Sunday 30 December 2012

Jazda figurowa na zakończenie roku

Po pierwsze nie ma wcale śniegu. A sanki na strychu czekają. A z domu wyjść trzeba. A zimno i niemiło. Bo wilgoć w kości wchodzi.
A tu raz nam się udało. Niedziela, słońce świeci i wspomnienia najlepszych ferii zimowych na całym świecie.
Iss zadowolona, na butach się ślizga i do domu nie chce wracać. Jazda figurowa z Ciocią Nadzią. I czegóż więcej do szczęścia potrzeba.
Lelona chyba głodzę, bo trawy na lunch szukał.

Tuesday 25 December 2012

Święta u Babci

O rety rety, takiego rozgardiaszu i nieładu na święta nie pamiętam.
Środowy lot przeleciał raz dwa, Lelon, jak przystało na dziecko i brata podróżniczek spisał się na medal i nie przyniósł wstydu.
Na tym zakończyła się jakby stabilizacja. Babcia Usiulala przenosiła kuchnię z góry na dół. W domu, delikatnie mówiąc bałagan. Od środy sprzątanie, kt zakończyło się dopiero w sobotę kole południa, wszyscy wykończeni, Iss skazana na telewizor dopytuje kiedy pójdziemy na spacer, Lelon nie rozumie dlaczego nie mogę się nim zająć, ja się wściekam, bo nic na czas, a tu jeszcze Lelon mnie potrzebuje. Pani fryzjerka obcina mnie ultra krótko na chłopaka. W Wigilię okazuje się, że na stole do kawy będzie tylko jedno ciasto! Skandal! Pieczemy więc więcej., Iss pomaga Kasi lepić pierogi. W przeddzień wycina jedne pierniczki, lukruje inne. Choinkę ubieramy po 15.00, stół nakrywamy zaraz przed kolacją. Chaos do potęgi.
I choć dziadek chodzi i mówi, że na pewno nie zdążymy, jednak się udaje. Na stole pojawia się czerwone wino, wigilijna nowość od brata Babci z żoną, których gościmy. Wszystko smakuje jak powinno, niczego nie brakuje. Lelon na kolację zjada tylko fasolę Jaś z talerza dziadka. Iss oznajmia, że ona właściwie to lubi groch z kapustą. Nawet mince pies, pobrane z Morrisona, bo na pewno będę za nimi tęsknić, leżą smętnie na parapecie w sypialni.
Piszę, zagryzając pierniczkami. Zaraz będziemy grać w grę z princessami.

A Tata w Anglii, chory na grypę, przesypia Christmas.

Tuesday 18 December 2012

Przedświąteczna gorączka

Święta za pasem, ostatnie podrygi, ostatnie spotkania, ostatnie przedświąteczne dni w przedszkolu.
 W niedziele udało nam się odwiedzić Emily. Bezczelnie wprosiłam się na świąteczne ciasteczka i herbatkę, bo nie mogłam sobie odpuścić przebywania w bardzo świątecznej atmosferze. Poza tym Iss bardzo dobrze dogaduje się z Emily, co mnie cieszy, bo ostatnio nie bawi się ze wszystkimi dziećmi, nawet z tymi, bez których kiedyś nie umiała żyć.



















Wczoraj i dziś szaleństwo. Przede wszystkim Jasełka przedszkolne i Iss w roli Gwiazdki. Dziś bal szkolny i Mikołaj, który przyniósł książkę o Śwince Peppie. Isabela jak zwykle była prawdziwą gwiazdą.

Saturday 15 December 2012

Dlaczego nas nie było.

Wyprawa na bal, show, jak Iss lubi to nazywać zaowocowała niewielką niedyspozycją Śnieżki, która obudziła się nad ranem i zmuszona została przez Naturę do oddania dobroci nabranych na balu. Znaczy się od 3 rano wymiotowała. Niedzielę więc postanowiłyśy spędzić w domu. Takoż i poniedziałek i kolejne dni tygodnia, aż do kolejnego wekendu, który i tak spędziłyśmy w domu.
Oprócz niedzieli, kiedy to Tatuś miał dzień wolny i z racji tego, iż nie odwiedzamy Szefowej za często (ostatnio w urodziny Męża, czyli połowa listopada),musieliśmy tam iść. Miałam gościć Gatjuszę i Jarka. I musiałam niestety odwołać. Z wizyty u Szefowej nie tak łatwo da się wykręcić.
Po tygodniu lenistwa i oglądania telewizji i filmów DVD (zrobię ci mamo przyjemność i będę oglądała tak jak ty mówisz. właczysz mi mamo Króla Lwa, ale tylko tak jak tato mówi?) następny zaczęliśmy maratonem.
Na poniedziałek zaprosiliśmy się do Kubusia, który mieszka za rogiem, na pieczenie ciastek, na 16.00, także mieliśmy czas na po przedszkolne zregenerowanie sił. Tyle, że Maciuś postanowił nas odprowadzić i jak już nas odprowadził pod same drzwi, zaprosił się na lunch i został aż do naszego wyjścia. W drodze do domu okazało się, że Iss odnalazła hamulec hulajnogi i już nie szura nogą po ziemi. Zadziwia mnie każdego dnia.

