Saturday 14 August 2010

Zawał serca

Siadłam sobie przy komputerze, napiszę coś, myślę sobie. Nagle słyszę płacz Iss, pewnie się obudziła, myślę sobie. Schodzę więc na dół, bo tam mamy nasz pokoik, a jej w łóżku nie ma. Znalazłam ją na podwórku, taka podróżnika. Obudziła się i nie chciało jej się leżeć już. Parę dni temu zrobiła to samo, tyle że weszła na pierwsze półpiętro.

Poza tym życie w Wiślicy to sielanka. Ciepło, słonecznie, ogródek, na spacer nie trzeba się szykować, raj na ziemi dla mojej córki. Pierwsza rzecz po otwarciu oczy to kręcenie paluszkami, znak, że ma ochotę na spacer. Po co śniadanie, ubieranie się i wszystkie te nudne sprawy, kiedy świat na zewnątrz jt taki interesujący, są kotki (sztuk 6, w tym dwa maluszki), piesek i może nawet uda się spotkać dziadka z brodą. Tak, życie jt piękne.

Czasem tak sobie myślę, że jednak mogłabym przez jakiś czas być dzieckiem.
No bo jak nie jtem to mam urwanie głowy. Chodzę zmęczona, nie dosypiam i dopinam ślub i wesele.
Głupi ksiądz powiedział, ze on musi zobaczyć Hossa w środę albo czwartek przed ślubem. Po co nie wiem, bo twierdzi, że piątek to już za późno. Chyba postawię go przed faktem dokonanym i się nie pojawię aż do piątku.

Minęło juz ponad dwa tygodnie, a ja nie bardzo wiem na co. Isa pewnie wie. No może pomijając ostatnie 4 dni, bo chora. Ma zapalenie oskrzeli, więc marudzi i na nic oprócz mnie nie ma ochoty. O, ja też już wiem, gdzie mam ostatnie parę dni. Z moim dzieckiem, wyjątkowo. Bo tak to oddaję ją na wychowanie Kani, matce chrzestnej. Kochają się bardzo i nie przeszkadza im, że ja uciekam. A nie, skłamałabym. Jak Kania gotuje obiad ktoś musi przejąc Iss, i robię to ja, choć nie zawsze.

Jak pięknie żyć w wielopokoleniowej rodzinie.

Niespodziewane refleksje zamulonego umysłu

Albo nowy telefon, albo aparat. Kiepskie zdjęcia robi ten mój sprzęt. Udałam się do KCK na spektakl Teatru Tańca. Dwie części były. Zobacz j...