Mamo, przeprowadzę się do Ciebie.
Słucham?
No, przeprowadzę się do Ciebie, będziemy razem oglądać popołudniu politykę, a wieczorami coś innego. Tak jak wtedy.
Słucham?
A moja matka jest przygłucha, TV na full, ale nie tak głucha, żeby nie słyszeć, jak będąc obok niej, kończąc jeść obiad, w sentymencie słoikowym, zastanawiam się, jak fajnie z nią było te 6 lat temu.
Z drugiej strony, to bardzo dobrze, że mnie nie chce. Że woli sama. Zdrowo.
Wszystko to przy obiedzie z trzema różnymi sałatkami w słoikach z piwnicy. Przypomniały mi czasy, kiedy siedziałam z nią przez rok.
Na Wszystkich Świętych zjechali się goście, jak co roku. Tacy, co widzę ich raz do roku. Dobra okazja do słuchania. Wiktoria z Tymkiem też przyjechali. A kto jest w tych studzienkach? zapytała Wiki, rozstawiając znicze na grobach pierwszy chyba raz świadomie. Kolejny rok obiecuję sobie, że w tym roku już na pewno przygotuję zestawienie, w którym będzie kto, czyj mąż, czyja żona, czyj rodzic, co lubił (może się dowiem), jaki był, czy był szczęśliwy, jakie miał marzenia. Żebym mogła już prawdziwie opowiadać o pradziadku Piotrze, który utalentowanym stolarzem był, a o którym opowiedziałam dzieciom, że kto wie, może chciał być astronautą i teraz wraz z prababcią Marianną, z domu Hajek lata sobie wśród gwiazd. Tak, żeby Leon nie musiał opowiadać swojej ciotce, że ona (moja mama) nie wierzy. Nie wierzy w niebo. Ale nie mów dziadkowi, lepiej żeby nie wiedział.
A dziadek robi się jakiś sentymentalny. Goście przyjeżdżają, otwieram dom, otwieram lodówkę, otwieram serce.