 Ciasteczka u Kuby wyszły wyśmienicie smakowicie. Dostałyśmy pudełko na wynos, wróciliśmy umordowani i poszliśmy spać grzecznie.








Następnego dnia okazało się, że nie tylko poniedziałek będzie obfitował w wydarzenia. Zaczął się tygodniowy maraton przedświąteczny. Na środę zaplanowaliśmu ubieranie choinki i trzeba było posprzątać mieszkanie przed. Jak nasze matki to robiły, nie wiem. Jak udawało im się posprzątać dom z kręcącymi się wszędzie dziećmi i nie zwariować, nie wiem. Ale, wielki Szacun.

Udało się. Została jeszcze moja lilipucia kuchnia i jakoś nadal nie mogę znaleźć czasu na posprzątanie. Nie ważne, moje dziecko i tak miało gdzieś jak wygląda dom, nakładając w środę, angielkim zwyczajem aniołka na czubek choinki.




Piątek u Szefowej i sobotnie goszczenie gości zakończyło nasz maratoniasty tydzień. Była Ciocia Alinka, nie było Cioci Gatti ( zakupy przedświąteczne robiła, ale ja swoje wiem, impreza na Clapham była, tak, tak. Niech wujostwu będzie wstyd, że się z nami nie widziało odkąd otworzyli miejscówę na Clapham na nowo. Ot co.)
Ciocia Alinka jak zawsze przyniosła worek ciastek. Pięknych, świątecznych. I pojechała do domu.








I tak nam mija, na kupowaniu prezentów, pakowaniu się do Polski, sprzątaniu i zaniedbywaniu dzieci. Jak zawsze obiecuję sobie, że oddam z nawiązką jak będę miała więcej czasu. Tylko kiedy? Jak mnie już nie będą potrzebować?

Ps. Na picasie nowe zdjęcia w Grudniu.

Saturday 1 December 2012

Bez tytułu

Tytuł miał być. Zaczynając od Królewny Śnieżki i Krasnoludka, przez Hurrrra!!! Isa brała udział w konkursie, po Czuję się jakbym przetańczyła całą noc, na To był miły dzień, mamo, kończąc.

W związku z nadmiarem nie ma tytułu.
Na Balham dziś byłyśmy, w polskim klubie, na zabawie mikołajkowej. Mikołaj był, przyniósł wór słodyczy, małe rozczarowanie, bo liczyłyśmy z Kasią, mamą Emilki na kolorowankę, książeczkę mała, albo jaki inny drobiazg. Cukierów i ciastków. Na kolejny miesiąc.
Tańce były, chyba ważniejsze, niż sam Mikołaj, bo na dobranoc Iss powiedziała Tacie, który akurat przyszedł z pracy " I tańczyliśmy, z dziećmi i bawiliśmy się. I Mikołaj dał nam prezenty".
Obie z córką się udzielałyśmy. Zgłosiłam się na ochotnika do pomocy w konkursie. Wybierałam najlepszych tancerzy. Nie wiedziałam, no nie wiedziałam, bo bym się nie zgłaszała!!! Nie mogłam przecie wybrać własnego tancerki. Potem Iss zgłosiła się do konkursu!!! Odgadła, że zjadła mięsko. Dostała więcej cukierów.
Lelon spacerował między ludźmi, byle dalej ode mnie.

Pierwsze przyszłyśmy, ostatnie wyszłyśmy. Tradycja została przekazana!!!!

Monday 26 November 2012

Naśladownictwo

Lelon je niewiele, wiem, nie widać. Obiadu skubnie, nie skończy. Jeśli już jednak je, to na pewno będzie zabarwiony na pomarańczowo. Bo to będzie spagetti z sosem pomidorowym.
Tak będzie wyglądał:

A tak Iss domagająca się zdjęcia, bawiąca się ulotką.


