Sunday 28 July 2019

Rzeka

W końcu pierwszy dzień, kiedy jest super gorąco i można iść nad moją ukochaną Nidę. Czasami czuję się, jakbym się z nią przyjaźniła. Troszkę absurdalne, co nie?
Nie przeszkadza mi. Siedzę, opalam się, cieszę się zapachem, ciepłem wody, kolorem.
I myślę sobie, po co się tłuc na Mazury, skoro tu jest tak pięknie i tak dobrze.
No i już jutro wraca Isabela ze swoich wojaży. Jak będzie, kto to wie.





Friday 26 July 2019

Utracenie wolności



Zatrzymaliśmy się z Leonem na noc w Warszawie, żeby się nie męczyć. Wykombinowałam to sobie całkiem nieźle, ten powrót z Mazur z postojem w stolycy. Odwiedziny u siostry i proszę bardzo, co to się wieczorem wyprawiało? Wujaszek zaprosił Leona do gry o dziesiątej w nocy. Nie ma to, jak wyprawa do wujka, który nie stawia granic.
Podróż pociągiem, rewelacja. Zresztą tak samo wracałam pociągiem z Katowic do domu z Isą, przed obozem. Najlepiej podróżuje się pociągami. Koniec i kropka.
Leon został na cały tydzień ze mną. Bardzo chciał nie jechać do babci, bo siedzi tam całe wakacje, nigdzie nie wyjechał, nie chciał, żeby było jasne.
Także ten tego, straciłam moją wakacyjną wolność. Ale! Nie było tak źle. Leona doglądała moja sąsiadka, która ma dwóch synów i Leon się tam całkiem nieźle zadomowił. Wprawdzie nic prawie nie jadł, na co narzeka moja mama, ale jak się wstaje o 11 rano, to właściwie głodnym prawdziwie można się stać dopiero późnym wieczorem i nie inaczej było tym razem. Dwa talerze zupy o 21.00. Całkiem niezła pora.

Monday 22 July 2019

Mazurski weekend

Najgorzej jest się nastawić i ucieszyć. Już dawno temu wprowadziłam w życie zasadę nie cieszę się, dopóki się nie stanie. Po co się niepotrzebnie rozczarować.
I co? To już trzecie wydarzenie, które "powinno" być inne, piękne, dobre, cudowne, a było jakie było. A cieszyłaaaam sieee. Nie mogłam się doczekać.
Na Mazury jadę, opowiadałam, na weekend. W odwiedziny do dziecka, dodawałam, ale zawsze to coś. Isa mnie poprosiła, żebym przyjechała ją z Leonem odwiedzić. Nie wiem po co, bo ma te dwa tygodnie ode mnie i niech się uczy radzić sobie. Ale niech będzie. Poprosiła, jadę.
Ostatnio byłam tam przecież tylko rok temu.
No to tak. Miejscowość, gdzie Isa ma kolonie zuchowe, to rząd domków ustawionych wzdłuż brzegu jeziora. Prywatne kwatery, kempingi, apartamenty. Dostęp do jeziora dla wszystkich, na marnym odcinku plaży. Zresztą, co za bzdura się tak zaszywać i zamykać jakby w klatce, na jednym kempingu. Nie, no znów się okazuje, że wolę przestrzeń.
Potem zabraliśmy dzieci do Giżycka. Tragedia. Jak se myślę Mazury, to widzę jeziorko, domek, pachnie drzewkiem. A tu tłum ludzi, euro bungee i chiński plastik na każdym kroku. Bólu głowy można dostać.
I w ogóle, nie tak jak trzeba wszystko.
Oprócz tego, że Leon był rewelacyjny. W drodze do, w samochodzie nie marudził w ogóle. W drodze powrotnej znalazł kumpla w przedziale. Jak się szybko zawiązują przyjaźnie.
Wróciliśmy w poniedziałek, więc pracowałam z domu, w międzyczasie żegnając lunchem i ciastem Ewę, co to się wypięła na naszą firmę. Tak po prawdzie, haha, to wcale się nie dziwię. Też bym się wypięła, ale póki co, na razie wypinam się emocjonalnie.
Żeśmy się wzruszyły, Leon się z tego popłakał. A potem zapytał, czy może przez cały tydzień zostać w domu, ze mną, żeby nie musiał do babci.
Zostanie.
No i taki to był weekendzik. Nic więcej nie mam do powiedzenia.
Najgorzej to się nastawić.


