Tuesday 25 June 2013

Babcia

Mamo ja nie idę spać, ja się położę i poczekam na samolot.
Mamo, czy już mogę wstać. Mamo, czy już lecimy. Mamo, czy przyjechał już po nas wujek samochodem. A to wszystko między 20 a 21.00 wczoraj.
Wstaliśmy o 4 rano, wszystko szybko, sprawnie,  dzieci w samolocie nie spały, więc Lelon, ledwo przyłożył głowę do fotelika, odpłynął.

Śmy są u Babci.
Isunia, skąd masz taką ładną bluzeczkę?
Od teściowej.

Babciu, u ciebie jest tak pięknie. Niebo.

Fajnie jest być u babci.

Babciu, masz piękny ogród.

Thursday 20 June 2013

Niecierpliwość

Codziennie, ale to codziennie słyszę " Mamo, kiedy jedziemy do babci, mamo, czy to już dziś w nocy jedziemy do babci, mamo, czy dziś już jt jutro". A tu jeszcze cały tydzień.
Dobrze, że jak zwykle wszystkie dni zaplanowane.
W piątek do Szefowej, na sobotę Aliss, na niedzielę dwie imprezy urodzinowe. W poniedziałek trzeba już iść spać wcześnie. I lecimy.

Sunday 16 June 2013

Urodziny. Tym razem moje.

Dziś są moje urodziny. Lalalalalala.
W związku z tym do stołu śniadanie podano, pozmywano, pozwolono mi się zdrzemnąć z synem, zaproszono na lody i podano obiad. A to wszystko bez słowa komentarza, narzekania i wypominania. Choć dziś również dzień ojca. Może dlatego, że piękny prezent ojciec dostał.

I co z tego, jak ja i tak zmęczona. Wczoraj był bal, miałam mieć swój własny prywatny tort, bo rodzina męża, dla których ten bal był, a która się łaskawie zgodziła, żeby mnie dokoptować do jubilatów, miała już swoje prywatne torty. Niestety, na czas dmuchania świeczek byli wszyscy i wszyscyśmy dmuchali.
Szefowa radośnie zapytała, czy to już w takim razie przekroczyłam 40-ty próg. Jeszcze nie, 37 dopiero, spokojnie odparłam, myśląc, że Szefowa znów ma braki w pamięci. Haha haha, synu mój, zwróciła się szefowa do męża mego, sprawdzałam jak zareaguje i widzisz!!!, bardzo się oburzyła żona twa, że jej zły wiek podałam.
Koniec

Monday 10 June 2013

Spęd

Ambasador był. Przepis poniżej.
Bo i powód był, bo w końcu zrobiłam spęd kumpli z piaskownicy, których zapraszałam do domu od paru ładnych miesięcy i nic z tego nie wychodziło.
Czekałam aż mąż będzie miał wolną niedzielę, aby mi pomóc w zabawianiu gości. Nie mogę się doczekać, zawsze jakaś zmiana planów. Spisek jaki, czy co?
Wypięłam się więc na męża i zrobiłam sama.
Ciasto czekoladowe w kwadratach, polane gorzką czekoladą, z truskawką, polaną gorzką czekoladą. Najlepszy deser.  Narobiłam się ciastek i nie ciastek i z gości siedziałam do nocy. I poraz kolejny stwierdzam. Nie ma jak kółko wzajemnej adoracji z podobnymi zainteresowaniami. Niekoniecznie mowa tu o dzieciach.




Ninieszym przepis Zuziu, jeśli nie zrobiłaś jeszcze użytku z tego co napisała moja siostra w komentarzach.

Trzeba zrobić biszkopt z 4 jajek.
4 białka ubija się z 4 łyżkami cukru na sztywną pianę, dodaje 4 żółtka i 4 łyżki przesianej mąki.
Piecze w temp 150 i nie otwiera piekarnika, bo opadnie.

Dwie masy, ciemną i jasną robi się z domowego budyniu, utartego z masłem i dodatkami.