 A tak Lelon naśladujący Iss we wszystkim. Bawi się katalogiem.


Dzisiaj razem robili kocie grzbiety. Jak to życie może zaskoczyć.


"Mamo, mamo, ja też rzucałam żółwiami w przedszkolu!" wykrzyczała, niemal Lelona budząc, poruszona widokiem żółwiów w programie telewizyjnym dla dzieci.
Ale ja nie win. Bo ja jestem za bardzo średnia. Bo ja nie umiem.
Serce się kraje, gdy się patrzy na własne dziecię rozżalone brakiem umiejętności. Nawet to, że mówi dwoma językami jak nikt inny w przedszkolu nie pomogło. "Bo ty jesteś ode mnie lepsza, mamo".

Friday 23 November 2012

Odwiedziny

Lelon pachnie kobietą. Kobietami powinnam rzec.
Alinką i Nadzią, która pojawiła się tutaj z okazji 2tygodniowych wakacji.
Lelon szybko się przyzwyczaił, rozłożył się na Nadzi jak na wygodnym fotelu.Wyściskały go, to i pachnie perfumami. Właśnie się przebudził, nadal pachnie.
 Iss była bardziej powsciągliwa.


 Ale jak juz mogła się malować... Nikt nie był jej straszny.

Efekt:
 Jak zwykle dużo ciastek i słodyczy i gadania.


Wekend przed nami, nie trzeba rano do przedszkola iść. Hura!!!

Thursday 22 November 2012

Urodzinowo

W niedzielę były urodziny Tatusia. You are my heart Daddy. Nie muszę mówić kto do kogo i kto ktosia nauczył takich piękności. Cały dzień spędzony przed telewizorem Szefowej. Każdy lubi to, co lubi. Tort pokrojony, świeczki zapalone, sto lat, sto lat, lalalalalalalala (cytat z Męża) zaśpiewane. Zestarzał mi się ten mój Mąż, na zdjęcia ślubnych buzia niemowlęcia, gładziutka, młodziutka. To tylko ja się nie starzeje. Hm.
Z okazju swoich urodzin Tatuś miał przedłużony wekend, więc się w poniedziałek bujaliśmy o Sutton, cel kręgle. Iss jest świetną kręgralą. Domaga się szybkiego powrotu do miejsca.


Reszta tygodnia bez umiesień, wizytacje kolegów, bóle głowy z powodu braku snu, porządki, obiadki, szczepionka Lelonka, Dzielny chłopak, nie płakał nic a nic.
A wspominałam, że Iss miała szczepienie w zeszły czwartek i zrobiła scenę? To wspominam. Nie chciała dać sobie drugiej igły wbić. Tatuś musiał ją mocno trzymać. Cała przychodnia wiedziała, że Iss ma szczepienie.

Refleksje:
Zuzia/Maya pisze, że ona woli być niż mieć. Choć mieć by chciała dom. Ja też, ale u mnie to już niedługo. Kołdra kingsize kupiona, do tej kołdry dwa lata później dokupiono mi łóżko. Do tego łóżka dokupię sobie dom. Tak miało być.
Wracając do mieć. Jeśli mam dwie pary jeansów, 5 bluzek z długim rękawem, 2 pary kozaków, 2 spódnice i 2 sweterki, to dużo?




Saturday 17 November 2012

Jutro urodziny

Wracamy z przedszkola. Stoi transformator. Mały, ze znakiem zagrożenie życia, z Panem skaczącym od porażenia strzałką zygzakową. Mamo, co to. Prąd córko, bardzo niebezpieczne, znaczek pokazuje, co się może stać, jeśli nie będziesz ostrożna.
 A co to jest prąd, mamo?
 Prąd to jest takie... .
 Prąd jest w kabelku mamo.
A skąd wiesz.
A, bo ja wiem wszystko.


Mamo, śnił mi się niedobry sen. Dinosaur in the cave.
W jaskini?
A co to jaskinia? A ja wiem. Tam mieszkają takie śmieszne ptaki. Co śpią z głowami w dół.
W książce widziałam.

Nic a nic się nie muszę produkować. Wszystko wie. "Wiem. A kto ci powiedział.  Nikt, ja sama"

Lelon nadal kocha garnki w kuchni. Ostatnio ćwiczy przykrywanie pokrywkami. Za każdym razem bije sobie brawo.
Sam wychodzi z wanny. W każdym razie wydaje mu się, że potrafi. Łapie się za umywalkę, stawia jedną stopę na brzegu wanny i się wspina/

Mąż czyta Kubusia Puchatka. Po polsku. Zrozumiał połowę tego co przeczytał. Musiałam się pochwalić.
Nie, nie uczy się. Podsłuchuje moje rozmowy.