Monday 15 July 2019

Mexico! Ha! Ha! W Katowicach

Cieszyłam się na ten wyjazd, bo rodzinę zobaczę i miasto zobaczę, i zawsze to coś.
Znów poczułam jak dobrze jest gdzieś jechać. Znów, kiedy wysiadłam z pociągu zapachniało przygodą i nowym miejscem. Ekscytującą podróżą i spotkaniem. 
O rety, czemu ja tego nie robię regularnie?
Brat mojej mamy miał 70-te urodziny i na tę okazję zostaliśmy zaproszeni na mszę, obiad i poobiednią posiadówkę. Cóż, do trzeciej rano była i jeszcze jakiś czas będę płacić za lekkomyślność starszej pani, czyli mnie samej.
Jedyne czego mi brakowało to połażenia  po tych Katowicach, w których ostatnio byłam kilkanaście lat temu, ale przecież co się odwlecze to nie uciecze, jak powiadają. Mam teraz powód, żeby w końcu odwiedzić rodzinę, która nas od dwóch lat zaprasza na weekend.

W meksykańskiej restauracji chciałam taco. Takie chrupkie z supermarketu mi się marzyło, ale pewnie się nie znam i nie wiem, że powinno być jak sztywny naleśnik. Człowiek uczy się całe życie. Niedobre.
Spróbowałam za to zupy z kaktusa, choć bardziej jak ze szczawiu i uczyniłam meksykańskie zdjęcie i już. Wracaliśmy do domu.
A nie przepraszam, zaczepiłam gościa na mały small talk, w oczekiwaniu na toaletę, jakie romantyczne. No, czekałam na dziecko. W męskiej toalecie. Kolejka się ustawiła to byłam miła, przecież, porozmawiałam. Zapytałam głupkowato, czy panu nie gorąco w tym ubranku, a mundur miał i trochę się zdziwił moją niewiedzą, ignorancją i głupotą, ale na koniec obdarzył komplementem. A wcale nie miałam butów na wysokim obcasie, które podobno są nieodzowne, gdy się kobieta nastawia na tryb: polowanie.Wystarczy, że mam taki piękny uśmiech.
Ale to wszystko można tak naprawdę wytłumaczyć jednym.
Kasia opowiada Isie jak to spadłam z ławki, kiedy miałam 8 lat. A takie miałam piękne sandałki. I mówi:
-Twoja matka spadła z ławki i tak jej się mózg rozpłaszczył i rozlał, i trzeba było łopatką (zbierać)
-No, i nie wszystko się zmieściło.
-No, i dlatego Twoja matka jest taka rozchwiana.


W małym post scriptum, niezwykle ważna informacja o tym, że dzielna Isabela pojechała na kolonię zuchową i choć się bała, to jednak pojechała, i dlatego jest dzielna. Więcej info na temat kolonii wkrótce. Zapewne.
Wróciłyśmy z Katowic pociągiem, we dwie. To też była część przygody. 
Kiedy wysiadłyśmy i wtaszczyłam walizkę do hali, Isa stwierdziła, że ona to by frytki z Maca. A to oznacza walizkę w dół i w górę raz jeszcze. Wkurzyłam się, nie powiem, ale chyba bardziej na to, że kiedy zapytałam, czy one muszą być te frytki, bo nie mam siły łazić, lekko się na mnie obraziła.
Co zrobiłam? Oczywiście poszłam na te frytki i jeszcze chwilę na Rynku, jakieś koncerty były i ona, to moje dziecko mówi: No to właściwie dobrze, że poszłyśmy na frytki, co nie?

Tuesday 2 July 2019

Pizza z przyjaciółką


Alinka miała dzień wolny od roboty i przyszła pod moją robotę, żebyśmy poszły se pogadać.
Zezłościła się na mnie za robienie zdjęć pizzy, ale jakżeż to, mam wrzucić post bez zdjęcia?!?



Potem jej przeszło, ale nie omieszkała mi powiedzieć, że jej zepsułam część spotkania, bo się za mną stęskniła, i że się ucieszyła, że mnie widzi, bo mnie lubi, a ja przestawiam szklanki na stole, bo chcę zrobić zdjęcie, zamiast z nią rozmawiać.

Jak dobrze słyszeć takie słowa i wiedzieć, że się jest dla kogoś ważnym i ktoś naprawdę się cieszy, że cię widzi.
Miałyśmy piwo, pizzę, loda, spacer, ławeczkę, lemoniadę na leżaczkach. I w końcu burzę.
Póki co idealnie gorąco, ponad 30 stopni. Pięknie.

Chyba mnie będzie mało tutaj przez wakacje, bo jakoś nic się nie dzieję. Mam pisać, że weekend w weekend jeżdżę na roboty ziemne? Za zimno na rzekę, za dużo do zrobienia. Całe szczęście, że będą dwa weekendy kiedy będę gdzie indziej, ale o tym później.


Kwiecień na niczym prawie

Nic się nie dzieje. To znaczy nie, dzieje się zawsze. Co u ciebie darling? No, nie wiem, jak ci opowiedzieć w jednym zdaniu wszystko co się ...