Tuesday 26 December 2023

A sępy nie zjedzą tego mięsa z balkonu?

Święta mieliśmy udane. Upłynęły w serdecznej, rodzinnej atmosferze.

Nuda. Co nie? Jak zawsze. Nikt się nie obraził, nikt nie powiedział nic niemiłego. Jak zawsze. A jednak myślę sobie, że nie lubię Bożego Narodzenia. Tzn, to nie tak całkiem. Nie to, że nie chcę tych świąt spędzać, otwierać prezentów, siedzieć przy stole podczas kolacji, grać w grę Mikołajową, zjadać sałatki jarzynowej. To nie to. Mnie się po prostu nie podoba ten czas przed świętami, ta myśl, że trzeba. Ona naciska i wyciska, i człowiek robi się zmęczony jeszcze zanim cokolwiek się wydarzy. A nie od odpoczynku mają być święta? Żaden tam maraton nocny pieczenia ciast (dawno już tego u nas nie ma), żadne tam pięknie, na tiptop i zapięte pod szyję na ostatni guzik. I niby nie trzeba, nikt nie oczekuje, a jednak ta myśl zawsze jest. A nie można by tak na luzaka? Żeby się nie zmęczyć? Bo wracam wspomnieniami do wszystkich poprzednich świąt, czytam co pisałam i zawsze tam jestem zmęczona. Przygotowaniami. A potem już mi się nie chce cieszyć tym, co się w codzienności zadziewa, bo najbardziej chcę robić już nic. 
Także tak. Nie lubię przygotowań do świąt, dlatego święta przestały już błyszczeć tak, jak kiedyś.

W tym roku Święta zapamiętam hasłami.

1. To był bardzo dobry dzień. Mam na twarzy szczęście, robią mi się policzki, a z oczu płyną kropelki czasami, a w nich bardzo małe bakterie nawet. Tymek, kiedy wieczorna mapa była zrobiona, kiedy spacer się odbył, kiedy książka była przeczytana. 

2. Powierzyłam Ci to zadanie bo wiedziałam, że sobie świetnie radzisz z brudem. Moja siostra aptekara- managerka o tym, że świetnie sobie poradziłam z myciem kuchenki.

3. Tato, kup mi futro. Wiktoria, która znalazła babciny płaszcz jeszcze z czasów, kiedy zimy były okrutne, a marzeniem każdej szanującej się damy, było piękne futro, które można było założyć do kościoła.

4. Bo ci nie kupię futra.... tato Wiktorii.

5. A sepy nie zjedzą tego mięsa z balkonu? Moja siostra aptekara po zaniesieniu na balkon jedzenia do schłodzenia. Taka wiadomo, lodówka, jak w każdej szanującej się rodzinie z balkonem.

Poza tym gra Mikołajowa, prezenty, trochę chaosu i takie tam. Nie miałam zadania przygotowania gry, właściwie żadnego zadania nie miałam, co więc narzekam, że za dużo przygotowań? Drukowałam tylko wszystko i list pisałam, bo Kasia nie miała weny i czasu. Ha! I słusznie pisząc list przewidziałam, że kiedy padnie hasło kalambury, przez salon przejdzie jęk rozpaczy.


Poza tym refleksja, że wśród haseł nie ma ani jednego, które padłoby z ust mych dzieci.


Stąd - poza tym refleksja, że z małymi dziećmi o ile łatwiej. Kiedy się nudzą i marudzą, trzeba zabrać na spacer. Kiedy nie chcą iść, trzeba wymyślić zadanie. Drukujemy listę zadań do zrobienia i w drogę. Godzinę łażenia, wracamy zmęczeni, robimy mapę, kolację i mamy bardzo dobry dzień. 
Co można wymyślić ze starszymi dziećmi, które najbardziej chcą siedzieć z rówieśnikami, a przestrzenią do spędzania czasu razem na odległość jest dla nich platforma z grami? Myślę, myślę i nie wymyślam. 

Wiem jedno, z Isą dużo lepiej i dużo bliżej. Czasem trudno, ale to już w zwyczajnych trudnościach. Dostałam od niej prezent, który kazała mi otworzyć jeszcze przed świętami, tak była podekscytowana. Ja też. Gdyż kocham kolorowe skarpetki.


Sunday 17 December 2023

Pre-Christmas

To był taki weekend, kiedy przypomniało mi się, że weekendy są od spędzania czasu razem. Przyjechał V, więc na spacer poszliśmy razem. Isa ze mną, Leon z nim. Najpierw naburmuszeni, przecież po co iść z dorosłymi. Jedźmy samochodem, za daleko do tego lasu, który za rogiem. Aplikacja pokazuje, że autobusem i samochodem to jakieś 10 min. Zrobimy kółko w pół godziny, 5 minut powrotu i z wyjścia z domu będzie raptem 40min, gdzie wszystkie zmiany w nastrojach i nastawieniach, które zaczynaja się zadziewać w okolicach "powyżej pół godziny na spacerze" nie będzie wchodzić w grę.

Miało być o poranku (czy 10 rano to poranek?), ale wszystko się mocno przesunęło. Koniecznie jeszcze chciałam w Castoramie zakupić coroczne bombki, ale sklep wytrzebiony i na nic się zdała cała dosklepowa podróż. Cóż uczynię? Kupię po świętach ma wyprzedażach, o ile. Ej, to znaczy, ja się nie poddaję, bombki być muszą, zestaw taki, żeby jak dzieci się wyprowadzą, moja choinka goła nie była.

Bo choinka już jest ubrana. Najpierw ją przywlekłam z piwnicy, potem Isa powiedziała, że chętnie- ubierzmy-razem i jak-to-bez-niej-wyciągnęłam-wszystko-z-pudełek, bo my zawsze razem.

Jakoś lekko mi się to pisze, choć dziecko moje nadal niesubordynowane.

Może fakt, żem kolejny raz z domu wybyła, że mnie wiatr owiał, że nie gniłam na kanapie przez okno patrząc.

W naszych domowych relacjach zmiany niewielkie. Mniej mnie nienawidzi, mniej nie chce być w domu i bardziej jest obecna. Tyle samo nie przyjmuje do wiadomości, że "wracaj dziecko do domu" No bo przecież jakaś baba nie będzie jej mówić co ma robić.

W codziennej rzeczywistości to jest nadal kocham cię mamusiu i jestem twoją córeczką. Co innego domowa rzeczywistość, co innego nawoływania rówieśników. 

Jestem w rozterce pomiędzy pieprzyć to wszystko, a dziecko jeteś dla mnie ważna, zróbmy tak, żeby było ci dobrze.

I wisimy. To znaczy ja wiszę, bo dziecku mojemu nic nie przeszkadza. No może poza stawianymi przeze mnie granicami.

Zastanowiłam się ostatnio, że może ja za mało tych granic. Za dużo matką wyrozumiałą jestem?

Na kieleckim deptaku "niby-Chritstams" Czy ty też mamo nie czujesz świąt. Tak, ja tez nie czuję.

Tyle, że ja złożyłabym to na karb ogólnego zamotania w działania konieczne. 

Na "niby Christmas" jedzenie, grzane wino, czekolada i choinki. Na jednej obrazki po azerbejdżańsku.

Friday 15 December 2023

Z wolo w Kato

 


No tak, i znów jadę. Te wyjazdy zaczynają mnie męczyć, ale tylko dlatego, że muszę kombinować i szukać kogoś, kto się zajmie Aniołkami. Skąd się wzięło to Aniołki? Kurczę, zupełnie nie pamiętam. 

W Katowicach było dobrze, nadal jest to dla  mnie praca, więc zdrowiej, ale byliśmy bliżej siebie, więc było łatwiej nawiązać kontakt i rozmowę. Z refleksji, chciałabym czuć w pracy, że lubię. Swoją droga, projekt się kończy, moja szefowa nie składa nowych wniosków, trzeba szukać nowej pracy. A mnie w tej jest tak dobrze, że nie myślę o nowej, a co gorsza o szukaniu nowej. To chyba niedobrze. Gdzies tam mi wisi takie uczucie spełnienia i niedowierzania, że to już. 

