Nowy Rok witałam sama. Dzieci u ojca.
Pracowałam, bo w zeszłym roku miałam wolne.
Bez pośpiechu kupiłam w Biedronce kolację i różowe wino, zamiast szampana. Przyprawę do wieprzowiny, podanej z jabłkami na miodzie i kapustą w soku pomidorowym. Brzmi dziwnie? Było pyszne.
Ale, jak ja nie lubie gotować!
Siedziałam przed telewizorem, przeskakując z kanału na kanał. Przypomniało mi się, jak dobrze jest mi z dziećmi oglądać filmy. Dzielić wspólny czas, być obok siebie.
Przypomniało mi się, że zawsze to lubiłam.
Trochę też pracowałam. Rozmowa zeszła na życie i przetrwanie. Co będzie, jeśli kiedyś nagle zabraknie elektryczności. Dlatego on pojedzie z dziećmi do lasu, będą się uczyć przetrwania.
Nie robię postanowień noworocznych, ale teraz myślę, że może jednak więcej z ludźmi, a mniej z internetem i pracą?
A potem nagle rozpętała się burza fajerwerków, oglądanych z balkonu. No i jakby już był nowy rok.
Jutro jadę po dzieci. Całe szczęście, że nie pociągiem, bo nie wiem, o której wróciłabym do domu, a może kiedy bardziej.
Lądują o 22 w Warszawie. Na pewno nie idziemy do szkoły następnego dnia po powrocie. A wiadomo jak będzie później, ile czasu zajmie mi przestawianie ich na nromalne, szkole funkcjonowanie?
Niespodziewane refleksje zamulonego umysłu
Albo nowy telefon, albo aparat. Kiepskie zdjęcia robi ten mój sprzęt. Udałam się do KCK na spektakl Teatru Tańca. Dwie części były. Zobacz j...
-
Przeżyłam kolejne wielkie wydarzenie w życiu moich dzieci, przede wszystkim syna, ale też i moim, bo na przygotowanie miałam troszkę ponad t...
-
Zapomniałam, jakżeż mogłam była. Jakżeż. Zapomniałam, że miał miejsce szkolny bal Wszystkich Świętych. Dla tych, którzy nie chcą i nie lubi...
-
Urodziny Leonka zbiegły się w czasie z uroczystością ślubowania i pasowania na uczennicę Isabeli. Przygotowania do ślubowania zaczęły się j...