Sunday 21 August 2016

Urodziny dziadka, zmienna pogoda i chore brzuchy

Na mój przyjazd moje potomstwo tak się nie cieszy jak na przyjazd wujostwa z Warszawy. Czy Darek już jedzie, a czy ciocia Iza już jest, ale czy oni już są, ale kiedy?
Od połowy tygodnia już tak, zniecierpliwieni.
I nudzi im się doprawdy, bo nas polskie lato nie rozletnia. Że gorąco nie jest, na myśli miałam.
Dobrze, że te koty nadal się kręcą, że jeden to się już nawet prosi, żeby go przytulać. Skąd się taki wziął z całego miotu to ja nie wiem, jak matki się boją, siostry i bracia też. Wprawdzie jest taka jedna, która nie wiadomo czego chce, bo miauczy, ociera się o drzwi, podchodzi, a jak chcę pogłaskać ucieka i widzę, że mimo szczerych chęci, nie może się odważyć.
Ochrzciliśmy Isę Kocią Mamą, bo bez kotów żyć nie może.

W końcu doczekaliśmy się gości z Warszawy w sobotni wieczór. Akurat na imieniny z tańcami, wódką, sałatką i whisky z colą się załapali.
A, no tak, byłabym zapomniała.
Bo na te imieniny Kania cudowała ciasta. I każdy by sobie pomyślał, że te ciasta to może dwa?
To ja opowiem. Jak weszła do kuchni rano, tak wyszła o 20, wyszykowana na imprezę.
Nie, no przesadziłabym mówiąc, że nie siadła, żeby się kawy napić.

Ale, mamy tak:
Nr 1 i nr 2 Malinowa Chmurka. 
Poszła na pierwszy ogień, bo proces skomplikowany, żmudny (przynajmniej tak wygląda z boku, hehe.         Jedna z Chmurek była dla nas "na jutro", druga dla Jubilatki Sąsiadki w prezencie.


Dalej Tarta z białą czekoladą, co ją ciocia Iza wyczaiła na jakimś blogu, a teraz wszędzie furorę robi.
Nie wiem jak się robi, nie dopomogę, jeśli chodzi o przepis.

 W tak zwanym międzyczasie ciocia Kasia zrobiła ciasto Nr 4, Kostkę jakąśtam. Nie pamiętam dokładnie, ale mocno czekoladowa i odrobinę kawowa.

No i zostało nam (?, chyba jej) do zrobienia torcik dla dziadka, w niedzielę akurat przypadały jego urodziny.
Czekoladowo-cytrynowy. Polecam, yhm. Mniam. Leon się w nim zakochał.
 Zanim jednak przyszło nam świętować i dmuchać świeczki z tortu udaliśmy się "na przeciwko", na te tańce.
Tak nas wciągnęły, że spać poszłam kole 2 nad ranem.
A rano wszystkich nas ogarnęła niemoc.
A w planach mieliśmy oczywiście wyprawę nad rzekę, może i ognisko wieczorem.
Dziadek jubilat śpi, albo ukrywa się do południa.
Ciocię Izę boli brzuch.
Wujek Darek chce spać.
Babcia musi gotować rosołek.
Ciocia Kasia musi jej pomagać.
Kto pójdzie z nami nad rzekę?
Całe szczęście namówiłam Darka, on Izę.
Tak nam było:






A potem prawie złapała nas burza. Całe szczęście, że szybko biegamy.
Na skróty.


 I jakoś tak po tym deszczu lepiej wszystkim było i dziadek siłę na dmuchanie świeczek też już miał.


Niespodziewane refleksje zamulonego umysłu

Albo nowy telefon, albo aparat. Kiepskie zdjęcia robi ten mój sprzęt. Udałam się do KCK na spektakl Teatru Tańca. Dwie części były. Zobacz j...