...a powinna początkiem roku szkolnego, co nie?
Mamo, gdzie jest Isa?
W szkole.
Nagle do mnie dotarło, że to już. Należy się pogodzić z powrotem do kieratu. Ja tego chyba nie przeżyję.
A nieee, może, jak ich nie będzie w domu, to jakoś tam radę. Plan lekcji mają najlepszy, jaki może być dla matki w domu pracującej, gdyż przez trzy dni nie ma ich razem. Poranki i wczesne ranki z ogromną przestrzenią do zrobienia tego, co ważne, bez marudzenia i chcenia mnie cały czas. Tak, dam radę, będzie dobrze.
(po co mi okładki, nie potrzebuję!!!)
Tymczasem mimo wszystko widzę, że Leon robi się złośliwy jeszcze bardziej.
Widzę do siostry podobieństwo.
I thought him well, pada z kanapy z szelmowskim uśmiechem. Hm.
I dziw aż bierze, że to wszystko zauważam i zapisuję, to znaczy, że może jednak z uważnością na świat bliski i daleki spoglądam, bo kiedy mamę gościmy i na curry idziemy, i opowiadam, jak to dawno się nie widziałyśmy ona patrzy na mnie, jakbym niespełna rozumu była i pyta, czy zdrowam. Bo dzieci niecały tydzień w Kielcach są.
A ja szybko paluszki wyciągam i liczę. Czwartek, początek roku szkolnego, piatek, pierwszy dzień, weekend, poniedziałek, wtorek. Racja! Jeszcze tydzień nie minął. Racja! Jak to się stało, że tydzień odczuwał się jak cały miesiąc?