Saturday 5 August 2023

Powrót Isy i lato jak jesień

Dopiero się sierpień zaczął, a ja mam wrażenie, że jesień i nowy rok szkolny się zaczyna. W jednym takim sklepie ze wszystkim wystawili już Halloween. Pidżamy dla Leona szukam letniej, a przy okazji dla siebie patrzę. Długie nogawki i rękawy robią mi ciepło na sercu i przytulnie. Jak nic, w kominku rozpalać, gdybym go tylko miała i pod kocem na fotelu siedzieć.

Źle mi, bo nie dam rady napełnić się słońcem na cały rok do kolejnych wakacji. Brakuje mi powolnych słonecznych weekendów, które są obrazem "życie w Afryce płynie powoli". Przesuwamy się w ukropie, ładuję baterie, robię się szczęśliwa. Skąd wezmę szczęśliwość, jeśli naburmuszona, szara, ciężka i bez słonecznego blasku wejdę we wrzesień? 

A przed nami jeszcze cały miesiąc, tydzień w Norwegii, tydzień w Wiślicy. Dwa tygodnie nie wiadomo jakie. Proszę, proszę, niech będzie gorąco.

Isa wróciła. Jedziemy pociągiem z lotniska, gadamy. Isy gadanie jak klisza filmowa - wyrwane kawałki. Pociąć całą historię na małe odcinki i wyrzucić z siebie te kilka, które akurat się w głowie pojawią, zamiast je przesuwać powoli, jeden po drugim tak, żeby się w całość układały. Wkurzamy się na siebie, bo nie wiem o czym do mnie mówi, jak się łączą ze sobą elementy. Jak mogę wiedzieć, jeśli połowa nie jest opowiedziana? Dla niej oczywiście to jest jedna całość. 

Mówi do mnie po polsku z angielskim akcentem. Planuje Wielkanoc w UK oraz przylot ojca na urodziny Leona. Daj Boże. 

Na weekend do mamy, pokazać Isę dziadkom, bo przez całe wakacje była tam może ze dwa tygodnie wszystkiego razem. Po Leona też, żeby w poniedziałek lecieć do Oslo, na zaproszenie moich host parents, których nie widziałam 20 lat, licząc, że przyjechałam mając lat 26, a wyjechałam mając 27 i pół. 

Trochę jestem podekscytowana, a trochę "jak to będzie".

Internet pokazał mi Albanię, jako oczywiście nieoczywistą destynację. Patrzę i czuję podekscytowanie. Od rana grzebię w internecie szukając miejsc do zobaczenia, ucząc się jak dojechać, gdzie spać, a przede wszystkim planując trasę po-kraju, a nie po-mieście.

Rety, czuję się znów jak małe dziecko. Kasia się ze mnie nabija, bo teraz wszyscy do tej Albanii. Wszyscy, bo taniej niż Chorwacja, do której wszyscy kiedyś. Zupełnie mnie to nie obchodzi. Etap uczenia się o miejscu i planowania daje mi już namiastkę przygody. A wszystko mi mówi, że tego mi najbardziej, najbardziej, najbardziej potrzeba. Przygody w wakacje. 

Niespodziewane refleksje zamulonego umysłu

Albo nowy telefon, albo aparat. Kiepskie zdjęcia robi ten mój sprzęt. Udałam się do KCK na spektakl Teatru Tańca. Dwie części były. Zobacz j...