Wednesday 21 July 2010

Berlin

Wrocilismy z Berlina dzis wieczorem.
Bilans:
  1. Smoczek zgubiony-raz.
  2. Smoczek kupiony-razy dwa.
  3. Smoczek nowy zgubiony-raz.
  4. Tygrysek zgubiony-raz.
  5. Sandalek zgubiony-raz. Tym razem to moja wina. Wcisnelam je pod wozek i myslalam, ze jak nie beda na stopach mojej Corki, to beda bezpieczne. Okazuje sie, ze sie mylilam.
  6. Pamiatka z Berlina, brazowa kaczuszka kapielowa, zostawiona w samolocie. Jak to sie stalo tez nie wiem. Troszke szkoda, bo kapielowych zabawek nigdy dosc. Isa lubi sie kapac z wieloma zabawakami, im bardziej pluszowe, tym kapiel przyjemniejsza:). Zdarzylo jej sie kiedys wrzucic chodniczek lazienkowy i dwa male, ktore ma w pokoju.
Isa to mala podrozniczka. Marudzila tylko dlatego, ze byla glodna, smiala sie caly czas i machala do obcych ludzi. Podejrzewam,ze podobal jej sie nasz 4*hotel. Tak, tak, moj przyszly maz burzuj nie mieszka w innych hotelach podczas swoich weekendowych wypadow. W kazdym razie nie korzystal z uslug innych za czasow kawalerstwa, kiedy to sie z Donalem bujal. Inna sprawa, ze naszemu hotelowi do 4* bylo dosyc daleko.

Czego nauczylo sie moje dziecko:
  1. Chodzi i powtarza OKEY, poczym plynnie przechodzi do "agie" (cokolwiek ma przy tym na mysli).
  2. Karmi swoje lalki lyzeczka i pyta czy chca more. Takze migajac.
  3. Najpiekniejsze ptaki na swiecie to pingwiny. I robia wiii i kiwaja sie na boki jak chodza.
  4. A malpa robi "u u u".
  5. A foka to pies. W jej jezyku migowym.
  6. Do zwierzat, ktorych sie boimy nie trzeba podchodzic. Wystarczy pomachac im "papa-do widzenia" na dzien dobry.
  7. Ptaszki, ktore przylatuja do stolika zostana dluzej, jesli tylko rzuci sie im troszke pysznego ciasta z owocami.
  8. I makaron z kurczaczkiem najlepiej je sie wielka lyzka.
Za to ja stracilam zainteresowanie robieniem zdjec. Hoss szalal z kamera a jedno ujecie katedry to zdecydowanie za malo. Ja tylko sprawdzalam czy slonce nie za mocno swieci na moje dziecko, czy jeszcze wytrzyma zanim zdecydujemy sie z Hossem gdzie bedziemy jesc ( tak, to mamy na pewno wspolne) i czy juz ma dosc kilemetrow jakie robi siedzac w wozku. Pewnie dlatego zgodzilam sie na zoo we wtorek rano. Chocby nie wiem jaka byla grzeczna podrozniczka tez ma swoje granice cierpliwosci. Calkiem szerokie. A ja, o dziwota, odpoczelam.

W poniedzialek wstalismy o 3 rano, samolot o 6:50 a potem caly dzien chodzenia. Nasz hotel byl jakies pol godziny od centrum bardzo szybkim tempem a ani razu nie jechalismy pociagiem, wiec sama sie zdziwilam, kiedy nastepnego dnia obudzilam sie tylko z bolem miesni nog. Isa byla laskawa, obudzila mnie ok 8 rano, a to sukces. Potem szybkie sniadanie w hotelu, za ktore kazali nam zaplacic, chociaz na wstepie powiedzieli, ze mamy spanie ze sniadaniem. To i zrobilam sobie drugie sniadanie. A co! Jak place to niech chociaz wiem za co. A potem znow chodzenie.

Berlin ma zoo, z misiem, ktory chodzi w kolko zdenerwowany i z gorylem za szybko, ktory patrzy tak, ze czlowiek zastanawia sie jak bardzo jest w tej swojej klatce nieszczesliwy. I dlaczego inni tego nie widza. W zoo sa tez ptaszki (tatki) wszelakie i pingwiny.
Berlin ma jedna dluga, szeroka aleje, ktora zaczyna sie Brama Brandenburska i Reichstag a prowadzi do Katedry Berlinskiej, obsesyjnie fotografowanej przez Hossa. Zaraz za tym jest duzy, pusty wedlug przewodnika plac, z wieza telewizyjna a obok odbudowana sredniowieczna czesc Berlina. I jak tylko wejdzie sie wglab znajdzie sie cala mase urokliwych miejsc, ktore z Berlinem kojarzyc sie przeciez nie powinny. A jednak.
Uznalismy z Hossem, ze poniewaz centrum wyglada jak plac budowy, warto byloby przyleciec jeszcze raz za jakies 5 lat. I nie moge sie nie zgodzic.
Jest jeszcze rzeka, a nad nia puby z lezakami i puby-plaze w centrum miasta, wcale nie nad rzeka. Na przyklad Checkpoint Charlie, atrakcyjne pod wzgledem historycznym miejsce, a ja cyk, cyk, zdjecie plazy robie.
I jeszcze duze misie porozrzucane po calym miescie, myslimy, ze to jakies artystyczne przesiewziecie. Takiego misia mozna kupic w sklepie z pamiatkami za jedyne 59.99 Euro. Wlasciwie misie uswiadomily mi, ze moze powinnam jednak troche skupic sie na patrzeniu na miejsca tak, zeby chciec miec je na zdjeciach. Bo misie byly rozne, a ja mam tylko 4 na zdjeciach.

I wrocilismy do naszej rutyny, ale nie na dlugo. Za 5 dni lecimy do Babci, Dziadka, Cioci Izy i Cioci Kani (Kaka, Kaki).

A na zakonczenie.
-Mamo, czy to normalne, ze 14-to miesieczna dziewczynka zaklada buty swojej mamy i paraduje po mieszkaniu?
-Coz, jak matka nie jest elegantka to corka musi.

Dobranoc.

Niespodziewane refleksje zamulonego umysłu

Albo nowy telefon, albo aparat. Kiepskie zdjęcia robi ten mój sprzęt. Udałam się do KCK na spektakl Teatru Tańca. Dwie części były. Zobacz j...