Aniołki zostały z Nadzinką moją, żeby nocy nie spędzały same i cieszy mnie jej pomoc w dwójnasób, gdyż po pierwsze nie musiałam się bardzo martwić, a po drugie poprosiłam o pomoc. A przecież ja wszystko tak sama, zupełnie świetnie sobie sama bez nikogo poradzę. To teraz się uczę, żeby nie uciekać, bo samej lepiej. I to jest taka jedna lekcja.

Sunday 10 December 2023

Zimowo

W sobotę spadł śnieg. Zasypało i zrobiło się ach jak pięknie, Żebym tylko chciała się tym cieszyć. Zróbmy coś, myślę sobie, wyjdźmy gdzieś razem. A ja nadal nie mogę się zebrać. Mnie nadal w środku rozwala i rozkłada, zasupłowując jednocześnie chęci wszelakie.

Na spacer chociaż. Najważniejszy pierwszy krok. A mnie się tak nie chce, bo jestem już przyzwyczajona. Do siedzenia na kanapie. 21 dni już minęło, zadziałało, przyzwyczajenie mocno sie zagnieździło, kanapa działa. Filmy dawno nieoglądane mówią chodź, świadomość, że angielski słyszany nie jest już tak dobrze słyszany również motywuje do włączenia serwisów VOD.

Jednak się zmobilozowałam i wyszliśmy wieczornie na chłód, ruszanie nogami i gorącą czekoladę. Dobrze było wrócić do ciepłego domu. Dobrze było też poczuć, że ma się nad sobą jakąś jednak władzę.

Znów jedziemy do babci i dziadka, ostatnio jakoś często. Znów spędzamy czas oddzielnie i znów nie mam w sobie siły, żeby cokolwiek zmieniać, ale potem znajduję informację, że można zrobić kartki, znów te punkty i angażowanie się, żeby je dostać. Siadamy i robimy 25 kartek według wzoru. Następnego dnia wpada wiadomość, że maja już 53 i trzeba jeszcze 50. Znów siadamy i robimy 25 kartek. Wyrywam siebie z marazmu i bezsilności, na siłę, żeby naprawiać i poprawiać. Może powinnam poprawić siebie najpierw. Znów.


U babci śniegowo, więc i sanki z Tymkiem i Wiktorią oraz Dixit. Kiedy robię coś więcej i wychodzę z domu jest mi taaaak dobrze. 



Thursday 30 November 2023

Pełna kultur(k)a z przepychankami

Pani Agnieszko, Isa tak dobrze mówi po angielsku, czy ona może wziąć udział w konkursie poezji śpiewanej i mówionej po angielsku?
Wzięła udział. Nauczyła się wiersza w jedno popołudnie, bo był o niej. Alone, Maya Angelou

Lying, thinking
Last night
How to find my soul a home
Where water is not thirsty
And bread loaf is not stone
I came up with one thing
And I don’t believe I’m wrong
That nobody,
But nobody
Can make it out here alone.

Alone, all alone
Nobody, but nobody
Can make it out here alone.

Podczas finału okazało się, że zarówno piosenki jak i wiersze są oceniane w tej samej kategorii. Wygrały dzieci, które śpiewały, ani jedno deklamujące poezję. Isa się zestresowała, mówiąc przed grupą ludzi, więc mocno przyspieszyła, ale przekazała to co było dla niej ważne. Rozczarowanie mocno przeżyła, choć na zewnątrz była Wielkim Chojrakiem.

Tydzień był bardziej kulturalny. Na 30 listopada kupiłam sobie bilet na Podsłuchy. Na ten sam dzień zarezerwowałam spotkanie z dziewczynami na stand-up Cezarego Ponttefskiego. Niestety dla mnie, z Isą na Podsłuchy poszłam nie ja, a Milenowy syn. 

To chyba dobry tydzień? Niby, a jednak nadal mocno ciężki. Nadal w przepychankach. 


Sunday 26 November 2023

Nie oszaleć

Znów jestem u rodziców. Tym razem trzeba zawieźć tatę na zabieg do szpitala. Powinno być dobrze, co nie? Wiślica tak działa, że robi się dobrze. Ale nie. 

Na to "źle", które jest teraz Wiślica nie zadziała. Może być jeszcze gorzej, bo nagle ja nie mam energii na kompletnie nic, a moje dzieci spędzają całe dnie z telefonami. Wiadomo, moja wina.

Isa mnie nienawidzi. Jest bardzo źle. Ja też w tym jej nienawidzeniu nie umiem w środku zwolnić. Nie umiem się na spokojnie odnieść. Chyba jest gorzej, ledwo funkcjonuję.

Zawsze jej ufałam i nigdy nie kontrolowałam. Nie sprawdzałam niczego. Aż do teraz. Mesendżęry wygrywają ze wszystkim co jest ważne, wiersze, sprawdziany, projekty. Nic. Zaczęłam więc zabierać telefon, żeby miała czas odrabiać lekcje, sama nie umie się przestawić. Kłócimy się. W końcu wychodzi z domu bez telefonu, trzaskając drzwiami i mówiąc Ciekawe skąd będziesz wiedziała, gdzie jestem.

Sprawdzę, myślę sobie, sprawdzę co się dzieje, poczytam mesandżera, bo nie potrafię zrozumieć dlaczego moje dziecko mnie nienawidzi do porzygania.  Nienawidzi okej, taki wiek, do porzygania, no nie, tego nie zaakaceptuję. Facebook na laptopie wylogowany. Nadal nic nie wiem. Kilka dni później siadam do komputera, hm, nie wylogowała się z Fb. Czytam i nie wierzę w to, co tam widzę, i nie wiem, czy mam się wydzierać, czy mam płakać, czy mam się zakopać zwinięta w kłębek, czy mam działać. Nie mam siły. Znów się kłócimy. Jest źle. Myślę, że nic nie zadziała, ale jednak rozmawiam, opowiadam, tłumaczę, staram się pokazać moją perspektywę.

Nienawidzi mnie.

Do mamy przywożę pigwę, com ją w prezencie dostała od zaprzyjaźnionej pani ze świetlicy. Trzeba ją skroić, zasypać cukrem, doprowadzić do puszczenia soku, potem w słoiki i do herbaty. Kiedyś, w moim starym życiu wieczorna herbata była dobrym rytuałem. Teraz nie istnieje. Czasem mi się trafi, ale moja pamięć ciała przypomina mi, że "czasem trafi" to za mało.

Po powrocie ze szpitala, wieczorem, Isa pyta, czy mi pokroić pigwę, a planowałam na niedzielę rano. Dobrze dziecko, zrobię pigwę z Tobą. Kroimy, gadamy, opowiada mi. O tym, że boi się, że się zmienia, a ja nie zaakceptuję tej zmiany.

I nie wiem, co mam powiedzieć. Bo powinnam rzec, że ją kocham i nic tego nie zmieni i akceptuję ją taka jaka jest. Z drugiej strony jak mogę akceptować zmiany, w których w jej życiu pojawiają się znajomi, którzy zamiast w górę, ciągną ją w dół. 

Nie chcę z tobą już rozmawiać. I idzie na górę. Tak się kończy nasza rozmowa i nasze wspólne krojenie pigwy. 

Czuję jednak, że coś się rusza. Że nienawiść jest trochę mniejsza, albo trudno jej zaakceptować to, że mnie nienawidzi. 

Co dalej. Co zrobić, żeby chciała więcej. Nie chodzi wcale o to, żeby była słodkim dzieciątkiem. Nigdy nie była. Zawsze była buntowniczką, dwuletnią, ośmioletnią, a potem jeszcze bardziej. Takie mi się zadanie trafiło jako matce, znaleźć siłę, żeby jej pomóc przez to przejść i nie oszaleć. Tylko. Gdzie ja mam szukać mojego "nie oszaleć".