 Jutro jego urodziny. Z tej okazji spędziliśy dziś cały dzień u Szefowej. Tak się objedli obiadem, że niestety nie chcieli kroić tortu. Będziemy jutro. Też tam.



Wednesday 14 November 2012

Naszejsze

Naszejsze mamo, że jest światło, powiedziała mi dziś Iss po wyjściu w ciemną noc od koleżanki. Że co córciu?  Naszejsze mamo. A co to znaczy? No, że to dobrze, że lampa się świeci. A, na szczęście. No, na szczęście.

A nie mówiłam, że powinnam mieć super kingsize łoże?
No, bo rozmiary łóż Wyspiarzy:
  1. single, szer 90cm. długość w moim przypadku niesistotna
  2. double, szer 135cm
  3. kingsize szer 150
  4. superkingsize szer 180
Przy czym Ikea ma inną rozmiarówkę, nawet tu na Wyspach, więc nie ma co porównywać.
Któż do licha ciężkiego wymyślił, że jak na jedną osobę potrzeba 90cm, to dwie osoby należy dodać tylko 45cm. Że niby się wyśpie na 45cm? A jak mi już dodać do jedynki 60cm to powinnam się wysypiać jak król, że niby? A co to ja, od macochy?
Nie trzeba się było zgadzać jak mi personel sklepu z Mężem wmawiali, że się największe nie w każdej (domyślam się lilipuciej wyspiarskiej) sypialni zmieści, i że nie ma co ryzykować. Tego, że się w czwórkę na mniejszym nie będziemy wysypiać nikt nie analizował. I teraz się nie wysypiamy. Mam tyle miejsca, ile potrzebuje moje ciało leżąc na boku. Wracamy do sprawdzonego schematu. Tata+córka, mama+syn. Się w końcu wysypiam.

Ładna pogoda dziś była. Dowód.

Tuesday 13 November 2012

Rozmowy przy stole

Pewnie, że mogłabym sobie usiąść, ale musiałabym wtedy nauczyć się nie widzieć rozprzestrzeniającego się w nanosekundę chaosu.
Chodzę więc przez cały dzień. Mięśnie brzucha ćwiczę, kręgosłupowe też rozciągam. Co rusz kredka, karteczka, karteluszka, samochodzik, plastikowe mniammniam, tu butelka z wodą, tam butelka z wodą, jeden but tu, drugi tam. Chodzę i wieczorem padam.

Z rozmów przy stole.
Iss opanowało lenistwo. Nie chce jej się jeść i każe się karmić. Dziecko, co ma trzy i pół roku!!! Karm mnie, słyszę dzień w dzień, przy śniadaniu (kanapka z szynką), przy obiedzie, przy kolacji. Czekoladką jakoś nie trzeba jej karmić. Tracę więc cierpliwość. Każdy by stracił, gdyby jego dziecko zupę jadło przez 1(słownie:jedną) godzinę. Zaklinam więc, grożę zakazem dostępu do dóbr, wyprowadzam do kąta, nie działa. Zje jeśli nakarmię. (chyba, że jest bardzo głodna. suchą bułkę w drodze z przedszkola pochłania w 5minut).
Ponadto się denerwuję. Zapewne również podniesionym głosem mówię. Nie powinnam się więc dziwić, że słyszę w odpowiedzi:
Mamo, bądź miła. Mamo bądź cierpliwa.
Byłyśmy dziś u Maciusia i Agaty po przedszkolu, a potem w parku. W domu dopiero przed 17. Znów nie chciała jeść. Nie miałam już siły się denerwować, też byłam zmęczona. Podałam zupę ogórkową łyżka po łyżce. Efekt? Mamo, dlaczego jteś miła?


Dużo chodzi ostatnio.
Mamo, jtem zmęczona.Murek nie dał mi energii. A ja wiem co daje energię, murki. I czekolada.

Kulinarnie.
Martwię się nadal, że Lelon mało je. Znaczy nie zjada po ludzku obiadu z talerza.
Nie powinnam. Potrafi sie sam zatroszczyć o siebie. Kostkę sera z lodówki wyciągnie. Pora possie. Wielkie Jabłko, co z Polski od dziadka przyszło wytropi. Największe jakie było.
Teraz siedzi na podłodze i udaje, że wcale nie jt zmęczony.
Jest godzina  21.46.

