Pociagi sa fajne, a pan maszynista jeszcze fajniejszy. Wracalysmy wczoraj do domu z Michalem i jego corka Michalinka, ze Slowacji sa, i jak zwykle dla nich stanalismy na wiadukcie, zeby na pociag popatrzec. I w koncu sie doczekalismy, i pociag ruszyl, zrobil czu czu, pan nam pomachal i pojechal. Jak fajnie byc dzieckiem, wszyscy cie lubia wszyscy sa dla ciebie mili. W kazdym razie tak to wyglada.
A dzis milaysmy calkiem mily dzien. Doszlam do wniosku, ze nie moge siedziec w niedziele w domu, bo bardzo zle na mnie to wplywa. Nie lubie niedzieli. Kiedys jej nie lubilam, bo trzeba bylo sprawdzac prace domowa i uczyc sie historii i biologii, bo jakims cudem zawsze wypadaly w poniedzialek. Teraz jej nie lubie, bo Hoss jt w pracy i czuje sie wyjatkowo samotna. Pewnie dlatego, ze nie mozemy zrobic rzeczy, ktore kazda normalna rodzina robi wlasnie w niedziele.
Zabralysmy sie rano pociagiem na Wimbledon, na msze do polskiego kosciola i na lunch z Hossem. Poniewaz w kosciele tym jeszcze nie bylam to nie wiedzialam, ze tyle bede musiala isc, jak zawsze. Po obiadku wrocilysmy do domu,no i ... Izunia nie spala po drodze. Mialam znow wieczor dla siebie. Szybko, co zrobilam ja: 1. podszylam zaslonki Leone, ktore lezaly u mnie od tygodnia ( forma zaplaty za zestaw slicznych ubranek dla Iss po Elen), 2. uszylam poszewke na jasia z resztek materialu, co zostaly po zaslonkach, ktore szylam juz dawno temu, 3. porobilam na szydelku kolderke dla Lali ( lala nadal nie lubi sie ubierac, wiec jak ja zabieramy na hustawki strasznie marznie w wozku) 4. popatrzylam na x factora.
No, a teraz Isabela.
W kosciele byla bardzo bardzo grzeczna, gadala sobie, nie biegala i spiewala glosniej niz zawodzace paniusie. Troszke sie zmeczyla u taty i przestarszyla sie Sherifa, meza z Egiptu ( na jego slubie z Sophie, przyjaciolka Hossa bylismy w zeszlym roku). Hoss mowi, ze jeszcze nie widzial, zeby tak sie bala. Jakby ja porazil prad. Prawie krzyczala, ze chce juz wyjsc jak do niej podeszlam.
W drodze do domu spotkalysmy kotka. Koti, koti byl bardzo spragniony glaskania, bo sie lasil, a Isa byla wniebowzieta. Up, up koti, koti koti, tam, komon, komon. Chyba nikomu nie musze tlumaczyc o co prosila mala Isa malego, rudego kotka.
Ze slownika Iss:
Oj, jak na przyklad lala wpadnie do do wanny, albo cos z raczki wypadnie.
Kupu kupka, tak?
Ooooo, poprawne zdziwienie w bardzo odpowiednich momentach.
I jeszcze widzialam dzis pana podobnego do Brada Pitta. I jakos tak mi przeszlo przez glowe, ze ach jaki on byl kiedys piekny i mlody, jaki slodki i jaki naj naj. I nawet jak sie stary robi nadal piekny zostaje. A my jakos sie nie starzejemy.
I jakos tak dobrze jt. Z Isa co spi w lozeczku.
Saturday 23 October 2010
Niespodziewane refleksje zamulonego umysłu
Albo nowy telefon, albo aparat. Kiepskie zdjęcia robi ten mój sprzęt. Udałam się do KCK na spektakl Teatru Tańca. Dwie części były. Zobacz j...
-
Przeżyłam kolejne wielkie wydarzenie w życiu moich dzieci, przede wszystkim syna, ale też i moim, bo na przygotowanie miałam troszkę ponad t...
-
Zapomniałam, jakżeż mogłam była. Jakżeż. Zapomniałam, że miał miejsce szkolny bal Wszystkich Świętych. Dla tych, którzy nie chcą i nie lubi...
-
Urodziny Leonka zbiegły się w czasie z uroczystością ślubowania i pasowania na uczennicę Isabeli. Przygotowania do ślubowania zaczęły się j...