Sunday 12 November 2023

Dobrze, żeby działo się dobrze

Domowo.

O czytaniu. 

Mielismy, tzn ja miałam z tobą taką umowę Leonie, o tym czytaniu.

Mamo, ja tylko przyszedłem ci coś zaproponowac swojego a ty zaraz ze swoim...

Proszę, jaka jestem nieprzewidująca matka. Tu moje dziecko negocjować przychodzi, proponować termin wykonania zadania oraz ilość stron, a ja od razu z awanturą.

Jakiś się Leon stał mniej poddenerwowany i łatwiej współpracujący. Kiedy chce.

Musisz przestać krzyczeć, sama mówisz że krzyczenie mi nie pomoże osiągnąć celu, ja cię tylko proszę żebyś nie krzyczała, jak gram! Oraz wstydu mu nie przynosiła, kiedy wchodzę do pokoju i oznajmiam, że czegoś chcę, szukam, lub żądam zakończenia grania. Wszystko to rzekł w złości nadal, ale jak ładnie mu się słowa ułożyły. 


W Wiślicy urodziny mamy. Kasia wyszykowała imprezę. Jedzenie francuskie. Sery i inne cuda. Nie ma jedzenia! Wykrzykuje mój tato. Dajcie sałatki jarzynowej. Tak oto, na francuskim stole, polska sałatka. A może i z innego wschodnioeuropejskiego kraju. Muszę sprawdzić. 
Tata nas zaprosił, bo przyjemnie się siedzi razem przy stole, ale moja siostra aptekara przyjechała z mężem i dziećmi późno, goście spoza domu zaczęli się już rozchodzić.
A muzyka była, bo tato miał chęć na tańce, więc żeśmy pogłośnili, wrzucili stare i nowe kawałki i poszło. Super było. Dawno razem nie tańczyliśmy i nie śpiewaliśmy w domu. Uwielbiam jak tak jesteśmy razem. 
Kasia jak zawsze zaszalała, bo umie i lubi, to dlaczego nie. Gruszki były fantastyczne. Na śliwkach w cieście robaczki. Z rozmarynu. Wyśmienite.


Isa zaczęła się spotykać z nowymi ludźmi. Więcej jej nie ma w domu. Zaczyna mi się to nie podobać. Odsuwa się i nie wiem, co się dzieje. Pani pedagog mówi, że to dobrze, że to normalne, że taka jest kolej rzeczy. Ktoś inny mówi, że wróci, jak będzie miała 19 lat. 5 lat udawania, że jest okej?!?!?! 5 lat bez dziecka, bo taka jest kolej rzeczy?!?!?! No, chyba was wszystkich..... Nie zgadzam się na to, żeby moje dziecko, które było tak blisko mnie nagle postanowiło sobie odejść. Czuję się, jakbym się rozstała z przyjaciółką. Jakby ta przyjaźń się zakończyła, jakby ktoś bardzo ważny w moim życiu powiedział, że ma dość, że już nie chce się kolegować. 

Nigdy nie byłyśmy do siebie przyklejone. Isa ma ogromną potrzebę autonomii i szanowałam jej potrzeby. Wszystkie, również te o byciu samej, w samotności. Nie kontrolowałam, nie sprawdzałam. Ufałam. Tyle, że ostatnio nie robiłam razem tyle, ile kiedyś. 

Zaufałam światu i jego fachowcom, którzy mówią, że to normalne, że nastolatek ma humory, że go nie ma w domu, że idzie do rówieśników. Nie masz na to wpływu. Tak będzie. Jaka byłam głupia zalegając weekendowo na kanapie z książką lub filmem i ciesząc się z wolności od matczynych obowiązków weekendowych, do których należało organizowanie wypadów, wyjazdów, czy spacerów. Isa z koleżankami, Leon z kolegami. Luz. Wolność. 

Do czasu. Dwa miesiące, październik, listopad i dziecka nie ma. A ja moją wolność mogę se teraz wsadzić, bo właśnie jestem już zajęta. Odzyskiwaniem dziecka. Nie wierzcie nikomu, że to normalne i tak powinno być. 

Słonina podesłała mi książkę, zanim jeszcze zauważyłam i nazwałam co się dzieje. Nic we wszechświecie nie zadziewa się bez powodu. Więź. Dlaczego rodzice powinni być ważniejsi od kolegów, Gordon Neufeld, Gabor Mate.

Im bardziej dziecko może liczyć na akceptację dorosłych, tym większą ma swobodę w rozwijaniu wyjątkowości i indywidualności, i tym większą przejawia odporność na nietolerancję rówieśników.

Czytam, nauczę się, jak to zrobić, żeby Isa nie musiała udawać kogoś innego, niż jest, po tylko, żeby ktoś ją akceptował. Bo na naszych rodzinnych tańcach, była naszą Isą, tą która nie udaje.

Wednesday 8 November 2023

Wspólnie dla Isy

Agnieszka, babcia Paula miała 82 lata jak przez okno wychodziła, żeby na pasterkę dotrzeć? 

No, musimy się zacząć ruszać, żeby takie rzeczy móc robić w wieku 60 lat.

Tak, taki plan, gdyż od kilku tygodni macham nogam w przód i w tył, a kiedy w tył, wyglądam jak moja babcia, która do ostatnich dni świadomości kręciła ramionami kółeczka i skłony w dół robiła w swojej spódnicy o kroju prostym. 

Czekam, aż mi się porozciągają mięśnie, rozkręcą oraz naoliwią  stawy. Tak, żeby jeszcze się nie zapisywać do kolejki na endoprotezę. 

Do giętkości jeszcze mi daleko, ale traktuję jako element dbania teraz, żeby na starość nie zastanawiać się, do którego lekarza powinnam się udać, żeby mi ulżył, bo już nie wiem. Do tego, który zaordynuje spacery codzienne obowiązkowe może?

Póki co angażuję się w prace Isy, która DNA na lekcje biologii robi, a potem mejozę i mitozę ćwiczy.

Jakbym wtedy umiała uczyć się bilogii jak teraz, kto wie, może bym była wziętą panią doktor. Ale nie jestem. Całe szczęście.

Dobrze jest być obok Isy. Dobrze jest coś razem zrobić. Tak dawno nie robiłyśmy niczego wspólnie, tak prawdziwie wspólnie. 

Monday 6 November 2023

Listopadowe sentencje

Mamo, przeprowadzę się do Ciebie.

Słucham? 

No, przeprowadzę się do Ciebie, będziemy razem oglądać popołudniu politykę, a wieczorami coś innego. Tak jak wtedy.

Słucham?

A moja matka jest przygłucha, TV na full, ale nie tak głucha, żeby nie słyszeć, jak będąc obok niej, kończąc jeść obiad, w sentymencie słoikowym, zastanawiam się, jak fajnie z nią było te 6 lat temu.

Z drugiej strony, to bardzo dobrze, że mnie nie chce. Że woli sama. Zdrowo.

Wszystko to przy obiedzie z trzema różnymi sałatkami w słoikach z piwnicy. Przypomniały mi czasy, kiedy siedziałam z nią przez rok.

Na Wszystkich Świętych zjechali się goście, jak co roku. Tacy, co widzę ich raz do roku. Dobra okazja do słuchania. Wiktoria z Tymkiem też przyjechali. A kto jest w tych studzienkach? zapytała Wiki, rozstawiając znicze na grobach pierwszy chyba raz świadomie. Kolejny rok obiecuję sobie, że w tym roku już na pewno przygotuję zestawienie, w którym będzie kto, czyj mąż, czyja żona, czyj rodzic, co lubił (może się dowiem), jaki był, czy był szczęśliwy, jakie miał marzenia. Żebym mogła już prawdziwie opowiadać o pradziadku Piotrze, który utalentowanym stolarzem był, a o którym opowiedziałam dzieciom, że kto wie, może chciał być astronautą i teraz wraz z prababcią Marianną, z domu Hajek lata sobie wśród gwiazd. Tak, żeby Leon nie musiał opowiadać swojej ciotce, że ona (moja mama) nie wierzy. Nie wierzy w niebo. Ale nie mów dziadkowi, lepiej żeby nie wiedział. 

dziadek robi się jakiś sentymentalny. Goście przyjeżdżają, otwieram dom, otwieram lodówkę, otwieram serce.



