tu i samą imprezę, ale fakt stania się. Podejmowanie decyzji nie jest proste. Czy ja przypadkiem gdzieś kiedyś nie napisałabym, że czasem mogłabym być na nowo malutka?

Saturday 14 August 2010

Zawał serca

Siadłam sobie przy komputerze, napiszę coś, myślę sobie. Nagle słyszę płacz Iss, pewnie się obudziła, myślę sobie. Schodzę więc na dół, bo tam mamy nasz pokoik, a jej w łóżku nie ma. Znalazłam ją na podwórku, taka podróżnika. Obudziła się i nie chciało jej się leżeć już. Parę dni temu zrobiła to samo, tyle że weszła na pierwsze półpiętro.

Poza tym życie w Wiślicy to sielanka. Ciepło, słonecznie, ogródek, na spacer nie trzeba się szykować, raj na ziemi dla mojej córki. Pierwsza rzecz po otwarciu oczy to kręcenie paluszkami, znak, że ma ochotę na spacer. Po co śniadanie, ubieranie się i wszystkie te nudne sprawy, kiedy świat na zewnątrz jt taki interesujący, są kotki (sztuk 6, w tym dwa maluszki), piesek i może nawet uda się spotkać dziadka z brodą. Tak, życie jt piękne.

Czasem tak sobie myślę, że jednak mogłabym przez jakiś czas być dzieckiem.
No bo jak nie jtem to mam urwanie głowy. Chodzę zmęczona, nie dosypiam i dopinam ślub i wesele.
Głupi ksiądz powiedział, ze on musi zobaczyć Hossa w środę albo czwartek przed ślubem. Po co nie wiem, bo twierdzi, że piątek to już za późno. Chyba postawię go przed faktem dokonanym i się nie pojawię aż do piątku.

Minęło juz ponad dwa tygodnie, a ja nie bardzo wiem na co. Isa pewnie wie. No może pomijając ostatnie 4 dni, bo chora. Ma zapalenie oskrzeli, więc marudzi i na nic oprócz mnie nie ma ochoty. O, ja też już wiem, gdzie mam ostatnie parę dni. Z moim dzieckiem, wyjątkowo. Bo tak to oddaję ją na wychowanie Kani, matce chrzestnej. Kochają się bardzo i nie przeszkadza im, że ja uciekam. A nie, skłamałabym. Jak Kania gotuje obiad ktoś musi przejąc Iss, i robię to ja, choć nie zawsze.

Jak pięknie żyć w wielopokoleniowej rodzinie.

Sunday 25 July 2010

Kapiele





Tak, tak. Isa bierze czynny udzial w przygotowanaich do kapieli. Codziennie. Tylko to jak duzy zalezy od mojego czujnego oka. Wczoraj na ten przyklad bylam malo czujna. Kapala sie z nami wiec lala i kroliczka, jakkolwiek sie ta kroliczka zwie. W sumie to i dobrze. Przydaloby sie lale okapac.

A po kapieli Tatus zamienil swojego Angel w malego diabelka. A potem byla jego kolej. Bo przeciez on taki zabawny jest... Ech, Tatus.
Posted by Picasa

Wednesday 21 July 2010

Berlin

Wrocilismy z Berlina dzis wieczorem.
Bilans:
  1. Smoczek zgubiony-raz.
  2. Smoczek kupiony-razy dwa.
  3. Smoczek nowy zgubiony-raz.
  4. Tygrysek zgubiony-raz.
  5. Sandalek zgubiony-raz. Tym razem to moja wina. Wcisnelam je pod wozek i myslalam, ze jak nie beda na stopach mojej Corki, to beda bezpieczne. Okazuje sie, ze sie mylilam.
  6. Pamiatka z Berlina, brazowa kaczuszka kapielowa, zostawiona w samolocie. Jak to sie stalo tez nie wiem. Troszke szkoda, bo kapielowych zabawek nigdy dosc. Isa lubi sie kapac z wieloma zabawakami, im bardziej pluszowe, tym kapiel przyjemniejsza:). Zdarzylo jej sie kiedys wrzucic chodniczek lazienkowy i dwa male, ktore ma w pokoju.
Isa to mala podrozniczka. Marudzila tylko dlatego, ze byla glodna, smiala sie caly czas i machala do obcych ludzi. Podejrzewam,ze podobal jej sie nasz 4*hotel. Tak, tak, moj przyszly maz burzuj nie mieszka w innych hotelach podczas swoich weekendowych wypadow. W kazdym razie nie korzystal z uslug innych za czasow kawalerstwa, kiedy to sie z Donalem bujal. Inna sprawa, ze naszemu hotelowi do 4* bylo dosyc daleko.

Czego nauczylo sie moje dziecko:
  1. Chodzi i powtarza OKEY, poczym plynnie przechodzi do "agie" (cokolwiek ma przy tym na mysli).
  2. Karmi swoje lalki lyzeczka i pyta czy chca more. Takze migajac.
  3. Najpiekniejsze ptaki na swiecie to pingwiny. I robia wiii i kiwaja sie na boki jak chodza.
  4. A malpa robi "u u u".
  5. A foka to pies. W jej jezyku migowym.
  6. Do zwierzat, ktorych sie boimy nie trzeba podchodzic. Wystarczy pomachac im "papa-do widzenia" na dzien dobry.
  7. Ptaszki, ktore przylatuja do stolika zostana dluzej, jesli tylko rzuci sie im troszke pysznego ciasta z owocami.
  8. I makaron z kurczaczkiem najlepiej je sie wielka lyzka.
Za to ja stracilam zainteresowanie robieniem zdjec. Hoss szalal z kamera a jedno ujecie katedry to zdecydowanie za malo. Ja tylko sprawdzalam czy slonce nie za mocno swieci na moje dziecko, czy jeszcze wytrzyma zanim zdecydujemy sie z Hossem gdzie bedziemy jesc ( tak, to mamy na pewno wspolne) i czy juz ma dosc kilemetrow jakie robi siedzac w wozku. Pewnie dlatego zgodzilam sie na zoo we wtorek rano. Chocby nie wiem jaka byla grzeczna podrozniczka tez ma swoje granice cierpliwosci. Calkiem szerokie. A ja, o dziwota, odpoczelam.

