Saturday 23 October 2010

Ciepla niedziela

Pociagi sa fajne, a pan maszynista jeszcze fajniejszy. Wracalysmy wczoraj do domu z Michalem i jego corka Michalinka, ze Slowacji sa, i jak zwykle dla nich stanalismy na wiadukcie, zeby na pociag popatrzec. I w koncu sie doczekalismy, i pociag ruszyl, zrobil czu czu, pan nam pomachal i pojechal. Jak fajnie byc dzieckiem, wszyscy cie lubia wszyscy sa dla ciebie mili. W kazdym razie tak to wyglada.
A dzis milaysmy calkiem mily dzien. Doszlam do wniosku, ze nie moge siedziec w niedziele w domu, bo bardzo zle na mnie to wplywa. Nie lubie niedzieli. Kiedys jej nie lubilam, bo trzeba bylo sprawdzac prace domowa i uczyc sie historii i biologii, bo jakims cudem zawsze wypadaly w poniedzialek. Teraz jej nie lubie, bo Hoss jt w pracy i czuje sie wyjatkowo samotna. Pewnie dlatego, ze nie mozemy zrobic rzeczy, ktore kazda normalna rodzina robi wlasnie w niedziele.
Zabralysmy sie rano pociagiem na Wimbledon, na msze do polskiego kosciola i na lunch z Hossem. Poniewaz w kosciele tym jeszcze nie bylam to nie wiedzialam, ze tyle bede musiala isc, jak zawsze. Po obiadku wrocilysmy do domu,no i ... Izunia nie spala po drodze. Mialam znow wieczor dla siebie. Szybko, co zrobilam ja: 1. podszylam zaslonki Leone, ktore lezaly u mnie od tygodnia ( forma zaplaty za zestaw slicznych ubranek dla Iss po Elen), 2. uszylam poszewke na jasia z resztek materialu, co zostaly po zaslonkach, ktore szylam juz dawno temu, 3. porobilam na szydelku kolderke dla Lali ( lala nadal nie lubi sie ubierac, wiec jak ja zabieramy na hustawki strasznie marznie w wozku) 4. popatrzylam na x factora.

No, a teraz Isabela.
W kosciele byla bardzo bardzo grzeczna, gadala sobie, nie biegala i spiewala glosniej niz zawodzace paniusie. Troszke sie zmeczyla u taty i przestarszyla sie Sherifa, meza z Egiptu ( na jego slubie z Sophie, przyjaciolka Hossa bylismy w zeszlym roku). Hoss mowi, ze jeszcze nie widzial, zeby tak sie bala. Jakby ja porazil prad. Prawie krzyczala, ze chce juz wyjsc jak do niej podeszlam.
W drodze do domu spotkalysmy kotka. Koti, koti byl bardzo spragniony glaskania, bo sie lasil, a Isa byla wniebowzieta. Up, up koti, koti koti, tam, komon, komon. Chyba nikomu nie musze tlumaczyc o co prosila mala Isa malego, rudego kotka.

Ze slownika Iss:
Oj, jak na przyklad lala wpadnie do do wanny, albo cos z raczki wypadnie.
Kupu kupka, tak?
Ooooo, poprawne zdziwienie w bardzo odpowiednich momentach.

I jeszcze widzialam dzis pana podobnego do Brada Pitta. I jakos tak mi przeszlo przez glowe, ze ach jaki on byl kiedys piekny i mlody, jaki slodki i jaki naj naj. I nawet jak sie stary robi nadal piekny zostaje. A my jakos sie nie starzejemy.
I jakos tak dobrze jt. Z Isa co spi w lozeczku.

Niespodziewane refleksje zamulonego umysłu

Albo nowy telefon, albo aparat. Kiepskie zdjęcia robi ten mój sprzęt. Udałam się do KCK na spektakl Teatru Tańca. Dwie części były. Zobacz j...