Sunday 26 February 2023

Kraków w Kielcach




Kraków w Kielcach posiedział w galeriach handlowych. Nie taki był plan, ale taka była pogoda.
Chcieliśmy do teatru "Kubuś", ale nie wiedzieliśmy, czy się widzimy, czy się nie widzimy, więc biletów na czas nie kupiliśmy. Potem się okazało, że po ptokach, biletów nie ma.
W shopping centrze mieli giełdę winyli, a ponieważ Isabela ma gramofon, to płyt potrzebuje. Poszliśmy, najpierw jednakże wypiliśmy kawę po tym, jak Kraków zjechał, zjedliśmy zupę z pomidorów i poszliśmy.
Leon nie zjadł zupy, ani śniadania, bo z rana pograł na Vi- a-rze i było mu tak niedobrze, że jakby zjadł, to by zwrócił. 
Na giełdzie ceny płyt większe niż w Empiku. Nie zrobiło moje dziecko zakupów, nie przeszkodziło jednak dzieciom mojej siostry dobrze się bawić. Ponieważ wypady do centrów z handlem to dla nich rzadkość, przyjemnie im było zjeść lody, frytki i pobawić się w kąciku dla znudzonego rodzica, który może pilnować dzieci, kiedy drugi rodzic buszuje po sklepach.

Wiało, no tak strasznie, strasznie wiało, że przesiedzieliśmy w domu całe popołudnie, cały wieczór, a potem pół niedzieli do ich wyjazdu.

Przeszliśmy się tylko po Sienkiewce, do domu wracając. Tymek stanął, popatrzył na tę Sienkiewkę i rzekł: O nie, jaki to jest długi patyk, 12 km.

Dobrze, że gry planszowe mamy, że kredki, flamastry i że Isabela chce z małymi dziećmi jakieś fajne rzeczy wyczyniać, jak ten portret na samej górze, który Wiki do domu zabrała.

Bardzo, bardzo to było dobre dla nas wszystkich spotkanie, pierwszy raz na noc w Kielcach Kraków był. I chcemy więcej, żeby było. Bo tyle fajnych spraw w Kielcach się wydarza, tyle można zobaczyć,  w tyle miejsc pójść. 

Saturday 18 February 2023

Prezent

Ferie, środa drugiego tygodnia, sprawdzam dziennik, wiadomo? może co się znajdzie?

Patrzę, a tam 13. lutego geografia sprawdzian. 

Ja pip pip pip! Wykrzyczałam. Nie no, nie no. Głupia baba, głupia baba, głupia baba. Delikatnie mówiąć. Ona sobie odpoczywa, a dziecko będzie się uczyć geografii w ferie, bo czemu nie?

Najbardziej chciałam jej napisać, jaka jest głupia, wyrzucić ze szkoły, powiedzieć, żeby się zastanowiła na karnym krzesełku trylion razy, co zrobiła źle. 

Ale nie mogłam. Dlatego w imieniu potulnych rodziców pięknie poprosiłam o łaskę wyzwolenia od sprawdzianu. To go łaskawie przeniosła. 

Mamo, zrobiłam Ci prezent?

I gdzie mam go sobie postawić?

Jak pójdziesz do pracy postawisz przy komputerze.

Yhm. To stoi. W domu przecież.

Tak w ogóle, to jestem bardzo niezadowolona. Szkoła mnie wkurza, przemęcza i zamęcza. Jeszcze się na dobre nie zaczęło, raptem pierwszy tydzień, a ja już nie mam siły. Już bym chciała wakacji. Albo chociaż mniej sprawdzianów. Nie cierpię tego systemu, w którym liczy się ocena z testu. Nie ważne jaki miałeś dzień, jaki nastrój, dobrze, niedobrze, test będzie, poszukaj zapasów dobrego samopoczucia, żeby się nauczyć, a potem zaliczyć.

Nic mnie teraz nie wkurza tak mocno, jak testy, sprawdziany i punkty do zachowania.

Całe szczęście, że mam coś, co mnie od środa napełnia na kilka dni. Na tańce jak sobie pójdę, to na chwilę zapominam, że w codzienności chaos.

Sunday 12 February 2023

Ferie, tydzień nr 2.

To były trudne ferie. Wystawiły na próbę moją cierpliwość. Raz im się nawet udało. 

Właśnie sobie uświadomiłam, że myślałam, że jestem całkiem stabilna emocjonalnie. A tu krzyczę, tym razem na Isę, tak że się moja mama przestrasza, bo przypominają jej się czasy, kiedy się jej matka wydzierała.

A wszystko dlatego, że chciałam iść spać o 22.30, bo już czułam efekty późnonocnego siedzenia. Niczego innego się nie spodziewałam po pierwszym od roku (tak, tak nie ma się czym chwalić) urlopie spędzonym u mamusi.

Przede wszystkim polityka. Urszula ogląda kilka kanałów i programów przez cały dzień z przerwą na to, czy tamto. Nie powiem, całkiem było miło tak z tą Urszulą i z tym telewizorem, z którym aż tak w domu się nie przyjaźnię. 