Friday 27 October 2023

Nowi wolo nowe doświadczenia nowe spojrzenia

Pojechałam do Krakowa spotkać się z wolontariuszami, którzy właśnie zaczęli swój czas w Polsce. Nowi ludzie, nowe wyzwania, nowa przygoda. Wszystko zupełnie inne. Każdy zestaw ludzi przynosi mi coś zupełnie innego. Co przynosi mi ten zestaw dopiero się uczę. Widzę jednak już różnicę, z tamtymi to była przyjaźń, z tymi mam czysto zawodowe relacje. 

Czuję również, że tego mi akurat potrzeba. 

Było dobrze. Bez fajerwerków.

A już przed samym powrotem do domu, Isa dzwoni, że obcięła włosy na super krótko, na łyso, ale że zrobiła to razem z koleżankami w szkole. To już nie było dobre. Szkoła zrobiła aferę, każda osoba, z którą rozmawiałam, od prawników, przez zwyczajnych ludzi, po psychologów pyta "ale o co chodzi???" A chodzi o to, że dla szkoły to nie za dobre.

Co mi się nie podobało i na co się nie zgadzam? Na nagonkę na dzieci, nie tylko na Isę, na to, że nie bylo pani pedagog podczas rozmowy, że nikt nie zapytał "jak ty się dziecko czujesz, jak wy się dzieci czujecie?" Z wicedyrektorem się pokłóciłam i powiedziałam, że nie będę rozmawiać, jeśli nam mediatora nie podrzucą. Na mój uśmiech, który posłałam w odpowiedzi na jego pogardliwe (jakżeś se kobieto dziecko wychowała) spojrzenie, zapytał "czemu się pani uśmiecha". Na moje "bo pan mi się przygląda, to się uśmiecham" odpowiedział: "to już nie będę, jak to pani przeszkadza". Na moje: "bądźmy dorosłymi ludźmi" odwrócił się i w przestrzeń rzucił:"najwidoczniej taki już jestem".

Ktoś taki wicedyrektorem szkoły jest. Mam teorię, rzecz jasna! Za czasów poprzedniej pani dyrektor nie miał on nic do powiedzenia, bo ona nikomu niczego nie pozwoliła robić, za czasów nowej pani może w końcu zabłysnąć i poczuć władzę. Bo nowa się uczy i ufa, że inni chcą dla niej jak najlepiej, a obowiązków ma mnóstwo.

Nie jestem zadowolona przecież z rozwiązania sprawy, bo wcale nie została rozwiązana. Nikt tych dzieci nie przeprosi za straszenie policją, bo "pokażemy im, że nie mieliśmy racji, i że to co zrobili to było dobre". Jak przeprosimy za przemocowe zachowanie dorosłego przekreślają szkodliwość czynu dziecka dokonanego na terenie szkoły, nie wiem. Wicedyrektor nagle nie zrozumie, że warto się dowiedzieć z czym mierzą się dzieci, w domu, w codzienności, w szkole. Jak to powiedziała bliska mi osoba, nikt nie zapytał: hej, a co się dzieje takiego w szkole, jeśli to dziecko robi głupoty. Czy robimy wszystko co w naszej mocy, żeby czuli się bezpiecznie i żeby głupot nie było?

Zadowolona jestem z tego, że pani dyrektor zapisała nazwiska osób, które w sieci są wspierające dla dzieci, takich, którzy mogą nauczyć (może) kadrę, że nie trzeba poniżać, że można towarzyszyć. Z tego, że będą spotkania z psychologiem, pedagogiem, prawnikiem, policjantem, dla wszystkich klas. Z tego, że pani dyrektor chciała zobaczyć, że o zdrowie psychiczne dzieci trzeba dbać, i że to może się wydarzać w szkole. 

A wcześniej Urszula miała urodziny. I żeśmy przyjechali na tort. Dobrze jest z rodziną. Dobrze, że ta rodzina jest. 

Wednesday 18 October 2023

Twórczo niebywale

- Co mogę zrobić Leon, żebyś przestał być na mnie taki zły i żebyś nie czuł się zraniony.

- Cały czas mnie przytulać.

- Ale nie teraz!!! Teraz Cię nie lubię!!!

Tak rozmawiamy z Leonem, kiedy kolejny raz wścieka się na mnie wieczorem i trudno mi zapanować nad jego złośliwościami. Co wieczór tak się działo. Aż do momentu, kiedy zamiast się na niego denerwować zaczęłam śpiewać kołysankę, którą wymysliłam dla Isy, kiedy Leon był maleńki i wiecznie się wydzierał, a Isa musiała sobie radzić z moją nieobecnością. Cichutko, cichuteńko zbliżam się na paluszkach; cichutko, cichuteńko na paluszkach zbliżam się. Cichutko, cichutko. Zaraz potem kolejna kołysanka z wieczornego zestawu z bardzo dawnych czasów. Uspokoił się, pozwolił przytulić i zasnął.

Zapomniałam również, że podczas pobytu Słoniny czekałam jak zawsze na jej oraz Halinki złośliwości. A w tym czasie była Isabela w Wielkiej Brytanii na wycieczce, a wśród rodziców na grupie odbywały się rozmowy co będzie, jak nam dziecko zostawią na lotnisku, bo kiedyś komuś LOT zostawił. Napisałam rodziców, rządząc się strasznie i pokazując jaka jestem przemądrzała, że LOT mówi, że jak masz 13 lat (a może nawet i 12, teraz nie pamiętam, a nie chce mi się sprawdzać), to jesteś osobą dorosłą i  możesz sobie na lotnisku poradzić. Oraz, że tak właśnie Isa sama poleciała sobie na Heathrow z LOT-em właśnie. Żaden rodzic nie odpowiedział.

Kiedy moje gościnie się wywiedziały o tymże wydarzeniu będąc sobą nie mogły inaczej.

Nic nie odpowiedzieli, a teraz sie zemszczą i zostawią Ci Isę w Londynie. Da się? Da się. Podziękuj Isa matce!

Słonina przyjeżdżając przywiozła wór darów. Dla Halinki rukolę z ogrodu, dla mnie dwie nalewki, pigwową oraz malinową (bo Halinka żadnej nie chciała). 

Każdemu według potrzeb. Cześć, jestem Agnieszka. Cześć Agnieszkaaaaa. 


Isa chodzi na fizykę do Milenowego syna-geniusza. Jak robią takie zadania, wszystko idzie świetnie, plusy z aktywności na lekcjach dostaje. Może o to chodzi? Żeby było niezwyczajnie?

Thursday 12 October 2023

Urodziny Leona

12 lat minęło. Kawał chłopa. Urósł, zmężniał, jak ręka pod kątem idzie to nawet mojego wzrostu jest.

Urodziny świętował z grypą. Planów wyjścia i tak wcześniej nie było, Leon woli w domu. 

Zamiast stać w kuchni przy garach nad wymyślnym daniem, zrobiłam na życzenie jubilata fajitę, najprostszy placek z zawiniętym w środku wnętrzem. Zaraz potem mógł być tort, ale zamiast, było wspólne oglądanie filmu na kanapie. 

Tort wieczorem, bo lepiej jak jest już ciemno na dworze, tak jak zawsze mamy. 

Sto lat Leonie!







Sunday 8 October 2023

A może wieczory z walerianą?

Matko Bosko, otwieram balkon w niedzielny poranek. Jest 09.58. Poranek? Słońce świeci. Pachnie prawie przymrozkiem. Matko Bosko, jak ja lubię jesienne poranki. Letnie, zimowe, wiosenne też, ale w październiku kocham najbardziej te jesienne. Otwieram, a tam mróz.

