Sunday 26 November 2023

Nie oszaleć

Znów jestem u rodziców. Tym razem trzeba zawieźć tatę na zabieg do szpitala. Powinno być dobrze, co nie? Wiślica tak działa, że robi się dobrze. Ale nie. 

Na to "źle", które jest teraz Wiślica nie zadziała. Może być jeszcze gorzej, bo nagle ja nie mam energii na kompletnie nic, a moje dzieci spędzają całe dnie z telefonami. Wiadomo, moja wina.

Isa mnie nienawidzi. Jest bardzo źle. Ja też w tym jej nienawidzeniu nie umiem w środku zwolnić. Nie umiem się na spokojnie odnieść. Chyba jest gorzej, ledwo funkcjonuję.

Zawsze jej ufałam i nigdy nie kontrolowałam. Nie sprawdzałam niczego. Aż do teraz. Mesendżęry wygrywają ze wszystkim co jest ważne, wiersze, sprawdziany, projekty. Nic. Zaczęłam więc zabierać telefon, żeby miała czas odrabiać lekcje, sama nie umie się przestawić. Kłócimy się. W końcu wychodzi z domu bez telefonu, trzaskając drzwiami i mówiąc Ciekawe skąd będziesz wiedziała, gdzie jestem.

Sprawdzę, myślę sobie, sprawdzę co się dzieje, poczytam mesandżera, bo nie potrafię zrozumieć dlaczego moje dziecko mnie nienawidzi do porzygania.  Nienawidzi okej, taki wiek, do porzygania, no nie, tego nie zaakaceptuję. Facebook na laptopie wylogowany. Nadal nic nie wiem. Kilka dni później siadam do komputera, hm, nie wylogowała się z Fb. Czytam i nie wierzę w to, co tam widzę, i nie wiem, czy mam się wydzierać, czy mam płakać, czy mam się zakopać zwinięta w kłębek, czy mam działać. Nie mam siły. Znów się kłócimy. Jest źle. Myślę, że nic nie zadziała, ale jednak rozmawiam, opowiadam, tłumaczę, staram się pokazać moją perspektywę.

Nienawidzi mnie.

Do mamy przywożę pigwę, com ją w prezencie dostała od zaprzyjaźnionej pani ze świetlicy. Trzeba ją skroić, zasypać cukrem, doprowadzić do puszczenia soku, potem w słoiki i do herbaty. Kiedyś, w moim starym życiu wieczorna herbata była dobrym rytuałem. Teraz nie istnieje. Czasem mi się trafi, ale moja pamięć ciała przypomina mi, że "czasem trafi" to za mało.

Po powrocie ze szpitala, wieczorem, Isa pyta, czy mi pokroić pigwę, a planowałam na niedzielę rano. Dobrze dziecko, zrobię pigwę z Tobą. Kroimy, gadamy, opowiada mi. O tym, że boi się, że się zmienia, a ja nie zaakceptuję tej zmiany.

I nie wiem, co mam powiedzieć. Bo powinnam rzec, że ją kocham i nic tego nie zmieni i akceptuję ją taka jaka jest. Z drugiej strony jak mogę akceptować zmiany, w których w jej życiu pojawiają się znajomi, którzy zamiast w górę, ciągną ją w dół. 

Nie chcę z tobą już rozmawiać. I idzie na górę. Tak się kończy nasza rozmowa i nasze wspólne krojenie pigwy. 

Czuję jednak, że coś się rusza. Że nienawiść jest trochę mniejsza, albo trudno jej zaakceptować to, że mnie nienawidzi. 

Co dalej. Co zrobić, żeby chciała więcej. Nie chodzi wcale o to, żeby była słodkim dzieciątkiem. Nigdy nie była. Zawsze była buntowniczką, dwuletnią, ośmioletnią, a potem jeszcze bardziej. Takie mi się zadanie trafiło jako matce, znaleźć siłę, żeby jej pomóc przez to przejść i nie oszaleć. Tylko. Gdzie ja mam szukać mojego "nie oszaleć".


Niespodziewane refleksje zamulonego umysłu

Albo nowy telefon, albo aparat. Kiepskie zdjęcia robi ten mój sprzęt. Udałam się do KCK na spektakl Teatru Tańca. Dwie części były. Zobacz j...