Thursday 30 May 2019

Obchodzenie świąt różnorakich

W sumie, to właściwie o Dniu Matki chciałam pisać, ale dzień ten przypadał na początek białego tygodnia i jakoś mi tak ten tydzień zleciał, że w końcu będzie o i o tym, i o wycieczce do Częstochowy.
Jak ja nie chciałam tam jechać, bo busem, bo droga krzyżowa, modlitwy, dwie sekundy na czas wolny. Ale jak to, nie jechać, kiedy tak się już wszyscy nastawili i poumawiali, i mówią, że jadą.
My też, autokarem.
Zasiadłam z Anią, taką mamą, co to kiedy ja mogę do Ciebie na kawę, czy też wino przyjechać? Ksiądz chciał, żeby dzieci śpiewały. I śpiewały, ale my chyba jeszcze głośniej.
Jak ja się świetnie na tej szkolnej wycieczce bawiłam. Jaka wróciłam wesoła  i rozochocona. I że teraz musimy całą klasą jechać na wycieczkę, wszyscy, a najważniejszy jest ten autokar i najlepiej, żeby jeszcze ktoś grał na gitarze.
Ja myślę, że to było to poczucie przynależności do grupy, którego mam tak mało w tym mieście.
Nie wiem, co będzie z tą wycieczką, ale radość i ekscytację czuję do tej pory.
Mama została z Leonem, bo nie chciałam go brać. Od kwietnia ta moja biedna matka nie ma spokoju, jak nie u nas, to dzieci u niej, jak nie tak to w Warszawie. Dzieje się, a ona marzy o spokojnej niedzieli.

Na wycieczce, najpierw modlitwy, potem szybko do skarbca i kilku muzeów, żeby coś tym dzieciom pokazać, potem szybki obiad w Domu Pielgrzyma: "Jaki dobry, jaki dobry, tam idźcie jeść". Niedobry. Potem biegiem do autokaru się przebrać, a potem już szybko na mszę.
Tak żeśmy szły, zdjęcie dokładnie oddaje nastroje. Dopiero potem nam przeszła nerwówka. Przecież Isa miała za ciasne buty, a nie zabrałam podkolanówek, których zresztą nie nosiła.


A ten dzień matki, o którym nie napisałam?
W ramach prezentu pocieszenia podczas komunii Isy, Leon dostał 50 zł od cioci Marysi, a w dzień matki akurat przypadała niedziela handlowa, więc wykorzystałam ten czas na wypad do galerii, bo nam butów zabrakło.
"Mamo, daj mi te pieniądze, bo może kupię sobie jakieś picie"powiada Leonsjo.
W galerii oglądamy pokaz mody, na którym modelka niesie czaszkę zwierzęcia w jednej, a piłę tarczową w drugiej ręce.Leon w tym czasie podjada bagietki.
Chodźmy stąd mówi, bo mu się robi niedobrze. Mi też. Od tej radosnej mody.
Przechodzimy obok sklepu z biżuterią, gdzie dziecko się zatrzymuje i ogląda. Daj mamo mi pieniądze, coś muszę załatwić.
A co tam ci się podoba pytam?
A taki wisiorek chciałem ci kupić. Weszliśmy więc i kupiliśmy niebieski koralik do mojej bransoletki, który najmniej mi się podobał z tych do wyboru, ale teraz raduje moje oczy. Bardzo nawet.
Isa zapomniała pieniędzy, ale ona już od miesiąca mówi, co mi kupi, więc jakby kupione.
A rankiem, kiedy już oficjalnie byliśmy obudzeni, obydwoje wyśpiewali mi pieśń.
To był bardzo piękny dzień.

Sunday 26 May 2019

I Komunia z przyjęciem w domu. Czy tak się da?

Przez cały tydzień padało. W ogóle maj jakiś taki niewdzięczny, padający, rozsłoneczniający się tylko na soboty komunijne. Dobrze, że na naszą też.
Wzięłam sobie dzień wolny, bo stwierdziłam, że się nie wyrobię. Zwłaszcza, że jeszcze w panice i popłochu kupowałam pełne buty, bo jak mam wyskoczyć w sandałach i rajstopach.
Kupiłam sobie sukienkę w grochy. inną niż typowa komunijna, matki dziecka. Że taka ciemna, że nie pasuje, że źle będzie wyglądać. Na pewno inaczej.
Kiedy już ziarno niepewności i niewiary w słuszność podjętej decyzji wykiełkowało, sukienka przestała mi się podobać. Zresztą nic z tego co pokazywałam się nie podobało. A wyglądać trzeba. A tu jeszcze deszcze zapowiadają.
Zrobiłam rozeznania wśród jutubowych "znawców". Na wydarzenie eleganckie jakim jest komunia dziecka należy najlepiej wybrać styl Kate Middleton. Czyli rajstopy, bo nie gołe nogi, a jak rajstopy, to i nie sandały. A tu u mnie leżą i czekają sandały.
Sukienkę inną wybrałam, która też mi się nie spodobała. Nic mi się nie podobało i wszystko było źle.
Ale dzień wolny wzięłam, żeby zrobić i nie siedzieć po nocy.
Po nocy nie siedziałam, nawet stół miałam gotowy i udekorowany jeszcze w piątek, ale teraz, kiedy jestem po imprezie, na której serwują obiad, wiem co i jak zrobiłabym inaczej. Wszystkie moje poprzednie imprezy były złożone z zagryzek i przystawek. Wszystkim się zawsze bardzo podobało, a tym razem było inaczej.
Tak czy inaczej, mogę urządzać kolejną komunię. W domu. Choć brakowało mi spaceru i wyjścia na powietrze.
A pogoda dopisała.