Zimno. Nagle się zrobiło, a dopiero przecież co narzekałam, że we wrześniu to ja sobie nie życzę 27 stopni. Jesień poproszę. To przyszła wczesna zima.

W radio powiedzieli dziś, że takie nagłe ochłodzenie.

Bez narzekania jednakże, bo mam pierwszy weekend kiedy jestem zupełnie sama. Nikt do mnie nie przyjeżdża, ja nigdzie nie jadę. Dzieci mnie nie chcą. Jedno włóczy się po mieście z piłką, drugie włóczy się po mieście ze znajomymi. 

Żeby nie przesiedzieć w domu całego dnia, żeby trochę pooddychac powietrzem wychodzę na spacer, ale słońce mnie zwodzi i za mało okutana, marznę. Ląduję więc w kawiarni i tak mi schodzi do wieczora. 

Aż nie chce się wierzyć, że nic się nie dzieje, a może sama wybieram, żeby nic się nie działo? Szkolnych ekscesów brak. Leon zwyczajnie raz mnie kocha, raz nienawidzi. Isa w nowej klasie znajduje więcej motywacji do robienia czegokolwiek. Wkurzam się, że nie chcą czytać książek, ale sama czytam dużo mniej. Robię zakupy na Dzień Nauczyciela i uzupełniam blogową klasową kronikę Leona, bo zaległości mam od grudnia 2022. Niby bez ekscesów, a jednak coś wisi w powietrzu. Chyba się zapiszę na kurs medytowania. Albo waleriana. Tak. Słyszłam, że waleriana działa cuda. Wtedy znów częściej będę wystawać przy balkonie i podziwiać poranki.

Friday 29 September 2023

Czary mary

W pracy ostatnio znów jeżdżę. Również rozpadam się psychicznie, bo nie mam już w sobie siły, żeby sobie radzić z ludźmi, którzy mają lat 24, a jakby nadal nie widzą, że nie są sami na świecie i zazwyczaj decyzję i działania innych też mogą mieć wpływ na to, co się dzieje w ich życiu. Ale nie, nie dociera. Zaczynam nie lubić jednej konkretnej narodowości. Niedobrze. 

Oprócz tego mierzę się z ograniczeniami mojego ciała, które właśnie postanowiło mi powiedzieć, że wystarczy nadużywania, że życzy sobie, żeby się nim zaopiekować. Wybieram się do osteopaty. Poproszę o zestaw łagodnych ćwiczeń dla starej kobiety, do wykonywania w domu, nie dłużej niż 10 minut. 

Szukam również specyfików naturalnych i tak trafiłam, będąc w Gliwicach, do pani zielarki, naturopatki, która mi kazała usiąść na krzesełku, popatrzyła w oko, a następnie oznajmiła, że da mi dyplom nerwusa tygodnia, a może nawet nerwusa roku. 

Patrząc nadal w to oko kazała się zaopiekować nerkami, cukrzycą, krążeniem oraz kręgosłupem. No. Dwie ostatnie są mi znane, dwie pierwsze, że niby jak? Dostałam zestaw ziół do picia dwa razy dziennie oraz półgodzinną pogadankę o tym, jak stawiać granicę i zadbać o siebie. 

Czy to będzie wake up call nie wiem moi drodzy, bo mnie można długo jak żabę gotować zanim sie zorientuję, że właśnie się zaczęłam gotować. Wtedy zbieram ostatnie siły żywotne i uciekam. Teraz niby inaczej, jakby widzę od dwóch miesięcy, że najwyższa pora na zmiany, ale czy? Czy zdołam pokonać moje współczujące serce, że nie tędy droga? 

A na koniec pani od oka powiedziała: uczepiła się pani tych Kielc tak, niech pani popuści, może się pani znajdzie w Ameryce Południowej i tam będzie pani bardzo dobrze i nigdzie nie będzie pani tęsknić?



Sunday 17 September 2023

Kontrastowo

 W Kieleckim Centrum Kultury jest taka całkiem nowa inicjatywa. Podsłuchy. Kupujesz bilet, nie wiesz na co, dowiadujesz się na miejscu. 13 września był ostatni koncert, a mój pierwszy. Kolejny będzie w październiku. Planuję wybrać się na kolejny. 

Na tym był Dawid Tyszkowski. Jako totalna ignorantka w dziedzinie muzyki współczesnej (i nie tylko) oraz osoba nieprzywiązująca uwagi do nazwisk aktorów, autorów i całej reszty, zupełnie nie wiedziałam kim ten młody mężczyzna był. A powiedzieli, że był już tu i ówdzie, a i sporo osób wiedziało kim był, kiedy wprost zapytał. Niemniej, był to niezwykle przyjemny wieczór i nie żałuje pieniędzy w ciemno.

Dla równowagi, żeby zbyt światowo nie było, w sobotę zbieranie ziemniaków z Kasią i popołudnie porządków ogródkowych z Bogumiłem. Ledwo żyję, gdyż moje mięśnie zaczęły przestawać istnieć z dniem rozpoczęcia przeze mnie pracy zdalnej z komputera przy prywatnym biurku. Spacery, które planowałam nie chciały się zrealizować. Co więcej, nawet weekendy zrobiły się stacjonarne, że w Wiślicy, to całkiem oczywiste, tam do mamy na sofę jeżdżę, ale żeby w Kielcach? Kiedy jeszcze w zeszłym roku wszystkie soboty i niedziele musiały mieć wyjście z domu?!?!?! Dzieci mnie nie potrzebują. Z rówieśnikami włóczą się po mieście. Leon chyba nie wie jeszcze, że się rok szkolny rozpoczął. A ja? Noooo, ja się cieszę, że se mogę poleżeć. A pitem płaczę, bo z kanapy bez pomocy rąk, siłą ud i brzucha nie dam rady się podnieść. Aaaaa, i jeszcze boli mnie kolano, biodro i pobolewa łokieć. Żeby sytuacja była klarowna. 


Sunday 10 September 2023

Jakby trochę przymglone

No dobra, to były najgorsze wakacje jakie miałam w Polsce od siedmiu lat, choć przecież były lepsze od tych co zawsze, ktoś mógłby powiedzieć. Za granicę poleciałam, a dawno, dawno tego nie robiłam. Takie mi się podsumowanie podsunęło na początku września. 

No cóż, zagranica nie jest wyznacznikiem jakości moich wakacji. Wiślica za to już zupełnie całkowicie.

Tydzień przynajmniej trzeba, ale tak bez pośpiechu, wstając rano, nic nie robiąc. Wyjść na dwór, powąchać powietrze, czy pachnie słońcem. Jak pachnie będzie ciepło. Iść na łąki na długi spacer, połazić między wijącą się Nidą, wejść w krzaki i popatrzeć na wodę, pojechać rowerem nad rzekę i siedzieć w słońcu cały dzień, patrzeć jak Leon nie chce wyjść z wody.

Czy coś z tego zrobiłam? Niewiele. Trzy dni z urlopu musiałam pracować. I to nawet nie tak, że nie umiem pracy zostawić. Tej pracy nie ma kto zrobić, bo fizycznie człowieka nie ma. Nad rzeką nie byłam ani razu. Ani razu. To jest bardzo smutne. Bo czuję, że czegoś mi brakuje i nawet jeśli pójdę teraz, czy później, to już nie będzie to samo. Nie będzie to samo gadanie z rzeką, co latem. 

W ogóle nie odpoczęłam. Cały czas była robota, mentalna, bo cały czas ktoś czegoś ode mnie chciał. Zostawcie wy mnie wszyscy w spokoju.

Dzieci w szkole. Isa w nowej klasie. Jest dobrze. Świat się uśmiecha. 