Z działki.
Bazylia odżywa. Szczypiorek jeszcze walczy.
To nie brak umiejetności ogrodniczych. To zaniedbanie siebie.
Tak, tak. Nie dbam o siebie jak o tę bazylie. Od czasu do czasu uświadamiam sobie jak bardzo kocham Strączki i wtedy mi dobrze. Niestety, na nazywanie uczuć nie mam za wiele czasu.



Thursday 8 November 2012

O nie, o nie, o nie!!!

Obcieliśmy dziś włoski Lelonkowi. Zgoliliśmy rzec powinnam. Nie przedyskutowaliśmy z Mężem i choć powiedziano mi, że włos będzie miał jakieś 5-7cm, to się pomyliliśmy i włos ma 2cm. Na poprawę humoru wmawiam sobie, że 3cm. Zgodnie stwierdziliśmy z  Mężem, że za krótko, acz ekonomicznie, nie trzeba będzie zaraz obcinać. Boję się, że obudzę się rano zrozpaczona, jakbym sama miała fatalną fryzurę. Bo to nie mój syn!!!! Onie, onie, onie.

Iss dostała w przedszkolu dwie naklejki za mądrość. Pani przedszkolanka nie mogła wyjść, podobno, nie wiem, nie ja odbierałam dziecko, z podziwu, że Iss tak doskonale zna okoliczniki miejsca.  Tak doskonale, że trzeba jej było dać dwie naklejki. Na, pod, za, przed. Takie właśnie.A wydawało mi się, że znajomość taka to norma u trzylatka.


I jeszcze jedna ważna informacja. Oficjalnie otworzyłam w Towarzystwie Izz, Iss i Lelona sezon na Eggnog Latte. Mniam.

Tuesday 6 November 2012

Bazylia

Pomięta jestem. Taka mnie refleksja naszła gdy spojrzałam na pomieta bazylie, niepodlewana od paru dni. Sos boloński na obiad dziś. Zazwyczaj z bazylią, zazwyczaj posypany serem.
Zjadłam go na chybcika bez bazylii. Nie chce mi się. A bazylia schnie. Miętę wyrzuciłam do kosza. Szczypiorek pewnie też tam skończy. Róża miniaturka w doniczce usycha.
Szłam dziś z moimi Strączkami (Fasola i Groszek) do sklepu w pięknym, angielskim deszczu. Czasami w drodze do sklepu spotykam Athanasie, koleżankę z placu zabaw, teraz pracującą matkę. Jakżesz sie miewasz, zawsze mnie pyta. Ha! A jakbym ją dziś w drodze do tego sklepu, w pięknym, angielskim deszczu spotkała, to co ja bym jej powiedźła. Że ach i och, to i tamto.
Pomięta jestem taka, bo nic mi się nie chce. Nawet by mi się nie chciało udawać, że tak jest mi fajnie.
Ale jak to jest, ze jak uda nam się ze Strączkami dzień wyśmienicie, bawimy sie, pójdziemy na długi spacer, zagramy w siedem gier i obiad zjemy bez stresów i nawet pozmywamy, to jakoś więcej energii i chęci się ma.
Eee, bazylia pomieszała mi w głowie.

Monday 5 November 2012

Od Siostrzenicy. Dzien 8-9.

Szkoda, że ciocia Iza pojechała. Smutno mi teraz. Powiedziała Iss w drodze ze stacji, po odprowadzeniu Izz.
Nic dodać, nic ująć.

I would like to have your sister with me again today. But I can't because she is a plane girl and I am daddy's girl.
Ooooooo.
Też w drodze ze statcji.

Tośmy zostali tu sami. Dziwnie cicho i spokojnie.
Dziwnie udało sie ugotować obiad, zrobić dwa prania i pograć z Iss w dwie gry. Ale to nie to samo.
Parę przemyśleń, parę refleksji.
Tydzień to za mało, żeby nadrobić półroczne zaległości.

Saturday 3 November 2012

Od Siostrzenicy. Dzień 7

Tak, tak. Przyjęto nas na Clapham. Obiadem, klimatem i widokiem z 14 piętra. Lelon sie poprzytulał, Iss naoglądała bajek, jako że status chorej ma nadal, Izz nadrobiła zaległości towarzyskie.





Friday 2 November 2012

Od Siostrzenicy. Dzień 5-6.

