Monday 16 September 2019

Ile się działo

Jak ja lubię Wiślicę, jak ja się cieszę, że ją mam :)
Pojechałam i proszę, od razu lepiej.
Ale zanim.
Wchodzę do mamy, patrzę na nią moim mętnym wzrokiem. Pięknie wygląda, nie widziałam jej ze dwa tygodnie. Promienieje, jakaś taka lekka.
Siadam na fotelu, gadamy. Dzieci na telewizji, bo przecież nadal nie kupiłam nowego telewizora, odrabiają zaległości.
Patrzy na mnie ta moja matka z litością, pyta co mnie tak zaorało.
A ja tak siedzę, patrzę, myślę i nie wiem. A nie, wiem, że ten cały ostatni tydzień.

A dopiero potem sobie uświadomiłam, że to nie jeden tydzień!
Że ja tak do następnych wakacji będę miała!
Rok szkolny, dzieci z matką, matka szara, przydymiona. Wakacje, dzieci u dziadków, matka promienieje, babcia przydymiona. Nowy rok szkolny, dzieci wracają do miasta. Matka przyjeżdża z dziećmi na wizytę do babci. Patrzy, babcia błyszczy. No błyszczy, pozbyła się dzieci.
No i tak mamy.
Całe szczęście wiem, co czynić, żeby nie każdy tydzień był taki jak ten miniony. Po prostu angażować się w mniej zadań i spraw. Tylko jak to zrobić, kiedy jestem w trójce klasowej, do której się sama zgłosiłam, bo tak na mnie rodzice przychylnie patrzyli. Haha, wszyscy pewnie myśleli, tylko nie ja, tylko nie ja. Swoją drogą, co taka trójka klasowa robi, jakie ma zadania? Oprócz prezentów na dzień nauczyciela i inne dni?
No bo tak, niby nic wielkiego, ale jednak. Ten cały tydzień, jakoś tak. We wtorek jeszcze przyszłam po pracy, dałam jeść, poszli się bawić.
Ale w środę już wywiadówka, miała trwać 30 min, trwała ponad dwie godziny. We czwartek basen po lekcjach, zaraz po basenie szybka kolacja, bo szłam do ludzi. Wróciłam o przyzwoitej porze, ale już wyzuta z energii. Pod drzwiami leżała karteczka: Mamo, ja idę spać wcześniej niż Isa bo wiem że mam jutro na rano. Haha, tak wkopać siostrę.
W piątek spotkanie z koleżankami z pracy. Wróciłam w jeszcze bardziej przyzwoitej porze, jeszcze bardziej zmęczona. I zamiast cieszyć się sobotą i tym, że mogę się nie spieszyć, zerwałam się z rana, bo jechaliśmy na urodziny. Na basen. Na 9.45!
Jedziemy ze znajomymi, czekamy na przystanku. Isa pyta czy lubię jeździć na urodziny.
Mówię, że nie wiem, nie myślę, jestem bardzo zmęczona. To dlatego ze tak dużo robisz, czy dlatego, że my mamy stresy i ty przez te nasze stresy, też masz stresy, i jeszcze robisz się jeszcze bardziej zmęczona?
Może, bardzo mi się Isa stresuje wuefem. Będę chyba szła do pana zapytać co zrobić, żeby chciała na wf chodzić.
Impreza była przednia, ale to pewnie zasługa koleżanki organizatorki. Może dlatego, że nadaje na tych samych nie do końca normalnych falach. Haha.



Zaraz potem szybko się spakować i do busa. Do mamy. Aviomarin na drogę, wiadomo to, na jaki śmierdzący bus trafimy? Całe szczęście jechał ekskluzywny z Warszawy, my to mamy szczęście. Teraz tylko na takie będziemy czatować, stwierdził Leon.

No i taka zaorana przyjechałam do mamusi.
A kiedy wróciliśmy do domu w poniedziałek, Leon wykończony całym dniem biegania rozpłakał się, bo dlaczego nasze życie musi być takie trudne? Dlaczego my musimy umieć tak dobrze mówić po angielsku, a cała klasa nie.

Weekend mnie odżumił, wszytko lepiej. No, może oprócz pracy, na którą od dwóch tygodni jestem obrażona. A tu Kierownik wyjeżdża i dał mi wytyczne, i obowiązki. I haha, Agnieszka, awans Ci się należy. Ale wymyśl sobie stanowisko i zadania! No, to mam plan na kolejne dni!

Niespodziewane refleksje zamulonego umysłu

Albo nowy telefon, albo aparat. Kiepskie zdjęcia robi ten mój sprzęt. Udałam się do KCK na spektakl Teatru Tańca. Dwie części były. Zobacz j...