Friday 30 December 2022

Pokemonica


To ja jestem. 
Kiedy jestem elegancka.
Tak mnie widzi Leon.
Ładnie, co nie?

Leon miał przez długi, długi, długi czas obsesję na punkcie Pokemonów. Przez długi czas.
Po lekcjach łazili po osiedlu. Dużo o nich opowiadał. Karty kupował, życie wokół Pokemonów się toczyło.

Kiedyś pokazał mi Pokemonicę. To jesteś Ty, mamo.
No, to jestem. 

Tymczasem teraz. 
Isa jeździ konno w Wielkiej Brytanii i pyta, czy może też w Polsce. Bo koniki są super. Jest zachwycona i jest to jedno z lepszych doświadczeń angielskich świąt. Spotyka się z rodziną. Dzięki temu, że przyleciała spotkali się ludzie, którzy się nie widzieli kilka lat. Może jak będzie częściej latać, wszyscy się tam pogodzą? 
Czekamy na sylwestra, żeby można już było wyskoczyć z tego dziwnego roku. Symbolicznie może, co? Nie wiem. Nie wiem, czy wszyscy czekają, ja na pewno. Końcówkę roku mam tak powaloną, że nie wiem sama o co chodzi, ani jak to nazwać, ani co czuję, może oprócz tego, że jestem zmęczona. 
Szaro ponuro. Ciast nie jemy, nikomu się nie chce. 

Ech, dobrze, że chociaż dobrze zaczęłam ten wpis. Ładnie. 
To może go skończę też ładnie.
Ej, ale pada, co nie? Jak dobrze, że ja tam już nie mieszkam. Choć! Czasem tęsknię, bardziej pewnie za tym co czułam, kiedy mi było dobrze.
Jak dzieci, kiedy oglądają zdjęcia z naszego tam życia.



Monday 26 December 2022

Co się wydarzyło w Boże Narodzenie

No dobrze. 

Zawieszki z imionami są, listy od Mikołaja dwa są, prezenty pod choinką są. 

Isa jest, przez wideorozmowę. 

Potem okazuje się, że trzy mapy są i prezenty można rozdawać.

Czyli co? Czyli plan przed-na-święta wykonany.

1. niebieski cieniowany łańcuch na choinkę - zrobione 35 metrówł Tymek: my też mamy taki w przedszkolu, tylko kolorowy

2. grę mikołajową na ten rok - zrobiona, wszystko na miejscu

3. ciasto na święta, żeby nie robić wszystkiego naraz u mamy - zrobione, za wysokie i mało eleganckie

4. wybrać prezent dla Leona, taki, żeby to nie była gra - niezadowolony, się okazało

5. wyekspediować Isę do Anglii na święta - tęskni, bo bez Wigilii





Dla przypomnienia, dałam się w ciągnąć w robienie gry mikołajowej, którą zawsze robi Kasia, ale czasu miała mało w tym roku, a ja czułam, że może dam radę. 
Plułam sobie w brodę, że nie opisywałam żadnej wcześniejszej gry i zadań mikołajowych, żeby wiedzieć, co dokładnie i czym się inspirować. Coś tam wiedziałam, ale nie tak jak CHCIAŁAM. Hehe.
Dlatego teraz opisuje, może jak sobie przypomnę, albo poproszę Kasię, to opiszemy te wcześniejsze. 
A, no przecież, one są nie całkiem opisywane, bo one były od Mikołaja przez długi czas, nie od Kasi, więc luźno kształt był przedstawiany.
Dopiero w zeszłym roku Leon w najbardziej możliwy z traumatycznych sposobów odkrył, że Mikołaja nie ma. Że to my. 
No, kto mu kazał podglądać.

Do odebrania prezentów należy przeczytać list nr 1, w którym Mikołaj opowiada, że jego renifery oszalały, zatrzęsły saniami, prezenty wypadły, na nich tylko obrazki bez imion. Najgorzej, bo elfy się zgubiły, drogi do domu nie znają, trzeba im pomóc. Dalej o tym, że są trzy mapy, że trzeba trzech pomocników (A my tutaj stoimy trzy dzieci pomocnicy rezolutnie zauważyła Wiktoria) i tu wchodzi list drugi, a z nim mapy. 