To udało nam się dziś zrobić. Najgorsze chyba przeszło i choć Iss ogląda namiętnie bajki i rzadko rusza się z przed telewizora (co zawsze wskazuje na chorobę), muszę stwierdzić, że jt lepiej.

A to udało nam się zrobić jak Kosmita Duża Iza
namówiła Małą Isę na założenie kozaków. Przy okazji doszło do słowoczynów -Ty (ciociu Izo) nie jesteś Kosmitą, ja jestem!!!!!!


Wednesday 31 October 2012

Od Sisotrzenicy. Dzień 4.

To niesprawiedliwe. Jak się jt dzieckiem i chce się spać z rodzicami to cię wyrzucają do swojego łóżka. Jak już się jt starym i chciałoby się wyspać, wmawiają ci, że trzeba dzielić łoże z Mężczyzną Twojego Życia albo potomek wepchnie ci się pod żebro. Żadnej sprawiedliwości na świecie.

Taka mnie refleksja naszła.

Co tam dziś. Żeby nam się dziecko nie nudziło:

  • ciasto marchewkowe z polewą serkowo masłowo jakąś tam
  • ciastolina i stworki potworki.





Jak widać dziecko jeszcze daje radę.

Tutaj już niestety gorączka wróciła.W halołinowy wieczór próbowałyśmy przestraszyć gorączkę.

Tuesday 30 October 2012

Od Siostrzenicy. Dzień 3.

Iss ma zapalenie ucha, antybiotyki, wysoką gorączkę i przez parę dni na pewno posiedzimy w domu. Super. Ciocia na wakacje przyleciała, w domu z katarem i kichaczami siedzieć.A Iss wykrzykiwała parę dni temu do Izz, że ona nie jest zimochem. ("Zimoluchem jteś?")
 Ja głupia miałam nadzieję, że w końcu zrobię coś fajnego.
Udało nam się tylko na zakupy iść. Lelona miałam w chuście, Iss zasnęła w wózku. Śliczna pogoda, słoneczna jesień, a aparat się w wózku marnował.

Monday 29 October 2012

Od Siostrzenicy. Dzień 2.

Jakoś się zebrać nie możemy i z domu wyjść na czas. Zdjęcia do odebrania, te co to Ciocia Maja powiedziała wczoraj, że jak mogę dawać ludziom zarabiać jak taki drogi aparat mam, kartka na urodziny do Honey do zakupienia, a może jeszcze to, a może tamto. A Iss troszkę nieswoja, chyba co ją bierze. A tu jeszcze ludki się robi, Lelon kaszę jaglaną z szafki wywlecze. Ot takie radości.




 Zdjęcia wybierałam dłużej niż powinnam i chyba urok osobisty syna Lelona sprawił, że pani dała mi dodatkowe zdjęcia prawie za darmo!!! Rzecz jasna i tak marudziłam, bo ja to bym wolała inne, pierdu pierdu.
Kartki kupione, pieniądze do koperty zostały w domu. Na urodziny się spóźniłyśmy.
Siedziałyśmy za długo. Dzieci umordowane, Izz zmęczona. Choroba nas atakuje.

 Cii, Ciocia wzbudziła zainteresowanie u męskiej częsci rodziny.


Sunday 28 October 2012

Od Siostrzenicy. Dzień 1.

Od wczoraj mamy tu ciocię Izę, zwaną dalej Dużą Izą lub w skrócie Izz. Położyliśmy ją spać z Iss, zwaną też Małą Isą. "On chyba rozmawia z kosmitami" przywitała nas z rana ta nasza ciocia, bo jej Lelon pod drzwiami nie umiał buzi zamknąć i po swojemu się po domu kręcił.
Pierwsze koty za płoty, Iss nie zapomniała jak fajnie z Izz jest, i że "ona nie jest Gibonem", a Lelon się nie bał.
Niewiele dziś mogłyśmy zrobić, bo Ważni Goście do nas przyszły. Z okazji urodzin Lelona, Maja i Halinka zostały zaproszone na obiad, kawę i tort, który upiekła nam Izz, słodki i pyszny. Lelon się najadł i leżał jak król i nic go nie ruszało. A wydawałoby się, że czekolada powoduje nadpobudliwość.


Thursday 25 October 2012

Tekst zawiera (...)* treści

* wstawić według uznania.