Weekendowo przyjechała Słonina. Niby nie na jesienne spotkanie #trzystarenudnebaby, ale coś mi się wydaje, że tak się to skończy. Halinka nie chce do lasu, Słonina i ja nie chcemy do miasta. W lesie komary, trauma z pierwszej wyprawy do lasu w okolicach Pionek. Nie wiem, czy co znajdę, ale wiem, że póki co nie odczuwam potrzeby, ale im dłużej w domu będę siedzieć, tym bardziej będę potrzebować się wyrwać. Poczekamy. Może mentalny deadline puszczenia zmobilizuje mnie do znalezienia celów następnej wyprawy. Tak, żeby ze wschodu Polski również daleko nie było. Halinka mówi, że Warszawa nie jest daleko. Ale gdzie w nazwie Warszawa las?

Tak się złożyło, że nadarzyły się urodziny Halinki, więc w sobotni poranek jadłyśmy taki tort z kawą i gadałyśmy o sprawach ważnych, nieważnych i pierdołach.

Czy to jesienność. Czy to zagmatwane początki powakacyjne w chaosie. Czy to mój starzejący się mózg. Jakaś jednakowoż mgła zawisła nade mną. Skond una się wzina?


Tuesday 29 August 2023

Wycena spokoju dziecka

Ostatni tydzień wakacji, a my musimy do miasta, bo Leon ma spotkanie z podsumowaniem rocznej terapii grupowej, a Isa, no ona zajmuje się dziećmi i gada do nich po angielsku. 

A miałam nadzieję  na wiślicki tydzień.

Podczas spotkania  panie sie rozpływały się na Leonem, ze bedzie brakujacym puzzlem i jaki on jest współpracujący i wspierający, i trzymajacy się zasad. Tylko, żeby może nie przesadzić z tymi zasadami, bo czasami warto się dostosować i nie przeginać w tę prawilną stronę. Na koniec zapytałam jeszcze Leona, czy mogę sama z paniami, wyszedł a w drodze powrotnej zapytał, o czym ja z tymi paniami. A ja oczywiście o ojcu, który na październik planuje lot do Polski i nie wiem, jak mocno to wpłynie na dziecko, a tym samym, czy w ogóle warto.

Że warto nie przeszkadzać wiem, ale że te ich relacje niełatwe, czasem myślę, że może lepiej byłoby całkiem bez, bez tego rollercoastera. 

Opowiadam więc L., że to o pobycie ojca w Poksce, zaczyanam się rozwodzić nad detalami, kiedy słyszę: Ja pierdzielę. Dylematy omawiasz. Mówiłem ci tyle razy, że krótko i konkretnie.

Także tak. Długo mi jeszcz zejdzie na zgłębianiu tajników męskiego umysłu, a i tak pewnie nie pojmę nigdy. 

Powinnam się przygotować na trudniej, bo L. sam mówi o tym, że dorasta, dojrzewa, że sprawy takie jak ubrania stają się dla niego super ważne.

Ostatnią sierpniową niedzielę pstrykaliśmy nasze coroczne zdjęcia rodzinne. Tato się obraził, nikt nie wie dlaczego. Zazwyczaj narzeka, że mu się nie chce, ale siada. Tym razem trzeba było tabun wnucząt wysłać. Cieszę się, że przyszedł. Lubię te nasze coroczne zdjęcia i album z nimi. 


Z Wiktorią zbudowałyśmy tory, których łączenie 7 lat temu, w czasach kiedy L. kupował każdy możliwy element, a prezenty urodzinowe dla niego to była łatwizna, to była bułka z masłem. Bardzo zresztą smaczna,  a dobrych i funkcjonalnych kombinacji torów było całkiem sporo. Z wykorzystaniem każdego (!) elementu. Daleko mi już jednak do perfekcji sprzed wyjazdu z UK. Wikotria zadowolona, zajęta zabawą, nie oczekująca zbyt wiele ode mnie. Spokój. Bezcenny.

Tuesday 22 August 2023

Malinowo

Tak to jest, jak się jest jedynym pracownikiem i nie ma nikogo, kto mógłby to zrobić, a nie chce się potem ponosić konsekwencji. Bede se urlop odbierać. A pogoda taka piękna, takieee latooo, takieee latoo, że takiii smuteeeek, że zmarnowane.

Dobrze, żem dżem zrobiła z malin, według receptury norweskiej. Isa się zajadała, właściwie nie jadła nic innego na śniadanie, tylko ten dżem, tak pyszny, że można go było łyżeczką ze słoika jak mało słodki deser. 

Kiedy próbowałam naszej malinowej mikstury było jednakowoż zdecydowanie zbyt słodko. Bo co? Bo myśmy trafili na ekstra słodkie malinki. 

Procedura winna być taka: maliny zbierasz osobiście z krzaka, na farmie, takiej wiecie, co się idzie, płaci, dostaje koszyczek, i wychodzi z tym, co uzbiera. U nas chyba nie jest to jeszcze (aż taka) atrakcja. Myśmy se kupiły na rogu, u Robercika. 





Dalej maliny się ugniata. Ręcznie. Wtedy to dopiero atrakcja. Yhm. Po kilku dniach (ja nie, ja tym razem nie chodziłam w ogród) ogórków dzień w dzień i wkładania w słoiki (ja nie, ja przynosiłam, myłam, wynosiłam) to mało komu chciało się bawić w bycie gospodynią. Poszło w robot kuchenny planetarny. Szast-prast, zrobione. 

Potem tłumaczenie z norweskiego na polski, potem na angielski, po polsku nie dało się ogarnąć, potem proszek z cukrem, cukier z malynami i voila. Do pudełek, do zamrażarki. No, takie przetwory, to ja mogę robić. I jeszcze porzeczki zbierać, obierać i do słoików na kompocik. Wyciągasz zimą, rozmrażasz, jesz w ciągu trzech dni, jeśli co po pierwszym śniadaniu zostanie.

Zastanawiałam się, że mieszkałam w dwóch zagranicznych krajach i w Polsce bywałam raz, góra dwa razy w roku. Poczułam pustkę i pytanie, jakże to, jakże to, że się nie buntowałam, że się wcale nie buntowałam.

A po urlopie Nadzinka zaprosiła mnie na norweskie kino na WDK-owskim dziedzińcu, o dziewczynie, która była chora na siebie. Film hm, ale po norwesku, a to teraz mocno znaczące. 

Monday 14 August 2023

Co i kogo lubimy na wakacjach. Na przykładzie au pair w Norwegii

Padało przez pierwsze dwa dni, ale wcale mi to nie przeszkadzało. Cieszyłam, że spotkam się z ludźmi, którzy kiedyś byli dla mnie ważni. Wkurzali mnie niemiłosiernie, ale też dali dobre wspomnienia. Bycie au pair w Norwegii było przez bardzo długi czas najlepszym okresem mojego życia. Długo jeszcze pewne zapachy przenosiły mnie w do tamtego domu, do tamtych ludzi.

Magiczne miejsce, gdzie zobaczyłam, że weekendy z rodziną najlepiej zawsze w nautrze, gdzie pierwszy raz jeździłam na nartach, bo mnie do tego zmuszeniem zachęcili po to, żeby mi się potem po nocach śniło. Miejsce, gdzie trzeba było już trochę być dorosłym, ale można było jeszcze trochę nastolatkiem. Kieszonkowe przychodziło. Praca nie była ciężka. Miejsce, które mi dało radość z włóczenia się z miejsca na miejsce. Ludzie, dzięki którym poleciałam do Tromso, a pewnie sama z siebie bym wtedy nie wybrała się tak daleko. Widoki, które zapierały dech w piersiach, a jednocześnie pachniały tak intensywnie, że można się było zachłysnąć.

Cieszyłam się niezmiernie.Chciałam dzieciom pokazać to, co przeżyłam. Lub chociaż namiastkę.

Trochę wyszło inaczej niż myślałam, hehe. 