Krótka historia niestabilności jest taka, że Leon przyzwyczajony do późnego chodzenia spać w ferie, ma problemy z zasypianiem o 22. A chciałam, żeby przy okazji mojego odpoczywania, mógł zacząć się przyzwyczajać do szkoły. Pech, bo śpimy w jednym pokoju. On gada, przytula się, zaczepia, nie pozwala spać. ze złości, że nie może zostać na dole z Isą (która potrzebowała czasu w samotności, tylko dla siebie) Pierwszej nocy uwściekałam się, w końcu ze złością zasnęłam. Drugiej nocy, poinformowałam, że jeśli się nie dogadają i Leon będzie mnie budził, to Isa będzie musiała iść spać razem z nami. Tylko dlatego, że nie miałam siły na pertraktacje z Leonem. Chciałam spokoju. 

Rzecz jasna nic tego nie wyszło. Usłyszałam tylko od Leona:

Czasami mnie wkurzasz.
Pauza.
Jak mówię "czasami" , to myślę codziennie.
Pauza.
Jak mówię "codziennie", to myślę cały czas. 

No i tak szczerze? To nic się nie działo. Odpoczęłam głową od pracy.
Leon powiedział mi, że jestem  jak aktorka z filmu, tylko mniej chichotliwa. W ogóle jestem mniej chichotliwa.
Pokazał mi również, że jeśli nie chce zupy pomidorowej, to jej nie chce: jak ci mówię, że chcę sam makaron, że nie chcę zupy pomidorowej i że chcę sam makaron, to znaczy, że nie chcę zupy, tylko sam makaron i nie musisz mi zadawać tego samego pytania kilka razy. 

Isa była u Ani spod Częstochowy na kilka dni. Wróciła zmieniona i poszarpana. Nie wiem czemu. Potem jej przeszło.

Jestem matką, która nie nauczyła dzieci pomagania i odpowiedzialności. 

Weź sobie te majty, Isa.
No. Z dziurą.
No. Trzeba będzie córko zaszyć.
No wiem, informuję cię, ze bedziesz miała robotę.

Isa ledwo sobie radzi z ojcem debilem. Sory, no musiałam to powiedzieć na głos. Chciałabym, żeby Isa w końcu sobie tę relację ułożyła. Żeby przestała szlochać. Żeby nie musiała mówić: mamo znajdź sobie kogoś, żeby mnie kochał i chciał. 

A na koniec feriowego misz-maszu o byciu z nastolatkami, rozmowa z Leonem, zaraz po jednej z naszych trudnych dyskusji-przepychanek.

Nie mam już siły być mamą w pojedynkę.
A ty myślisz, że dla mnie to nie jest trudne?!?!?!? Ja jestem nastolatkiem i dojrzewam. 

No tak. 

Ze spacerów z Leonem.
Mamo. Zobacz. Jak w Nowym Jorku.


Mamo, zobacz, jak pięknie.


Saturday 4 February 2023

I tydzień ferii

Leon, chcesz posłuchać medytacji? 

Tak, bo akurat jestem wkurzony.

Ej, no poszłam sobie do kina. Na taki super fajny film o Niebezpiecznych Dżentelmenach. Recenzje są różne, a i moja koleżanka też mówi, że trochę za bardzo parodia. Może, ale mnie było w tym filmie tak dobrze, że nie chciałam wychodzić. Z filmu, nie z kina. W recenzjach pisali, że przywołano ducha Młodej Polski, przypomniano kulturowe bogactwo. Scenorgrafia, kostiumy i Młoda Polska poszukująca nowych form dla wyrażenia niepokoju wewnętrznego. I jak sobie uświadomić, że to lata 1890 - 1918, to człowiek widzi dlaczego. Żle tego wszystkiego w szkołach uczą, a może ja nie przykładałam się, nie łączyłam, nie widziałam przenikania historii i twórczości, zależności, pragnień, potrzeb. Gdyby nie skupiać się tylko sztucznie na "co poeta miał na myśli" a przejść na "dlaczego tak myślał, dlaczego tak pisał, co mu mogło dawać pisanie w takich czasach, w jakich żył", nie byłoby łatwiej zrozumieć, zapamiętać, przyjać? 

Mam jeszcze jedną refleksję w tym tygodniu. Wysłałam Leona na diagnozę. Błędów ortograficznych tyle robi, że zaczynam się zastanawiać, czy zbyt mocno nie upieram się nad tym, że problemu nie ma, wystarczy się przyłożyć do ortografii.

Na spotkaniu rozmowa o moich z Leonem relacjach i moim wpływie na jego samopoczucie. Bo między ludźmi zachodzi wymiana energii i wie pani, Leon pobiera pani energię i przez to jest taki płaczliwy. Wszystko przez to, żem się uryczała ze zmęczenia i nieszczęścia, że już nie wiem, jak to zrobić, żeby Leonowi pomóc. Terapia grupowa bardzo pomaga, ale gdyby tak wiedzieć, skąd się to wzięło? 

