Monday 1 November 2010

Halowin


Poniedzialki sa fajniejsze od niedziel tylko wtedy, gdy niedziele spedza sie bez meza, a w poniedzialek nie boli glowa. W innym przypadku poniedzialki sa niefajne.
Od przedpoludnia bolala mnie dzis glowa, chyba migrenowo, ale zadna przyjemnosc.

Wekend rodzinny. W sobote urodziny Honey, na ktore poszlismy z Donalem, Hossie byl w pracy. Siedzielismy tam do 21 i musze powiedziec, ze nawet bylo sympatycznie. Iska skakala na dmuchanym zamku, nie obzarlysmy sie slodyczy i smieci, tylko smierdzialam papierochami, bo nikomu nie chcialo sie wychodzic na dwor.
Donal zostal na noc.
Niedziela miala byc z ciocia Gatti i wujkiem Jarkiem, ale z powodu halowina odwolali spotkanie-wujek wypil za duzo piw poprzedniej nocy. A tak sie ladnie przygotowalismy. Miala byz zupa z butternut squasha, pyszna, bo zrobilam :) i zapiekanka z sera i innych dobroci na lunch. Iska miala sukienke Malej Czarownicy i byly slodycze dla ewentualnej napasci ze strony naszej malej sasiadki Eluli Ololi Ululi (Elen). Zrobilam takze ciasto czekoladowe, bo zachcialo mi sie czegos do kawy, ale takiego do skubania, nic szczegolnego. Szybkie i proste. Izie bardzo smakowalo, dzis tez. Do tego stopnia, ze w czasie gotowania mleka przyszla do kuchni, powiedziala mniamniam, poczym oznajmila, ze ona chce kejk.
Mamy jeszcze jedno slowo, na ptaszka, ale nie moge sobie przypomniec jak ona to mowi, prosilam ja dzis kilka razy i w koncu po setnym razie odechcialo jej sie powtarzac. Nie zapisalam niestety.

A mowilam wam jak Iska nakrzyczala na kaloryfer? Ogrzewanie bylo wlaczone, niechcacy dotknela, wyciagnela palec i zaczela swoje dulurubukanapasefu, nu nu nu. Biedny kaloryfer, takie gadanie tylko dlatego, ze byl za goracy.

Musze przyznac, ze mam superowa corke.

Niespodziewane refleksje zamulonego umysłu

Albo nowy telefon, albo aparat. Kiepskie zdjęcia robi ten mój sprzęt. Udałam się do KCK na spektakl Teatru Tańca. Dwie części były. Zobacz j...