Sunday 29 September 2019

Lingwistycznie perełkowo oraz sprawy przyziemne, sercu bliskie

Mamo, przypomniałem sobie te modlitwy, co wieczorem i się pomodliłem i poprosiłem o szczęśliwy dzień, i żebym się z mamą jutro rano nie kłócił. I nie kłóciłem się.

Mamo, ja wiem, dlaczego faceci mają żony. Bo są leniwi i chcą, żeby za nich sprzątać. Ale ja taki nie jestem, zawsze będę po sobie sprzątał. 

Mamo, uderzyłem się w nogę i mnie boli, poszłem tędy i tak się uderzyłem. 
Poszedłem Leon.
Mamo, zamiast zajmować się tym, że mnie noga boli, to zajmujesz się słowami.

Mamo, jestem na ciebie zawiedziony.

Takie perełki słyszę. Prawie codziennie. Syn mój Leon, przedstawiam gwiazdę mowy perlistej.

Isa też czasem coś rzuci, ale w jej przypadku bardziej to zachwyt mój budzi nad akuratnym doborem słów. Tak od niechcenia to pada tak, że nawet nie pomyślę, żeby zapisać. A może winnam?

Jak przystało na mnie, opisuję weekend. Tydzień jakiś taki mało intensywny i cieszmy się tym, póki co, haha.
Weekend zaczął mi się we czwartek, bo mi dzieci rodzice zabrali na wzięcie miary do wkładek korygujących wadę postawy. Przeleżałam wieczór czytając książkę. W piątek mieli mi dzieci oddać, ale mamucia mówi, że jej się nie chce i w sobotę je dostanę, a ty dziecko idź wcześnie spać.

No, żem poszła, film oglądać i użalać się nad sobą z różnych powodów, haha. A potem jakoś tak wyszło, że wyszłam. Na mało chwileczkę, na tańce, nie spać.
Na piwo poszłam do angielskiego pubu w mieście naszym. Muszę wspomnieć, bo dało mi to jakieś takie fajne uczucie, sentyment, powrót do tego miejsca, w którym nie chciałabym mieszkać na stałe, ale którego nie nienawidzę.
Zawsze mówię, że mieszkanie za granicą jest wskazane i naprawdę warto.

Długo nie mogłam siedzieć, bo tańce firmowe się szykowały na sobotę, więc choć trochę świeża powinnam być. Zdążyłam nawet na kawę z Aliss i Nadzinką właśnie w sobotę, a potem mi dzieci przywieźli i nie wiem kiedy była już taka godzina, że należało się wyszykować. Jak zwykle miałam pół godziny, kiedy ja się nauczę, że prawdziwa kobieta potrzebuje dwóch godzin, a jeśli w pół się wyrabia, to na pewno nie jest prawdziwą kobietą.
Taka trochę poddenerwowana byłam na tym naszym balu. Ale, czy to dlatego, że wiedziałam, że muszę do domu wrócić jak Kopciuszek, o północy? Dobrze mi to zrobiło. Niedziela była normalna, haha, ciało się na mnie nie obraziło, że je chciałam zaorać godzinami tańców i dlatego też wespół z dziatwą polazłam do naszego parku.
Ja to nie wiem, jak się ta organizacja nasza miejska ogłasza, że zwykle ludzi tam nie ma, na tych ich wydarzeniach, ale my byliśmy.
Słoneczny jesienny chłodek przeleciał mnie dreszczem i zostawił zaróżowione policzki. Dlaczego tak normalnie nie pamiętam, jak ja to lubię i tkwię w tym domu, zamiast się zebrać na spacer po lesie, po naturze. Podobno do nawyku trzeba nam 21 dni. A, no, kiedyś zacznę, haha.
Muzyka, hm, nie dla nas, disco dancy i chłopaki od słodkich ust i takich tam. Leon patrzy, nie wie jak się zachować i mówi: Nie cool, mamo.
Kolacja lepiej smakowała po tym powietrzu.
I jaka matka czarownica, taka córka. Kurs latania na miotle. Taki oto weekend. Uroczo.


Sunday 22 September 2019

Ziemniaczany weekend

Matko moja, czy możesz mi to. Zapytało mnie moje dziecko.
I ja zapytuje moje dziecko, czy to dlatego, że słyszy ode mnie. I dziecko mówi, że nie.
Więc się tak na głos zastanawiam o co, z czym, kiedy.
Aż tu mi dziecko rzecze:
No, bo ja słyszę w domu, matko moja, a zaraz potem matko moja ja wiem....ile nocy nie spałaś...

Tak, zaiste. Mówię tak do mojej rodzicielki, że "matko moja, czy mogłabyś, czy nie widziałaś" a zaraz potem "ja wiem ile nocy nie spałaś". Taka piosenka jest, jeszcze na spędach rodzinnych śpiewana.

