Tuesday 26 December 2023

A sępy nie zjedzą tego mięsa z balkonu?

Święta mieliśmy udane. Upłynęły w serdecznej, rodzinnej atmosferze.

Nuda. Co nie? Jak zawsze. Nikt się nie obraził, nikt nie powiedział nic niemiłego. Jak zawsze. A jednak myślę sobie, że nie lubię Bożego Narodzenia. Tzn, to nie tak całkiem. Nie to, że nie chcę tych świąt spędzać, otwierać prezentów, siedzieć przy stole podczas kolacji, grać w grę Mikołajową, zjadać sałatki jarzynowej. To nie to. Mnie się po prostu nie podoba ten czas przed świętami, ta myśl, że trzeba. Ona naciska i wyciska, i człowiek robi się zmęczony jeszcze zanim cokolwiek się wydarzy. A nie od odpoczynku mają być święta? Żaden tam maraton nocny pieczenia ciast (dawno już tego u nas nie ma), żadne tam pięknie, na tiptop i zapięte pod szyję na ostatni guzik. I niby nie trzeba, nikt nie oczekuje, a jednak ta myśl zawsze jest. A nie można by tak na luzaka? Żeby się nie zmęczyć? Bo wracam wspomnieniami do wszystkich poprzednich świąt, czytam co pisałam i zawsze tam jestem zmęczona. Przygotowaniami. A potem już mi się nie chce cieszyć tym, co się w codzienności zadziewa, bo najbardziej chcę robić już nic. 
Także tak. Nie lubię przygotowań do świąt, dlatego święta przestały już błyszczeć tak, jak kiedyś.

W tym roku Święta zapamiętam hasłami.

1. To był bardzo dobry dzień. Mam na twarzy szczęście, robią mi się policzki, a z oczu płyną kropelki czasami, a w nich bardzo małe bakterie nawet. Tymek, kiedy wieczorna mapa była zrobiona, kiedy spacer się odbył, kiedy książka była przeczytana. 

2. Powierzyłam Ci to zadanie bo wiedziałam, że sobie świetnie radzisz z brudem. Moja siostra aptekara- managerka o tym, że świetnie sobie poradziłam z myciem kuchenki.

3. Tato, kup mi futro. Wiktoria, która znalazła babciny płaszcz jeszcze z czasów, kiedy zimy były okrutne, a marzeniem każdej szanującej się damy, było piękne futro, które można było założyć do kościoła.

4. Bo ci nie kupię futra.... tato Wiktorii.

5. A sepy nie zjedzą tego mięsa z balkonu? Moja siostra aptekara po zaniesieniu na balkon jedzenia do schłodzenia. Taka wiadomo, lodówka, jak w każdej szanującej się rodzinie z balkonem.

Poza tym gra Mikołajowa, prezenty, trochę chaosu i takie tam. Nie miałam zadania przygotowania gry, właściwie żadnego zadania nie miałam, co więc narzekam, że za dużo przygotowań? Drukowałam tylko wszystko i list pisałam, bo Kasia nie miała weny i czasu. Ha! I słusznie pisząc list przewidziałam, że kiedy padnie hasło kalambury, przez salon przejdzie jęk rozpaczy.


Poza tym refleksja, że wśród haseł nie ma ani jednego, które padłoby z ust mych dzieci.


Stąd - poza tym refleksja, że z małymi dziećmi o ile łatwiej. Kiedy się nudzą i marudzą, trzeba zabrać na spacer. Kiedy nie chcą iść, trzeba wymyślić zadanie. Drukujemy listę zadań do zrobienia i w drogę. Godzinę łażenia, wracamy zmęczeni, robimy mapę, kolację i mamy bardzo dobry dzień. 
Co można wymyślić ze starszymi dziećmi, które najbardziej chcą siedzieć z rówieśnikami, a przestrzenią do spędzania czasu razem na odległość jest dla nich platforma z grami? Myślę, myślę i nie wymyślam. 

Wiem jedno, z Isą dużo lepiej i dużo bliżej. Czasem trudno, ale to już w zwyczajnych trudnościach. Dostałam od niej prezent, który kazała mi otworzyć jeszcze przed świętami, tak była podekscytowana. Ja też. Gdyż kocham kolorowe skarpetki.


Niespodziewane refleksje zamulonego umysłu

Albo nowy telefon, albo aparat. Kiepskie zdjęcia robi ten mój sprzęt. Udałam się do KCK na spektakl Teatru Tańca. Dwie części były. Zobacz j...