Okazało się, że au pairowanie jest w Norwegii, a może i wszędzie zakazane, ponieważ zaczęło być tanią siłą roboczą, slave work. Kiedy zapytałam i nie umieli mi powiedzieć co pamiętają z mojego pobytu zaczęłam się zastanawiać, czy ten mój pobyt tam nie był przypadkiem próbą zadośćuczynienia. Nie zapytałam, myślę, że nasze relacje nie są aż tak głębokie, żeby poczuli się bezpieczni w konfrontacji z moim pytaniem. A może jak zwykle analizuję za bardzo. Cóż, z reguły sporo wiem przecież i widzę. 

Niech będzie tak, jak opowiadałam w domu. 

No, nie wiem, czy odpoczęłam. Nie, nie odpoczęłam wcale. Brakuje mi fjordowej Norwegii, tej zachwycającej. W Oslo padał deszcz. Moja host mother przerzuciła nas po mieście maszerując. A ja się chciałam powłóczyć, ale nie umiałam powiedzieć, że chcę inaczej. Byłam gościem, dostosowałam się do tego, co miałam zaoferowane. Z dziewczynką, która teraz jest kończącą studia prawnicze młodą kobietą popłakałam się kilka razy. Mówią jej, że jest zbyt hormonalna, a ja jej mówię, żeby płakała, zawsze kiedy trzeba i zawsze kiedy tego potrzebuje. Isa bardzo mi ją przypomina, straszliwie uparta i z wielkim sercem. Przepiękne dziecko, które kochałam jak swoje. 

Z chłopcem zamieniłam kilka zdań dwa razy. Podobno mało mówi, w ogóle w domu jest małomówny.  Z przyjaciółmi swoimi ma inaczej. Ja widzę chłopaka, który ma w sobie tyle błyszczącego słońca, że najbardziej chciałabym go uściskać. I nie puścić. A ma lat 23. 

Zjedliśmy dobry obiad, który bardzo różnił sie od naszej italiańskiej wrzeszczącej do siebie rodziny, która "drze ryja" z pokoju do kuchni, choć można byłoby zrobić dwa kroki i już wiedzieć. 

Pierwszego dnia poszliśmy do muzeum, którego bryła jest kontrowersyjna, bo surowa i nijak mająca się do okalających budynków. Tam "Krzyk" Muncha. Rety, jak ja nie lubię tego obrazu. "Rety" świetnie oddaje mój stosunek. Ewentualnie brak mojej dojrzałości. Niech będzie. mam jak mam.


W muzeum przyłapała mnie ceramika, talerze na ścianach i lilipucie buciczki królej norweskiej. Potem norweskie bułeczki. Tam się nie da płacić gotówką!!! Zamawiam, chcę płacić, pani podaje terminal. Z gotówki wydaje używając kalkulatora. Ile reszty będzie z 500 koron, jeśli należność to 289 koron? Dziewczyna nie miała więcej niż 19 lat. Dokąd ten świat zmierza? zapytała stara kobieta...

W ramach ekspresowej wycieczki biblioteka publiczna, nowa opera, muzeum Muncha. Fantastyczne budynki. Szkoda, że moje potomstwo naburmuszone. 


Opera pięknie błyszcząca włoskim marmurem. Z dachem, z którego rozpościera się widok na nabrzeże, a schodząc wydaje ci się, że do morza wchodzisz. Biblioteka publiczna jak nowoczesna księgarnia i plac zabaw. Stanowiska do parkowania wózków. Kawiarnia i miejsce do grania w gry planszowe. Wystrój, który sprawia, że wydaje się, że spotykamy się w muzeum sztuki nowoczesnej. No cudownie. Isa, kupujesz sobie jakąś książkę po norwesku? Jesteśmy w bibliotece mamo. Tak tam jest właśnie, że zapomniałam, że to biblioteka. To miejsce, gdzie na-pew-no chodziłabym z małymi moimi dziećmi. 

Namiastka.

No i ten Munch, gdzie weszliśmy i wjechaliśmy na wysokie piętro, żeby sneakily, udając że szukamy stolika w restauracji na ostatnim piętrze, popatrzeć na widok z okna i wychylić się tak, że wydaje nam się, że zaraz całkiem spadniemy. 



The Mother; 9-cio metrowa rzeźba Tracy Emin, z brązu, zaraz obok muzeum Muncha.  Jej wieloletnia fascynacja Edvardem Munchem zaczęła się w młodym wieku i była kluczowym czynnikiem w decyzji Emin o zostaniu artystą (cytat z tej strony)


Następny punkt, w drodze do parku Vigelanda to spacer wzdłuż Kodu Paskowego. Mieszkać bym tak nie mogła, ale wygląda ładnie, co nie? 


Park Vigelanda, w którym spędziłam niejeden dzień. Nie dał mi tych wrażeń, ale czego się spodziewać przy deszczu, z naburmuszonym dziecięctwem oraz maszerującą przewodniczką. Każdy ma swój sposób zwiedzania. Na ten przykład, ja prawie nigdy nie odwiedzam muzeów. Rzadko mnie zachwycają. Dzieci średnio lubią, więc po co. Ja bym wolała się powłóczyć. A niektórzy lubią maszerować. Choć, muszę przyznać, w oslowskim muzeum było kilka rzeczy, które zatrzymały mnie na chwilę dłuższą, niż "z powinności". 
Parkiem moje nastolatki nie chciały się zachwycać, a ja nadal czułam się jakbym była w gościach, czyli nie robiłam po mojemu. I tak też było dobrze.




Wieczorem jeszcze szybka wycieczka na Holmenkolen, krótka opowieść o tym co jest ważne do zapamiętania. Lepiej, bo wolniej, bez marszu. Trochę o domach w trawą na dachach oraz z kamieniem na dachach i rzut okiem na parking pełen camperów, bo Isa planuje spędzić w camperze pierwszy rok po maturze, zanim zdecyduje co chce robić w życiu. Norwegia to pierwszy punkt. A parking, który zwiedzaliśmy to dziki kemping. Niechże wie, na co się pisze.

Dnia drugiego to Grünerløkka, czyli dzielnica słynąca ze sztuki ulicznej, barów i miliona sklepów Vintage, które oferują asosrtyment z naszych lumpeksów, ale w stylu mocno wyszukanym, gdzie czujesz się, jakbyś w wjątkowym sklepie i miejscu był/-a. 

Chcieliśmy też kupić winyle w sklepie z super ciężką muzyka, ale niewiele było w cenie pieniędzy, które chciałam dziecku memu dać, a w cenie, którą dawałam nie było nic fajnego, co chciałaby sobie przygarnąć. 

Okazało się również, że potrafię chodzić za pasterzem jak owca bezwolna. Czy mi się to podobało? Bardzo nie, ale myślę, że czasem tak trzeba.


Jadłodajnia w starym basenie. Na zdjęciu proszę sobie wyobrazić talfę wody. My jedliśmy na widowni. Właśnie tu przekonałam się, że za wszystko kartą. Cały czas jest we mnie ogrom niezgody. Jakże to! Ktoś będzie mi mówił jak mam wydawać moje pieniądze?!?!

Musiałam się dostosować. I mieszkać tam nie zamierzam!
Jeszcze refleksja, gdyby nie lokals nie zwróciłabym uwagi na to, że BASSENGET. Chyba, że przegrzebałabym przewodniki.

No i w końcu nad fjordem. Po zachodniej stronie Drammensfjord. Pogoda nagle się zmieniła. Ciepło, wakacyjnie. Dzieci w basenie. Był dwugodzinny spacer brzegiem fjordu, była łódka, było skakanie do wody o temperaturze 18 stopni i głebokości 5 metrów (idź do wody Agnieszka, you chicken; ale jakże, jak tam zimno, sparaliżuje mnie i koniec, spadam na samo dno, tylko dlatego, że jest zdecydowanie za zimno), były wspólne posiłku oraz oglądanie norweskiego serialu o matce samotnej z dwójką roszczeniowych córek. Nasłuchałam się norweskiego. Wróciłam z angielskim z norweskim akcentem.  Może bym się teraz mogła nauczyć norweskiego, kiedy mówię płynnie po angielsku? pytam mojej wiedzącej, nastoletniej córki,  tylko po co mi to? Jak tak będziesz podchodzić, to nigdy nic nie zrobisz. 
Proszę. Mądre? Mądre.