W poniedzialek wstalismy o 3 rano, samolot o 6:50 a potem caly dzien chodzenia. Nasz hotel byl jakies pol godziny od centrum bardzo szybkim tempem a ani razu nie jechalismy pociagiem, wiec sama sie zdziwilam, kiedy nastepnego dnia obudzilam sie tylko z bolem miesni nog. Isa byla laskawa, obudzila mnie ok 8 rano, a to sukces. Potem szybkie sniadanie w hotelu, za ktore kazali nam zaplacic, chociaz na wstepie powiedzieli, ze mamy spanie ze sniadaniem. To i zrobilam sobie drugie sniadanie. A co! Jak place to niech chociaz wiem za co. A potem znow chodzenie.

Berlin ma zoo, z misiem, ktory chodzi w kolko zdenerwowany i z gorylem za szybko, ktory patrzy tak, ze czlowiek zastanawia sie jak bardzo jest w tej swojej klatce nieszczesliwy. I dlaczego inni tego nie widza. W zoo sa tez ptaszki (tatki) wszelakie i pingwiny.
Berlin ma jedna dluga, szeroka aleje, ktora zaczyna sie Brama Brandenburska i Reichstag a prowadzi do Katedry Berlinskiej, obsesyjnie fotografowanej przez Hossa. Zaraz za tym jest duzy, pusty wedlug przewodnika plac, z wieza telewizyjna a obok odbudowana sredniowieczna czesc Berlina. I jak tylko wejdzie sie wglab znajdzie sie cala mase urokliwych miejsc, ktore z Berlinem kojarzyc sie przeciez nie powinny. A jednak.
Uznalismy z Hossem, ze poniewaz centrum wyglada jak plac budowy, warto byloby przyleciec jeszcze raz za jakies 5 lat. I nie moge sie nie zgodzic.
Jest jeszcze rzeka, a nad nia puby z lezakami i puby-plaze w centrum miasta, wcale nie nad rzeka. Na przyklad Checkpoint Charlie, atrakcyjne pod wzgledem historycznym miejsce, a ja cyk, cyk, zdjecie plazy robie.
I jeszcze duze misie porozrzucane po calym miescie, myslimy, ze to jakies artystyczne przesiewziecie. Takiego misia mozna kupic w sklepie z pamiatkami za jedyne 59.99 Euro. Wlasciwie misie uswiadomily mi, ze moze powinnam jednak troche skupic sie na patrzeniu na miejsca tak, zeby chciec miec je na zdjeciach. Bo misie byly rozne, a ja mam tylko 4 na zdjeciach.

I wrocilismy do naszej rutyny, ale nie na dlugo. Za 5 dni lecimy do Babci, Dziadka, Cioci Izy i Cioci Kani (Kaka, Kaki).

A na zakonczenie.
-Mamo, czy to normalne, ze 14-to miesieczna dziewczynka zaklada buty swojej mamy i paraduje po mieszkaniu?
-Coz, jak matka nie jest elegantka to corka musi.

Dobranoc.

Tuesday 6 July 2010

Edukacja

Moja corka Isabela, zwana przez niektorych Mala Fasola okazala sie niezwykle pojetna uczennica. Musialam sie pochwalic, to i zaczelam te pisanine. Obiecac sumiennosci nie moge, postaram sie, to obiecac moge.
W niedziele odwiedzila nas ciocia Gatti i jej ukochany, a nasz wujek, Jarek. Wujek Jarek pomyslowym mezczyzna jest, zwlaszcza gdy spedza niedzielne popoludnie w towarzystwie trzech kobiet i troche mu sie nudzi. Iss dostala od Gatti malych dzidziusiow sztuk piec, slodkie, gumowe, mieszcza sie w malej raczce. Poza tym Iss w te niedziele jadla pomidorowa zupe na pozny lunch, wczesny obiad w towarzystwie naszych gosci. Goscie nie jedli, taka jtem niekulturalna, ze nie zaproponowalam. Ha, moze dlatego Jarek rozpoczal edukowanie Iss? Nauczyla sie, ze nalezy sie dzielic, z kazdym, nawet najmniejszym stworzeniem na ziemi. Nawet takim, ktore miesci sie w malenkiej raczce.
Teraz dzidziusie jadaja z nami obiady. Dmuchaja jak gorace i wiedza, ze najlepsza do picia jest herbata. Jak tego Jarek dokonal, nie wiem. Moze powinnam zatrudnic go jako prywatnego nauczyciela.

Bylysmy dzis na basenie z Leone, dla tych, ktorzy nie wiedza, Leone to sasiadka, ktora ma trzyletnia corke, Elen i jest w ciazy. Bedziemy miec dzidziusia w bloku. Iss kocha wode. To tez dla tych, ktorzy nie wiedzieli.

Na zakonczenie, Wujku Jarku, dziekujemu za dzialania edukacyjne:)

Kwiecień na niczym prawie

Nic się nie dzieje. To znaczy nie, dzieje się zawsze. Co u ciebie darling? No, nie wiem, jak ci opowiedzieć w jednym zdaniu wszystko co się ...