Jak żeśmy już wszytko odtańczyli, odśpiewali można było szukać prezentów. Mali pomocnicy potrzebowali pomocy dorosłych, ale już zadania i odpowiedzi poszły nam (prawie) szybko. Leon mówił że jest miły i pomocny, babcia byłaby najpiękniejszą gwiazdką na niebie, ciocia Kasia wiedziała ile trzeba jajek do ciasta na pierogi, dziadek, że żeby wbić gwóźdź trzeba uderzyć młotkiem raz, Wiktoria policzyła, że na choince jest 48 bombek, Tymek opowiedział w czym jest najlepszy,Mała Isa nie mogła zaśpiewać kolędy, bo ze wzruszenia drapało ją w gardle, Darek policzył, że Tymek ma 21 zębów, a Duża Iza odpowiedziała, że ulubiona piosenka Tymka to Chocolate. 

A nasze święta? No cóż. Od dwóch chyba lat powtarzam, że nie różnią się od naszych weekendów, czy wakacyjnych spotkań wiślickich. Pierwszy raz pomyślałam, że byłoby tak fajnie jechać gdzieś indziej, zrobić coś innego, popatrzeć na inny świat. Trochę tej inności namiastkę mieliśmy. Nie siedziało się w kuchni całą noc, ciasta przywiezione (i niestety zrobione także przez moją nieposłuszną i krnąbrną matkę, której się mówi, żeby nie robiła, bo chora, bo nie ma siły, a ta nie, przecież jak to! święta bez roboty!).
Ja bym tak chciała Wigilię i pierwszy dzień świąt gdzieś pojechać, a potem to już mogę wrócić do domku mamusi i tatusia. O! Może jak raz pojadę, będę wiedzieć, że nie chcę już nigdzie jeździć, że chcę tylko w Wiślicy!

Choinka w tym roku była niebiesko-biało-srebrna. W zeszłym różowa, dwa lata temu pomarańczowa. Przyjemnie się patrzyło, ale nawet Leon, który o taką kolorystykę poprosił stwierdził, że jednak kolorowa jest fajniejsza. 

Wszyscy byliśmy jacyś zmęczeni. Nie wiem, co wisiało w powietrzu, ale na moich ramionach coś cały czas siedziało, w mojej głowie rozpanoszyła się mgła, ociężałość zamieszkała w każdym moim ruchu i pomimo tego, że dobrze być razem, chciałam żeby się już skończyła. Chciałam już końca tej konieczności świętowania.
Leona prezent nietrafiony, dzielnie próbował się nie rozpłakać i nie pokazać, że mu się nie podoba. Dzielnie próbował ukryć rozczarowania. To ja się rozpłakałam, żeby nie było. Tak, wiem, jestem dorosła, powinnam umieć panować nad emocjami. Może po prostu czasem się nie da. Może czasem wszystkiego jest za dużo.

Niemniej. Cieszę się, ze wszystko co się zadziało, się zadziało. Nic nie dzieje się bez powodu.


Thursday 22 December 2022

Sama na lotnisku

Nie wiem, jak oni tutaj wytrzymują. Tu jest za dużo światła. Bolała mnie głowa. 

Rzeczywiście, Warszawa przed świętami to jedna wielka choinką, przynajmniej nocą.

Isa poleciała. Sama do Londynu. LOT mówi, że trzynastolatka może latać sama, bez asysty. Stres był mocny i trwał przez cały tydzień przed wylotem. 

Cieszył mnie wypad do Warszawy i zaplanowany wspólny wieczór na świątecznym jarmarku, który na pewno gdzieś tam, w centrum był. Nie wiem, nie mogę potwierdzić, gdyż nie widziałam. Przepełniona ludźmi, zaśmiecona światłem i rozpychająca się łokciami pośpiechu Warszawa nie dla Leona.

Nie dla mnie zresztą też. Nie umęczyła mnie tak mocno, jak tego wysokoczującego dziesięciolatka, ale za dużo ode mnie chciała, za mocno cisnęła. Wiem, choć próbowałam nie czuć. Tak strasznie chciałam do tego przedświątecznego harmidru. Co pokazuje również, że zanikająca w zastraszającym tempie fascynacja świętami, lub otwartość na czucie i przyjmowania, na chwilę wróciło. W zastraszającym piszę, gdyż chciałabym, żeby jednak było. Czułość i wdzięczność zawsze łatwo przychodziły w okolicach Bożego Narodzenia. Od pewnego czasu postanowiły się nie pokazywać, a ja powoli coraz mniej zaczęłam cieszyć się z krzątaniny.