Weekend był szybki a dzień jeden wyjęty. Z życiorysu całkiem.
Całkiem zapomniałam, że 20 lat miałam już bardzo dawno temu.
A było tak:

Taka jedna moja przyjaciółka, co se wyemigrowała do UK na chwilę, miała powrót na chwilę, do Polski. A, że to moja ulubiona partnerka do tańca, ta sama, co się pan jeden nas kiedyś zapytał na tańcach, coście brały dziewczyny.
Nasze umawianie się na spotkanie, to nie kawunia, to od razu grubo, tańce do 3 nad ranem.
Dwa miesiące przed terminem spotkania powiadam do mojej mamusi: Mamusiu, będziesz ty mi, ja cię proszę, potrzebna. Do opieki nad dziećmi, w jedną sobotę, wyjścia nie masz.
Dobrze dziecko, dobrze, odrzekła, a ja założyłam, żeśmy umowę podpisały.
Czas tańców się zbliża, rozmawiam z mamusią. A wiesz, tata by po ciebie przyjechał, pomogłabyś przy ziemniakach. A wiesz co, siostry Twoje przyjeżdżają na weekend. No, ja pierdzielę, to ja tu petycja, dwa zdjęcia, sto podpisów na dwa miesiące przed występami,a ona mi tu, że ona nie może!

Całe szczęście mam mózg, tak, tak, wbrew temu, co niektórzy mówią. Nawet go używam.
Ziemniaki tatusiowi chętnie, lubim. Potem obiadek z rodzinką, potem hop-siup, do miasta na tańce, dzieci zostaną z babunią.
Tak uczyniłam. Tyle, żem się przeliczyła.
Okazało się, że moje ciało już nie może tak dużo, jak kiedyś. Że mnie teraz całą niedzielę w łóżku przetrzymało, jakbym kaca giganta miała, a to tylko zmęczenie. I tak się zastanawiam, co powinno mi być bliższe. Trudno raz się żyje, czy, o nie! nigdy więcej!?

Na ziemniakach cudownie. Tak poważnie cudownie, bo razem. I Iza i Darek, i Leon i Tymek. Szybko nam poszło. Jeszcze zdążyłam posprzątać i trawniki skosić, i nawet się wykąpać. I gdyby nie ten wyjazd, to pewnie byśmy sobie jeszcze razem posiedzieli wieczorem, pogadali, pobyli razem.


Na ziemniakach Leon rzecze:Ziemniaki to jest mamo takie pakowanie. I zbieranie ziemniaków i zbieranie wiaderek. Takie siłowanie się. Będę mieć świetne mięśnie.


A na grzybach byli inni, też im było cudownie :)




Wednesday 18 September 2019

O rozmywaniu, upodobań i przyzwyczajeń. Krótko.

O nie, włączyłam sobie BBC Radio 2. Słuchałam tego radia namiętnie w UK i była to moja ulubiona stacja.
Włączyłam, bo przypomniało mi się, kiedy jeszcze kochałam moją pracę, a było to jakieś dwa lata temu, przychodziłam do biura, byłam sama i włączałam sobie radio.
Potem mi się przypomniało jak popołudniami słuchałam, a właściwie porankami też i to było najlepsze radio na całym świecie. Dla mnie.
Piekłam sobie na ten przykład chleb, albo robiłam kolację. A tam audycja, w której ludzie dzwonią z wyznaniami, i teraz, czy im wybaczamy, czy nie. Tę głupotę, którą uczynili.
Ale, komentarz chciałam taki, że kiedyś to wszystko wpadało mi do ucha mimochodem jakby, przypadkiem. Jak polskie słowa.
A teraz już nie, wszystko rozumiem, ale się muszę skupiać na czynności słuchania, co mnie zmartwiło i zdenerwowało jednocześnie.
Może więc wezmę i zacznę na nowo słuchać.

Przypomniało mi się też jak bardzo lubiłam te poranki w biurze i czy kiedyś jeszcze będę się tam tak czuć. Znów. Czy może powinnam już gdzie indziej.
I jak to się wszystko zmienia, jak się człowiek przyzwyczai i nie stara, nie naprawia, nie rozwija. I ile pracy trzeba włożyć.

Monday 16 September 2019

Ile się działo

Jak ja lubię Wiślicę, jak ja się cieszę, że ją mam :)
Pojechałam i proszę, od razu lepiej.
Ale zanim.
Wchodzę do mamy, patrzę na nią moim mętnym wzrokiem. Pięknie wygląda, nie widziałam jej ze dwa tygodnie. Promienieje, jakaś taka lekka.
Siadam na fotelu, gadamy. Dzieci na telewizji, bo przecież nadal nie kupiłam nowego telewizora, odrabiają zaległości.
Patrzy na mnie ta moja matka z litością, pyta co mnie tak zaorało.
A ja tak siedzę, patrzę, myślę i nie wiem. A nie, wiem, że ten cały ostatni tydzień.