Dałam się wtedy paniom wrobić w poczucie winy, że to ja, że nie wiem, że jestem niestabilna emocjonalnie i przelewam na Leona moje nieszczęście, że za dużo o emocjach z nim rozmawiam, że za dużo go pytam, że mu cały czas opowiadam o tym, jaka jestem nieszczęśliwa. No i tak się zatopiłam w tym byciu powodem nieszczęścia Leona, że się dałam zapędzić w kąt. Zgłosiłam się nawet na kurs dla rodziców.

Dopiero kiedy wyszłam i posłuchałam siebie i swojego ciała, usłyszałam jak to moje wewnętrzne dziecko zawodzi, że znów ktoś jej nie zrozumiał, że znów się musiała bronić przed niesprawidliwym atakiem, przed brakiem zrozumienia. 

Tłumaczę jednej, drugiej pańci, że gdybym tak spotkała je w szpitalu, przy łóżku dziecka przywiezionego z wypadku, też bym tak płakała. Czy wtedy miałabym prawo bać się o dziecko i płakać, a teraz kiedy nie wiem, co mu jest, to nie mogę płakać? Ze smutku i bezsilności? Że jeden płacz jest akceptowalny, a drugi już pokazuje, że nie potrafię o swoje emocje zadbać? 

Bo pani powinna poszukać pomocy u psychoterapeuty, oni panią nauczą, że dorosły człowiek umie zapanować nad swoimi emocjami, usłyszałam w odpowiedzi na moje: teraz jestem na panią zła, bo próbuje mi pani wmówić coś, czego w mojej relacji z dzieckiem nie ma. 

Także tak, refleksja jest taka. Straciłam zaufanie do pań z poradni państwowych. Mam wrażenie, że się ograniczają do książkowych schematów (dwa różne spotkania, w dwóch różnych miejscach, potem się okazało, że jednak pracują w tym samym miejscu) i nie próbują znaleźć szerszego kontekstu.

Rozmowa:

Ja: Mówiły panie w sposób, który świadczył o tym, że postawiłyście diagnozę.

Pani pedagog: To jest tylko pani obserwacja. My szukałysmy odpowiedzi. Od pani zależy, w jaki sposób sobie to pani odbierze.

Ta sama rozmowa, chwilę później.

Pani pedagog: Czuję potrzebę wyjaśnienia, ponieważ mówi pani do mnie tak, jakby mnie pani oskarżała.

Ja: Nie mówię tak. Ale jeśli tak pani czuje, to tylko od pani zależy, jak pani to odbiera. 

Koniec spotkania:

Ja: Leon jest ostanio dla mnie bardzo niemiły. Pytam go dlaczego, mówi, żebym się nie dziwiła, bo on jest nastolatkiem i się zmienia,

Pan pedagog: Oooo, pozwala pani synowi wyrażać złość. To dobrze, to dobrze.

No shit Sherlock. 

A na koniec, z testu wyszło, że jednak jestem stabilna i trzeba dalej szukać powodu nieszczęścia Leona, bo się nie wpasowaliśmy w książkowy schemat. I tak se myślę, że już nie mam siły walczyć z paniami, którym się wydaje, że jeśli one poczytały książek, skończyły studia i pracują, to wiedzą lepiej, jaka jestem ja, jakie są moje dzieci i skąd się biorą ich problemy. Z paniami, które patrzą na mnie z góry (co mam teraz w głowie? Rzecz jasna, że tu się na pewno odzywają jakieś moje problemy, a nie to, że mam bardzo wysoko rozwiniętą intuicję, czytam ludzi i umiem połączyć fakty i gdyby tylko chciało mi się pouczyć trochę, świetnie bym się odnalazła w takim samym gabinecie, jak one), które myślą, że są lepsze, mądrzejsze i generalnie, "ty się nie znasz, to przestań wszystko kwestionować". O, przypomniałam sobie: "pani wszystko neguje, co się do pani mówi". 

Całe szczęście znam też panie i panów, którzy słuchaja, naprawdę słuchają i w rozmowie chcą się człowieka "nauczyć", a nie wcisnąć w konkretną kategorię. Ta myśl bardzo dobrze mi właśnie zrobiła. Przestałam się biczować, że nie jestem taka, jak trzeba.



Na weekend Isa pojechała do kuzynki Ani. Przed wyjazdem poszliśmy zjeść dobre śniadanie, bo przecież niczego nie zaplanowaliśmy na te ferie, więc może choć wspólne śniadanie. Dwie mam dla siebie nowości z tego spotkania. 1. Leon zjada boczek, który nie jest uprażony na wiór. 2. Isa miewa ataki paniki, o których nic mi nie mówiła. Jeden miał miejsce w kawiarni. A wszystko dlatego, że nie mogła wszystkiego zjeść i bała się mojej reakcji, bo w święta ojciec się na nią złościł, że nie zjada. Co, jak co, ale zjadać do końca u mnie nigdy nie trzeba było. Bez stresu.

A potem przyszedł mróz mocny, a ja z Leonem wybrałam się na pociąg, który nas zawiózł do babci i dziadka. 

Kwiecień na niczym prawie

Nic się nie dzieje. To znaczy nie, dzieje się zawsze. Co u ciebie darling? No, nie wiem, jak ci opowiedzieć w jednym zdaniu wszystko co się ...