W tym domku kupiłam sobie ceramiczną miseczkę. Ceramika znów mnie woła. Może sobie poszukam zajęć. Jak tylko znajdę jakieś popołudnie wolne.






Z moich wakacyjnych wniosków. Isa chce na swój harcerski obóz żeglarski w przyszłym roku. Hurraaaa! 

Isa pyta na kiedy zaplanowałam wyjazd w góry. Hurraaa! Podczas spaceru po lesie, wzdłuż fjordu opowiedziała mojej gospodyni wszelkie możliwe, ważne dla niej historie.

A ja? Ja jestem wdzięczna. Może nie wiem, dlaczego mnie zaprosili, ale wiem, że czuję wdzięczność za całą masę dobrych spraw i obserwacji. I za to, że Isa i Leon bardzo się lubią. Na wakacjach. 

Saturday 5 August 2023

Powrót Isy i lato jak jesień

Dopiero się sierpień zaczął, a ja mam wrażenie, że jesień i nowy rok szkolny się zaczyna. W jednym takim sklepie ze wszystkim wystawili już Halloween. Pidżamy dla Leona szukam letniej, a przy okazji dla siebie patrzę. Długie nogawki i rękawy robią mi ciepło na sercu i przytulnie. Jak nic, w kominku rozpalać, gdybym go tylko miała i pod kocem na fotelu siedzieć.

Źle mi, bo nie dam rady napełnić się słońcem na cały rok do kolejnych wakacji. Brakuje mi powolnych słonecznych weekendów, które są obrazem "życie w Afryce płynie powoli". Przesuwamy się w ukropie, ładuję baterie, robię się szczęśliwa. Skąd wezmę szczęśliwość, jeśli naburmuszona, szara, ciężka i bez słonecznego blasku wejdę we wrzesień? 

A przed nami jeszcze cały miesiąc, tydzień w Norwegii, tydzień w Wiślicy. Dwa tygodnie nie wiadomo jakie. Proszę, proszę, niech będzie gorąco.

Isa wróciła. Jedziemy pociągiem z lotniska, gadamy. Isy gadanie jak klisza filmowa - wyrwane kawałki. Pociąć całą historię na małe odcinki i wyrzucić z siebie te kilka, które akurat się w głowie pojawią, zamiast je przesuwać powoli, jeden po drugim tak, żeby się w całość układały. Wkurzamy się na siebie, bo nie wiem o czym do mnie mówi, jak się łączą ze sobą elementy. Jak mogę wiedzieć, jeśli połowa nie jest opowiedziana? Dla niej oczywiście to jest jedna całość. 

Mówi do mnie po polsku z angielskim akcentem. Planuje Wielkanoc w UK oraz przylot ojca na urodziny Leona. Daj Boże. 

Na weekend do mamy, pokazać Isę dziadkom, bo przez całe wakacje była tam może ze dwa tygodnie wszystkiego razem. Po Leona też, żeby w poniedziałek lecieć do Oslo, na zaproszenie moich host parents, których nie widziałam 20 lat, licząc, że przyjechałam mając lat 26, a wyjechałam mając 27 i pół. 

Trochę jestem podekscytowana, a trochę "jak to będzie".

Internet pokazał mi Albanię, jako oczywiście nieoczywistą destynację. Patrzę i czuję podekscytowanie. Od rana grzebię w internecie szukając miejsc do zobaczenia, ucząc się jak dojechać, gdzie spać, a przede wszystkim planując trasę po-kraju, a nie po-mieście.

Rety, czuję się znów jak małe dziecko. Kasia się ze mnie nabija, bo teraz wszyscy do tej Albanii. Wszyscy, bo taniej niż Chorwacja, do której wszyscy kiedyś. Zupełnie mnie to nie obchodzi. Etap uczenia się o miejscu i planowania daje mi już namiastkę przygody. A wszystko mi mówi, że tego mi najbardziej, najbardziej, najbardziej potrzeba. Przygody w wakacje. 

Saturday 29 July 2023

Szereg spotkań i tort "jak dawniej"

Jak to jest możliwe, że mi telefon nie przypomniał, że porzeczki o tej porze w zeszłym i jeszcze zeszłym roku zbierałam. W słońcu i gorącu. To lato w tym roku to jakaś pomyłka niestety.
Tak czy inaczej przy weekendzie zbierałam porzeczki. Co mi przypomniało, że w czasie ich zbierania Isa jest na obozie harcerskim. W tym roku nie pojechała. Najpierw, bo chciała lecieć do Anglii, potem bo nie czuje się już dobrze wśród tych ludzi, a potem znów, bo do Anglii.



Mamo, jak przyjadę do Wiślicy na weekend, to zrobisz mi tort?
Moja siostra obchodzi właśnie urodziny i postanowiła wykorzystać weekendowość swojego święta. 

To na koniec miesiąca. Na początek tygodnia kończącego miesiąc, choć chciałam się nacieszyć nierobieniem i spokojem po pracy, inni ludzie. Sama sobie to wybrałam. Zaległe, wiszące już klika miesięcy spotkanie z panią ze świetlicy szkolnej. "Barbie" w kinie z dziewczynami, a potem "Pierwszy dzień mojego życia" też w kinie i bezalkoholowe piwo. 

Nadal czekam na wolne i wakacje, tak w głowie, żeby było.
Obawiam się, że nic się nie zmeni. Plany na najbliższe tygodnie są pełne ludzi. Brakuje tam miejsca na wolne i nudne popołudnie w domu, po pracy. Nie ma w tych planach również jakoś dziaci. Isa do 3 sierpnia w Anglii. Leon tak szczęśliwy na podwórku i wislickich ulicach, że w ogóle mnie nie potrzebuje. Bardzo, bardzo, bardzo mnie to cieszy. Błyszczy to moje dziecko szczęściem wewnętrznym, a na mnie spokój spłynął. Nie chce mnie i nie potrzebuje. Choć! Przyszedł raz się nad ranem przytulić. Dawno tego nie było, bo ostatnio świat jego był mocno ponury. W ponurym świecie nie kocha się swoich rodziców. Pięknie.


Zakończenie miesiąca podsumowuje weekend.
Aga, Aga, Aga, chodź mapę zrobić. W piątkowy wieczór. 
Ja jestem dziś szefem, oznajmia Tymek. Tak, a ja będę szefką jutro, jak będzie mapa, dodaje Wiktoria.


Aga, Aga, Aga, dzisiaj też mapa będzie, jak wrócimy do was wieczorem. W sobotni poranek.
Wieczorem przyjechali na śpiąco. Mapy nie było.


Aga, Aga, Aga, zrób z nami mapę.
Siadamy z samego rana, pół domu jeszcze śpi. Wymyślamy zadania dla ludzi, którzy jeszcze śpią. Ciekawe czy będą szcześliwi, kiedy ich zaangażujemy. 
Siadamy z Tymkiem. Wiktoria naburmuszona, wykreśla siebie z mapy. Dodaje punkty od siebie, choć wcale nie chce się z nami bawić. Tymek się wkurza. W końcu ruszamy.
Wiktoria dochodzi i czaruje u wróżki kompe, dzięki któremu będziemy mogli znaleźć drogę. 
Mapa pierwsza! wkurza się Tymek, kompe pierwszy! wkurza się Wiktoria. W końcu kończymy. Zaraz potem wystawne śniadanie. A co to za okazja, że takie śniadanie? pytają mieszkańcy. Zaraz potem tort dla Izy, aptekary. A potem to już w samochód z Kasią i do Warszawy. No odpocznie człowiek latem? 



Kwiecień na niczym prawie

Nic się nie dzieje. To znaczy nie, dzieje się zawsze. Co u ciebie darling? No, nie wiem, jak ci opowiedzieć w jednym zdaniu wszystko co się ...