A dopiero potem sobie uświadomiłam, że to nie jeden tydzień!
Że ja tak do następnych wakacji będę miała!
Rok szkolny, dzieci z matką, matka szara, przydymiona. Wakacje, dzieci u dziadków, matka promienieje, babcia przydymiona. Nowy rok szkolny, dzieci wracają do miasta. Matka przyjeżdża z dziećmi na wizytę do babci. Patrzy, babcia błyszczy. No błyszczy, pozbyła się dzieci.
No i tak mamy.
Całe szczęście wiem, co czynić, żeby nie każdy tydzień był taki jak ten miniony. Po prostu angażować się w mniej zadań i spraw. Tylko jak to zrobić, kiedy jestem w trójce klasowej, do której się sama zgłosiłam, bo tak na mnie rodzice przychylnie patrzyli. Haha, wszyscy pewnie myśleli, tylko nie ja, tylko nie ja. Swoją drogą, co taka trójka klasowa robi, jakie ma zadania? Oprócz prezentów na dzień nauczyciela i inne dni?
No bo tak, niby nic wielkiego, ale jednak. Ten cały tydzień, jakoś tak. We wtorek jeszcze przyszłam po pracy, dałam jeść, poszli się bawić.
Ale w środę już wywiadówka, miała trwać 30 min, trwała ponad dwie godziny. We czwartek basen po lekcjach, zaraz po basenie szybka kolacja, bo szłam do ludzi. Wróciłam o przyzwoitej porze, ale już wyzuta z energii. Pod drzwiami leżała karteczka: Mamo, ja idę spać wcześniej niż Isa bo wiem że mam jutro na rano. Haha, tak wkopać siostrę.
W piątek spotkanie z koleżankami z pracy. Wróciłam w jeszcze bardziej przyzwoitej porze, jeszcze bardziej zmęczona. I zamiast cieszyć się sobotą i tym, że mogę się nie spieszyć, zerwałam się z rana, bo jechaliśmy na urodziny. Na basen. Na 9.45!
Jedziemy ze znajomymi, czekamy na przystanku. Isa pyta czy lubię jeździć na urodziny.
Mówię, że nie wiem, nie myślę, jestem bardzo zmęczona. To dlatego ze tak dużo robisz, czy dlatego, że my mamy stresy i ty przez te nasze stresy, też masz stresy, i jeszcze robisz się jeszcze bardziej zmęczona?
Może, bardzo mi się Isa stresuje wuefem. Będę chyba szła do pana zapytać co zrobić, żeby chciała na wf chodzić.
Impreza była przednia, ale to pewnie zasługa koleżanki organizatorki. Może dlatego, że nadaje na tych samych nie do końca normalnych falach. Haha.



Zaraz potem szybko się spakować i do busa. Do mamy. Aviomarin na drogę, wiadomo to, na jaki śmierdzący bus trafimy? Całe szczęście jechał ekskluzywny z Warszawy, my to mamy szczęście. Teraz tylko na takie będziemy czatować, stwierdził Leon.

No i taka zaorana przyjechałam do mamusi.
A kiedy wróciliśmy do domu w poniedziałek, Leon wykończony całym dniem biegania rozpłakał się, bo dlaczego nasze życie musi być takie trudne? Dlaczego my musimy umieć tak dobrze mówić po angielsku, a cała klasa nie.

Weekend mnie odżumił, wszytko lepiej. No, może oprócz pracy, na którą od dwóch tygodni jestem obrażona. A tu Kierownik wyjeżdża i dał mi wytyczne, i obowiązki. I haha, Agnieszka, awans Ci się należy. Ale wymyśl sobie stanowisko i zadania! No, to mam plan na kolejne dni!

Saturday 7 September 2019

Tydzień numer jeden

Okej, mija/minął pierwszy tydzień. Nie ma tragedii. A zastanawiałam się, czy dam radę się na nowo nauczyć. Ale, nie chwal dnia, wszystko się może zdarzyć i dnia może mi nie starczyć.
Na razie spokojnie, jeszcze popołudnia na dworze, jeszcze pracy domowej nie ma za dużo (dziwne, bo Leonowa Pani już powinna od pierwszej godziny haha), jeszcze nigdzie nie gonimy.

Jeszcze nie wychodzę z siebie i jeszcze mam energię, bo wiecie, czekam na ten dzień, kiedy znów będę wyglądać, jak wtedy "kiedy mam dzieci".

Na piątek Isabela pojechała na noc do Oli. Z Leonem tylko jesteśmy w domu. Zmywam naczynia w piątkowy wieczór. Leon gotowy do spania.

Mamusiu, czy to zmywanie jest dla ciebie bardzo ważne?
Bardzo nie, ale trochę tak. A co chciałeś?
A nic, żebyś sobie ze mną posiedziała na kanapie teraz.

Siadłam. Jadł akurat kolację, z herbatą.
Poczytaliśmy, The Highway Rat i Stick man. Ciekawe ile z tego jeszcze zrozumiał.
Rety, jak ja lubię, takie z nim siedzenie na kanapie. Zdążyłam już zapomnieć, jakie to dobre.

Kwiecień na niczym prawie

Nic się nie dzieje. To znaczy nie, dzieje się zawsze. Co u ciebie darling? No, nie wiem, jak ci opowiedzieć w jednym zdaniu wszystko co się ...