Nie da się ukryć, że jtem monotematyczna. Ostatni wszakże trochę poluzowałam i już nie zamęczam ludzi tematem powrotu do Polski. Myślę sobie od czasu do czasu, że jak nie zacznę działać, to będę tu do starości żyć i z koleżankami na wycieczki emeryckie jeździć, przyprawia mnie to o gęsią skórkę i na tym się kończy. Aż do wczoraj. Przyszedł do nas Marcin z Maxem, kolegą Iss z przedszkola. Rozmowa zeszła na morgydż, czy bierzemy i kupujemy flata, czy jak tam. No, już mi nie zależy, się zwierzam, bo ja bym chciała do Polski wrócić. Taa, myśmy już wrócili do Polski na 4 miesiące i potem szybko do Polski. A to czemu, pytam. Bo depresja, bo z teściami mieszkanie, bo pracy nie można znaleźć.
Dzwonię więc do Babci Uli zwierzyć się z podniesionego ciśnienia , a ona mi mówi, jak to jej jakaś obca baba w autobusie opowiada, że jej córka w Stanach i już do Polski nie wróci. "I niech pani córka też nie wraca, bo co ona tu będzie robić". Dzwonię to psiapsiółki. Ona ma światłych wujków, służą jej pomocą i radą. "Do Polski chcesz wracać. Pocałuj mnie w dupę"[Psiapsiółko, usunę cytat jeśli zażądasz].
I nasuwa mi się pytanie. Czy Polska jest rzeczywiście takim strasznym krajem, w którym jt strasznie źle, wszyscy są strasznie niedobrzy i straszną głupotą jest myśl i chęć powrotu, a co dopiero sam powrót.
Zanim zostanę zaatakowana, że jt strasznie, bo... Wiem, wiem, nie ma pracy. Ale jak już się tę pracę ma, to czy jest źle. A co z rodziną? A co z poczuciem przynależności. A co z językiem. A co z dziećmi, które mi powiedzą, że one w Anglii, to po polsku mówić nie muszą.
Kolega taty kolegi Iss wrócił do Polski w czerwcu, dostał w Warszawie pracę kucharza za 1600zł, więc powrócił do Londynu 15września.

Uprzejmie przeprasza się tego i owego, i tę, i ową za podniesienie ciśnienia, i spowdowania szumów w głowie.


A tu Lelon, tak wyglądają jego spodnie po każdym powrocie z parku. A tak dzięki niemu wygląda nasz kosz. Pod spodem leżą koraliki Iss. W sumie mógł pomyśleć, że takie poparkowe, ubłocone buty nie nadają się na nic innego jak tylko wyrzucenie do kosza.
Przedwczoraj znalazłam tam pilota do telewizora.



Wczoraj i przedwczoraj poszliśmy do parku po obiedzie. w środę sami na rowerze, z Lelonem w chuście, a w czwartek z Agatą, Maciusiem i Filipkiem, na hulajnodze. W drodze do domu Iss była padnięta, najpierw uparła się na autobus, później trzeba ja było ciągnąć za kurtkę. (Dostawka do wózka, na której jeździła zgubiła śrubę i Iss zaczęła wszędzie tylko chodzić). Córko, mówię, chodź na murek, chodzenie po murkach zawsze dodaje ci energii (najprawdziwsza prawda, nie wiedzieć czemu), tylko powiedz mi jak bardzo jteś zmęczona, na dziesięć, jedenaście? Na piętnaście mamo. Na piętnaście minut.

Za piętnaście minut idę odebrać Iss z przedszkola. Tak na marginesie.

Monday 22 October 2012

Scrapbooking

Siadłyśmy dziś z Iss nad uwiecznieniem wizyty Silver Bear z wekendu 29 września. Fasola się rozochociła, naprzyklejała, nastukała pieczątek, pomazała błyszczącym klejem i zarządziła malowanie. A wszystko to tak między 18 a 19. Malowanie przeniosłyśmy na jutro, po powrocie z przedszkola. Spać przez te twórczości poszłyśmy kole 21.

Przedszkole... Isunia, masz przyjaciół w przedszkolu? Nie mam. (stan na połowę września). Mam, Filipa i Maxia. ( stan na koniec września). Mam. Ooo, a kto to? Emilia i Avril. I Tommy, hihihihi. (stan na połowę października).
Praca domowa. Narysuj co lubisz robić w domu.
Iss lubi się bawić w mamę. ( Często w drodze do przedszkola muszę być siostrzyczką. Siostrzyczko potrzymam cię za rękę, żeby cię nikt nie zabrał. Dobrze mamo, odpowiadam.) Rysujemy więc. Tu dzidziuś Iss, tu Iss, tu ma włosy, a tu ma wobbly belly. A dlaczego masz trzęsący się brzuch? Bo miałam dzidziusia w brzuchu.