Ba! Ja tego nie lubię! Kto to wymyślił, żeby w grudniu usypiającym, miotać się pomiędzy jednym zadaniem a drugim! Z drugiej strony czasem sobie myślę, że to wszystko tylko po to, żeby w ciemnościach nie oszaleć, depresji nie dostać i być jednak blisko, bo dzięki temu energi więcej być może. Tylko. Może to po to, żeby nie zasypiać, bo przy zasypianiu za dużo myśli może, to po co? 

Pomieszałam se te dwie teorie, czuję, że gdzieś się stykają. Dla Państwa taka refleksja.

Trochę nas bolały brzuchy. Trochę się przejedliśmy chińszczyzny, bo w jadłodajni z polszczyzną (określeniotwórstwo Leona) śmierdziało kapustą kiszoną, akurat gotowaną. Trochę byliśmy podziębieni, w przypadku Leona nadal trochę chorzy. Herbata też dobra, wystarczająco dobra na warszawską przygodę.



A Isa.

Poradziła sobie. Wiadomo przecież. Trochę się nie spieszyła do bramki, więc kiedy wypytywali ją jak to ten brytyjski paszport i jak to po polsku, i jak to mieszka tu, a leci tam i ten brytyjski paszport, narobiła kroków przestępując z nogi na nogę, martwiąc się, że samolot bez niej poleci. Teraz już wie, że lepiej poczekać chwilę, niż się spóźnić. Inna sprawa, że bez niej by nie odleciał, a nawet jeśli, to zdążył by ją poinformować, że sori lecimy, bo nie rozumiemy, że paszport brytyjski, że język polski, że życia tu, a tam. 

Czy się martwiłam? Nie bardzo, nie chaotycznie, rzeczowo bardziej i jak to ja, zadaniowo. Leci, trzeba wykespediować. Co mi przypomina właśnie o liście grudniowej, o cieście, łańcuchach, grze Mikołajowej. 

Sprawdziłam tylko, czy wie, gdzie ma iść i co robić, i wróciłam z Leonem do domu. Wieczorem upiekłam trzy podpieki do Brazylianki, spakowałam nas na święta i poszłam spać. Masy zostawiłam na rano. I wszystkie punkty mogłam odhaczyć.

Sunday 18 December 2022

Niby zima, a ja o lecie


W sobotę rano Isa pojechała na harcerski biwak wigilijny. Bieg patrolowy w śniegu po kolana. Oczywiście zapomniałam jej przypomnieć/dać stuptuty. Mówi, że cała przemokła, ale nie szkodzi, bo przecież są kaloryfery. 

Wieczorem śpiewy, zamykanie belek i innych odznak harcerskich. Ona swoją ochotniczkę, na jedną belkę otworzyła jeszcze w wakacje zeszłego roku, ale nie bardzo jej się chciało robić sprawności. Olewczy stosunek do wielu spraw nadal nad nią wisi i tylko od czasu do czasu zryw się tworzy, porywa ją na chwilę, by znów czasem szybciej, czasem wolniej ustąpić miejsca olewowi.

Ten olew zawiesza się czarną chmurą i beznadziejnością świata. Chcę wierzyć, że to tylko bycie nastolatką, choć antydepresanty mówią co innego. Trudno jest być dzieckiem rozwiedzionych rodziców, z których każde mieszka w innym kraju, jedno myśli, że jej podejście jest opiekujące i może mniej szkody myśli, drugie, że wszystko to wina tej drugiej, a koniec końców oboje w swojej nieumiejętności dogadania się dla dobra dziecka szkodą. 

Chcę wierzyć, że to co robię ma na celu zaopiekowanie się i jeśli opowiadam, to po to, żeby pokazać, że ojciec traktuje ją tak, jak mnie. Kiedy dzieli się ze mną rozmowami z ojcem, bo nie umie pojąć, czego on-dorosły chce od niej-dziecka, widzę to wszystko przez co przechodziłam sama. Wymyka mi się, choć wiem, że może lepiej nie, komentarz, że on taki jest. Czy mam prawo? Czy narzucam moją narrację? Pewnie tak. Ale jak ja bym chciała, żeby ktoś mi kiedyś powiedział: nie pozwalaj sie tak traktować, nikt nie zasługuje na brak szacunku. Szukam po omacku najlepszej drogi, po której może przejdzie mniej pokiereszowana. Rodziców się nie wybiera. Nie da się też wybrać tylko tych dobrych, z naszych z nimi relacji. 

