Sunday 17 January 2021

W amoku śniegowego zadziwienia

Nigdzie nie idę. Nie chcę. Muszę? Nigdzie nie idę!

No i tak, tak właśnie wyglądają nasze wyjścia spacerowe, do natury. Nie rwie się to moje dziecko z początku. Potem jej przechodzi, ale cierpliwość moja zużywa się w zastraszającym tempie.

Nie inaczej i tym razem. Śnieg przepiękny, radość rozpiera, pierwszy od tak dawna, zwłaszcza tyle, że na sanki można iść, pierwsze od tak dawna. Leon dawno odziany w spodnie i kurtkę, czeka, jak na chłopa przystało. Nie pomrukuje całe szczęście przy tym znacząco, że się baby spóźniają (proszę, jakie mam wspomnienia z relacji damsko-męskich). Isa marudzi. 

Koniec końców wstała i wyszła. Jak zwykle było dobrze. Może nie super, bo czego tu oczekiwać od marudzącej Isabeli, ale dobrze. A to wystarczy naprawdę. Daje mi to też radość i zadowolonie.

Z drugiej strony. Na sanki nie chce iść, a wariactwa w postaci bosego biegania po śniegu już tak. Czyli o co chodzi? Że nietuzinkowa ta dziewoja już dorastająca? 

Czasami tak idę za nia i sobie myślę, wie i widzi więcej ode mnie. Kiedy to się stało? Pomimo nadmiaru tego więcej, radzi sobie bardzo dobrze. Zniknęły niespodziewane zdenerwowania. W ich miejsce pojawiły się bardziej spodziewane! Z takimi łatwiej sobie już radzić. Na przykład bieganiem boso po śniegu.

A ja, no cóż, szaleńczo uwieczniam śnieg na zdjęciach, wiadomo to, kiedy znów przyjdzie nam na spacer pójść w wielkim śniegu, z Bestią ze Wschodu, jak to ją nazwali w mediach?









Niespodziewane refleksje zamulonego umysłu

Albo nowy telefon, albo aparat. Kiepskie zdjęcia robi ten mój sprzęt. Udałam się do KCK na spektakl Teatru Tańca. Dwie części były. Zobacz j...