Z rana wpadła mama z Kasią i tatą rzecz jasna. Wnieśli tony toreb i siatek.
Bo w menu był obiad i drobiazgi. Obiad robiłam ja, drobiazgi Kania, która ma do nich zamiłowanie.
Lista przyszła mailem, 17 maja.
W treści maila stało:

wydrukuj sobie
Ty robisz dania gorace
tzn zupe i kure i ziemniaki
salatke jarzynowa
ja reszte

A dalej załącznik z takim menu, to gdyby ktoś zechciał także urządzać przyjęcie komunijne w małym mieszkaniu. Myślę, że i smakowo, i estetycznie doskonale się komponuje w komunijne nastroje.
Pięknie wygląda na stole w różowo-koronkowym stylu i niczego bym nie zmieniła.

Wydrukowałam, zrobiłam listę zakupów  i ugotowałam to, co należało do mnie.
Kiedy Kasia wpadła tak z całym towarem, za nic nie mogłyśmy ogarnąć tego, jak mama robiła te swoje imprezy w lilipucim mieszkanku. Gdzie się to wszystko mieściło?
Tak, czy inaczej wszytko poszło na stół, a Kania, tak jak sobie życzyła, wołała tylko z pokoju, że 4 kawki poproszę, bo ona będzie teraz siedzieć i się gościć. Oczywiście zaraz po tym, jak zrobiła cytrynowe bezy i truskawkowe tarty, i jeszcze dodatkowo nadziewane, zapiekane pieczarki.
Na te 10 osób, które było na komunii Isy jedzenia było akurat, może nawet trochę za dużo, hm.
Na mszy szybko, ładnie, wzruszająco. Isa śpiewała, chyba się zestresowała, bo się z melodią pomyliła, ale zaraz się zreflektowała i weszła czysto i dźwięcznie, a co najważniejsze, widać, że śpiewanie sprawia jej ogromną radość.
Buty były za ciasne, nierozbite, a Leon zmęczony i marudny już po mszy. Co widać, na załączonym obrazku.
Ale cała uroczystość i nasza domówka przepiękne. I jeśli komuś się przydadzą Kasine i moje pomysły, będzie jeszcze lepiej!
Ps. No i z tego wszystkiego nie wspomniałam o torcie, z kulkami z żelatyny na balonikach, które się niefortunnie w transporcie poprzyklejały.
Takim.









Sunday 12 May 2019

Rajd Iskierka


Jaki dziwny czas. Znów jedno wolne za drugim. Strajk, święta, trzy dni bez dzieci, znów z dziećmi, majówka, Rajd Iskierka.
Prawie bez obowiązków.


A no właśnie, Rajd Iskierka. Isa nie chciała iść, wiadomo, wszystkiego się bała. Podobno było super i nie była jakoś tak straszliwie zmęczona. Ale dla mnie najważniejsze było to, że kiedy poszłam ją odebrać, a poszłam za wcześnie i czekałam jakieś pół godziny, mogłam sobie poobserwować. Nikt nie miał telefonu i wszyscy ze sobą rozmawiali!!!! Nie pamiętam kiedy ostatnio ucieszył mnie taki widok. Że jest nadzieja, że jest. Rozmawiałam też z mamą kolegi z klasy Leona i ona mówi, że jej wywiad mówi, że telefony w liceum, to już pasee. Co innego robią, nie wiem, ale jakoś mnie to ucieszyło.

Czekamy na komunię, przygotowujemy się i stresujemy. To już za dwa tygodnie. Czy ja wszystko mam? Ciocia Kasia szykuje menu, ja planuję kiedy co mam zrobić, Isa uczy się pieśni, którą będzie śpiewać podczas komunii. Jak może być bez stresu.

Ach, no tak, na zakończenie jeszcze, przygotowujemy się do międzyszkolnego konkursy z języka angielskiego. Niewiele, bo przecież cały czas myślimy, że mówimy. Trochę mało się rozwijamy, obawiam się.

Sunday 5 May 2019

Majowe porządki bez gryla

Strajk zawieszony od 27 kwietnia. Powrót do szkoły na poniedziałek tylko, bo od wtorku szkolna majówka.
Nie pojechałam od razu, bo jeszcze wianek chciałam kupić dla komunijnego dziecka, a przy okazji załatwiłam kwiatkowe zakupy dla babci.
I mieliśmy się zabrać busem i wtedy się dzieci na mnie obraziły, zwycznajnie, że nie jadą i koniec.
I dyskusje uprawiam, że no cóż, nie uśmiecha mi sie ciąganie Isy na korytarz, żeby ją na siłę tam wsadzić tak jak kiedyś to musiałam czynić.
Leon zadzwonił do dziadka, a ten przybył z odsieczą.
Uwściekał się jak zwykle, że mu dom zawalam ( a to były moje rzeczy, które przyniosłam z piwnicy na lato)

No i nas zabrał. Na zesłanie, do ciężkich robót. Nie bardzo wiem, gdzie mam je zacząć.

Przez trzy dni nie wychodziłam  z ubranek roboczych, przy niedzieli zawiesiłam działalność, gotowa na powrót do domu. Dobra rzecz z tych porządków taka, że myślenia o sprawach co to zwykle zaprzątają, nie było.
Babcia jedzie do ciotki Izy, na pomoc. Nie wiadomo, czy się wyrobi na komunię wnusi.
A ja dzwonię do tej ciotki Izy, opowiadam, co i jak, jak się narobiłam, współczucia, dumy oczekuję. Co słyszę? Przecież ty byłaś w swoim żywiole, hahahaha.







Kwiecień na niczym prawie

Nic się nie dzieje. To znaczy nie, dzieje się zawsze. Co u ciebie darling? No, nie wiem, jak ci opowiedzieć w jednym zdaniu wszystko co się ...