Olew znika, kiedy pojawia się praca z dziećmi i historia. Dwie pasje Isy. 

Na biwaku Isa dostała stopień ochotniczki z jedną belką, pomimo niezrealizowania wszystkich zadań z listy. Podobno próby zamyka się też za ogólną postawę. Może to za to?

Kiedy była na letnim obozie podszedł do niej druh najwyższy i najważniejszy, kiedy łódkę czyściła. Zapytał, czy w przyszłym roku będzie "coś tam" robiła (nie pamiętam mamo o co mnie druh zapytał) i dodał, że taka rezolutna dziewczyna, to on się spodziewa, że ona będzie. 

Przy kręgu przed powrotem do domu po biwaku kręciło się małe zuchowskie dziecko i nie wiedziało, jak się wcisnąć. Od razu go zobaczyła i przygarnęła.

Może to właśnie to? Postawa harcerki? Uznanie ją zmotywowało do zaangażowania się w zdybywanie kolejnych odznak, ale tym razem całą sobą. Taki jest plan.

Leon chory, a ja chciałam ten weekend poświęcić na tworzenie gry i zadań Mikołajowych, w które się wpakowałam, tzn dałam wepchać głupio, choć wiem, że tyle się dzieje, że nie mam bardziej siły, niż czasu, bo wtedy nici z odpczynku.  Leon chyba w domu zostanie, lepiej w cieple.

Gra niezrobiona. Za to wizyty w centrach handlowych odbębnione. Dwa razy, przez dwa dni, bo Isa chciała sobie zakupy i prezenty. Z czego nasze znalazły się pod choinką. 

Grudniowo mam do zrobienia. Update.

1. niebieski cieniowany łańcuch na choinkę - zrobione 35 metrów

2. grę mikołajową na ten rok - będę robić po nocach chyba

3. ciasto na święta, żeby nie robić wszystkiego naraz u mamy - trzeba mikser pożyczyć i plan ułożyć, co kiedy

4. wybrać prezent dla Leona, taki, żeby to nie była gra - eee, nie przejdzie, nie ucieszę dziecka na siłe. a może?

5. wyekspediować Isę do Anglii na święta - wszystko już mamy. wyjazd do Warszawy już w środę.

Sunday 11 December 2022

Matka jednak wie

Kiedy rodzic przestaje być wyrocznią i autorytetem? 

Poranek Isy, śniadanie, telefon. Przed wyjściem do szkoły, przed moją pracą. Kręcimy się wokół siebie, od czasu do czasu rzucając hasłami, ciekawostkami, zadziwieniami. Mamo, chodź, coś ci przeczytam. Czyta historię dziewczyny, która była w szkole odrzucona przez całą grupę i prześladowana przez koleżankę, prowodyrkę. Kończy się ciążą tej niedobrej, brakiem promocji do kolejnej klasy i puentą - nie warto się przejmować tym, co ktoś o nas myśli i czy opowiada innym bzdury na nasz temat. U nas problem przejmowania się cały czas się przewija. Koleżanka z klasy samookaleczała się w szóstej klasie, połowa klasy o tym wiedziała, harcerstwo wiedziało, nikt nic nie zrobił. Tylko Isa opowiedziała o tym swojej psycholożce, choć tajemnica jest dla niej świątą i nikomu nie zdradza powierzonych jej sekretów. Tylko dla Isy było to na tyle ważne, żeby zrobić coś więcej. Skończyło się moim zaangażowaniem, pomimo sprzeciwów Isy. Matka dziewczynki nie chciała uwierzyć, niemożliwe, moje dziecko boi się krwi. Czy się boi, czy nie boi, czy się tnie, czy nie, nie ma znaczenia. Mówi o tym, opowiada innym, pokazuje szramy na rękach. To jest wołanie o pomoc, trzeba działać. Jakis czas później odbyła się druga rozmowa z matką. Padły ciężkie słowa o braku zaufania i nieszczęściu dziecka. I wtedy się zaczęło. Od tamtej pory Isa słyszy, że wszystko zepsuła i całe nieszczęście, które na koleżankę spadło, to wina Isy. Każdy w szkole i harcerstwie, kto chce słuchać dowiaduje się, jakim złym człowiekiem jest Isa.

