Takoz i przedstawiam.
Dwa tygodnie spedzilysmy jako nianie, moja corka i ja. Moj maz tez, ale jego nie bylo w domu prawie wcale, bo rzecz jasna pracowal. Pierwszy tydzien to byla masakra. Wyplakalam tyle lez ile nalezy, nazloscilam sie jak trzeba, bo nikt mnie nie sluchal i nikt nie potrafil zrozumiec, ze chory po operacji z biegunka nie powinien jesc kentucky fried chicken, boczku na glebokim tluszczu smazonego, ciastek i eklerkow polanych czekolada. Drugi tydzien byl duzo lepszy. Biegunka przeszla (sprawdzilysmy leki i pacjentka zaczela jesc w koncu duzo lzej), bol powoli ustepowal, to i humor lepszy i ja powodow do narzekan nie mialam. Jedyne Iss ucierpiala, bo nie wychodzilysmy do dzieci, ani do parku. Inna sprawa, ze w czwartek w pierwszym tygodniu miala zapalenie ucha, kt nie doleczylysmy. ( I skonczylo sie na zapaleniu gornych drog oddechowych po powrocie z "wakacji", goraczce 40st, dreszczach i budzeniu sie w nocy). Juz zdrowieje.
No. Wydawaloby sie, ze pobyt w angielskim domu spowoduje rozrost angielskiego slownika mojego dziecka, ale:
- dostala raz mleko, podeszla do dzieciecego stolika, zlapala krzeselko i trzymajac mleko, mowiac tole zlapala stol, albo probowala. W koncu potrzasnela glowa,wzruszyla ramionami, powiedziala tu nie i pomaszerowala do nanny do pokoju tylko z mlekiem i krzeselkiem. obiad sie je przy tole.
- w polsce dziadek uczyl ja zakladac kurtke, tak zeby nie zgubic sweterka. wiem, bo podsluchalam raz, bardzo bylam zdziwiona, ze takie male dziecko takich trudnych rzeczy sie uczy. A teraz sama zakladam jej kuta, mowie-trzymaj rekaw, Iss mowi nieeee (czyli nie puszczaj na razie) a jak juz wlozy kurtke mowi puc.
- siku robi sie do kibelka, bo nocnik to dla malych dziewczynek jt. Biegniemy wiec do lazienki , mowimu NIEEE, zeby jeszcze nie puszczac, powtarzamy czimaj i w koncu siadamy, zeby zrobic siusiu. pielucha to tez przezytek, gwa razy musiala zrobic siku w drodze do domu i straszliwie sie rozplakala. to musi byc przezycie dla takiej malej dziewczynki.