Na budyń potrzeba:
 półtorej szkl cukru
 7 łyżek mąki ziemniaczanej
  2 łyżki mąki zwykłej
 6 żółtek
 3/4 l mleka

Połowę mleka wymieszać ze składnikami, połowę zagotować. Połaczyć i gotować na wolnym ogniu aż zgęstnieje. Na kuchence elektrycznej się przypaliło.

Odstawić do ostygnięcia.
Do masy potrzeba:
2x 250g kostka masła
gorzka czekolada
kakao
orzechy
migdały
banan
sok z cytryny
W makutrze (albo dla leniwców, czyli dla mnie też w robocie kuchennym) utrzeć 250g masła na puch. Dodawać powoli połowę zimnego budyniu i w końcu kakao (na oko, żeby było czekoladowo) i czekoladę gorzką w kawałkach drobnych.
Wyłożyć na nasączony ponczem biszkopt.
W makutrze (czystej) rozcieramy drugą kostkę masła, dodajemy drugą połowę budyniu, orzechy, migdały, pokrojonego banana i soku z cytryny tyle, żeby masa nie była mdła.
Wyłożyć masę jasną na masę ciemną.
Pokroić banany. Rozpuścić dwie galaretki cytrynowe w mniejszej ilości wody, niż w przepisie. Zaczekać aż zgęstnieje, na tyle, żeby nie przeleciała przez dwie masy na biszkopt. lepiej, żeby była szarpana, niż zastygła w biszkopcie, i wylać.
Trzymać w lodówce.


Thursday 6 June 2013

Dzień Dziecka

Do połtorarocznego dziecka mówi się "Leonku, daj mamusi książeczkę" "Mama poczyta Leonkowi książeczkę". Dziecko takie nie używa zaimków osobowych, bo jeszcze dla niego za trudne. Chyba, że to Lelon. Drze się głośno "ja, ja, ja", bo się boi, że go nie zauważę i pominę w kolejkach do herbaty, ciastek, soku, kąpieli, czytania książek. Których zresztą ostatnio niestety dużo nie czytamy.

Takie dziecko, co ma tyle miesięcy co Lelon, nie powinno jeszcze pomykać na hulajnodze. A Lelon z gracją podnosi jedną nogę (obserwuj [Iss] i ucz się) i mknie po szerokiej alei oraz z górki. Uczy się właśnie hamować.

W zeszłą sobotę z okazji dnia dziecka odbył się bal w polskim klubie. Ciocia Aliss była zachwycona (hehe). Tyle dzieci w jednym miejscu naraz. Tak właśnie wyobrażała sobie sobotnie popołudnie. Dlatego niniejszych serdecznie dziękujemy Cioci Aliss za dzielne trwanie na posterunku. Nawet w obliczu niewdzięczności Iss, która nie chciała zrobić z ciocią pamiątkowego zdjęcia. Pomoc nieoceniona.



A Iss dostała cukiery za udział w konkursie śpiewania oraz barbie przybory szkolne w konkursie tańca. Wybrana jako trzecia z grona wszystkich dzieci.

W niedzielę słońce. Kto by pomyślał. Wylegliśmy z Agatą na trawę za domem. Iss dojrzała naszego sąsiada zza miedzy, Kubę, więc zalegliśmy na drugiej trawie, dojechał Maciek z tatą i tak do wieczora nie musieliśmy się ruszać z domu.

Słońce nadal nas rozpieszcza, więc należy korzystać z każdej chwili, bo nic nie wiadomo.
Nie chodzimy do parku, bo nam się nie chce. Mi się nie chce.
Jak ojciec w domu, to albo park, albo Szefowa. Nie muszę wtedy gotować. Wiem, leniwa jtem.
Jak ojciec w pracy, to mamy pełną chatę, bo schodzi się do nas polskie towarzystwo przedszkolne i po lunchu rzucamy się na komunalną trawę.
Chyba, że idziemy do parku, tak jak dziś.

Kwiecień na niczym prawie

Nic się nie dzieje. To znaczy nie, dzieje się zawsze. Co u ciebie darling? No, nie wiem, jak ci opowiedzieć w jednym zdaniu wszystko co się ...