Na kogoś trzeba zrzucić odpowiedzialność, żeby nie musieć stawiać czoła swoim demonom. Ja to wiem, Isa niby też. Właśnie, niby. Wiedziałam, że częste poruszanie tego tematu, krótkie komentarze, anegdotki oraz zawiłe opowieści świadczą o nieprzerobionym temacie, ale miałam nadzieję, że powoli uczy się akceptować i nie przejmować. Aż tu dziesiejszy poranek z kończącym śniadanie komentarzem. To jest mamo takie, to jest takie, to jest takie, ech. Jak ty mi to mówisz, to ci nie wierzę, jak czytam tutaj, to to jest takie inne.

Dobrze, dobrze, niech ten Internet będzie. 

Spadł śnieg. Zrobiło się pięknie. W szkole przygotowania świąteczne, gorączka przedświąteczna. Zbieranie punktów. Prace plastyczne, pieczenie, działanie, charytatywność. I za punkty. Te punkty wadzą mi bardzo, ale o tym  może innym razem. 

Skoro przedświęta i śnieg, idziemy na spacer i sanki. Robimy stroiki. Ja czynię 30 metrowy łańcuch na wiślicką choinkę. Trochę te święta jednak czuć, kiedy badawczo przyglądam się moim reakcjom na przeświąteczny czas. 




Tuesday 6 December 2022

Pod poduszkę. Ekskluzywnie i nie.

Grudzień przyszedł, z nim szaleństwo.

Ukradłam komuś pomysł, który nadal uważam, jest całkiem fajny. Kupuje się dziecku co roku bombkę i wiesza na choince. Nie wiem, co planują z bombkami zrobić ci, od których pomysł zwinęłam, ale wiem, że ja spakuję wszystkie (mam nadzieję nie więcej niż 18 bombek) w pudełko i dam w prezencie na urodziny, albo na nowe mieszkanie. 

Z powodów finansowych od trzech lat nie kupowałam. Zawsze było, że może na przecenach, że nie teraz, że zaraz. W tym roku więc, aby nadrobić, kupiłam zestawy na dwa lata. Rozłożyłam, pokazałam.

 1. Zestaw Half Price, taki nawet posh.

2. Zestaw Pepco. Dużo mniej posh, podejrzewam nawet, że to szkło, z którego zrobione, mało szklane. Jednakże świetnie pasował do naszej trójki. Leon kocha jabłka (przypominam: jest w domu coś dobrego, są jabłuszka?). Isabela kocha herbatę (o, właśnie pomyślałam, że to dobry prezentowy kierunek). Dla mnie zostało "coś", pączek, ale bardziej ozdoba.

Nie pasuje do Ciebie ta bombka, mamo. Jest za mało ekskluzywna. Ta złota z Half Prajsa już bardziej.

Ha! Możecie się wszystkie moje siostry i matki teraz pocałować w żyć ze swoimi komentarzami, że nie mam swojego stylu! Moje dzieci uważają, że jestem ekskluzywna. I taka właśnie jestem!



Pod poduszkę Mikołaj przyniósł: książkę, kubek PsyTul (już wiadomo, że ukochany), talon na grę, do kupienia w sklepie Nintendo (Leon spłaca pożyczkę, którą u mnie zaciągnął, żeby sobie kupić Nintendo Switch, do komunijnych zabrakło 400 zł), ocieplacze nauszniki. Spoko. Trochę już zaczynam nie wiedzieć, co można pod poduszkę wsadzić. 

Ile miałam lat, kiedy przestałam dostawać pod poduszkę? Ciekawe.

Grudniowo mam do zrobienia:

1. niebieski cieniowany łańcuch na choinkę

2. grę mikołajową na ten rok

3. ciasto na święta, żeby nie robić wszystkiego naraz u mamy

4. wybrać prezent dla Leona, taki, żeby to nie była gra 

5. wyekspediować Isę do Anglii na święta

Kwiecień na niczym prawie

Nic się nie dzieje. To znaczy nie, dzieje się zawsze. Co u ciebie darling? No, nie wiem, jak ci opowiedzieć w jednym zdaniu wszystko co się ...