Lelon chodzi i gada. Nie przestaje przemierzać pokoju wszerz i wzdłuż,zahaczając od czasu do czasu o korytarz do sypialni. Nie przestaje przy tym gadać. Podnosi co jakiś czas jakieś coś z podłogi, przyniesie, pokaże, poda do ręki, żeby właczyć, bo to akurat płyta z muzyką, a tańczyć Lelon kocha. Każe sobie nakręcić, bo fajna pozytywka, pokaże, że mu spadło na podłogę i powie tototo. Wczoraj rano "tototo" wyskoczyło z buzi i siadło na naleśniku z czekoladą. Naleśnika kawałek wskoczył do buzi i tam już został. A żaliłam się już, że Lelon nie chce wcale jeść normalnego jedzenia. I że nie wiem czy się martwić, czy nie, bo wkońcu energii ma w nadmiarze i dobrze wygląda. Zastanawiam się czasem, czy to nocne karmienie tak go napełnia.

Mąż wrócił do pracy. Ostatni wekend jego urlopu poszliśmy na spacer, na plac zabaw i na kawę. W niedziele nie wyszłam z domu nawet na sekundę. Iss oglądała bajki przez pół dnia. Tatuś stwierdził, że każdemu należy sie dzień leniucha. Przejął pilota na drugą połowę dnia. Wyjątkowo nie zameldował się w kuchni celem gotowania obiadu,co zwykle czyni w dni wolne od pracy i musiałam sama sie zameldować. Na czas obiadu przejełam pilota i korzystając z odrobiny władzy wyłaczyłam potwora. Po obiedzie i deserze (uuuuu, brytyjskie przysmaki mogą być smaczne-apple crumble, jabłka w plasterkach rzucone na blaszkę, posypanę kruszonką z płatkami owsianymi) wyjęłam Farmę i Szalonego Kucharza z Pizzą. I graliśmy. Na zasadach Isowych. Nie muszę dodawać, że poniosłam klęskę. A potem trzeba już było iść spać. Ostatnio obie sztuki zasypiają w momencie. Każde w swoim.
Ps Co robi Lelon. Plus rozmiar naszej kuchni.

Friday 19 October 2012

Gry i zabawy


Mąż ma w zwyczaju oglądać wieczorami Star Treck. Pech chce, że w tym samym czasie Iss ogląda wieczorne bajki na You Tube. Chcąc nie chcąc, a bardziej chcąc, rzuca okiem na telewizor, żeby potem rzucać pytaniami " Daddy, ale oni nie na naszym niebie lataja", i żeby w nocy się budzić. Koniec, powiedziałam i wyciągnęłam Szalonego Kucharza, co rzuca pizzą. Nawet Lelon włączył się do gry. Ciuchcia też się świetnie nadaje do pizzy.
Nie muszę dodawać, że przegrałam...

Test. Na fajność.
Jaka to ja fajna jtem. Dopiero sie wprowadziłam, a już się znam z trzema sąsiadami. Wracam se dziś z przedszkola, płowiąc się w uwielbieniu dla własnej fajności. No, fajna jtem, no. Nie będę się przecież krygować. Wracam do domu, odkurzam. Dzwoni telefon. Pani z I wash. " Bo my tylko chcemy wiedzieć jaką pani ma pralkę" Rozmawiam chwilę. Chyba nie za miło, bo pani mnie zapewnia, że ona nic nie chce sprzedawać, ona tylko badania statystyczne. Kończymy rozmowę. Mąż pyta kto był dla mnie taki niemiły, że tak rozmawiałam.
No nikt nie był, pani była bardzo miła. Tylko pracowała przecież. Nie musiałam być niecierpliwa, mogłam jej przecież pomóc.

Nasze łoże ma najtwardszy materac jaki można kupić. Siedzi się na nim jak na sienniku. Śpi się wyśmienicie. Choć po pierwszej nocy nie mogłam sobie wybaczyć zakupu cegły do spania.

Leoś ( tylko przebrany za aniołka) pogryzł Iss już dwa razy. Do siniaka pogryźnego. Zabawy...

Niespodziewane refleksje zamulonego umysłu

Albo nowy telefon, albo aparat. Kiepskie zdjęcia robi ten mój sprzęt. Udałam się do KCK na spektakl Teatru Tańca. Dwie części były. Zobacz j...